wtorek, 6 maja 2014

"Kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Rozdział 3 dzisiaj , bo Dannie High chciała go szybciej ;)



Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [3]


Obudziłem się. Poczułem chłód. Z zamkniętymi oczami chciałem podciągnąć kołdrę pod głowę, w myślach przeklinając Zabiniego, że nie zamknął okna. Pomacałem ręką w powietrzu, szukając pościeli, lecz jej nie znalazłem. Pewnie to Blaise mi ją zabrał. Myślał, że to wspaniały dowcip. Phi. Cycek jeden!

Otworzyłem oczy, bo po prostu chciałem zamknąć te cholerne okno. Jednak nie widziałam swojego pokoju. Nawet ścian. Byłem na błoniach przy jakimś drzewie.

Co? Jak? Yyy… Skąd ja tu?…, moje myśli przez chwile nie funkcjonowały jak powinny. Sam się w nich zaplątałem.

Szybko wstałem, ale poczułem silny ból w głowie i zachwiałem się. Gdyby nie drzewo dawno leżałbym na trawie. Aż ciarki mnie przeszły.

Powoli, nawet bardzo powoli wszystkie wspomnienia z dnia wczorajszego do mnie przyleciały. Te czytanie w myślach, bal, czytanie w myślach, alkohol, czytanie w myślach, pocałunek… na samo jego wspomnienie poczułem jej zapach, a był taki przyjemny… Draco, skup się!

Muszę z nią pogadać i to natychmiast! Albo nie, zrobię to po śniadaniu, bo kiszki mi marsza grają. Już pewnie wszyscy zebrali się w Wielkiej Sali.

O, nie! Jak mogłem zapomnieć! Muszę szybko iść do dormitorium, przecież taki śmierdzący i w ogóle, nie pokażę się ludziom.

Szybko przebiegłem przez lochy i nim spostrzegłem byłem już w Pokoju Wspólnym. Spojrzałem na wielki zegar, który wisiał nad godłem Slytherinu. Ósma. Świetnie. No trudno, najwidoczniej nie pójdę na pierwsze dwie lekcje, a nawet gdybym chciał, to i tak bym się nie wyrobił na pierwszą. Tyle razy wagarowałem, a ten nie będzie pierwszy, więc nie mam żalu.

Po dwudziestu minutach byłem już gotowy i śmiało wkroczyłem do Wielkiej Sali na śniadanie. Ku mojemu zdziwieniu była prawie pełna. Pewnie odwołali lekcje. Tym lepiej.

Pierwszy raz słyszałem taki szum. Z każdej strony rozmawiali głośno i bardziej cicho. Dziwne.

Dosiadłem się do Zabiniego i tych dwóch tępych osiłków: Crabba i… - Zaraz jak on miał? Nieważne. - I tego drugiego. Nałożyłem sobie kopiasty talerz jajek na bekonie. Mniam, moje ulubione danie. Nieważne, jak zresztą wszystko tego dnia.

Co rusz słyszałem te głosy. Wiedziałem, że to ma coś wspólnego z tym czytaniem w myślach, więc kiedy tylko zobaczę Granger, będzie musiała mi to wytłumaczyć.

A propos Granger, ciekawe gdzie ona jest?, pomyślałem sobie i spojrzałem na stół Gryfonów. Jest. Siedziała tam i gadała w najlepsze z tymi tępakami. Ronusiem Weasleyem i Harrusiem Potterem. Wrr… jak ja ich nienawidzę!

Widelec z boczkiem był w połowie drogi do jamy ustnej, kiedy Herm… Granger wstała. Powiedziała coś do nich i skierowała się do wyjścia.

Muszę to od niej wyciągnąć! Szybko wsadziłem sobie widelec do ust i z pełną buzią poszedłem za nią.

Chyba pójdę do biblioteki i przeczytam sobie jakąś książkę. Lekcje już odrobiłam, więc mam czas wolny.

Wiec jednak to nie przelewki z tymi myślami. No, no, zaraz zobaczymy, co tam szlamcia myśli.

Kiedy wszedłem do biblioteki, już tam była. Siadała właśnie do stolika, przez co mnie zauważyła. Usiadła. Popatrzyłem na nią i zaśmiałem się.

Wolno kierowałem się w jej kierunku, kiedy lekki podmuch wiatru zmierzwił jej włosy. Jeden mały loczek wpadł jej do dekoltu na bluzce. Otworzyłem oczy ze zdumienia. Kiedy podniosłem wzrok i popatrzyłem na jej twarz

Co, jak co, ale śliczne ma oczy. I te pełne usta…Ach…

Dziewczynie zadrżały wargi i lekko podniosły się ku górze. O, fuck! Zapomniałem z tymi myślami. Ech, no cóż, zdarza się.

Spojrzałem na nią jeszcze raz i zobaczyłem pretekst, aby do niej podejść.

- Od kiedy czytasz do góry nogami? – spytałem i próbowałem przy tym się nie roześmiać. Dziewczyna zarumieniła się i przekręciła książkę. Dosiadłem się do niej.

Co on robi? Super. Jeszcze tego mi brakowało. Teraz wszyscy się na nas gapią. Wrr… jak ja tego nienawidzę. Cholerny dupek!

- Ho, ho. Spokojnie. Ja tylko chciałem pogadać – powiedziałem, a ona lekko pacnęła się ręką w czoło.

- Ty i gadanie? Nie wierzę – zakpiła. Wkurzyłem się. Ja tu do niej grzecznie, a ona ze mnie kpi. To niedopuszczalne! – Dobra chodź, ale tam gdzie ci pokarzę. Po prostu idź za mną.

Dobra. Poszedłem. Co mi szkodzi? Mogę się ponabijać z naszej szlamci – w tym momencie spojrzała na mnie z dezaprobatą.

Czy ja powiedziałem coś nie tak?

- Denerwujesz mnie. Nie możesz na chwilę się zamknąć. Cały czas nadajesz i nadajesz.

Spojrzałem na nią wrogo, a ona zaśmiała się.

W pewnym momencie zatrzymała się, a ja na nią wpadłem. Znów poczułem ten zapach. Wanilia? Nie, chyba nie.

- Tak – odpowiedziała i weszła za jakieś drzwi. Cóż, ja biedny musiałem pójść za nią. Zresztą jak zwykle.

- No, mów, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytałem.

- Sama nie do końca wszystko rozumiem. Jednak doszłam do wniosku, że jest w nas coś takiego, co pozwala przetrzepywać umysły innych ludzi. Z tego co zauważyłam, ja na przykład potrafię czytać w myślach ludziom, których widzę w danym momencie. Wystarczy, że na nich spojrzę bądź sobie ich wyobrażę. Ty zaś, tak myślę, że przeczesujesz myśli osobom, na których się skupisz. Nieważna odległość. Tylko musisz jeszcze nad tym popracować. Ja już się tego nauczyłam.

Zaniemówiłem. Skąd ona to wszystko wie?

- Ja w porównaniu z tobą, siedzę w tym bagnie od czwartej klasy.

-A czemu ja dopiero teraz mam to coś?

- Też się zastanawiałam i doszłam do wniosku, że to przez ten pocałunek. - Na samo wspomnienie przeszły mnie ciarki. – Tak jakbym oddała ci część swojej mocy, nieumyślnie, ale… Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć – jęknęła.

- Czemu akurat mi? Nie całowałaś się jeszcze z nikim? – zapytałem i zacząłem się brechtać. Ta tylko spojrzała na mnie z wyrzutem.

- Oczywiście, że tak, dlatego też jestem zdziwiona. Równie dobrze mógł być do Blaise. – Podrapała się w głowę, a ja otworzyłem szeroko oczy. Oczywiście ze zdumienia.

- Całowałaś się z Zabinim? Nic mi ten cham nie powiedział! – krzyknąłem. Byłem zły, ale o dziwo nie na to, że mi nie powiedział (no, może troszeczkę), ale za to, że się całowała. Dziwne.

- Już wszystko? Jeśli tak to ja już id… - nie zdążyła dokończyć, bo się potknęła. Uderzyła twarzą w podłogę. Krew zaczęła jej lecieć, o dziwo, z wargi. Już miałem jej pomóc wstać, ale mnie uprzedziła.

Spojrzałem na nią, a ona wybuchła śmiechem. Nawet nie wiem, dlaczego?

- Czego się ryjesz?

Nic nie odpowiedziała, a nawet zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. Zdenerwowałem się. Nikt nie będzie się śmiał ze mnie, Malfoya!

- Czego się ryjesz? – powtórzyłem. Dziewczyna wytarła załzawione oczy i spojrzała na mnie. Na jej twarzy nadal malował się uśmiech, a jej oczy świeciły z radości.

- Żałuj, że siebie nie słyszałeś. – Spojrzałem na nią jak na głupią. Czy ja coś mówiłem?

- Tak – odparła, siląc się na spokój, ale kiedy na nią spojrzałem pytająco, ponownie wybuchła śmiechem.

- Dobra, zrozumiałem. Przestań i mi powiedz! – rozkazałem.

- Pomyślałeś sobie, uwaga cytuję: „No, no, masz ładną pupę. Hm… podejdę do niej, pomogę jej wstać i – oczywiście niechcący – na nią upadnę. Ha! A potem się do niej dobiorę!"

Wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem i zaskoczeniem, a ona dalej się śmiała. Trzymała jedną rękę na czole, a drugą na brzuchu. Łzy leciały jej z oczu.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Fakt miałem taki pomysł, ale…

- Wrr… Nikt nie będzie się ze mnie śmiał. – Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Musiałem szybko coś wymyślić.

- Czyżby? – zadrwiła.

- Tak. Wynoszę się stąd, a ty się do mnie nie zbliżaj, szlamo! – warknąłem głośno i szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia. Nawet nie spojrzałem za siebie, a tak bardzo chciałem zobaczyć jej minę. Moja duma została zhańbiona. Nie odpuszczę.

Od „naszej" przygody minął tydzień, a ja nadal nie mogłem się domyślić jak się wyłączać. Ciągle te głosy. Doprowadzały mnie do szału. Jeśli ktoś sobie tylko o mnie pomyślał od razu odwracałem się w jego/jej kierunku, a to było dość dziwne.

Nie wiem, co o tym dalej myśleć.

Jednak ten tydzień nie wyróżniał się od innych. No, oczywiście po za tymi myślami. Chodziłem na lekcję i, o dziwo, żadnej nie opuściłem. Dostałem nawet PO z transmutacji. Nadal nie wiem, jak do tego doszło, ale cóż, nie narzekam.

Minął następny tydzień, a ja nie wyobrażałem sobie życia bez głosu brązowowłosej. Zauważyłem, że kiedy siedzę na jakiejś lekcji z Gryfonami to podsłuchuje jej myśli. Nieumyślnie, ale odruchowo.

Przecież ja nawet jej dobrze nie znam. Wrr…

Mam już tego dość.

Jutro powiem Zabiniemu o moim dziwnym przypadku. Albo nie. Będzie mnie uważał za wariata. Może mu zademonstruje? Sam już nie wiem.

Później do tego wrócę. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład już od dawna nie mam dziewczyny. Muszę sobie jakąś znaleźć i przelecieć. Jakżeby inaczej? W końcu trzeba się odstresować.

Może ta, z którą byłem na balu? To znaczy, tańczyłem z nią parę razy. Nie chodzi mi o mumię, spokojnie! Jak ona miała? Samantha Werber. Chyba tak.

To jutro. Przecież będzie sobota i dużo czasu na rozmyślenia. Teraz tylko mam jeden cel.

Mianowicie: dormitorium – alkohol – libacja – panienki. Albo nie, bez ostatnich.

Do zobaczenia jak otrzeźwieję.




1 komentarz:

  1. Ten rozdział też genialny :D fajne opowiadanko znalazłaś ;)

    OdpowiedzUsuń