poniedziałek, 12 maja 2014

" kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Zmyka do was rozdział 12 ;]


Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [12]

Obudziłem się dość wcześnie, ale nawet nie musiałem spoglądać na zegarek, aby wiedzieć, że jest góra po szóstej. Westchnąłem mimowolnie, a mój wzrok skierował się na dziewczynę, która spała wtulona w moje ramię. Uśmiechnąłem się do siebie, bo przed oczami nadal miałem lekkie urywki z naszej wspaniałej nocy.

Poczułem delikatny powiew wiatru, przez co wszedłem głębiej w pościel i mocno przytuliłem się do Hermiony. Chciałem ponownie zasnąć, ale stwierdziłem, że pomimo tak wyczerpującego, wczorajszego dnia, i nie tylko, nie chciało mi się nawet zamknąć oczu. Stanowczo bardziej wolałem przypatrywać się śpiącej brązowowłosej. Jej loki, które były zazwyczaj upięte w luźnego koka, teraz bez ładu i porządku zostały porozrzucane po atłasowej poduszce. Oddychała miarowo, dzięki czemu jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała równomiernie, co dodawało jej więcej uroku. W tym momencie musiałem się siłą powstrzymać, aby na nią nie skoczyć. Pogłaskałem ją po policzku opuszkami palców, przez co ta uśmiechnęła się delikatnie przez sen.

Nagle zaburczało mi w brzuchu, więc zaśmiałem się cicho. Pocałowałem dziewczynę w usta i szybko wstałem, niemrawo rozglądając się po pokoju. O matulu! Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem takiego pobojowiska. Otóż po całym pomieszczeniu były porozrzucane nie tylko nasze ubrania, ale świeczki i komoda. Zaraz, zaraz, komoda? A, nie, to tylko jakiś kawałek deski. Cholera, co to za deska! Jak to się stało i czemu ja nic prawie nie pamiętam?

Podrapałem się zrezygnowany po skroni, po czym wziąłem w dłonie pierwsze lepsze ubrania i poszedłem w kierunku toalety, aby się trochę odświeżyć. Zamknąłem za sobą dość cicho drzwi, a ubrania rzuciłem w kierunku kąta, w którym stała mała szafeczka. Luźnym krokiem wszedłem pod prysznic, po czym włączyłem chłodną wodę, która studziła moje, nadal rozpalone ciało. Oparłem się o przeciwległą ścianę do kranu i tak trwałem, powoli trzeźwiejąc.

Jeszcze tylko sześć dni, do tego cholernego szakala. Strasznie się bałem, ale nie o siebie, tylko o Herm. Jak ja mogłem być aż tak głupi! Przecież jestem pełnoletni, no! Powinienem podejmować rozważne decyzje, a nie? Wrr… Czemu chociaż raz nigdy nie może wyjść na moje? Zawsze muszę się w coś wkręcić. Eh… chyba już takie jest moje życie.

Nagle usłyszałem, jak otwierają się drzwi do kabiny prysznica, więc szybko zakryłem się dłońmi w moim delikatnym miejscu, ale gdy tylko zauważyłem, że to Hermiona, odsapnąłem. W końcu nikt nie chciałby, aby w czasie swojej kąpieli, jakiś nieproszony gość wtargnął mu pod prysznic bądź do wanny, prawda? No właśnie.

Dziewczyna rzuciła mi się w ramiona, a po chwili poczułem, że się trzęsie. To chyba przez tą zimną wodę, więc szybko przekręciłem czerwony kurek. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zauważyłem, że po policzkach brunetki lecą łzy. Starłem je kciukiem i podniosłem jej podbródek tak, żeby widzieć jej lśniące od płaczu, oczy. Przełknąłem powili gulę w gardle, która rosła mi coraz bardziej. Po chwili, nie mogąc znieść już tego strasznego widoku jej smutnej twarzy, po prostu przygarnąłem dziewczynę, wprost w moje silne ramiona. Wtuliłem się w jej włosy i głaskałem delikatnie po plecach. Ciągle trzymając ją w rękach, usiadłem na lodowatym spodzie prysznica, a ją posadziłem sobie na kolana. Odgarnąłem swojej narzeczonej kosmyk brązowych włosów, który wpadł jej niechcący do ust. Nie chcąc jej bardziej zdenerwować, milczałem, mając nadzieję, że wkrótce opowie mi o swoim problemie, który doprowadził ją do tego stanu.

Nie wiem, jak długo czasu tak siedzieliśmy, gdy po raz pierwszy Hermiona odezwała się do mnie, strasznie piskliwym głosem:

- Kochanie – szepnęła i schowała głowę w moim ramieniu. Mógłbym przysiąc, że po jej policzkach poleciały kolejne łzy. Westchnąłem cicho, ale nadal nie wydałem z siebie żadnego głosu. – Boję się, strasznie – powiedziała ledwie dosłyszalnie, wiec zanim ją całkowicie zrozumiałem, ona znów zaczęła szlochać.

- Czego? – zapytałem, lekko przygryzając wargę. Chyba wiem, o co jej chodzi. Spojrzała na mnie jak na głąba, co utwierdziło moje przekonanie. – Ja też – sapnąłem, po czym z szatańskim uśmiechem na twarzy, wziąłem ją na ręce. Pisnęła przestraszona, a ja w czasie jej nieuwagi, przekręciłem się, specjalnie, aby zmoczyć jej ciało gorącą wodą.

- Malfoy! – warknęła poirytowana, ale w jej głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia. Udało mi się, moja prawie żona, prawie się zaśmiała! Jestem genialny!

- Granger! – sparodiowałem i zrobiłem słodką minkę, dzięki czemu na twarzy brązowowłosej pojawił się szeroki uśmiech. W jej oczach zaś dostrzegłem błysk, więc głośno przełknąłem ślinę. Coś dla mnie szykuje, to jest pewne! Tylko co?

Złapała mnie za nadgarstki, aby po chwili przyciągnąć mnie do siebie i mocno pocałować. Cóż… takie gry to ja lubię! Machinalnie odwzajemniłem pieszczotę, a kiedy chciałem objąć ją w talii, poczułem, że ta się ode mnie trochę odsunęła. Ale kiedy zauważyła, że na chwilę zaprzestałem wpijać jej się w wargi, ta złapała prawą ręką szampon i całą jego zawartość wylała mi na włosy. Krzyknąłem i szybkim ruchem wytrąciłem jej butelkę z ręki, po czym szybko wsadziłem głowę pod wodę, bo oczy zaczynały mnie lekko szczypać. Słysząc jej donośny chichot, sam uśmiechnąłem się pod nosem.

- Wojna! – krzyknąłem, ale wcześniej do ręki wziąłem mydło. Rzuciłem się na dziewczynę i zacząłem jeździć kostką po jej ciele, przy okazji sprawiając, żeby miała łaskotki. Jednak, żeby nie upadła przygwoździłem ją do ściany własnym ciałem. Zaczęło się robić niebezpiecznie, ale mi się podobało coraz bardziej. W końcu nie codziennie osobnicy płci przeciwnej leżą na sobie pod prysznicem całkowicie roznegliżowani. Przez ciało przeszedł mi prąd, kiedy mój przyjaciel otarł się o podbrzusze Hermiony. Ona także to poczuła, bo drgnęła.

Dokładnie minutę później już na nad sobą nie panowaliśmy. Z zachłannością i pożądaniem wpiłem jej się w malinowe usta, jednak ta nie pozostała mi dłużna. Z czułością pieściliśmy siebie nawzajem. Westchnąłem napawając się tą romantyczną chwilą, aby po chwili moje ręce zaczęły błądzić po rozgrzanym ciele narzeczonej. Przylgnąłem do niej ustami, chcąc od życia jak najwięcej. Przez chwilę odwzajemniła pocałunek, ale gdy tylko poczułem, że mnie odpycha i szybko wybiega z kabiny, zamaszystym krokiem, rzuciłem się za nią. Stanąłem jak wryty, gdy zauważyłem, że pochyla się nad sedesem. Ona… wymiotuje! Cholera!

Niewiele myśląc, ukucnąłem obok dziewczyny, podtrzymując jej delikatnie głowę.

- Wyjdź – wychrypiała, pomiędzy kolejnym zbuntowaniem się żołądka. Prychnąłem oburzony, chwytając ją za rękę, co miało oznaczać, że tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Warknęła pod nosem, ale nie zdążyła niczego dodać.

- Co się stało? – zapytałem, kiedy zmęczona uklęknęła na posadzce. – Źle się czujesz? – przytuliłem ją do siebie, a po chwili wziąłem ją na ręce i zaprowadziłem do pokoju, delikatnie kładąc ją na łóżku. Przykryłem ją kołdrą, uprzednio podając jej koszulkę nocną. Ubrała się szybko, po czym odwróciła się do mnie plecami. Usiadłem na łóżku, wcześniej zakładając bokserki, obok brunetki, a kiedy ta poczuła, że materac się pode mną ugina, spojrzała na mnie.

- Idź po Gin i Harry'ego – szepnęła ledwie dosłyszalnie, a gdy zauważyła, że chcę zaprzeczyć, natychmiast dodała. – Proszę.

- Ale dlaczego po Harry'ego? – zapytałem, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. W końcu rudowłosa była jej najlepszą przyjaciółką. No, w zasadzie Czarny też, ale to jest facet i w ogóle. Fuck! Robię się zazdrosny o własnego kumpla!

Nie odpowiedziała. Warknąłem, po czym wyszedłem z trzaskiem zamykając drzwi, przy okazji w biegu zakładając spodnie. Szybko przemierzałem korytarze, bo w końcu nie chcę, aby moja narzeczona dalej się źle czuła, ale cholera, po co jej do tego wszystkiego Harry?

- Siła przyjaźni – powiedziałem poirytowany w kierunku portretu Grubej Baby, przepraszam, Damy, i wszedłem do środka. Już parę razy byłem w pokoju wspólnym Gryfków i muszę stwierdzić, że naprawdę jest tutaj dość przytulnie. Dobrze, że już się do mnie niektórzy przyzwyczaili, bo nie chciałbym szumu na całą wieżę. W zasadzie lubię jeżeli to ja jestem w centrum zainteresowania, ale cóż… teraz mam inne sprawy na głowie, niż użerać się ze wszystkimi lwiakami.

Stawiając duże kroki, wszedłem po schodach w kierunku sypialni siódmoklasistów. Bez pukania otworzyłem drzwi, mając nadzieję, że wszyscy lokatorzy śpią. Jakie było moje zdziwienie, gdy na parapecie siedział Czarny i wpatrywał się w krajobrazy za oknem. Podszedłem do niego cicho, a kiedy położyłem na jego ramieniu dłoń, to aż się wzdrygnął. Spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok. Czyżby pan Potter płakał, bo w końcu nie zawsze ma się czerwone, popuchnięte oczy, prawda? No właśnie.

- Harry – powiedziałem cicho, a kiedy ten wstał, nadal trzymając głowę, tak żebym nie widział jego twarzy, to wiedziałem, że mnie słucha. – Hermiona chciała, żebyś do niej przyszedł. Trochę źle się czuje – dodałem, a ten wnet narzucił na siebie bluzę i wybiegł zostawiając mnie tutaj samego. Cholera!

Podążyłem za nim i przekląłem siarczyście, bo zauważyłem, że ten znika za portretem. Świetnie, po prostu cudownie!

Dobra, jeszcze Ruda i wracam odpocząć. Przelewitowałem się koło dormitorium Wiewióry, aby po chwili, także bez pukania, wtargnąć do środka. Tak między nami to strasznie dziwne, że chłopaki nie mogą wejść na terytorium płci pięknej, przecież to głupota!

Na szczęście w tym dormitorium wszyscy byli pogrążeni we śnie. Niepewnie podszedłem do jednego z łóżek, odsłaniając zasłonę. Westchnąłem, na szczęście to była Ginny. Już chciałem ją szarpnąć, gdy do głowy wpadł mi genialny pomysł. Zatknąłem jej usta dłonią, wcześniej oblałewając ją wodą z różdżki. Wyrwała się ze snu, niczym oparzona, chciała krzyknąć, ale na szczęście miała zakneblowane usta. Gdy tylko zaczęła myśleć racjonalnie, spojrzała na mnie groźnie i zmrużyła powieki. Zaśmiałem się cicho.

- Zabiję cię, Malfoy! – krzyknęła, nie zwracając uwagi na inne współlokatorki. Pod wpływem jej wrzasku, jakaś zasłona od łóżka się odsłoniła, a w nich pokazała się blondwłosa dziewczyna. Zmierzyła mnie wzrokiem, aby po chwili zacząć wrzeszczeć, chowając się przy okazji w łazience. Patrzyłem na nią oniemiały. Czy ja coś zrobiłem?

Po chwili podeszła do mnie jakaś szatynka, a widząc jej pożądliwe spojrzenie, odsunąłem się parę kroków w tył. O co chodzi? Spojrzałem na swoje ciało i… o kurwa mać! Ja nie mam góry od piżam, tylko spodnie. Oparłem się o ścianę plecami, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Spojrzałem błagalnie na Weasley, gdy poczułem, że jedna z dziewczyn przytula się do mnie. O co tej lali chodzi? W tym momencie przeklinałem swoją urodę!

- Ślicznie wyglądasz, Draco – szepnęła czarnowłosa, zataczając kółeczka na mojej klatce piersiowej. Czemu nie mogę się ruszyć? Malfoy, weź się w garść!

Odepchnąłem ją tak mocno, że ta upadła na ziemie, cicho sycząc. Zaśmiałem się w duchu.

- Chodź – złapałem rudowłosą za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi. Dobrze, że wyszła od razu, bo normalnie nie ręczyłbym już wtedy za siebie. – Co to było? – zapytałem groźnie, jednak ta nic sobie z tego nie zrobiła, tylko zachichotała. No cóż… przynajmniej ona miała dobry humor.

- Po co mnie ściągasz o tej porze z łóżka? – spytała, przecierając oczy. Parsknąłem śmiechem, ponieważ gdy tylko to zauważyłem, przypomniała mi się mała dziewczynka. Spojrzała na mnie pytająco, ale tylko wzruszyłem ramionami.

- Hermiona chce cię widzieć. – Podniosła do góry brwi w geście zdziwienia. Więc ona też nie wiedziała, o co chodzi? To czemu Czarny od razu pobiegł? Cholera to wie! – Źle się czuje – powtórzyłem jej to samo co Potterowi, a ona tylko przekrzywiła głowę, jakby się nad czymś doszczętnie zastanawiała.

- Dzięki – rzekła przez ramię i biegiem udała się do naszego pokoju. Nie mając, co do roboty, w sumie jest siódma, podążyłem za nią. Co ten dzisiejszy dzień jest taki w biegu? Wszyscy się wszędzie śpieszą… ehh…

O kurwa mać, a jednak! Taka była moja pierwsza myśl, kiedy otworzyłem drzwi do swojego dormitorium. Otóż Potter i Hermiona przytulili się do siebie, a Gin, głaskała brązowowłosą po lokach. Wiedziałem, że ona i Czarny ze sobą kręcą, ale żeby wszyscy o tym wiedzieli?

- Malfoy, wyjdź! – rozkazała Granger, wskazując palcem w stronę drzwi. Co? Czy ona sobie za dużo nie pozwala? Prychnąłem, ale kiedy zauważyłem, że Weasley także patrzy na mnie spod byka, podniosłem do góry ręce w geście poddania się i chyłkiem opuściłem pokój. Oparłem się o framugę drzwi i nasłuchiwałem. Najgorsze, jednak było to, że słyszałem zaledwie parę zdań. No cóż… lepsze to, niż nic.

Nie wiem, ile czasu minęło od tego strasznego momentu, dlatego szybko stamtąd uciekłem. Diabeł, jest mi potrzebny Diabeł! W głowie wciąż mi huczało, nie mogłem się na niczym innym skupić, ponieważ ciągle w uszach miałem te trzy okropne słowa: „nie warty, zerwij, kocham". To wszystkie słowa wypowiadał Czarny, któremu zaufałem. Traktowałem go jak przyjaciela, a on co? Nóż mi wkłada w plecy! Kurwa mać!

- Diabeł! – krzyknąłem, wpadając do jego pokoju. Szarpnąłem go za ramię, kiedy zauważyłem, że śpi. Mruknął coś niewyraźnie, po czym przekręcił się na drugi bok. Warknąłem poirytowany i nie myśląc za wiele, po prostu zdzieliłem go dłonią w głowę. Gdy ten tylko czując ból rozchodzący się po głowie, zerwał się z wrzaskiem z lóżka, przez moją twarz, przeszedł ledwie dostrzegalny cień uśmiechu.

Nieprzytomny wzrok skierował na mnie, a kiedy zaczął urzeczywistniać myśli, sarknął na mnie:

- Sukinsyn!

Nie mogąc się powstrzymać, zacząłem rechotać na całego. Chyba te zmiany humorków Hermiony, także mnie dopadły. Na jej wspomnienie aż przełknąłem głośno ślinę. Zabini usiadł na łóżku, a pomimo tego, że wyglądał na wypoczętego, jego powieki nadal się kleiły. Spocząłem obok niego i westchnąłem. Spojrzał na mnie tajemniczo, po czym walnął mnie pięścią w ramię. Syknąłem i złapałem się za bolącą część ciała. Rzuciłem mu mordercze spojrzenie, ale ten nawet się tym nie przejął, bo zaczął się wyciągać. Prychnąłem zirytowany, ale się nie odezwałem.

- Dobra spowiadaj się – powiedział i wziął głęboki wdech. Oparł się plecami o ramę łóżka, po czym zaczął wpatrywać się we mnie przenikającym wzrokiem.

- Bo wczoraj zaręczyłem się z Hermioną – zacząłem, ale czarnowłosy nie pozwolił mi dojść dalej do słowa, tylko rzucił się na mnie i to dosłownie. Złapał mnie za ramiona i szarpał. – Asz… ty brutalu – szepnąłem kokieteryjnie, piszcząc jak baba i machnąłem ręką.

- Stary, gratuluję! – walnął mnie w plecy, przez co syknąłem- znowu. Uśmiechnąłem się nerwowo, po czym zacząłem wpatrywać się w krajobrazy za oknem. – Nie zgodziła się? – spytał ze zdziwieniem, prawdopodobnie wnioskując to z mojej miny. Prychnąłem oburzony.

- Jasne, że się zgodziła, a potem mi jeszcze to wynagrodziła – powiedziałem, składając ręce w koszyczek, niczym małe, obrażona dziecko. Tamten słysząc to, zaczął brechtać. Czy powiedziałem coś śmiesznego?

Nie chcę z nim gadać! Wychodzę! W momencie, kiedy podniosłem się z łóżka i zmierzałem w stronę drzwi, brunet od razu się uspokoił.

- Dobra, sorry – przeprosił mnie, rozkładając się wygodnie na poduszce. Westchnąłem, ale podążyłem w jego ślady. Po chwili obaj ułożyliśmy się na jego wyrku, wpatrując się tępo w baldachim. Fu, ale tu śmierdzi!

- Coś mi się wydaje, że Hermiona i Czarny mają romans – rzekłem prosto z mostu, a tamten tylko spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, czyżby coś wiedział, czego ja nie wiem?

- Proszę cię! – zaśmiał się sztywno, ale gdy zauważył moje mordercze spojrzenie, zamilkł.

- Dobra, gadaj, co wiesz – sarknąłem, podnosząc brwi do góry, tak, że teraz spod mojej grzywki, nie było ich widać.

- No dobra – westchnął zrezygnowany. – Wczoraj Harry zerwał z Parkinson.

Wstałem niczym oparzony i nie zwracając uwagi na protesty Diabła, biegiem skierowałem się w stronę PWPN (Pokój Wspólny Prefektów Naczelnych) Merlinie, ratuj mnie! Abym nie zrobił niczego głupiego! Chociaż znając moje popisy, prawdopodobnie będzie awantura na cały zamek. Z zamachem otworzyłem drzwi, po czym moje mordercze spojrzenie powędrowało w stronę Pottera, który siedział na łóżku z podwiniętymi kolanami pod brodę.

- Czarny! – wrzasnąłem, a ten jakby na zawołanie, szybko stanął na nogi. Dziewczyny spojrzały na mnie zdziwione, ale z ich oczu cisnęły się błyskawice. – Co ty sobie wyobrażasz? – wrzasnąłem. On spojrzał na mnie zdziwiony, ale ciągle przerażały mnie jego opuchnięte i czerwone powieki. Kurde, coś jest nie tak… tylko co?

- No, co sobie wyobrażam? – spytał twardym głosem, choć słychać było w nim nutkę goryczy.

- Jesteś debilem! Tyle ci powiem! – warknąłem na tyle głośno, aby mnie dosłyszał. Zmrużył gniewnie oczy, po czym wyszarpnął rękę z uścisku Hermiony. Zwęził wargi, po czym bez zbędnego komentarza skierował się w stronę drzwi.

- Życzę szczęścia, bo wam się naprawdę przyda – szepnął tak cicho, żebym tylko ja go usłyszał. – A i jeszcze jedno – dodał, kiedy naciskał klamkę. – Jeżeli nie masz o niczym pojęcia, nie wtrącaj się, bo możesz coś pochopnie i źle zrozumieć – powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. Mógłbym przysiąc, że zanim wyszedł, po jego policzkach pociekły kolejne łzy. Zacisnąłem pięści w bezsilnej złości, przy okazji patrząc na Gryfonki. Rudowłosa wstała, podchodząc do mnie, rzekła:

- Przesadziłeś. – I nie czekając na dalszy dialog, wypadła z pokoju jak burza, nie omieszkając się przywalić mi z ręki w twarz. Złapałem się za piekący policzek, patrząc nieprzytomnie na Hermionę, która leniwie podnosiła się z posłania. W gardle stanęła mi gula. O matko, ale ona strasznie wygląda!

Podeszła do mnie, ciężko i głośno stąpając po podłodze. Teraz staliśmy naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Tylko czemu to ona zawsze musi być górą? Tym razem jej na to nie pozwolę!

- Jak śmiesz! – krzyknęła mi prosto w twarz, nie zwracając uwagi na grymas, który pojawił się, przechodząc prosto przez moje usta. – Czemu się tak zachowujesz? – spytała już ciszej, po czym spojrzała mi prosto w oczy.

- Ja? – zapytałem z niedowierzaniem, przy okazji warknąłem. – Ja? – powtórzyłem nieco głośniej i zacząłem nieco sceptycznie łapać oddech. – A ty co robisz! – dodałem już krzykiem, nawet nie starając się zapanować nad swoimi emocjami, które brały nade mną władzę. Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, czekając na jej słowa.

- A co robię? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, siląc się na spokojny ton, jednak nie zupełnie jej to wychodziło. Jeszcze się głupio pyta! Co za… wrr…

- Jesteś głupia, czy tylko taką udajesz, co? – prychnąłem rozjuszony, przy okazji zwężając usta, tak że prawie w ogóle nie było ich widać. Zaczerwieniła się niczym piwonia, ale nadal groźnie wpatrywała się w moje szare tęczówki. – Wiesz jak się teraz zachowujesz? – spytałem z kpiną, a ta tylko zacisnęła zęby w bezsilnej złości.

- No jak? – warknęła. Teraz chyba naprawdę była bardzo, ale to naprawdę, bardzo zła. Miejcie mnie teraz w opiece, bogowie! Przełknąłem ślinę, ale żeby nie było po mnie widać, że się denerwuję, prychnąłem.

- Jak jakaś dziwka! – krzyknąłem jej w twarz. O cholera! Chyba przesadziłem, bo gdy tylko to powiedziałem, jej wyraz twarzy raptownie się zmienił. Wcześniej rozeźlone brązowe tęczówki, raptownie posmutniały i zalśniły. Tylko nie płacz, proszę!

Dupek!

- Wybacz, nie o to mi chodziło – szybko dopowiedziałem, ale jej oczy nadal były dziwnie rozkojarzone. – Czemu się przytulasz z Czarnym? Nie chcesz już mnie, co? – powiedziałem tak cicho, że prawie sam siebie nie usłyszałem dokładnie. Głos mi się załamał. W dupę! W końcu, od kiedy ją spotkałem, od razu wiedziałem, że będę zawsze na przegranej pozycji.

Pantoflarz!

- O czym ty teraz mówisz? – zapytała, a w jej oczach zalśniły łzy. No to mam przewalone, że tak ładnie powiem…

- Czemu słyszałem jak Harry mówił, że jestem nic nie warty, że masz ze mną zerwać i że mnie nie kochasz, co? – rzekłem donośnie i uparcie zacząłem się w nią wpatrywać. Dziewczyna słysząc te słowa, zaśmiała się pod nosem, a wraz z lekkimi mrugnięciami, po jej policzkach poleciały słone krople. Nie patrząc na dalsze konsekwencje tego uczynku, kciukiem wytarłem jej mokre plamki. Westchnęła i przytrzymała moją dłoń na swoim zarumienionym, kościstym licu.

Zaraz, czy ja powiedziałem „lico"? O matko, co się ze mną dzieje? Przecież użyłbym słowa „morda" albo „gęba" gdybym był sobą. Jednak zaraz, ja pod wpływem tej Gryfonki zaczynam się zmieniać i to na lepsze! Kurka w dupkę, no!

- Źle go zrozumiałeś. – Usłyszałem jej delikatny głos, który zaczynał pieścić moje bębenki, więc otrzeźwiałem z lekka. – Harry zerwał z Pasny i powiedział, że nie jest jego warta, w końcu ona kręciła z nim i jeszcze z takim jednym chłopakiem. – Gdy tylko to usłyszałem, otworzyłem szeroko oczy. – Dalej chodziło mu o to, że z nią zerwał, bo jej się należało, nie? – spojrzała na mnie, jakby oczekiwała jakiegoś słabego sygnału, że słucham ją uważnie, więc pokiwałem lekko głową. – A co do tego „kocham", to… - zatrzymała się i głośno westchnęła, po czym ni z gruszki, ni z pietruszki, wtuliła się w moje ramiona. – Harry'emu zmarła mama... wczoraj dostał list od ojca… pogrzeb będzie jutro – dodała bardzo cicho, a kiedy tylko to usłyszałem, oniemiałem. Dżizas, przecież ja w stosunku do niego, zachowałem się jak kompletny…

Debil!

Złapałem się za głowę, mocnej wtulając się w ciało mojej narzeczonej. Normalnie, nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Przepraszam – rzekłem, odsuwając się od niej. Pocałowałem ją czule, jakby dzięki temu małemu gestowi, mogłem pokazać jej wszystkie moje emocje. Po prostu chciałem wyrazić swoje uczucia.

Po chwili, dość długiej zresztą, oderwałem się od niej i szybko wybiegłem z pokoju. Cholera, kiedyś naprawdę się zmacham przez te biegi! Albo mi kolano wyskoczy i co będzie? Będę kaleką, który nie może chodzić, ani nic…

Pędząc, ile w płucach sił, szybko przemierzałem korytarze, bo chciałem mieć to już za sobą. Szczerze mówiąc, strasznie się denerwuję, więc mam nadzieję, że w miarę się z tym uwinę i nie stracę przyjaciela. Przekląłem w myślach, kiedy dotarłem do Pokoju Życzeń. Właściwie nie wiem, dlaczego przyszedłem akurat tutaj, ale miałem taką intuicję, która kazała mi się znaleźć dokładnie w tym miejscu i w tym czasie.

Westchnąłem, kiedy popchnąłem drzwi. Niepewnie wszedłem do środka i oniemiałem. Pokój był strasznie urządzony. Panowała tutaj ciemność i z daleka czuć było tajemnicę. Po moim ciele przeszły ciarki, gdy przyuważyłem czarną sofę w lewym kącie pomieszczenia, obok której stał, tego samego koloru, barek, wypełniony po brzegi przeróżnymi alkoholami. Czarny siedział przy meblu, o który opierał się plecami. W dłoni zaś trzymał, na pół opróżnioną, butelkę z Ognistą Whisky.

Nie myśląc za długo, po prostu usiadłem obok niego, przy okazji łapiąc za pierwszą, lepszą butelkę. Pociągnąłem z niej zdrowy łyk, krzywiąc się lekko.

- Wybacz mi, stary – powiedziałem, przekrzywiając delikatnie głowę. Spojrzałem na Harry'ego, a ten tylko wyszczerzył swoje ząbki. Odwzajemniłem gest, klepiąc go po plecach. – Naprawdę nie wiedziałem – zacząłem, ale widząc, jak po jego „pięknej" twarzulce przebiega grymas, natychmiast zamilkłem. – Ta suka Parkinson! – warknąłem pod nosem, specjalnie zmieniając temat. Ten tylko parsknął cicho, ale się nie odezwał.

- Zdrówko! – wykrzyknął już trochę wstawiony, Potter, po czym puknął swoją butelkę o moją. Zaśmiałem się głośno, biorąc spory łyk z litrówki.

Nawet nie zauważyliśmy, a może tylko ja nie byłem aż tak spostrzegawczy, że w barku zaczęło ubywać wszelkich trunków. No cóż… mogłem się tego domyślić, gdy Czarny zaczął śpiewać. Zresztą do głowy teraz, także przychodzą mi słowa takiej, jednej piosenki.

„Puszek okruszek, puszek kłębuszek, bardzo go lubię, przyznać to muszę…" Nie zaraz, to mi się nie rymuje? Dobra to może inna, uwaga! „Wlazł kotek na młotek, pierdolnął go płotek, siekierka dobiła i kotka zabiła!" Eh… zaczyna mi szumieć w głowie, pewnie i tak poprzekręcałem słowa. Chociaż może nie, ponieważ Diabeł, kiedyś mi to zaśpiewał. Boże, czego to tych dzieci w szkołach uczą!

Kolejna pusta butelka upada na dywan, a za nią kolejna, i następna… dalej nie wiem, ile tam tego jeszcze było, bo nie pamiętam.

Jestem pewny jednego! Pogodziliśmy się! Hura, hura, ale bura! Teraz nic tylko rzygać, bo jakoś tak mi niedobrze się zrobiło.

OOO

Merlinie! Przecież niedługo są urodziny mojej złośnicy! O cholera, całkowicie zapomniałem. Trzema szybko udać się do Diabła i Czarnego, w końcu muszą mi pomóc. Gin, także mogłaby coś wykombinować, bo w końcu jest Gryfonką i ma trochę w głowie.

- Ruda! – wydarłem się, stojąc przy schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn. – Złaź tu na dół! – dodałem, kiedy zauważyłem, że jej płomienne włosy pojawiły się w drzwiach. Spojrzała na mnie nieprzytomnie, warcząc przy okazji coś pod nosem, po czym przeklinając mnie, zeszła, a raczej, zczołgała się ze schodów. Popatrzyłem na nią, a wnet na mojej twarzy pojawił się lubieżny uśmieszek, który ukrywał w sobie kpinę.

- Czego? – sarknęła poirytowana, gdy pociągnąłem ją w stronę kanapy przy kominku. Walnęła się na nią, nie okazując tej gracji, którą powinny mieć dziewczyny i patrzyła na mnie wyczekująco.

- Dwudziestego są urodziny Herm, wiesz o tym? – spytałem, lekko przyciszając głos. W końcu nie chcę, aby to wyszło, przecież ma być to niespodzianka, prawda? No właśnie!

- Zapomniałam! – pisnęła i złapała się za głowę. Przez chwilę zaczęła wpatrywać się w dogasający ogień w kominku, kiedy raptownie wstała i szybko udała się do dormitorium.

- Ej, a ty dokąd! – spytałem, gdy ta była już w połowie drogi.

- Zabierz Hermionę o dziesiątej, tak żeby nam nie przeszkadzała. Przyprowadzisz ją dokładnie o osiemnastej – szepnęła, ale na tyle głośno, żebym ją usłyszał. – My się wszystkim zajmiemy – dodała szybko widząc moją niezdecydowaną minę. Westchnąłem zrezygnowany, bo usłyszałem skrzypnięcie zamykanych drzwi. Podrapałem się po skroni, po czym skierowałem się w stronę Wielkiej Sali. Muszę jeszcze wszystko przemyśleć, co do tego planu. Właściwie wiem, co mam robić, ale to dla mnie za mało! Przecież to moja prawie żona, no! To nie fair! Dobra, mam dość. Wykonam swoje, jakże trudne zadanie bezbłędnie.

Teraz tylko pozostał problem, co jej kupić? Świetnie, po prostu cudownie!

Zirytowany usiadłem na swoim miejscu przy stole Ślizgonów i zacząłem zastanawiać się nad nadchodzącym tygodniem, konsumując przy okazji jajecznicę na bekonie.

Co ma być, to będzie. Najważniejsze jest to, że mamy siebie!

2 komentarze: