poniedziałek, 12 maja 2014

"Kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Rozdziałów jest 15 + Epilog ;)


A przed wami rozdział 11 ;]

Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [11]

Od jakiegoś czasu czuję, że Hermiona coś przede mną ukrywa. Zachowuje się tak jakoś dziwnie. Przytyła, ale to chyba dlatego, że zaczęła coraz więcej jeść i to strasznie dziwne rzeczy, na przykład raz w czasie obiadu nałożyła sobie ziemniaki z rybą, a do tego sałatkę owocową i polała to wszystko sosem słodko kwaśnym, gdy tak na to patrzyłem, myślałem, że zaraz zwymiotuję. Kiedy zapytałem się jej o to, odpowiedziała mi, że eksperymentuje, wtedy zauważyła, że jej nie wierzę, więc zaczęła płakać i się obraziła. Potem latałem za nią przez całe popołudnie i przepraszałem, wybaczyła mi dopiero pod wieczór, bo położyłem się obok niej, obrażony. Oczywiście na początku zrobiła mi awanturę, a jak zauważyła, że trochę przesadziła, pocałowała mnie. Później była upojna nocka, ale nie zdradzę szczegółów, bo gdyby Hermi się tylko dowiedziała, zabiłaby mnie, albo gorzej - rozpłakałaby się.

Diabeł i Czarny śmieją się z tego, bo uważają, że Hermiona ma humorki ciążowe i w ogóle zachowuje się, jakby zaraz miała dziecko w brzuchu. Sam, gdy to usłyszałem to śmiałem się w niebo głosy, jednak szybko do mnie dotarło, że oni chyba mają racje. Kurde Bolek! Jednak na razie nie mam zamiaru pytać o to Herm, ponieważ widzę, że cały czas się denerwuje spotkaniem moich rodziców. W końcu dzisiaj są walentynki i ustaliliśmy, że spędzimy je w Malfoy Manor.

Właśnie przeciągałem się w łóżku, uważając, aby nie obudzić Miony. Dzisiaj w nocy przyśnił jej się koszmar i nie spała prawie wcale, ponieważ bała się nawet zamknąć oczy. Kiedy spytałem, co tak strasznego jej się przyśniło, powiedziała, że nie pamięta, chociaż domyślam się, że wie, tylko nie chce mi powiedzieć. No cóż… może nie jest na to gotowa, a ja mogę poczekać, w końcu zmuszanie jej, nic nie da, a może tylko pogorszyć sprawę.

Spojrzałem na zegarek, który wskazywał dziesiątą i szybko zerwałem się z łóżka. Przecież w domu mamy być o dwunastej, a nie wypada się spóźnić. Szybko ubrałem się w jeansy i białą koszulę i wyszedłem, zostawiając śpiącą dziewczynę samą. Musiałem jeszcze coś załatwić, a mianowicie pójść do dyrektora i zapytać się go o zgodę oraz o pożyczenie świstoklika, którym przeniesiemy się do moich rodziców.

Wróciłem dokładnie po półgodzinie. Hermiona nadal spała na plecach, tyle że tym razem miała na twarzy wymalowany uśmiech. Drgnęły mi kąciki ust, kiedy to zobaczyłem, a serce zabiło mi mocniej.

Zatarłem ręce i z błyskiem w oczach podszedłem do łóżka, aby obudzić moją śpiącą królewnę. Dotknąłem ustami jej poziomkowych warg i tak trwałem, czekając aż otworzy swoje brązowe oczy. Nie minęła sekunda, a całowała mnie namiętnie, jednak ja ostatkami sił próbowałem nie odwzajemniać pieszczoty. Hermi nie wiedząc, co się dzieje otworzyła oczy i spojrzała na mnie wyczekująco. Odetchnąłem w myślach, bo wiedziałem, że gdyby jeszcze trochę dłużej mnie całowała, sam rzuciłbym się na nią, ale na to teraz nie mieliśmy czasu, prawda?

- Kotku… - zaczęła delikatnie, lecz jej przerwałem.

- Hermiś, nie mamy teraz na to czasu - powiedziałem i uśmiechnąłem się lubieżnie. - Została nam tylko godzina do… - tym razem to ja nie dokończyłem, ponieważ Hermiona wstała tak szybko, jakby ją ktoś poraził prądem, w biegu złapała za jakąś paczkę i szczelnie zamknęła się w łazience. Po chwili słyszałem tylko szum wody, więc zaśmiałem się donośnie - wiedziałem, że mnie usłyszała - po czym z braku zajęcia, zacząłem czytać książkę „U bram niebios". Ostatnio zauważyłem, zresztą nie tylko ja, że od kiedy jestem z panną Granger, zacząłem ostro brać się za naukę. Kiedyś nawet bym nie pomyślał, że będę z zapałem czytał jakieś tam durne, niczego nie warte, powieści. Chyba jeszcze sam nie wiem o sobie za dużo.

W trakcie czytania, uświadomiłem sobie, jakie my mamy szczęście, no ja i Hermi. W końcu mamy tylko dla siebie, pokój wspólny i dormitorium, więc możemy ze sobą przebywać dużo częściej, niżeli Zab i Ruda, bądź Czarny i Pansy - nadal nie mogę się do niej przyzwyczaić, bo zawsze, kiedy na nią spojrzę, mam przed oczami tą dziwkę Parkinson, która klei się do wszystkich facetów, niezależnie od wieku. Może wraz z Blaisem znajdziemy dla Harry'ego jakąś naprawdę wartą dziewczynę, ponieważ ta jest okropna!

Spojrzałem na zegarek - o kurwa!

- Kochanie! - krzyknąłem waląc pięścią w drzwi od łazienki. - Wychodź, bo mamy jeszcze tylko dziesięć minut, a wiesz, że świstoklik, będzie równo minutę przed dwunastą.

Czy ona mnie w ogóle słucha? Eh… z kobietami źle, a bez nich jeszcze gorzej. Miałem zamiar ponownie krzyknąć, aby się pośpieszyła i już otwierałem buzię, gdy usłyszałem, że kliknął zamek w drzwiach. Przelotnie spojrzałem na dziewczynę i oniemiałem. Pierwszy raz w życiu widziałem takie cudo. Dosłownie bóstwo w ciele mojej kobiety. Otóż Hermiona Granger miała na sobie czarną, aż do ziemi, atłasową suknię, która zaczynała się od czarnego gorsetu, który doskonale współgrał z jej zgrabnymi piersiami; zjeżdżając nadal była wąska, przez co materiał pięknie opinał jej smukłe ciało. Wszystko to ciągnęło się tak aż do kolan, ponieważ niżej doczepione były falbany, które z gracją opadały na posadzkę. Butów nie było widać spod kreacji. Włosy zaś zostały upięte z tyłu, tylko jeden mały, niewinny kosmyk spływał po jej ramionach na przód. Cały strój podkreśliła czerwoną pomadką na ustach i biżuterią, którą dostała ode mnie.

Widząc moją minę, która wyrażała zachwyt i podniecenie, uśmiechnęła się wrednie, po czym okręciła się. Przyuważyłem, że ma strasznie duże rozcięcie na plecach, więc pewnym, acz niestabilnym krokiem podszedłem do niej, aby zapiąć jej zamek, który zaczynał się na kości ogonowej, a kończył na środku kręgosłupa.

Już miałem zapinać jej wyśmienitą suknię, kiedy moje oczy dostrzegły coś jeszcze, a mianowicie koronkowe majteczki. Tym razem nie mogłem się powstrzymać i zamiast zapinać zamek, ja oczywiście zacząłem, skrawek po skrawku, całować jej plecy, przejeżdżając językiem wzdłuż karku. Poczułem, że pod wpływem mojego dotyku, ciało jej zadrżało. Uśmiechnąłem się delikatnie, jednak nadal nie przestawałem. Moje usta znalazły się już na szyi dziewczyny, a ta tylko oparła sobie głowę o moje ramię i czekała na dalsze pieszczoty. Moje ręce wsunęły się jej pod kreację i kiedy tylko poczuła, że łapię ją za pupą, oprzytomniała. Szybko odsunęła się ode mnie, po czym wzięła moją twarz w swoje delikatne dłonie i pocałowała mnie stanowczo.

- Draco - szepnęła zmysłowo. Nie wiem, po co to robiła, ale mój narząd stanął pod wpływem pożądania. Chyba to poczuła przez cienki materiał, bo zaśmiała się cichutko. - Nie teraz. Musisz pamiętać o obiedzie - zastrzegła, przez co sprowadziła mnie na ziemie. - Jednak kiedy się tylko skończy, przyrzekam, że wynagrodzę ci to czekanie - obiecała po czym przypieczętowała to pocałunkiem. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, wskazała palcem na zapięcie, a ja wiedząc, o co chodzi, szybko uporałem się z wyznaczonym zadaniem.

Dokładnie minutę przed wyznaczonym czasem do dormitorium wleciała sowa, która niosła w dziobie stary but. Trzymając Herm za rękę, złapałem go, po czym poczułem tylko szybkie wirowanie. Nie minęła chwila, a my stabilnie staliśmy u wrót małego zameczku. Westchnąłem zrezygnowany.

Witaj na starych śmieciach, Malfoy, pomyślałem wpatrując się w mój dom, jednak kątem oka przyuważyłem, że Hermionie lekko drgnęły kąciki ust. Spojrzałem jej w oczy, których malowało się tak wiele uczuć: zdenerwowanie, niepewność, zdeterminowanie i miłość. W zasadzie sam nie byłem za bardzo pozytywnie nastawiony na tę wizytę, ale cóż… moi starzy w końcu muszą poznać moją wybrankę, z którą mam zamiar spędzić resztę życia. Nie obchodzi mnie to, czy ją zaakceptują, czy nie, bo to, że Hermiona jest tą jedyną, wiem od początku naszej miłości.

Denerwujesz się trochę, stwierdziła w myślach, jednak ja nic nie zamierzałem odpowiedzieć, ponieważ znała mnie na wylot i wiedziała, że tak jest, a kłamstwa i zapewnienia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, by i tak nic nie pomogły. - Pamiętaj, mamy siebie, zresztą możemy sobie trochę pomóc – dodała szeptem i poczochrała moje, już i tak zwichrzone włosy.

Uśmiechnąłem się do siebie i pokiwałem twierdząco głową. Złapałem ją za rękę, po czym zebrałem w sobie tę siłę i zapukałem w mosiężne, mahoniowe drzwi. Przez chwilę tępo się w nie wpatrywałem, lecz kiedy poczułem, że jej delikatna dłoń mnie ściska, uśmiechnąłem się niemrawo. Musimy sobie dać radę.

Wrota do domu otworzył nam nasz lokaj – Tom. Zawsze go lubiłem, bo miał wspaniałe przystosowanie do życia. Był już w podeszłym wieku, ale kiedy byłem młodszy, często wołałem do niego dziadku. Oczywiście się wtedy denerwował i oznajmiał mi, że wcale nie jest taki stary, ale ja dobrze wiedziałem, że to lubi.

- Panicz Draco – powiedział uradowanym tonem i wpuścił nas do środka. Odpowiedziałem mu kiwnięciem głowy i lekkim uśmiechem.

Dziewczyna weszła pierwsza, a kiedy tylko zobaczyła wnętrze, stanęła z wrażenia. Popchnąłem ją delikatnie w stronę salonu, z którego dobiegały już odgłosy szurania krzeseł i brzęczenia sztućców. Prawdopodobnie dopiero skończyli przygotowywać stół do obiadu.

Zamknij buzię skarbie, bo jeszcze pomyślę, że to oznacza zachętę do współpracy, pomyślałem i zaśmiałem się cicho. Dziewczyna zamknęła usta, ale nie ruszyła się nawet o milimetr. Hermi…

Przerwała mi, bo odwróciła się w moją stronę i spojrzała wprost w moje stalowe oczy, przez co się na chwilę zawiesiłem. W brązowych tęczówkach widniał strach przed nieznanym. Muszę coś zrobić, aby się rozluźniła, ale do głowy wpadł mi tylko jeden pomysł. Pocałowałem ją delikatnie w usta. Przez chwilę stała sparaliżowana, ale kiedy przygryzłem jej dolną wargę, odwzajemniła pieszczotę. Zarzuciła mi ręce na szyję i mocno przylgnęła do mojego ciała. Sam zaś złapałem ją w talii i mocno przytuliłem, nadal nie przerywając pocałunku.

Trwalibyśmy tak naprawdę długo, gdyby nie znaczące chrząknięcie. Brązowowłosa znieruchomiała i szybko się odwróciła. Kiedy tylko zauważyła, kto nam przerwał, zalała się rumieńcem, przez co wyglądała strasznie uroczo. Zaśmiałem się z miny ojca, po czym podszedłem do niego i uścisnęliśmy się po męsku.

- Ojcze – zwróciłem się do staruszka. – To jest Hermiona Granger – powiedziałem i wskazałem ręką na dziewczynę. Ona tylko uśmiechnęła się delikatnie i podała dłoń Lucjuszowi.

