niedziela, 16 lutego 2014

"Alarm Niebieski"


Kolejna zajebiaszcza miniaturka Nox. Dosyć dużo w niej humoru ;)


MINIATURKA W CAŁOŚCI !
ZAPRASZAM DO CZYTANIA ;]

-Draco!
Był późny wieczór. Draco był jeszcze w firmie. Przez otwarte okno wpadało świeże kwietniowe powietrze. Sięgał właśnie po wystygłą kawę, gdy do jego gabinetu wpadł Blaise. Jego oczy błyszczały niepokojem i podekscytowaniem.
-Co się stało? - zapytał Draco, przecierając oczy jak małe dziecko.
Na jego lewej ręce błyszczała obrączka. Był zmęczony. Odkąd wrócił z urlopu tydzień temu w firmie panował chaos i wszystko było na niego głowie.
-Hermiona – zaczął Blaise.
-Co?!
-Hermiona jest w szpitalu. Zaczęła rodzić – powiedział szybko Blaise – chodź, jest przy niej Vati i Terren.
Draco rzucił wszystko i wyszedł z gabinetu zaraz za Blaise' m.
Musieli wyjść z głównego budynku i pójść w jakiś zaułek by móc się deportować do Munga.
-Co z nią? - zapytał zdenerwowany Draco.
Właśnie miało się urodzić jego pierwsze dziecko, miał zostać ojcem.
-Nie wiem, Parvati, była u niej tak jak prosiłeś, żeby nie zostawała sama – relacjonował Blaise – no i się zaczęło. Parvati wzięła ją do Munga, wiesz, że jest tam Terren. Potem wpadła na chwilę do domu i powiedziała, że mam cię ściągnąć i zniknęła. Terren jest z Hermioną, bada ją.
-Kiedy się zaczęło? - zapytał tylko Draco.
-Jakieś dziesięć minut temu.
Wybiegli z budynku i skręcili w lewo. Spojrzeli na siebie krótko i deportowali się w tym samym momencie.

~*~*~*~

Wpadli do św, Munga i Draco od razu podszedł do recepcji. Nie zważał na tłok panujący na korytarzu, ani zazdrosne spojrzenia mężczyzn czy pełne uwielbienia kobiet. Wyszedł w końcu prosto z biura, miał na sobie najlepszy garnitur Armaniego z kolekcji wiosennej.
Gdy podszedł do informacji, dziewczyna siedząca za biurkiem zarumieniła się na jego widok. Była to ładna blondynka, ale Draco nawet nie zwrócił na to uwagi. Czarujący pełen obietnic uśmiech też zignorował.
-W czym mogę panu służyć? - zapytała lekko.
Blaise, który deptał Draco po piętach wywrócił oczami.
-Moja żona została tu przywieziona. Gdzie jest? - zapytał natychmiast blondyn.
Uśmiech spełzł z twarzy recepcjonistki.
-Pana nazwisko? - zapytała już z pełnym profesjonalizmem.
-Malfoy. Hermiona Malfoy – rzucił w roztargnieniu.
Dziewczyna sprawdziła coś w papierach.
-Tak, pani Malfoy jest na Sali Porodowej, zajmuje się nią uzdrowiciel Higgs. Proszę poczekać.
-Gdzie. To. Jest? - wycedził Draco.
-Drugie piętro, sala 35.
Już go nie było, za nim podążał Blaise.

~*~*~*~

Gdy wpadli na drugie piętro zobaczyli Parvati i Pansy, która chodziła niespokojnie po korytarzu.
-Co.. - zaczął Draco, ale zatrzymał się gwałtownie słysząc wrzask Hermiony.
-Draco, Draco – zaczęła Pansy – spokojnie, to normalne przy porodzie.
Draco nie słuchał jej, tylko wszedł do Sali.
Natychmiast podszedł do niego jakiś pielęgniarz.
-Tutaj nie wolno, niech pan poczeka... - powiedział i zaczął go bezceremonialnie wypychać na korytarz.
-To moja żona – warknął Draco - chcę ją zobaczyć.
-Jak się pan nazywa?
-A jakie to ma znaczenie?!
Lekarz, który przewodził zabiegowi podniósł głowę. Na oczy opadły mu blond włosy. W oku oczu pojawiły się lekki zmarszczki.
-Jake – powiedział - wpuść go, to jej mąż.
-Na pewno? Ordynator nie będzie zadowolony jeśli to nie on...
-To moja żona – warknął Draco już wkurzony – Hermiona Jean Granger - Malfoy. Chcę. Ją. Zobaczyć.
Pielęgniarz odsunął się.
-Granger! - zapytał Draco i już był przy jej łóżku, widząc jej nienaturalnie bladą twarz.
Lekarze spojrzeli na niego zdziwieni, kto mówi do żony po nazwisku. I to panieńskim? Draco zignorował to i pochylił się w stronę żony.
Zaciskała powieki i zęby. Widać właśnie chwycił skurz.
-Terren, co z nią? - zapytał nie odrywając od niej wzroku.
-Dobrze, jeszcze kilka skurczy i powinno się zacząć – uspokoił go Terren.
-Granger, słyszysz mnie? - zapytał cicho.
Hermiona obróciła głowę w jego stronę. Jej oczy błyszczały, ale gdy zobaczyła męża pojawił się w nich gniew.
-Nigdy, rozumiesz? - warknęła – nigdy więcej!
-Co? - wykrztusił zdezorientowany Draco.
Odpowiedział mu wrzask.
-Granger... - jęknął bezradny.
-Draco, nic jej nie jest – pocieszał go Terren – to normalne.
-Nigdy więcej – powiedziała z trudem łapiąc powietrze – nigdy więcej mnie nie dotkniesz. Rozumiesz? To Twoja wina!
Miejsce zdezorientowania na twarzy Draco, zastąpił lekki uśmiech.
-Jasne, Granger. Sama będziesz o to błagać.
Dziewczyna powstrzymała kolejny krzyk i walnęła go w ramię.
-Nienawidzę cię.
-Wiem, Słońce – szepnął jej do ucha – jak tylko urodzisz i staniesz na nogi... dziewczyno, żyłem w poście dziewięć miesięcy. To będzie orgia...
Hermiona uśmiechnęła się z trudem.
-Jesteś chory, Malfoy.
-Też Ccę kocham, Tygrysico.
Potem tylko krzyczała z bólu.

~*~*~*~

-Kto jest ojcem?
Na to pytanie poderwali się wszyscy.
Draco został wygoniony z Sali, gdy Hermiona zaczęła rodzić.
Teraz stał razem z Pansy, Parvati, Potterem i Blaise' m nie zdolny nic powiedzieć.
Patrzał na pielęgniarkę trzymającą w ramionach małe zawiniątko.
-Sądzę, że to pan – uśmiechnęła się lekko kobieta i podeszła do niego – pani Malfoy powiedziała, że jej męża nie można przegapić. A więc pan Malfoy?
-Tak – mruknął słabo Draco.
-Proszę – kobieta podała mu zawiniątko – to chłopiec, gratulacje.
Draco wziął niepewnie dziecko i spojrzał na nie. Miało zamknięte oczka i był cały pomarszczony. Kilka włosów na głowie miało odcień mokrej platyny. Paluszki miał mniejsze niż sobie to wyobrażał. Na odsłoniętej szyi było widać dwa malutki pieprzyki w pionie. Dziedzictwo Malfoy' ów.
-Jest taki mały – wyrwało mu się bezwiednie.
-Jest zdrowy – powiedziała pielęgniarka – 3,1 kg i 52 cm. Idealny.
-No, Malfoy – mruknął Harry – masz swojego dziedzica.
Draco nie słuchał go.
Patrzał tylko na dziecko w swoich ramionach i nie mógł uwierzyć, że to jego syn. Jego pierwszy syn. I miał nadzieję, że nie ostatni.
-Hej, mały – szepnął – Granger może mówić co chce, ale jesteś nieodrodnym synem swojego ojca. Malfoy Junior. Scorpius Draco Malfoy.
Nagle o czymś sobie przypomniał.
-Co z Granger?
Pielęgniarka spojrzała na niego pytająco.
-Chodzi mu o żonę – mruknęła Pansy, kręcąc głową nad głupotą Draco.
-Dobrze, musi odpocząć, zaraz zostanie przeniesiona na salę ogólną.
-Mogę ją zobaczyć?
-Oczywiście, tylko proszę mi dać dziecko. Musi zostać umyte i przebadane – powiedziała spokojnie pielęgniarka – Przyniosę go do matki, proszę się nie bać.
-Dobrze.
-I panie Malfoy, doktor Higgs prosiłby zajrzał pan do jego gabinetu. To drugi gabinet na lewo w następnym korytarzu.
-Wiem gdzie to jest, dziękuję, siostro – skinął głową Draco i oddał jej dziecko.
Kobieta uśmiechnęła się, skinęła głową reszcie i odeszła.
-Pójdziemy już, Draco – powiedziała cicho Pansy – poradzisz sobie?
-Jasne – powiedział w roztargnieniu blondyn.
-Wpadniemy jutro – dodał Blaise.
Draco uścisnął szybko rękę jemu i Harry' emu. Nie obyło się przy tym bez gratulacji. Pocałował Pansy w policzek, uścisnął Parvati dziękując jej za opieką nad Hermioną i został sam.
Szybkim krokiem poszedł w stronę gabinetu.

~*~*~*~

-Terren? - zapytał otwierając drzwi.
Przy biurku siedział blondyn ze znużeniem pocierając oczy.
-Wejdź, Draco – powiedział cicho.
-Stało się coś? - zapytał zaniepokojony Draco, siadając na przeciwko niego.
-Nie, jestem zmęczony po dyżurze – mruknął Terren i wyciągnął z biurka butelkę Ognistej – nie obrazisz się, co?
-Nie, ale wybacz nie napiję się z tobą, zaraz chcę iść do Granger.
-Wiem – powiedział Terren i nalał sobie pełną szklankę – chcę ci tylko powiedzieć, że Hermiona będzie osłabiona po porodzie. Nie, nic jej nie jest – dodał szybko widząc minę Draco – to normalne. Jeśli dalej będzie miała swoje humorki to wytrzymaj to. To się zdarza po porodzie, szczególnie pierwszym. I przez następne trzy miesiące masz się do niej nie zbliżać...
-Co?! - jęknął Draco.
-Przykro mi, stary – uśmiechnął się lekko Terren – ale przed porodem musieliśmy wykonać standardowe cięcie...
-Terren, mógłbyś mówić tak, żebym zrozumiał?
-Oczywiście, wybacz. Hermiona jest bardzo szczupła, więc przed urodzeniem musieliśmy naciąć jej pochwę. I nie zaczynaj wrzeszczeć. Inaczej było by o wiele gorzej.
-Czyli jak? - zapytał Draco.
-Mam powiedzieć tak żebyś rozumiał i zabrzmi to gruboskórnie czy slangiem lekarzy?
-Żebym zrozumiał.
-Okej, po prostu w czasie porodu pochwa rozszerza się i może nastąpić rozerwanie, dlatego każdą kobietę trzeba naciąć...
Draco uniósł brew.
-No dobra -westchnął Terren – co się stanie jak spróbujesz przecisnąć arbuza przez otwór wielkości cytryny?
-Rozerwie się.
-Bingo, geniuszu. Nie będę ci tego dalej tłumaczył, bo nie mam na to siły. Daj jej spokój na trzy miesiące, znoś jej humory, jeśli będzie je miała i powstrzymaj się przed robieniem kolejnych dzieci przez następne dwa lata i będzie dobrze.
-Czemu dwa lata?
-Bo Hermiona musi się ogarnąć i jej macica musi wrócić do normalnych rozmiarów. A teraz wypad!
-Dzięki- mruknął z sarkazmem Draco, ale wstał posłusznie.
-Gdzie będzie Hermiona? - zapytał.
-Na czwartym piętrze. Zatrzymamy ją przez dwa dni i potem możesz ją zabrać do domu, jakby coś było nie tak to daj znać.
-Okej, dzięki, Terren.
-Jasne, a teraz daj mi pracować.



3 komentarze:

  1. Nox pisze genialne miniaturki!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabrakło mi końcówki, właściwie sama nie wiem czego mi brakuje, ale miniaturka bardzo dobra i mam nadzieję, że będziej częściej dodawać tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sie przewijam przez tego bloga jak waz :D

    OdpowiedzUsuń