wtorek, 20 maja 2014

Wyniki Ankiety

Z racji tego ,że :


45 osób głosowało na Tak

3 na NIE 

Zrobię konkurs na bloga miesiąca ;)

Zacznę już dzisiaj ,ponieważ do końca maja już niewiele dni ;p

1. Można zgłosić 3-5 blogów .
2. Podać link do bloga i autora .
3. Wysłać na e-maila anika-th@wp.pl
4. Zgłaszać blogi można do 30 maja.
5. 31 zrobię ankietę z blogami które najczęściej będą się powtarzały .

Myślę ,że to wszystko ;) jeżeli o czymś zapomniałam to piszcie ;)








"Trójkąt równoboczny"


Opowiadanie przeczytane wczoraj ;) Tytuł mówi sam za siebie. Nie jest to typowe Dramione ;p

A Drarry , Harmione i Dramione ;) Ogólnie nie przepadam za Drarry ,ale w tym przypadku opłacało się to przeczytać ;]

U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**



http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=18879

Tytuł: "Trójkąt równoboczny"
Autor: BoleslawPrus
Czasy: 10 lat po wojnie 
Status: ZAKOŃCZONA

Fragment Opowiadania :

"... – Jak to, skończył się Johnnie?!
– Normalnie. Cały wyżłopałeś. Nie musisz się na mnie drzeć, Malfoy. – Hermiona wymachiwała pustą butelką, lekko się chwiejąc.
– Mam złą wiadomość. Zostało tylko ciepłe piwo. – Harry wyszedł z kuchni, niosąc trzy zielone butelki.
– Co!? Nigdy więcej nie będziemy pić w twoim domu, Potter. U mnie jest tyle alkoholu, że mógłbym upić spokojnie pięćdziesiąt osób – marudził Draco.
– U mnie też jest. Tylko, że sam Carlsberg. Co ty chcesz od Carlsberga? Bardzo dobre piwo – oburzał się Harry.
– Jest ciepły, żadne piwo nie może być dobre – ciepłe! Potterrr, co z ciebie za gospodarz.
– Zapomniałem wsadzić je do lodówki. Nie moja wina…
– A czyja? Potterrrr, jesteś beznadziejny. – Draco czerpał dziwną satysfakcję, przeciągając głoskę „r” w nazwisku Gryfona.
– Zamknijcie się! – Tupnęła bosą stopą Hermiona. – Jesteście jak dzieci. Daj mi te butelki, Harry. Frigus. – Dotknęła różdżką napojów.
– Granger, jesteś wybawieniem. Jak mogłem zapomnieć o tym zaklęciu? To za co pijemy teraz? – spytał blondyn, uśmiechając się do kobiety, która podała mu piwo.
– Byle nie za części garderoby nauczycieli. – Harry usiadł w fotelu, kładąc nogi na stole.– Nie wiem, Malfoy, co z tobą jest nie tak, że myślisz o gaciach Hooch.
– Moja wina, że za każdym razem, gdy sędziowała nam mecze, leciała nade mną i widziałem jej czerwone stringi? Swoją drogą, powiedz nam, Granger, jak wy kobiety możecie nosić coś tak niewygodnego jak stringi.
– A skąd ty, Malfoy, wiesz, że są niewygodne? – spytała Hermiona, lekko czkając.
– Piję za tę historię – wykrzyknął Harry.
– Znam tę grę, ja też piję za tę historię – dołączyła się Hermiona, entuzjastycznie wnosząc butelkę w geście toastu.
– Macie na myśli grę w „nigdy”?
– Dokładnie tą. Wymiękasz, Malfoy? – zadrwiła Hermiona.
– Oczywiście, że nie. A więc kiedy nosiłem stringi? To był zakład, który przegrałem. Już nie pamiętam o co, Millicenta wygrała i musiałem zrobić striptiz przed damską częścią czwartego roku Hufflepuffu. Nie chcąc być posądzony o ekshibicjonizm, wdziałem pod bokserki omawianą część garderoby. Jako pointę mogę dodać, że tym pokazem miałem udowodnić, że Borsuki są pruderyjne. Niestety się nie udało. Okazało się, że gdyby Milli nie poszła ze mną sprawdzić, czy się przypadkiem nie wycofam, najprawdopodobniej zgwałcono by mnie tam kilkakrotnie.
Harry niemal tarzał się po podłodze. Hermiona osuszała oczy rękawem, ciągle chichocząc.
– To teraz moja kolej na zadanie pytania. Chcecie zacząć łagodnie, czy od razu mogę przejść do hardkorów? – spytał Ślizgon, gdy Harry podniósł się z podłogi.
– Zacznij łagodnie, jestem wciąż zbyt pijany na twoje straszne pytania – odpowiedział Potter, nie zdając sobie sprawy, że jego wypowiedź jest mało logiczna.
– Nigdy nie fantazjowałem o nauczycielu – rzucił blondyn.
Lekko zaczerwieniona Hermiona wzięła mały łyk. Potter pokręcił głową. Draco także się napił.
– Piję za historię Malfoya – wzniósł butelkę w toaście Harry.
– A ja piję za historię Granger. Ja już mówiłem, więc panie przodem.
– Gilderoy Lockhart – wymruczała zarumieniona dziewczyna.
– Co?! Hermiono, mieliśmy wtedy po dwanaście lat!
– Ale ja nie mówię, że robiłam to kiedy on był nauczycielem. Jak byłam trochę starsza to czasami mi się przypomniał. – Zrobiła się całkiem czerwona.
– Przecież on był totalnym idiotą…
– Ale za to jaki miał zgrabny tyłek – dodał blondyn.
– Co!? Malfoy, ty też?
– Jeśli pytasz się mnie, czy to jego mając na myśli, piłem przed chwilą, muszę odpowiedzieć twierdząco. Niestety, poza nim nie mieliśmy nigdy nikogo ciekawego w gronie pedagogicznym.
– Hermiono, przejdź do kolejnego pytania, bo nie chcę więcej o tym słuchać – poprosił Harry, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Nie załamuj się tak. Wyobraź sobie, że Granger mogłaby fantazjować o Snape’ie. To byłoby dopiero obrzydliwe.
– Fuu. Malfoy! Przez ciebie będę miała teraz traumę do końca życia. – Wzdrygnęła się dziewczyna.
– Służę uprzejmie.
– Dobra, teraz moje pytanie. Nigdy nie robiłam „tego” w miejscu publicznym. – Gdy Hermiona skończyła mówić, wszyscy jednocześnie łyknęli piwo.
– Piję za wszystkie historie.
– Łazienka w nocnym klubie – odpowiedziała Hermiona.
– Park w nocy, winda, prysznic na basenie – wyliczył Harry.
– Łazienka w ministerstwie, przebieralnia w sklepie, klasa transmutacji. – Skończył litanię Ślizgon.
– Nigdy nie spałem bez zabezpieczenia... Malfoy, wiesz co to znaczy? – upewnił się Harry.
– Wiem bardzo dobrze. Niestety piję, bo jeden pechowy raz zdarzyło mi się bez eliksiru – żaden z Gryfonów nie zauważył, że Draco na kilka sekund zmarkotniał.
– Ja też piję. Na szczęście nie zaraziłem się wtedy żadnym syfem – stwierdził Harry.
– Bardzo nas ta wiadomość cieszy, Potter. To teraz pytanie w wersji „hard” dla Granger: nigdy nie zniszczyłem żadnej książki. – Zaczął się śmiać, popijając piwo. Harry także chichotał, pijąc. Hermiona zmrużyła oczy, niby obrażona za przytyk, ale nie tknęła alkoholu.
– W takim razie, teraz moje pytanie. Malfoy, potwierdźmy plotki: nigdy nie spałam z osobą tej samej płci – powiedziała Hermiona.
Draco bez zażenowania wypił spory łyk. Harry zrobił to także, ale odrobinę czerwony.
– Chyba nie chcemy znać szczegółów. Harry, twoja kolej – przypomniała dziewczyna.
– Jak to nie chcemy. Ja bardzo chętnie opowiem. – Wyszczerzył się Ślizgon, ale Potter nie dał mu dokończyć, zadając kolejne pytanie:
– Nigdy nie spałem z osobą, której imienia nie znałem.
Cała trójka sięgnęła po płyn.
– Wy mnie chcecie chyba upić. Jeszcze nie było pytania, do którego bym nie pił – poskarżył się blondyn.
– Zauważyliśmy, Malfoy, że twoje życie erotyczne jest bardzo różnorodne. Oszczędź nam tych przechwałek – zripostowała Hermiona.
– Jak sobie pani życzy, panno Granger. Teraz moje pytanie: nigdy nie fantazjowałem o osobie z tego pokoju.
Oboje Gryfoni spłonęli rumieńcem, ale hardo wzięli alkohol do ust. Hermiona uniosła brwi ze zdziwienia, gdy Malfoy powtórzył ich gest.
– Myślę, że to było takie pytanie, że albo wszyscy musimy odpowiedzieć, albo żadne z nas – stwierdziła Hermiona.
– Masz rację. Więc lepiej nie odpowiadajmy, jeśli chcemy móc spojrzeć sobie jutro w oczy – przytaknął gorliwie Harry. Draco tylko wzruszył ramionami.
Nastąpiła chwila krępującej ciszy. Dyskretnie obserwowali się nawzajem i zastanawiali, o kim fantazjowali pozostali.
– Ja idę spać, nie wytrzymam ani chwili dłużej w tej ciasnej sukience. – Hermiona wstała i jednym haustem skończyła swoje piwo. – Dobranoc, panowie.
– Dobranoc, Hermiono – odpowiedział Harry, obserwując jak dziewczyna zbiera swoje buty z podłogi i idzie do łazienki.
– To był znak, że mam już wrócić do domu? – spytał Draco.
– Nie, jak chcesz możesz jeszcze zostać – zapewnił go Potter, próbując powstrzymać ziewnięcie.
– Mam obserwować, jak śpisz? Mało zachęcająca perspektywa. Żegnaj, Potter, sam trafię do drzwi.
– Żegnaj, Malfoy. Do następnego razu.
  Harry, czekając, aż Hermiona zwolni łazienkę, przysypiał na kanapie. Przypominając sobie kolejne sceny z dzisiejszego dnia, uśmiechał się sam do siebie. Stwierdził, że uwielbia tę dwójkę, i że był to jeden z przyjemniejszych wieczór w jego życiu..."

sobota, 17 maja 2014

Filmik "Run away with me?"

Przepiękny filmik Dramione <3

U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**




piątek, 16 maja 2014

"Kłótnia"

Kolejne Drabble xD Dramione *-*



http://hogwart-stories-from-heart.blogspot.com


Powoli zbliżył się do drzwi, przyklejając ucho do dziurki od klucza.
- Szlama!
- Smarkacz!
- Szuja!
- Skurczybyk!
- Szmata!
- Szczur!
- Suka!
- Samolub!
- Szmaciarz!
- Sukinsyn!
Nie mógł uwierzyć, że jego dojrzali rodzice, którzy od zawsze gardzili przekleństwami tak się kłócą. Gwałtownie wkroczył do kuchni i ocenił sytuację. Dorośli jednak nie walczyli, ale bynajmniej czytali gazetę.
BINGO! Pewnym ruchem wyrwał mamie długopis i wpisał kluczowe słowo.
- Skunks – odczytała głośno Hermiona.
- Mój syn! – krzyknął Draco z dumą.
"Obraźliwie na literę ”S”."

- I daj tu dorosłym rozwiązywać krzyżówkę – westchnął Scorpius, wracając do swojego pokoju

"Sugestia"

Nie Dramione,ale musiałam to dodac ;p Drabble ;)


http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=13757


Autor: Somigliana
Tłumacz: Kabanositii

Drabble oczywiście w całości ;)

 " Sugestia "

Jest wysoki, jasnowłosy i przeraźliwie przystojny – jak jego ojciec i dziadek, ale w jego szarych oczach nie ma ani grama goryczy czy lodu. Stoi za blisko, patrząc na nią z młodzieńczą powagą. Ona cofa się, stając w cieniu, a on podąża za nią. I choć tego nie chce, serce bije jej jak oszalałe, podchodząc do gardła, a żołądek zaciska się w supeł.
- Jesteś dzieckiem, Scorpiusie – szepce karcąco, obronnym gestem przyciskając stos notatek do piersi, jakby miały ją chronić. – Powinieneś spotykać się z dziewczyną w swoim wieku. – Z kimś takim jak moja Rose...
- Nie chcę dziewczyny. Ja pragnę kobiety – odpowiada stanowczo chłopak. Jego pełne, młodzieńcze wargi wykrzywiają się w ponurym grymasie. – I jestem pełnoletni, to wiesz – dodaje, przesuwając długim palcem wzdłuż jej ramienia. To muśnięcie wywołuje u niej zimne dreszcze, pełznące jej po skórze, a krew na moment zastyga w jej żyłach.
- Idź do klasy – nakazuje.
- Tak, pani profesor – odpowiada chłopak, przeciągając samogłoski, a na gładkim policzku pojawia się dołeczek, gdy uśmiecha się do niej.
I choć on nie rusza się, blokując jej przejście, Hermiona wymija go i udaje się na zajęcia transmutacji z czwartą klasą, ciągle czując na ramieniu dotyk palców Scorpiusa.


czwartek, 15 maja 2014

" Diebeł nie śpi z byle kim"

Opowiadanie jest świetne . Pełne zagadek i tajemnic ;) Przeczytane dzisiaj .Znajduję się tam równiez 1 miniaturka podzielona na 3 części ;]



http://sladem-snu.blogspot.com/


U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**




Tytuł : "Diabeł nie śpi z byle kim "
Autor: Syntia Black
Czasy: 5 lat po wojnie
Status: AKTUALNE

Fragment Opowiadania :

"...
- Co tu robisz? - Zapytał z nużeniem i stoickim spokojem. 
- Musimy zaczynać. Czym później rozpoznane zaklęcie tym trudniej sobie z nim poradzić. W twoim wypadku jeszcze jest dość wcześnie. Co najmniej tak mi się wydaję. 
- Wydaje ci się, wielkiej Hermionie Granger szefowej czegoś i niczego się tylko wydaje ? - Zapytał z kpiną, najwyraźniej cały jego szacunek do tajemniczej szefowej prysł w momencie rozbicia kieliszków poprzedniego wieczora. 
- Nie muszę Ci się tłumaczyć. Osobiście zajmuję się tylko nielicznymi sprawami, możesz czuć się wyróżniony. - Powiedziała zwięźle. 
- Brakuje Ci nazywania szlamą, taki twój fetysz co Granger. - Powiedział odpalając papierosa. Za to Hermiona cicho prychnęła pod nosem.
- Proszę Cię, dalej nie zajarzyłeś żadna z twoich obelg nie wywarła nawet minimalnego wrażenia. Kiedy nazywałeś mnie szlamą ja już byłam wypruta z emocji tak jak ty teraz. - Dokończyła, a on na chwilę został bez słowa. 
- Przecież zacząłem jak byliśmy w pierwszej klasie, miałaś jedenaście lat ? - Zapytał, i może gdyby nie zaklęcie nawet wykazałby odrobinę współczucia.
- Nie to jest teraz ważne, może kiedyś zasłużysz żeby wiedzieć więcej.  - Widziała jak otwiera usta żeby coś powiedzieć ale w porę mu przerwała. - Trzeba zacząć od czasu. Musimy dokładnie wiedzieć kiedy to się wydarzyło. - Powiedziała i patrzyła w niego wyczekująco. 
- Nie wiem może po wojnie, albo i później. - Opowiedział w końcu, a ona pokiwała głową z dezaprobatą, 
- To nie możliwe, po wojnie byłeś już bez emocji. Szukamy czegoś wcześniej. Napady agresji, płaczu, radości, miłość od pierwszego wejrzenia. Najlepiej wszystko razem, taki moment kulminacji. Zastanów się musiała być choć chwila żebyś czuł się parszywie, a w następnej sekundzie tak jakbyś wypił płynne szczęście. 
- Płacz był przed zabiciem Dumbledora, ale o tym już pewnie wiesz. 
- To nie to. Sam płacz jest ostatnim z etapów zakończenia zaklęcia, Dumbledor lubił czuć się wyjątkowo tak jakby ktoś obdarzył go talentem do wygłaszania jakiś tajemnic, tak na prawdę uwielbiał ujmować banalne rzeczy w jakieś metafory. Płacz miał być symbolem oczyszczenia i wypłukania z siebie wszystkich emocji. - Mówiła z wyraźnym obrzydzeniem, gdy tylko wspominała starego nauczyciela.  
- Nie wiem Granger, nie chce mi się. Idę spać przyjdź jutro. - Powiedział i w tej samej chwili upadł na kolana. Ból który się pojawił już nie promieniował z nadgarstka, ale rozchodził się po całym ciele. Z trudem łapał powietrze. Szybko zrozumiał, że rozmowa się jeszcze nie skończyła. A jej koniec na pewno nie jest zależny od niego.  
- Mogła cię uprzedzić, że z każdym nieposłuszeństwem ból się nasila. - Powiedziała i machnęła dłonią, a Draco poczuł jak z powrotem może swobodnie oddychać. Wstał i odsunął krzesło żeby usiądź koło niej. Rozmowa dopiero się zaczynała. Hermiona podsunęła mu kubek kawy i czekała aż sam do czegoś dojdzie. Dopiero po chwili wpatrywania się w swój kubek, odezwała się cicho.
- Czy tym uczuciem może być zazdrość ? - Spytał a przychodziło mu to z wyraźnym trudem.
- Oczywiście, kiedy? Musisz mi to dokładnie opisać. - Odpowiedziała od razu.
- Pamiętasz te pseudoimpreze u Ślimaka, właściwie uważałem ją za żałosną. Banda lizusów i stary dziad, którzy chcą się bawić w przyjęcia na jakich nigdy nie będą gościć. Jednak w dniu imprezy byłem wściekły z zazdrości. Przez chwile nawet tam byłem,  nie pamiętam po co. Po prostu poszedłem bo czułem, że jak tego nie zrobię to komuś przywalę, albo znowu się rozpłaczę. Na prawdę nie wiem jak wy baby wytrzymujecie te ciągłe płacze. - Skończył i pociągnął kolejny łyk kawy. Nie czuł zażenowania czy krępacji. To co mówił było zależne tylko od jego chęci. Emocji z tym związanych i tak nie było, ale chociaż pierwszy raz wiedział dlaczego ich nie ma. Pewnie gdyby był starym Draco nigdy by się do tego wszystkiego nie przyznał.
- To bardzo możliwe, opis pasuje. Mogę spróbować na tym etapie już wejść w to i trochę poszukać. W najlepszym razie odzyskasz małe przyjemności. Nie będzie to złość czy radość, ale na przykład zadowolenie w minimalnym stopniu, ale jednak. W twojej psychice, kiedy zaklęcie się stabilizowało, powstało coś jakby bariera. Jest ona umiejscowiona w wspomnieniu tym najbardziej intensywnym. Ta przesłona pozwoliła na dalsze działanie czaru bez twojej uwagi. Mogłeś spokojnie swoje zdziwaczenie zwalić na milion rzeczy nie zastanawiając się tak na prawdę o co chodzi. Jeżeli dobrze trafiłeś zniosę chociaż to. To najłatwiejszy etap, następne kosztują już dużo więcej wysiłku. - Powiedziała i już wyciągała różdżkę.
- ej ej zwolnij, skąd wiem że nic nie popsujesz. Poza tym uwierz nie chcesz grzebać w mojej psychice. - Powiedział i przytrzymał ją za dłoń. Hermiona pierw spojrzała na jego rękę, spod koszuli widoczny był jeszcze mroczny znak, wiedziała jakich wspomnień może się spodziewać. Po chwili podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.
- Nic dla ciebie nie znaczę, ale nie tylko ja. Nie zrobię tego wbrew twojej woli. Mam swoje zasady, wolny wybór jest tą podstawową. Zdecyduj się Malfoy. - Powiedziała i nie oderwała od niego wzroku. Wiedziała, że się nie boi bo to niemożliwe.
- Jak coś pójdzie nie tak, albo będę warzywem, Zabij mnie Granger. - Powiedział i puścił jej rękę.
- Zgoda. - Odpowiedziała bez mrugnięcia okiem. Wbrew pozorom ta drobna kobieta miała już wiele istnień na swoim sumieniu. Jedno więcej nie sprawiło by jej kłopotu. Uniosła różdżkę i wypowiedziała długie zaklęcie. Malfoy zdążył załapać, że brzmi trochę jak grecki. Po kolejnym ruchu nadgarstka z różdżki wyleciał snop czarnego światła. Skierowany prosto na Dracona. Jego oczy przybrały ten sam kolor, powoli tracił przytomność. Hermiona była już w jego psychice. Przedzierała się przez wspomnienia szukając właściwego. W końcu znalazła, wymierzając zaklęcie prosto w nie. Draco uderzył o podłogę zaczął się wić z bólu. Nigdy dotąd żadne zaklęcie nie było dla niego tak bolesne. Jego krzyk przedzierał się przez całą posiadłość. Mężczyzna był cały spocony ręce zaciskał tak mocno, że zaczynały krwawić. Po chwili tego niemiłosiernego bólu wszystko ustało. W jednej chwili cały ból odszedł. Zostały tylko rany na dłoniach i odrobina krwi. Nie był w stanie wstać, czuł się ociężały i przytłoczony. Po jego policzkach spływały łzy. Hermiona schyliła się ku niemu i dokładnie przyjrzała."

" (Im)possible "


Przeczytałam już tyle blogów Dramione,że myślałam ,iż nie znajdę już żadnego ciekawego Dramione "w szkole" a tutaj taka miła niespodzianka ;)


U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**



http://im-possible-dramione.blogspot.com/

Tytuł: "(Im)possible"
Autor: Lumossy
Czasy: Hogwart/po wojnie
Status: AKTUALNA

Fragment Opowiadania :

"...
Tymczasem kuzynka najprzystojniejszego Ślizgona w szkole dostała właśnie czkawki ze śmiechu. Siedziała przy stoliku kawowym w pokoju wspólnym prefektów naczelnych i Blaise’a Zabiniego i próbowała pisać wypracowanie, które zadała im McGonagall. Siedzący nieopodal najnowszy mieszkaniec apartamentu na piątym piętrze, wspomniany już Zabini, usilnie jej w tym przeszkadzał, czytając każde napisane przez nią słowo wyniosłym i przemądrzałym głosem dyrektorki.
- Aby transmutować zwierzynę dużą… – grzmiał właśnie nosowo, a Ellie szturchała go w bok za każdy wypowiedziany wyraz, ale rozchichotana była mało przekonująca.
- Oddajcie prochy, ćpuny – warknął Draco, wchodząc do salonu i kopiąc po drodze szafkę.
- Ktoś tu ma świetny humorek – powiedział Blaise głosem McGonagall, na co Ellie wybuchła śmiechem i posławszy mu radosne spojrzenie, zapytała kuzyna słodkim tonem:
- Ktoś ci dał kosza, Smoczusiu?
- Smoczki nie lubią, kiedy ktoś im odmawia – podchwycił Blaise.
- Zieją ogieńkiem.
- Albo kopią szafki.
- Tak, jeśli nie mają ogieńka.
- Dobrze się bawicie? – zirytował się Draco.
- Bardzo – przyznała entuzjastycznie Ellie.
- Wkurzacie mnie – poinformował ich Draco złowrogo i opadł na fotel ze zrezygnowaniem. – Wyrzucę cię stąd, Diable.
Nim Blaise otworzył usta, odezwał się kto inny.
- Nikogo nie będziesz wrzucać – powiedziała Hermiona i wskoczyła od tyłu na kanapę pomiędzy Ellie i Blaise’a.
- Czy ty za mną łazisz?! – wkurzył się Draco.
- Malfoy! – warknęli jednocześnie Blaise i Ellie, mrożąc blondyna spojrzeniem, a Hermiona uśmiechnęła się do niego prowokacyjnie.
- Nic jej nie powiedziałem! – zaparł się Draco, wymachując rękoma w gestach, które miały podkreślić jego wątpliwą niewinność.
- Spróbowałbyś – Blaise zmierzył przyjaciela groźnym spojrzeniem.
Draco wypuścił z irytacją powietrze, napiął mięśnie i wbił wzrok w sufit. Przewrócił oczami, zacisnął szczękę i wysyczał:
- Po czyjej jesteście stronie, zdrajcy?
- Właściwej – odparli natychmiast Blaise i Ellie, spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem. To jednak nie rozładowało wytworzonego pomiędzy trójką nastolatków napięcia. Każda ściana, każdy mebel i najmniejszy ruch, wchłaniał i odbijał ze zdwojoną mocą ich negatywne emocje. Każdy zakątek eleganckiego apartamentu drżał od wytworzonych przez buzujących osiemnastolatków wibracji i było jasne, że ktoś musi przerwać pozorny spokój i ciszę, napiętą i delikatną jak bańka mydlana. Draco wiedział, że ten, kto odważy się wyciągnąć palec i zbić ją koniuszkiem paznokcia, rozsierdzi go do tego stopnia, że straci nad sobą panowanie.
Pytanie tylko, kto to zrobi.
- A ty po czyjej jesteś stronie? – padło na Ellie, co w nieznacznym stopniu zminimalizowało wybuch Draco.
Niestety tylko nieznacznym.
- Staram się być po waszej! – wzburzył się i od razu poczuł jak nadmiar adrenaliny, nerwów, złych emocji i popieprzonej sytuacji z ojcem wypływa z niego z każdym słowem. Spodobało mu się to. – Myślicie, że nie mam własnych problemów?! Nawet swojej opinii wyrazić nie mogę, jeśli się nie zgadza z waszą o naszej cudownej nieczystej?! Bronicie jej, jakby była waszym najważniejszym skarbem, a nie popieprzoną Gryfonką!
- Ale pojechałeś Malfoy – powiedziała bezbarwnie Hermiona, unosząc brew. – Cudowna nieczysta? Popieprzona Gryfonka?
- Mój przyjacielu, ostatnimi czasy twoje riposty nie są za wysokich lotów – przyznał  z grymasem niezadowolenia i zażenowania Blaise.
- Ubolewasz nad tym – podsunęła usłużnie Ellie.
- Ubolewam. Tak.
- Do cholery! – Draco aż poderwał się z fotela. – Dajcie mi się chociaż wkurzyć!
- Dostaniesz zmarszczek – skrzywiła się Ellie.
- Właśnie – podchwycił Blaise. – I Black będzie się wstydzić z tobą pokazywać.
- Ona i tak się z nim nie pokazuje – przypomniała Hermiona, główna strażniczka prawdy i sprawiedliwości. I nauki, ale to w tym momencie mniej istotne.
- Już się wstydzi – wyjaśnił jej Zabini i oskarżycielsko wyciągnął palec w stronę przyjaciela. – Zobacz, Hermionko. Tam. Widzisz?
- Zmarszczki? – upewniła się Hermiona, mrużąc powieki.
- Cokolwiek – wtrąciła się Ellie. – Czy widzisz tam Hermiono cokolwiek oprócz buzującej kupy mięsa?
- I tlenionych kudłów – podsunął Blaise.
Hermiona uniosła brew i skrzywiła się.
- Tlenisz włosy, buzująca kupo mięsa? – zapytała z niesmakiem.
Malfoy wydał z siebie dźwięk pomiędzy jękiem a warknięciem i prychnięciem i przejechał sobie rękoma po twarzy.
- Jasne, że tleni – powiedziała Ellie pewnie.
- Czy inaczej miałby takie… - Blaise zamachał rękoma w poszukiwaniu odpowiedniego słowa. - … blond?
- To takie mugolskie – stwierdziła Hermiona. – Ostatnio zauważyłam, Malfoy, że używasz sporo mugolskich sprzętów. Nie wstyd ci?
Draco odjął dłonie od twarzy i potraktował ją zabójczym spojrzeniem.
- Czy możecie przestać? – zapytał z przesadną uprzejmością, zaciskając szczękę aż do bólu, a widząc, jak Ellie, Blaise i Hermiona jednocześnie otwierają usta, machnął ręką, wstał i szybkim krokiem, tupiąc przesadnie, podszedł do swojego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Echo jego złości rozniosło się falami po apartamencie prefektów naczelnych i Blaise’a Zabiniego. A gdy dotarło do trójki osiemnastolatków, zamiast posępnych i zmieszanych spojrzeń, napotkało głośny śmiech.
***


środa, 14 maja 2014

" Kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Ta da da dam ! Proszę Państwa Epilog ;) Zakończenie będzie zaskakujące ;]


U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**


Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa. [Epilog]

A wszystko miało być tak pięknie! Cholera! Przecież przez ostatni miesiąc moje życie usłane było różami. Ech… tak, to było naprawdę wspaniałe. A szczególnie jedno wydarzenie, w którym to moja ukochana powiedziała „Tak" na naszym jakże prostym, a zarazem niespotykanym ślubie.

- Jak się czujesz, kochanie? – zapytałem ponownie tego dnia, całując ją delikatnie w usta. Hermiona uśmiechnęła się ledwo widocznie, odwzajemniając gest. Merlinie, jak mi tego brakowało!

- Dobrze – odpowiedziała po chwili bardzo cicho, jednak wiedziałem, że jest całkowicie odwrotnie, a ta próbuje mnie tylko w jakiś sposób pocieszyć.

Moja narzeczona obudziła się zaledwie tydzień temu, ale jej stan nadal nie zamierzał się poprawić. A to wszystko przez moją córkę… Uzdrowiciele powiedzieli, że jeżeli Miona całkowicie nie dojdzie do siebie przed porodem, może umrzeć. Straszne… nadal kiedy przychodzą do mnie takie refleksje, zaczynam się trząść niczym osika… Dobra, koniec!

- Kocham cię – powiedziałem raptownie, sprawiając, że dziewczyna zdziwiona podniosła kąciki ust ku górze.

I nagle do głowy wpadł mi pomysł, który okazał się chyba jednym z najlepszych!

- Pobierzmy się dzisiaj – wyparowałem i z uśmiechem patrzyłem jak zmienia się mimika twarzy Hermiony. Otworzyła szeroko oczy, które zaczęły jej błyszczeć dziwnym blaskiem. Jednak to trwało tylko chwilę, ponieważ kiwając głową z niedowierzaniem, parsknęła cicho śmiechem.

- Draco, to nie jest śmieszne. Poza tym teraz jest jeszcze za wcześnie i w ogóle Hayley…

- Ale chciałabyś, tak? – przerwałem jej niegrzecznie, zanim zastanowiłem się dogłębnie, co powiedziałem. To pytanie samo wyleciało mi z ust.

- Oczywiście! – odpowiedziała natychmiast i po raz pierwszy uśmiechnęła się naprawdę szeroko.

Odwzajemniłem gest, po czym przybliżając się do niej powoli, położyłem swoją jedną dłoń na jej policzku, a drugą na dużym już brzuchu. I z błyskiem pożądania w tęczówkach, zniżyłem się tak blisko, że moje wargi prawie dotykały jej. Owionął mnie jej słodki oddech i nie mogąc się już bardziej powstrzymać, mruknąłem zadowolony.

- A czemu nie chcesz teraz? – zapytałem bardzo cicho, szepcząc w jej pełne usta.

- Bo chcę poczekać aż Hayley będzie na tym świecie. I będzie starsza – również szeptała, przełykając głośno ślinę.

- Dla małej będzie chyba lepiej mieć dwójkę ślubnych rodziców, a nie narzeczonych rodziców, prawda? – pytałem cały czas, a widząc niewyraźną minę Hermiony, wiedziałem, że już wygrałem. Nie ma to jak moje wspaniałe intrygi Ślizgona!

- Może, ale przecież się pobierzemy, tylko trochę później…

- Oczywiście, że tak, ale ja gdybym był na miejscu naszej córki, raczej wolałbym od razu urodzić się jako prawdziwe – tutaj specjalnie zaakcentowałem to słowo – dziecko, a nie jak jakaś, no nie wiem, wpadka? – nadal mówiłem i z uśmiechem zobaczyłem, jak ta przybliża do mnie swoje wargi. Spokojnie, Draco, tylko spokój! To ty ją wystawiasz na próbę, a nie ona ciebie! Draco, przestań myśleć tylko o jej wspaniałych, pełnych, smakowitych, poziomkowych ustach, które mógłbyś zacałować na śmierć… Malfoy!

- Wpadka? – zapytała, a w jej oczach pojawił się dziwny blask. – No, może…

- Czyli mam rację, tak?

- Tak.

Ha! Draco Lucjuszu Malfoy, jesteś najbardziej zajebistym facetem, chodzącym po tym zakichanym świecie! Ludzie powinni bić ci pokłony! Tak, tak! Już to nawet widzę! Gdybym mógł to zacząłbym skakać ze szczęścia! Boogie dance, boogie dance!

- Więc warto aż tyle czekać? – W tym momencie już dotykałem jej ust. Zadrżała, przez co mruknąłem cicho. Draco lubić!

- Nie.

I już nie zwracałem na nic uwagi, tylko z mocą wpiłem się w jej usta, które aż mnie wołały. W głowie słyszałem tylko słowa ślizgońskiej piosenki: „Tell me, tell me!" Już dawno jej tak nie całowałem: silnie, a przy okazji wyrażając swoje uczucia. Nie mogłem się powstrzymać, więc bez zbędnych ceregieli włożyłem do środka jej buzi język, bawiąc się z tym należącym do mojej przyszłej żony. Jęknęła cicho, co jeszcze bardziej mnie podnieciło.

- Ej, przestańcie już, no! Normalnie patrzeć się na was nie da! Aż mi coś do żołądka podchodzi! Chociaż nie… teraz poczułem coś innego. Merlinie! Ginny, kochanie! Pomocy!

Oderwaliśmy się od siebie, a kiedy spojrzałem na wizerunek „wspaniałego" Diabełka, zacząłem się śmiać. Boże, czy on się podniecił?

Gdy już miałem się zacząć z niego naigrywać, przyleciały do mnie myśli na temat planu! No tak! A więc, szykujcie się!

„Poczekajcie na mnie. Będę za godzinę", pomyślałem, a Hermiona wysłała mi zdziwione spojrzenie, jednak po chwili pokiwała lekko głową.

Zacząłem już kierować się do wyjścia, gdy do moich uszu dobiegł głośny chichot Czarnego. Uśmiechnąłem się do siebie wrednie.

- A Harry, byłbym zapomniał – powiedziałem, zatrzymując się we framudze drzwi. – Przygotuj się z Libby na bycie świadkami. Wrócę za godzinę, więc macie trochę czasu.

I już mnie nie było. Jednak zanim wyszedłem usłyszałem tylko głośny krzyk radości Ginny, która prawdopodobnie rzuciła się z gratulacjami na moją przyszłą żonę.

No, nie ważne, ponieważ teraz moim jedynym i najważniejszym zadaniem było znalezienie księdza na naszą małą ceremonie.

Wybaczcie, ale reszty nie opiszę. Po prostu nie dam rady, ponieważ zawsze, kiedy przypominam sobie wyraz twarzy mojej żony w trakcie ślubu, nie mogę wydobyć z siebie głosu... Zaczyna mi się zbierać na płacz. Tak, wiem, że jestem facetem i nie powinienem się tak mazać, ale ja już nie wytrzymuję! Jedyne, co trzyma mnie przy życiu, to moja córeczka: Hayley.

Kocham ją z całego serca, pomimo tego, że to właśnie ta mała istotka była bezpośrednią przyczyną śmierci Hermiony.

Minęły trzy dni od naszego szybkiego, ale wspaniałego ślubu, a ja wprost nie potrafiłem zmyć z siebie uśmiechu, który promieniował co najmniej na dwie mile. Ach... jakie to wspaniałe uczucie móc całować swoją ukochaną, wiedząc, że ta z radością odwzajemni gest. Tak było i tym razem, o szóstej dwadzieścia siedem po południu.

Z uwielbieniem wpiłem się w jej zaróżowione usta, które smakowały niczym dojrzałe truskawki z cukrem. Palce lizać! I nadal całując ją z lubością, delikatnie położyłem swoją dłoń na brzuchu Hermiony, żeby móc poczuć także tą małą osóbkę. Zawsze kiedy to robiłem, czułem jak moje dziecko przekręca się w brzuchu. Hayley... Ech, zauważyłem, że coraz częściej zaczynam wyobrażać siebie jako ojca. Już przyjąłem do wiadomości tę cudowną nowinę i szczerze powiem, nie mogę się już doczekać, aby założyć szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Nawet teraz wiem, iż kiedy tylko pierworodna córeczka przybędzie na świat, to stanie się moim – i pewnie nie tylko – oczkiem w głowie. Hayley będzie częścią mojej duszy, bo Hermiona już zajęła się sercem. W każdym razie nie mogę się już doczekać. Znaczy, wiem, iż będzie trzeba w to włożyć wiele wysiłku i pracy, ale sobie poradzimy! Wierzę w nas!

Jest jednak taka jedna rzecz, której koszmarnie się boję, a mianowicie tego, czy moja żona sobie poradzi. Znaczy, nie chodzi mi o wychowanie, bo będzie cudowną matką, ale o sam poród. W końcu jest jeszcze taka słaba… i mam to cholerne przeczucie.

Nagle, jakby na zawołanie, do moich uszu dobiegł jakiś dziwny dźwięk, który kojarzył mi się z jękiem bólu. Natychmiast spojrzałem na Hermionę, która trzymała się za brzuch i z przerażeniem skierowała oczy ku białemu sufitowi.

- Kochanie… - zacząłem i złapałem ją za dłoń, którą ta prędko i bardzo mocno, ścisnęła.

- Boli – powiedziała tylko, a spod jej przymkniętych powiek poleciały słone łzy. Kolejny skurcz był silniejszy, przez co krzyknęła cicho.

I raptownie wszystko zaczęło się walić; a działo się to zaledwie w ułamku paru minut. Maszyna monitorująca czynności życiowe Hemiony zaczęła pikać jak szalona, do pokoju wparowało dwoje uzdrowicieli i pielęgniarka, a ja przed oczami zobaczyłem tylko czerwień, która wypływała nie tylko spod jej rozkraczonych nóg, ale także z ust. Zostałem odepchnięty siłą. Zemdlałem.

Potem, czyli kiedy się obudziłem, było już za późno. Nawet nie zdążyłem się z nią do końca pożegnać… Umarła, kiedy na świecie pojawiła się nasza córeczka. Z tego wszystkiego pamiętam jeszcze tylko moje zachowanie, gdy dowiedziałem się o jej śmierci. Wpadłem w szał i rozwalałem wszystko, co mi wpadło w ręce. Oczywiście dopóki, dopóty nie zobaczyłem – teraz już – mojego dziecka. Zaniemówiłem i rozpłakałem się jak… jak… jak… Do pogrzebu chodziłem, w ogóle żyłem jak duch, jeżeli można tak powiedzieć. Prawie nie spałem, nie jadłem i nie wychodziłem ze swojego nowego domu, który miał być prezentem dla mojej żony. Tylko szkoda, że nie zdążyła go jeszcze rozpakować…

Hayley też nie widziałem, ponieważ moja matka i ojciec zabrali ją do Malfoy Manor, gdzie zajmowali się nią jak prawdziwi dziadkowie. Zresztą Narcyza całkowicie się w niej zakochała. Nie opuszczała i nie opuszcza jej na krok. Jednak ja nie mogłem się przełamać – spojrzeć na nią, dotknąć - aż do momentu, kiedy schowano białą trumnę w ziemię i wyryto na nagrobku te, tak dobrze znane słowa: „Kto pierwszy powie „kocham" – przegrywa." Chyba nigdy ich nie zapomnę.

Ech, nawet nikt nie potrafi sobie wyobrazić jak bardzo tęsknię za moją żoną. To ona była tą jedyną i wiem, że już nikogo tak nie pokocham. Taka miłość jest tylko jedna… Jednak szkoda, że Hayley już nigdy nie będzie mieć matki, bo nie potrafiłbym ożenić się powtórnie… Moja córeczka, która jest tak strasznie podobna do Hermiony! To jej kopia, tylko w pomniejszonym formacie! I chyba dlatego nigdy nie zapomnę mojej ukochanej, ponieważ kiedy tylko spojrzę na swoje dziecko, zobaczę ją. Przerażające, ale wspaniałe!

Postanowiłem… Cóż, chyba będę musiał już kończyć to wszystko i nie napiszę tutaj nigdy więcej. Ostatnim rozdziałem zamknę historię mojej młodości i z wysoko uniesioną głową, wkroczę w dorosłość, skąd już nie ma żadnej ucieczki.

Jednak za jakiś czas na pewno ktoś otworzy ten dziennik i przeczyta całą tą opowieść, śmiejąc się i płacząc na zmianę. Może to będzie Hayley, a może jej dzieci, tego nie wiem, jednak jestem pewien jednej rzeczy: pamięć o poświęceniu Hermiony na zawsze pozostanie! I to nie ważne czy na kartkach papieru, czy w głowie. Od dzisiaj będę kroczyć przez życie z uśmiechem, mając nadzieję, że niedługo spotkam się gdzieś tam z żoną i właśnie wtedy będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajkach. Tam, gdyż tutaj nie było nam to pisane.

A teraz mam dwadzieścia lat…

I na tym mój wpis się kończy. Hayley płacze. Do zobaczenia, kiedyś…

KONIEC!

50 TYSI !!!


KOCHANI PRZEOGROMNIE WAM DZIĘKUJĘ ZA TO ,ŻE TUTAJ ZAGLĄDACIE I ZA TO 50 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ ;*******
JESZCZE DZISIAJ EPILOG "KTO PIERWSZY POWIE "KOCHAM" PRZEGRYWA "






 



 





"kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Rozdzialik 15 czyli ostatni jeszcze tylko Epilog ;)


U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**



Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [15]

Zaszumiało mi w głowie, więc szybko się za nią złapałem. Westchnąłem mimowolnie i otworzyłem oczy, ale natychmiast musiałem je zamknąć, ponieważ poraziła mnie jakaś biała poświata. Przez chwilę nie zdawałem sobie sprawy, gdzie się znajduję, ale kiedy do moich nozdrzy wdarł się zapach leków i innych świństw, to już wiedziałem. Skrzydło Szpitalne – jednym słowem. Zaraz, zaraz… cholera!

Raptownie zerwałem się z łóżka, przez co zachwiałem się niebezpiecznie, a ból głowy przybrał na sile. Syknąłem cicho, ponieważ posadzka była strasznie lodowata, a ja miałem bose stopy. Jednak nie przejmowałem się tym wszystkim za bardzo, teraz najważniejsze dla mnie było zobaczenie Hermiony i mojej, jeszcze nienarodzonej, córki.

Nieprzytomnym wzrokiem zacząłem rozglądać się wokół siebie, jednak wszystkie łóżka stały puste. Przekląłem siarczyście i już zamierzałem wyjść ze szpitala, kiedy drogę zastąpiła mi pielęgniarka.

- A gdzie się pan wybiera, panie Malfoy? – zapytała i groźnie zmrużyła oczy. Podeszła do mnie powoli i przywołując jakieś butelki z eliksirami, wręczyła, a nawet wcisnęła mi je w dłoń. Popatrzyłem na nią, ale gdy Pomfrey normalnie zaczęła mi niewerbalnie grozić, szybko opróżniłem naczynia. Ale ohyda! Przez moje ciało zaczęły przechodzić jakieś ciepłe prądy, ale po chwili czułem się jak nowonarodzony. – Dyrektor oczekuje pana w swoim gabinecie – dodała i patrząc na mnie dziwnym wzrokiem, skierowała się wprost do swojego schowka. Przyznam, że zachowywała się strasznie podejrzanie, ponieważ ona zazwyczaj lubi sobie pogadać i trzeba się wręcz od niej odpędzać, a teraz… coś jest nie tak.

- Dziękuję – powiedziałem w miarę głośno. Usłyszała, bo odkręciła się w moją stronę i pokiwała lekko głową. – Przepraszam, może wie pani, gdzie podziewa się Hermiona? Wyzdrowiała już? – zapytałem, po chwili milczenia i z wyczekiwaniem wpatrywałem się w panią Pomfrey. Ta tylko westchnęła, ale nic nie odrzekła, jakby zastanawiając się. Już otwierała buzię, żeby coś powiedzieć, ale do pomieszczenia wpadł zdenerwowany Czarny, który, kiedy tylko mnie zobaczył, podszedł w moją stronę i uściskał.

- Stary, jak dobrze, że żyjesz. - Tak, ja też się cieszę, pomyślałem i uśmiechnąłem się do niego. – Szybko, ubieraj się, musimy iść do dyrektora – mówił dalej, nie zwracając na mnie uwagi. Rzucił we mnie moimi ciuchami i po chwili wahania dodał: - Hermionę przenoszą do Munga…

CO?

Otworzyłem szeroko oczy i przerażony wpatrywałem się w niego tępo. To niemożliwe! Co się stało? Jak?... Dlaczego?... Ale… Kurwa!

Pośpiesznie i niechlujnie zacząłem wkładać na siebie ubrania, a kiedy skończyłem, już nie zwracając na nikogo uwagi, wybiegliśmy z sali. Pędziliśmy tak prawie przez cały zamek i nim zdążyłem zauważyć, bez uprzedzenia wpadliśmy do gabinetu dyrektora, który siedział na fotelu przy biurku. Wyglądał na zaniepokojonego, ponieważ jego niebieskie tęczówki dziwnie błyszczały, co raczej nie było zbyt optymistyczną oznaką.

Miałem zamiar już coś powiedzieć, ale do moich uszu dotarł jakiś niezidentyfikowany odgłos, który sprawił, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Spojrzałem w tamtą stronę, a moje oczy, widząc to, prawie wyszły z orbit. Ginny, ona płacze!

Szybko do niej podszedłem, po czym bez żadnego uprzedzenia, wziąłem ją w swoje ramiona. Natychmiast mnie mocno przytuliła i zaczęła cicho łkać. Nie wiedziałem, co zrobić, więc machinalnie głaskałem ją po plecach i włosach, przez co trochę się uspokajała. Kątem oka zerknąłem na Harry'ego, który usiadł naprzeciwko dyrektora i ze spuszczoną głową wpatrywał się w plamkę na podłodze.

A teraz niech mi ktoś wytłumaczy, co się tutaj, do jasnej cholery, dzieje? I gdzie jest Diabeł?

OOO

*Czternaście dni później.

Westchnąłem po raz któryś tej doby, po czym dłonią przetarłem moje zmęczone oczy. Nie spałem już od prawie dwóch tygodni, nie licząc oczywiście krótkich, parogodzinnych drzemek, bo pewnie inaczej bym nie wytrzymał – i fizycznie, i psychicznie.

Po prostu nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Jest to dla mnie snem, najgorszym koszmarem, z którego pragnę się jak najszybciej wybudzić, ale wiem, że trzeba go po prostu przeczekać. Tylko mam nadzieję, że nie będzie on trwał całe życie…

Rozsadowiłem się wygodnie na krześle, które stało obok szpitalnego łóżka, po czym włożyłem sobie do buzi resztkę kanapki. Żułem powoli, ciągle wpatrując się w zamknięte oczy mojej ukochanej, która poprzez wydarzenia sprzed parunastu dni, zapadła w śpiączkę pozazaklęciową. Widziałem te miliony rurek, których końcówki były przypięte do ciała dziewczyny. Bez przerwy przepływały przez nie jakieś płyny, najprawdopodobniej roztwór glukozy, bo przecież moje ukochane kobiety muszą się czymś odżywiać. Hermiona i Hayley… Od kiedy Ginny oznajmiła mi, że moja narzeczona chciała ją tak nazwać, po prostu ciągle od tym myślałem; o tym wspaniałym, dostojnym imieniu, które wyśmienicie pasuje do mojej córki. Zresztą już nie mogę się doczekać, kiedy w końcu ją zobaczę, całą i zdrową. Jednak nagle moje ciało znów ogarnęły dreszcze, a w myślach pojawiły się straszne wizje, w których nie ma już Hermiony, nie ma już nadziei, ani pomocy. Wzdrygnąłem się mimowolnie, a swoją wychudzoną dłoń położyłem na wypukłym już brzuchu brązowowłosej. Od kiedy jeden z uzdrowicieli powiedział mi, że przez wyprodukowanie aż tak dużej ilości energii jej mózg nie funkcjonuje poprawie, a nawet wykryto u niej jakieś zaburzenia, jakoś nie mogę dojść do siebie i odgonić te koszmarne refleksje.

Hermiono, skarbie!, pomyślałem, próbując ponownie przebić tą tarczę, która ochraniała jej myśli. Błagam, wróć do mnie! Do mnie i Hayley.

Przerwałem i przełknąłem ślinę. Zawsze, gdy tylko zaczynałem z nią taką rozmowę, zaczynałem się rozklejać. Jednak tym razem spróbuję być silny, ponieważ za jakiś czas powinni pojawić się moi przyjaciele i ojciec, który, kiedy tylko dowiedział się o tym, że Hermiona leży w szpitalu, znajduje się na liście stałych gości.

Wiesz, że nasza mała jest zdrowa? Tak, lekarze mówią, że bardzo dobrze się rozwija. I jak się urodzi to będzie strasznie mała, ale to chyba dobrze. Będzie taka krucha i delikatna… Ja sobie nie poradzę bez ciebie! Wróć, proszę! Brakuje mi tutaj ciebie, poza tym nie jestem pewny, czy czułaś już jakieś ruchy naszej córeczki.

Wziąłem głębszy wdech i pochyliłem się, aby pocałować moją ukochaną w jej zimne, zdrętwiałe usta. Powoli zaczynałem się przyzwyczajać do ich szorstkości.

Wnet do pomieszczenia wpadła dwójka chłopaków, którzy z szerokimi uśmiechami, zaczęli się do mnie przybliżać. Wstałem z krzesła i również zdobyłem się na lekki wyszczerz, jak powiada Diabełek. Blaise podszedł do mnie luźnym krokiem i mocno klepnął mnie w plecy, przez co aż syknąłem. Spojrzałem na niego groźnie, ale ten nic sobie z tego nie zrobił i usiadł na moje miejsce. Harry zaś widząc to, parsknął śmiechem i podawszy mi dłoń, poszedł za przykładem Ślizgona.

- Ginny zaraz przyjdzie, bo powiedziała, że prawdopodobnie jesteś głodny i poszła do piekarni – rzekł Zabini i wyszczerzył swoje białe ząbki. Odwzajemniłem gest i jak na zawołanie, zaburczało mi w brzuchu. Wszyscy parsknęli śmiechem. – A jak Hermiona? Bez zmian? – spytał po chwili milczenia, przez co atmosfera stała się dziwnie gęsta. Pokiwałem twierdząco głową i założyłem ręce na piersi.

- A ty, jak się czujesz? – zapytałem, ale widząc jego błyszczące oczy, zaśmiałem się cicho. – Widać, że Ruda się tobą dobrze opiekuje – dodałem i słysząc jak Czarny zaczyna chichotać, a Blaise mruczy pod nosem, sam parsknąłem cicho w swoją brodę. Jednak cieszyłem się, że chociaż z nim jest wszystko w porządku, ponieważ przez niefortunny upadek na głowę, mógł stracić pamięć, ale na szczęście tutaj wszystko wyszło szczęśliwie. Pamiętam jeszcze jak Ginny się na niego rzuciła, kiedy okazało się, że jest zdrowy. Musieliśmy ich od siebie odciągać siłą!

Spojrzałem na Harry'ego, który nadal śmiał się niczym szalony, po czym swój wzrok przeniosłem na bruneta. Mrugnąłem do niego i chrząknąłem nieznacznie, przez co spojrzenie Pottera powędrowało wprost w moim kierunku. Ten jakby już przewidywał, że coś szykujemy, zamarł.

- Taak… To może ja już pójdę. Porozmawiajcie sobie! - powiedział i już miał zamiar wybiec z pokoju, jednak drogę zastąpiła mu panna Weasley, która stała ze zmrużonymi oczami pośrodku wyjścia.

- To jest aż tak śmieszne, że się opiekuję swoim chłopakiem? – zapytała jadowitym tonem, przez co czarnowłosy przełknął głośno ślinę.

- Nie-e – wyjąkał i skulił się w sobie, przez co zaśmiałem się, jednak kiedy Gin spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, udałem, że się zakrztusiłem. – To bardzo wspaniałe! Naprawdę! Ginny, moja ty wspaniała przyjaciółko! Wiesz, że cię kocham? – mówił Czarny, starając się złagodzić sytuacje. No cóż, udało mu się, bo po chwili rudowłosa z uśmiechem na ustach podeszła do mnie i się przytuliła. Usłyszałem jeszcze ciche westchnienie ulgi Pottera.

- Mięczak! – zaczął Diabeł, ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie jego dziewczyny, by natychmiast zamilkł. Już miałem zacząć się śmiać, a nawet otworzyłem buzię, ale nagle Ruda coś mi do niej włożyła. Bułeczka maślana! Moja ulubiona!

Dziewczyna zaśmiała się cicho pod nosem i usiadła na kolana Blaise'a, który natychmiast objął ją w pasie i mocno pocałował.

- A właśnie Harry, co tam u Libby? – zapytałem głośno, przez co chłopak zarumienił się lekko. Wzruszył tylko ramionami, ale jego oczy zaczęły dziwnie błyszczeć.

I tak zaczęło mijać nam popołudnie.

OOO

*Dwa miesiące później.

Właśnie chciałem iść do bufetu z zamiarem kupienia sobie czegoś pożywnego, kiedy do pomieszczenia weszli, dziwnie powolnym krokiem, moi rodzice. Pierwszy raz od tamtego wydarzenia, zobaczyłem się z matką, która nie wyglądała zbyt dobrze, a wręcz powiedziałbym, koszmarnie.

Zamarłem w połowie drogi i zacząłem się w nią wpatrywać z szeroko otwartymi oczami. Ojciec zaś tylko podszedł do mnie i uścisnął mnie mocno. Machinalnie odwzajemniłem gest, jednam mój wzrok nadal spoczywał na zawstydzonej kobiecie, która opuściła głowę. Tak, w tym momencie tylko tego mi brakowało. Oczywiście była to ironia! Zresztą, co ona tutaj robi? A może przyszła, żeby przeprosić?

- Draco, możemy porozmawiać? – Usłyszałem bardzo wyrazie jej głos, który miał w sobie nutkę prośby. Pokiwałem twierdząco głową, ale gdy tylko zobaczyłem, że matka rzuca ojcu srogie spojrzenie, zacząłem się bać. O co może tej kobiecie chodzić? Tym bardziej, że ojciec nie ma zbyt uradowanej miny. Ona coś kombinuje, przeszło mi przez myśl, ale nic nie powiedziałem, ciągle wpatrując się w moją rodzinę.

- Chcecie może coś z bufetu, bo idę na chwilę? – spytał nagle Lucjusz i spojrzał wymownie na mnie, a potem na swoją żonę. W co oni pogrywają? W coś na pewno, ponieważ zachowują się naprawdę bardzo dziwnie.

Ojciec nie otrzymał odpowiedzi, więc już bez zbędnego komentarza, szybko opuścił pomieszczenie.

Przedstawienie czas zacząć, pomyślałem, kiedy matka chrząknęła znacząco.

- Draco, martwię się o ciebie – zaczęła powoli, jakby chcąc specjalnie zaakcentować każde słowo. Nie przerywałem jej, nie miałem takiego powodu. Niech mówi, zobaczymy, co wymyśli. Gdybym nie miał tak silnej woli, prawdopodobnie parsknąłbym teraz śmiechem. – Rozumiem, że się obwiniasz, że to twoja wina, ale nie sądzisz, że już dość tego kabaretu? Przestań się wygłupiać, przecież to nie twoja sprawa. To ta dziewczyna nie mogła sobie poradzić z paroma zaklęciami i teraz tutaj leży, więc myślę, że zaczynasz przesadzać. Rozumiem, zauroczyłeś się, pożądałeś ją, ale przecież nie musisz udawać, że ci na niej zależy. W końcu…

Nie dałem jej mówić dalej! Już nie chcę słuchać tej kobiety, która nie wie, co mówi! Wystarczyło tylko parę zdań, a ze mnie wręcz spływał gniew.

- Przestań – warknąłem rozjuszony. W tym momencie pragnąłem tylko tego, aby ona wyszła. – Tak, masz rację, obwiniam siebie, bo jest to wyłącznie moja wina, ponieważ gdyby nie mój popieprzony egoizm, teraz prawdopodobnie spędzałbym czas z moją narzeczoną – zaakcentowałem specjalnie ostatnie słowo – a nie siedział przy łóżku szpitalnym, zamartwiając się o nią i o moją córkę – wziąłem głęboki wdech, żeby dalej mówić, ale Narcyza wykorzystała ten moment.

- A więc, to o to chodzi! – zaperzyła się i zaczęła podchodzić do mnie wolnym krokiem. – Draco, przecież nie musisz wychowywać tego dziecka. Nie martw się, pomogę ci! Damy tej dziewusze z tysiąc galeonów to już nie będziesz jej potrzebny! Może to nawet nie jest twoje dziecko, a ona cię wrabia, więc tym bardziej powinieneś ją zostawić. Poza tym masz w tym roku owutemy, które musisz zdać, więc nie masz się za bardzo nad czym zastanawiać, jeśli chcesz coś osiągnąć. I nie, to nie jest twoja wina. Ty sobie tylko to wmawiasz, gdyż…

- Wyjdź – przerwałem jej brutalnie i wskazałem dłonią drzwi. Ta tylko spojrzała na mnie zdziwiona i już otwierała buzię, aby coś dodać, ale i tym razem nie pozwoliłem jej dojść do słowa. – Kocham ją, a tyle powinno ci w zupełności wystarczyć. Jednak jeżeli tego nie rozumiesz, to nie życzę sobie, abyś przebywała ze mną w jakimkolwiek pomieszczeniu.

- Draco, ona ci całkowicie zawróciła w głowie. Pewnie rzuciła na ciebie jakiś urok! Albo podała ci Amortensje! Zaraz zawołam Lucjusza, który powinien…

- Kurwa, nie rozumiesz, że nie chcę cię tutaj widzieć! Wyjdź stąd, natychmiast!

No i masz ci los, zdenerwowała mnie! Chociaż może nie… To trochę za łagodne słowo, w końcu ja aż kipiałem ze złości. Nie ważne, ale jak ona zaraz stąd nie zniknie, to obiecuję, że nie będę zwracać uwagi na to, że jest moja matką!

Spojrzałem na Hermionę, która z dnia na dzień robiła się coraz bladsza i wychudzona, po czym nie zwracając już uwagi na kobietę stojącą przy drzwiach, mocno pocałowałem ukochaną. Jednak ta znowu nie zareagowała, a jej usta były koszmarnie zimne.

Drzwi otworzyły się, aby po chwili ponownie zamknąć się z hukiem.

OOO

*Półtorej miesiąca później.

Kurwa, jest coraz gorzej! Termin porodu zbliża się nieubłaganie szybko, a Hermiona nadal nie daje żadnych oznak życia. Znaczy serce jej bije i oddycha, ale nic poza tym. Straciła wszystkie inne funkcje organizmu, a ja, widząc jej wychudzoną, bladą – prawie szarą – posturę, wprost nie mogę powstrzymać myśli o jej śmierci. Ciągle tylko po głowie krąży mi obraz białej trumny ze złotymi napisami, które układają się w napis Hermiona Jane Malfoy.

Natychmiast odgoniłem od siebie te koszmarne widoki i po raz któryś tego dnia chrząknąłem, aby pozbyć się guli, rosnącej w moim gardle. Zacząłem także szybko mrugać, ponieważ w kącikach oczu, znów zbierały mi się słone krople. Mam już tego wszystkiego dosyć!

Usiadłem w nogach jej szpitalnego łóżka i spojrzałem na aparaturę, która odnotowywała szybkość bicia serca. Na szczęście chociaż z nim jest dobrze, ponieważ – jak stwierdzili uzdrowiciele – jej mózg zapadł w śpiączkę i działa na takich falach, jakby Hermiona ucięła sobie małą drzemkę. Po chwili jednak swój wzrok przeniosłem na duży brzuch mojej narzeczonej, czyli na – jak mówił Diabeł – mieszkanko Hayley. Parsknąłem pod nosem, przypominając sobie to określenie i minę Harry'ego, kiedy zdenerwowany Blasie walnął go w łeb. W końcu nikt nie ma prawa się z niego śmiać. Wykluczając oczywiście Rudą, która prawie cały czas się z niego brechta. Biedny Zabini!

D-draco?

Słysząc ten przepiękny głos w mojej głowie, otworzyłem szeroko oczy i ze zdumieniem wpatrywałem się w twarz mojej ukochanej.

Jestem, kochanie!, prawie wykrzyknąłem w swojej głowie, po czym bez żadnego uprzedzenia wpiłem się w jej wargi. Całowałem ją zachłannie, prawie desperacko, chcąc zapamiętać ten smak na dłużej.

I stało się!

Poczułem lekki ruch jej żuchwy, więc – cięgle pamiętając, że Hermiona może nie czuć się zbyt dobrze – oderwałem się od tego aksamitu. Patrzyłem na nią, nie ośmielając się odwrócić wzroku. Nie teraz, kiedy już tak mało brakuje, a ona ma zamiar do mnie wrócić!

Jedną dłoń położyłem jej na policzku, zaś drugą wplotłem w jej zimne palce, które czując jakiś ruch, drgnęły delikatnie.

Teraz już jedno wiem na pewno, pomyślałem, uśmiechając się szeroko, ponieważ ta mocno zacisnęła powieki. Przebudziła się!