- Miło mi – odrzekła łagodnie i z wyczekiwaniem wpatrywała się w pana domu. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem, że ojciec całuję ją w dłoń. Chyba się do niej przekonał, w końcu pierwsze wrażenie jest ważne, a nie, przepraszam, dla Malfoyów - najważniejsze. Tym bardziej, że wparował akurat w momencie naszej słabości, że tak się wyrażę.

Zaprosił nas do salonu, w którym na kanapie siedziała moja matka. Podeszła do mnie z uśmiechem i przygarnęła mnie do swojej piersi. Poczułem się tak jakoś dziwnie, bo ona nigdy się tak ze mną nie witała. Pocałowała mnie w policzek, po czym z odwróciła się w kierunku Hermiony. Przeleciała jej smukłą figurę wzrokiem, po czym prychnęła. Bez zapowiedzi usiadła na krześle i czekała aż my się dosiądziemy. O co tej kobiecie chodzi? Lucjusz rzucił jej znaczące spojrzenie, jednak ta go zignorowała.

Ona chyba mnie nie lubi, pomyślała brązowooka smutno.

Nie przejmuj się nią, ona nikogo nie lubi, odpowiedziałem jej, a ta tylko zerknęła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. – Chodź. - Wskazałem jej ręką na krzesło obok Lucjusza.

W milczeniu zaczęliśmy spożywać posiłek, jednak nie odbyło się bez natrętnych, niczym muchy, spojrzeń. Jeszcze chwila i wybuchnę! Mam już tego dość!

- Co panienka zamierza robić, kiedy skończy szkołę? – Do moich uszu dotarło bezuczuciowe pytanie matki. O, tego jeszcze nie było, od kiedy to Narcyza jest taka zaborcza? Śmiać mi się chciało, ale cóż, dobre wychowanie nakazuje milczeć i nie wtrącać się do rozmowy, jeżeli nie jest się w temacie.

Puściłem ojcu perskie oko, przez co parsknął w swój kielich. On także dobrze wiedział, o co chodzi jego żonie. Narcyza była zazdrosna, że jej pierworodny i jedyny syn ma inną kobietę. Ubaw po pachy!

- Zastanawiałam się nad uzdrowicielką i aurorem, ale kiedy wyliczyłam zalety i wady obu prac stwierdziłam, że bardziej pragnę pomagać ludziom – odpowiedziała także beznamiętnym głosem. Dziewczyno zadziwiasz mnie! Lucjusz chyba też pojął zasady tej gry, bo widziałem jak drgały mu kąciki ust.

- Bardzo ciekawy zawód – ciągnęła dalej Narcyza.

- W rzeczy samej – odpowiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do mnie z dziwnym błyskiem w oku. Chyba wpadła na coś genialnego. Chciałem zobaczyć, co to jest, ale zamknęła głowę. O nie, już się boję!

- Kim są twoi rodzice? – spytała matka z wrednym uśmiechem, a ja tylko zacisnąłem pięści. Przecież oni i tak wiedzą, że starzy Hermiony są mugolakami, wiec czemu o to spytała. Lucjusz poruszył się nerwowo i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem. No cóż, teraz wystarczy tylko czekać na dalszy ciąg wydarzeń.

- Cóż… obydwoje są dentystami – powiedziała z lekkim uśmiechem, ale tylko ja wiedziałem, że za tym uroczym, był wredny. Ona coś knuje i zaraz dowiem się, co to takiego!

- A co robią dentywiści? – Narcyza przypatrywała jej się z zamyśleniem.

- Dentyści – poprawiła ją Hermiona. – Powiedzmy, że jest to bardzo podobny zawód do uzdrowicieli, którzy badają nagłe przypadki. No oprócz tego zajmują się też czymś podobnym do odczytywania run i wyrazów numerologicznych – zakończyła z szelmowskim uśmiechem.

Nie no, zaraz normalnie wybuchnę niekontrolowanym śmiechem. I to nie tylko z tej bajki, którą opowiedziała brązowowłosa, ale z miny matki. Była tak zdziwiona i przerażona zarazem, że z zakłopotania przytaknęła ledwo dostrzegalnie głową i zabrała się za dalszą konsumpcję sałatki.

Po obiedzie jakoś wszyscy się bardziej rozluźnili, no oczywiście poza Narcyzą, która w najróżniejsze sposoby próbowała dogryźć Hermionie, lecz ta tylko ją zbywała i dalej zajmowała się rozmową ze mną bądź Lucjuszem. Z nim za to dogadywała się wyśmienicie. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby mój ojciec był tak rozmowny. Często dowcipkował i obgadywał służących lub niektórych ludzi z Ministerstwa. Żyć nie umierać!

Z dworu wyszliśmy dokładnie o osiemnastej, prawdopodobnie zostalibyśmy dłużej, ale Dumbledore obiecał nam świstoklik punktualnie o szóstej. Nie powiem, walentynki się udały!

Poza za tym słowa ojca wciąż huczą w mojej głowie. Otóż, gdy wychodziliśmy, on pocałował Herm w dłoń i policzek i coś jej szepnął do ucha. Ta tylko zaśmiała się perliście i podziękowała za udany dzień. Potem staruszek podszedł do mnie:

- To wyjątkowa dziewczyna – zaczął tak cicho, że ledwo usłyszałem jego słowa. Na szczęście powiedział mi to wprost w ucho, tak że Hermiona nigdy by tego nie usłyszała. – Dbaj o nią, bo mogą ci ją zabrać i to tuż z przed nosa – powiedział i z dziwnym błyskiem w oczach ponownie podszedł do Gryfonki. Jeszcze raz pocałował ją w policzek – chyba będę zazdrosny! - i szybkim krokiem odszedł w stronę Narcyzy, która nadal siedziała w salonie.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk lejącej się wody spod prysznica. Było grubo po dwunastej, jednak dopiero co znaleźliśmy się w dormitorium, ponieważ kiedy tylko wróciliśmy poszliśmy na spowiedź do Diabła, Rudej i Czarnego, który wydawał się jakiś przybity. Chyba walentynki jakoś mu nie wyszły. No trudno, pogadam z nim później.

Walnąłem się na łóżko, jednak szybko z niego wstałem. O kurwa! Zapomniałem o prezencie dla Herm. I co teraz, i co teraz? Malfoy, ty jebnięty kretynie, jak mogłeś zapomnieć!

Zaraz, zaraz, chyba mam pomysł. Już dawno chciałem to zrobić, ale jakoś nie było okazji. Teraz jest ten moment. Niczym oparzony rzuciłem się w kierunku mojego kufra, przez chwilę wywalałem z niego niepotrzebne graty, aby do mojej ręki trafiło małe, czarne pudełeczko. Uśmiechnąłem się do siebie, po czym schowałem je bezpiecznie w kieszeni spodni. Swoje rzeczy ponownie pochowałem do walizki i usiadłem na łóżku.

Chwila, przydałaby się jeszcze jakieś tło. Parę razy machnąłem różdżką, przez co w dormitorium pojawiły się świeczki, które oświetlały drogę do łóżka. Wszystkie miały zapach wanilii i truskawek. Powiększyłem łóżko do rozmiarów łoża małżeńskiego, a na nie porozrzucałem masę płatków róży. Zgasiłem światło w pokoju i czekałem.

Nie minęło pięć minut, a usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Zanim jeszcze zdążyła wyjść, zgasiłem światło w łazience. Dziewczyna wydała z siebie dziwny okrzyk, jednak szybko powstrzymała się od ciętej riposty. Wiedziała, że maczałem w tym palce.

Klęknąłem naprzeciwko wejścia do łazienki, w której prawdopodobnie stała dziewczyna i po raz ostatni tej nocy, wypowiedziałem zaklęcie, które zapaliło wszystkie świeczki w pokoju. Szybko odrzuciłem różdżkę, gdzieś w daleki kąt i z urzeczeniem wpatrywałem się w ciało oniemiałej Gryfonki, które było przykryte tylko atłasowym szlafrokiem. Z lubieżnym uśmiechem podszedłem do niej na czworaka i wyjąłem pudełeczko z kieszeni.

- Hermiono Jane Granger – zacząłem dość oficjalnie, jednak cały czas badawczo przyglądałem się twarzy dziewczyny. – Wiem, że mamy dopiero siedemnaście lat, ale zakochałem się w tobie jak wariat. Nie ma chwili, żebyś nie pojawiła się w mojej głowie. Jesteś moim aniołem, który pomaga mi wstać, kiedy moje skrzydła zapomniały jak latać – pamiętam jeszcze ten cytat, gdzieś go przeczytałem i stwierdziłem, że będzie w sam raz na moje wyznania. - Wiem, co myślisz, że niby ja wyznaję swoje uczucia w tak romantyczny, ale przereklamowany sposób? – uśmiechnąłem się pod nosem, ale brnąłem dalej. - Dlatego powiem tak jak na mnie przystało: - chrząknąłem cicho. Kurde, zaczynam się denerwować. A co jeżeli odmówi? Wywali mnie na zbity pysk. O boże! Ratunku! – Granger jesteś zajebistą laską! Masz nogi do nieba, zgrabny tyłeczek i piękną twarz. Seksapil w tobie buzuje, a twoje oczy do mnie śpiewają. Kurwa, kocham cię! Cholera, błagam, wyjdź za mnie? Bo ja nie potrafię już bez ciebie żyć.

Skończyłem, nareszcie. Jednak dalej mam w sobie tą niepewność, a jak ona mnie nie kocha?
Klęczałem tak i wpatrywałem się w nią z dziwną miną. Po jej policzkach pociekły łzy, ale usta nadal wyginały się pod wpływem uśmiechu.

- Malfoy! – zaczęła dość cierpko, przez co moje serce na chwile stanęło w miejscu. – Co ci w ogóle przyszło do tego przylizanego łba? Fretka się zakochała? Nie wierzę. – W tym momencie zaczęła chichotać. – Chociaż, czasem potrafisz powiedzieć coś od rzeczy, ale nie… - nie dokończyła, ponieważ zauważyła, że moje oczy wilgotnieją. O cholera! Tylko nie to, proszę! Nie rozbeczę się jak jakaś baba! Moja warga zaczęła drżeć, kurwa mać! – Ale nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. Teraz będziesz musiał się jeszcze bardziej starać. W końcu twoja przyszła żona będzie oczekiwać takich słów codziennie – dokończyła ze śmiechem i rzuciła się w moje ramiona.

W tym momencie nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Szybko założyłem pierścionek na jej palec, żeby się tylko nie rozmyśliła i zacząłem nią kręcić wokół własnej osi. Dziewczyna piszczała z uciechy, zresztą z mojej twarzy uśmiech też nie schodził. Wspominałem już jak ją bardzo kocham?

Postawiłem ją delikatnie na dywanie i pocałowałem lekko, ale napastliwie. Nasz pocałunek się pogłębiał i przeradzał w bardziej namiętny. Przejechałem językiem po jej podniebieniu, przez co po jej ciele przeszły dreszcze. Oderwaliśmy się od siebie, aby złapać powietrze, jednak kiedy chciałem ponownie wpić się w jej usta, odepchnęła mnie delikatnie.

Patrzyłem na nią spod przymrużonych oczu. Obserwowałem jej każdy, wyrafinowany ruch. Stanęła pośrodku pokoju, gdzie na około poustawiałem świeczki i jednym zwinnym posunięciem, ściągnęła szlafrok. Zaniemówiłem. Wyglądała bajecznie… cudownie… seksownie…

Nie wiedziałem jak mam opisać jej strój. Niby taki zwykły, jednak na jej ciele wyglądał bezbłędnie. Czarny, koronkowy stanik i tego samego pokroju majtki, dokładnie opinały jej smukłe ciało. Oprócz tego z zakończenia stanika, falami spływał lekki, przezroczysty materiał, który pod wpływem nawet najdelikatniejszego ruchu, powiewał lekko, odsłaniając jej płaski brzuch.

- Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek, mężu – szepnęła zmysłowo i zaczęła do mnie podchodzić. Dobrze, że stałem blisko łóżka, bo przez nadmiar wrażeń, usiadłem na nie z miną pełną pożądania. Dziewczyna, gdy tylko podeszła do miejsca, na którym siedziałem, złapała mnie za koszulę i usiadła na moje kolana okrakiem, przez co potarła się o mojego przyjaciela. Całowała namiętnie, ale brutalnie. Nawet nie zauważyłem, kiedy rozebrała mnie całego i przeniosła trochę wyżej. Otóż teraz nagi leżałem na środku wyrka, moje ręce przywiązała do górnej ramy łóżka. To samo zrobiła z nogami, tyle że do dolnej. Po chwili także zawiązała mi czarną chustę na oczach. Pocałowała mnie ponownie, po czym zaczęła swoją wędrówkę po ciele.

Co się działo dalej? To moja słodka tajemnica!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz