wtorek, 6 maja 2014

" Kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Moi drodzy rozdział 2 ;)




Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [2]

Nie patrząc czy zrobię jej krzywdę, zepchnąłem ją bezceremonialnie z łóżka, a sam okryłem się kołdrą. Miała na sobie tylko czerwone stringi, więc chyba nic się nie stało? Poza tym nawet gdyby do tego doszło to i tak bym tego nie żałował. Chociaż… same lizanie się z Parkinson jest obleśne. Tylko czemu ja tego nie pamiętam? Aaa… no, tak. Przecież razem z Zabinim zrobiliśmy sobie małą libację alkoholową.

Dobra wróćmy do mojego pokoju i zerknijmy bardziej w kierunku łóżka lub podłogi. Zależy kto, co woli. Chociaż nie ukrywam, że chciałbym, abyście się patrzyli na mnie. W końcu Malfoy – wasz pan i inne bzdety. Dobra, dobra, żartuję. Może jednak…

Mopsica wstała z podłogi, dość koślawo, bo jej cycki na chwilę zasłoniły mi widok. Matko, ale balony! Na pewno sobie je przykleiła. Kurde, tylko jak to się nazywało? Sutafony? Nie… inaczej…. sylikony? Tak, chyba sylikony.

- Dracusiu! – zapiszczała swoim głosem. O ile można to nazwać głosem. Prędzej skrzekiem.

Dziewczyna, nie raczej nie dziewczyna. To nie człowiek. To coś szybko weszło do łóżka i pocałowało mnie. Chwilę się zatraciłem. No wiecie, pożądałem jej. Chociaż to bardziej hormony.

Po chwili jednak zacząłem trzeźwo myśleć, a czułem się jakbym całował jakieś gówno. Fu, zaraz się porzygam.

Ponownie zrzuciłem ją z mojego łóżka. W końcu jutro jest bal i trzeba jakoś wyglądać?

- Wypierdalaj stąd! – powiedziałem głośniej, niż przypuszczałem. Oj tam. Przejmować się.

Spojrzała na mnie ze smutkiem. Łzy pociekły jej po mordzie. Złapała swój stanik, też był czerwony z koronką, i uciekła.

Nareszcie. Ile można czekać? Odetchnąłem z ulgą i poszedłem w kimę, mając ogromną nadzieję, że jutro znajdę sobie jakąś laskę na parę dni. W końcu trzeba się jakoś zabawić. Prawda? Żyć, nie umierać. Zaśmiałem się, po czym zamknąłem oczy i zasnąłem, śniąc o jakiejś blondynce z niezłą dupcią.

Kiedy otworzyłem oczy, pamiętałem tylko urywki z mojego, jakże zboczonego snu. Chwiejnie wyszedłem z łóżka i skierowałem się do kibla po jakieś tabletki na kaca. Po dziesięciu minutach doprowadziłem się do porządku: w końcu nie wyjdę z pokoju z włosami roztrzepanymi we wszystkie strony. Mam swoją godność.

Wyszedłem ze Wspólnego i skierowałem się na śniadanie, kiszki mi marsza grały. Kiedy tylko tam dojdę, muszę zapytać się Zabiniego gdzie wczoraj spał.

Nawet nie spojrzałem, co jem, ale spakowało jak jajka na bekonie, czy coś.

- Draco, z kim idziesz na ten bal? – zapytał mnie Blaise. O kurde, wiedziałem, że o czymś zapomniałem. – Nie masz jeszcze laski. No, wiesz, po Tobie się tego nie spodziewałem – zaśmiał się.

- Zamknij się. Zapomniałem.

- Nie dziwię ci się. Masz tak napięty harmonogram. Przecież noce…

- Dobra, rozumiem. – wkurzyłem się na niego, po co mi to wypomina? Chyba, że idzie z kimś naprawdę niezłym. Eh… niech patrzy na siebie. – Zaraz sobie jakąś znajdę – powiedziałem zacząłem rozglądać się po Wielkiej Sali. Na pierwszy rzut oka wpadła mi jakaś Krukonka. Nawet gdyby była zajęta, tak mi się nie oprze. Jak tylko zjem, to po nią pójdę. Albo nie, zrobię to teraz.

- Cześć, mała. Może pójdziesz ze mną na ten bal? – zapytałem i puściłem jej perskie oczko. Zalała się rumieńcem - jak ja to lubię.!

- No… no, nie wiem. W zasadzie już z kimś idę… - Słysząc to, uśmiechnąłem się do niej jak najbardziej lubiłem. Ha, udało się! Jeszcze tylko mrugnięcie. – Wiesz chyba jednak pójdę z tobą. Jake się nie obrazi. – Teraz to ona się uśmiechnęła. Nawet, nawet.

- Super, to spotkamy się przed Wielka Salą o wpół do osiemnastej – powiedziałem i poszedłem. Po co mam czekać aż odpowie. Nie odpowiada jej to trudno. Ważne, że mi tak.

Okej, wracam do dormitorium i na lekcje. Dobrze, że dzisiaj są tylko do obiadu.

Pomińmy je, bo nic takiego się nie działo. No, może oprócz tego, że Granger i Pottusiowi się dostało za pyskowanie na eliksirach. I dobrze. Matko, jak ja ich nienawidzę. Wrr… dobra, koniec.

Po wszelkich przygotowaniach, które zajęły mi pół godziny, w końcu dobrnąłem do Sali. Przebrałem się za wampira. Po chwili zacząłem rozglądać się wokoło, aż nagle wyhaczyłem ją. Kim ona była… mumią? O, fuck! Z kim ja przyszedłem? O tam jest jakaś wampirzyca. A nie, ona jest z Zabinim. Ładna. No trudno. Zawsze jest ten pierwszy raz: będę bez partnerki.

Początek jak początek. Dyrek gadał cos o żarciu, jak zawsze zresztą. No, nic. Po chwili zaczęły się pierwsze rytmy. Kilka par weszło na środek. I znów ta wampirzyca. Zatańczę z nią dzisiaj, ale nie teraz.

Siedziałem właśnie przy stoliku i co jakiś czas podchodziły do mnie jakieś laski. Nie zwracałem na nie uwagi. Mówią, że udaje niedostępnego, ale nim jestem. Nic nie udaję. Jak coś się nie podoba, to won. Taki już jestem.

Nawet nie wiem, ile siedziałem, ile wypiłem alkoholu, ani nawet ile godzin minęło zanim wszedłem na parkiet zapolować.

Na pierwszy ogień poszła jakaś wiedźma, po niej był duch. Reszty nie pamiętam, bo po każdym tańcu łyknąłem parę kielonków Ognistej, więc film mi się urwał. Chcąc, nie chcąc wyszedłem na błonia, aby doprowadzić się trochę do porządku. Posiedziałem pod drzewem z pól godziny i kiedy już zaczynałem trzeźwo myśleć, wróciłem na do środka. Od razu wkroczyłem na parkiet. I to właśnie tam ponownie dostrzegłem wampirzycę. Przypominając sobie swoje postanowienie, ruszyłem ku niej.

- Zatańczysz? – spytałem grzecznie. Zgodziła się. Czy akurat w tym momencie musieli zagrać cos wolniejszego? Położyła mi swoje ciepłe ręce na szyję, a ja jej swoje na talię. Pasowały jak ulał.

Kiedy bujaliśmy się w rytm piosenki, przerzuciła swoje brązowe loki do tyłu. W nozdrza wdarł mi się kwiatowy zapach. Mało co nie zemdlałem. Było mi tak przyjemnie. Wręcz się nim rozkoszowałem! Ah… gdybyście mogli to poczuć wraz ze mną. Padlibyście od razu. Ja się na nogach ledwo utrzymywałem.

Spojrzałem jej w oczy w tym samym momencie, co ona w moje. Powoli się w nich zatracałem. Bliski szaleństwa już nie wytrzymałem. Zacząłem ściągać jej i swoją maskę, aby dotknąć jej zaróżowionych ust własnymi. Zamknąłem oczy, nawet nie spojrzałem, kto to jest. On chyba także nie. Zresztą w takim momencie to nie było ważne.

Poczułem to co tak bardzo pragnąłem poczuć. Jej usta na swoich. Mniam. Były takie słodkie, takie delikatne. Smakowały jak dojrzała wanilia. Pycha. Całowałem ją namiętnie, niemal brutalnie. Ona nie pozostawała mi dłużna. Nasze języki połączyły się, żeby wirować we wspólnym tańcu. Nagle usłyszałem, że ona coś mówi, szepcze. Pytała się kto to jest, kto ją tak całuję. Zaraz, zaraz, ona nic nie mówiła. Ona myślała.

Przerwałem na chwilę, aby posłuchać. Spojrzałam na nią i zaniemówiłem. Tak jak ona pomyślała. Żeby najpierw patrzeć, kogo chce się pocałować, a nie. Czyżbym czytał w myślach? Potem pogadamy. Kiedy ta szlama pójdzie stąd jak najdalej ode mnie. Tak moi drodzy, to była Granger.

Za to Ty jesteś… wrr…, usłyszałem w swojej głowie. Czy ona tak pomyślała, a ja to usłyszałem. Przecież na głos tego nie mówiła, bo…

Tak, czytasz mi w myślach, no i co? Ja tobie też. Jak będziesz grzeczny – w tym miejscu prychnęła. – To powiem ci co i jak. – Pokiwałem lekko głowa na znak zrozumienia, ale nadal nie mogłem wydobyć z siebie słowa.

Obok nas stał Weasley, przyjaciel szlamci. Gadał coś do niej i po chwili zwrócił się do mnie.

- Jak jeszcze raz ją pocałujesz lub jeśli ją tylko dotkniesz, to powyrywam Ci włosy z pleców! – krzyknął i opluł mnie przy okazji. Fuu…

- A nie przyszło ci do głowy młotku, że to ona mnie pocałowała? – zapytałem z sarkazmem. Wytężyłem mózg i usłyszałem jego myśli. Co? Ona pocałowała tego skurw… – dalej już słuchać nie mogłem. Walnąłem go z pięści w nos. Krew buchnęła. Popatrzyłem na niego z nienawiścią, a potem na Granger. Drgały jej kąciki ust.

Jaki ty jesteś wrażliwy. Nie dasz siebie obrazić? Hahaha.

Zamknij się. Jutro mi wszystko wytłumaczysz. Zaraz po śniadaniu – rozkazałem jej. Ta tylko spojrzała na mnie jak na kretyna.

Rozglądnąłem się po Sali. Weasley wybiegł już z niej wybiegł, pewnie do Skrzydła Szpitalnego. Jakaś osoba do nas biegła. To chyba Blaise Zabini.

- Hermiono, nic ci nie jest. Co on jej zrobił? Dopadnę go potem – No, nie wierzę. Zabini i Granger. Hahaha!

Z czego rżysz? – spytała mnie w myślach szlama.

Nie ważne – sprostowałem. Chciałem już wychodzić, ale stwierdziłem, że zrobię jeszcze na złość Zabiniemu. Co z tego, że to mój przyjaciel. Wybaczy. Jak nie dziś to jutro. Jak nie jutro to… Kiedyś na pewno.

Już obmyślałem plan, kiedy znów ją usłyszałem.

Nawet się nie waż! Jeśli to zrobisz to zdradzę Twój największy sekret – Jaka groźba!

Uuu… już się ciebie boję – zadrwiłem.

Powinieneś. – Po paru chwilach dodała. – Jeśli ten swój durny plan wprowadzisz w życie, to krzyknę na całą Salę, że ostatnimi czasy ciągle masz erotyczne sny, po których często się zaspakajasz.

Co…skąd wiesz…to znaczy. Jasne – Chyba się jej boje. Skąd ona to wie?

Więc jak?

Dobra, dobra. Nie zgrywaj niewiniątka. Już stąd spadam.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Poszedłem na błonia. Musiałem przemyśleć to i owo.

Po pierwsze: Dlaczego w momencie pocałowania Granger zacząłem czytać w myślach?

Po drugie: Co jeśli ona już od dawna tak umiała?

Po trzecie: Skąd ona wytrzasnęła to wspomnienie? Chyba, że można wchodzić we wszystkie myśli?

Po czwarte: Ile osób umie czytać w myślach?

Po piąte: Czemu mam aż tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi?

Dobra koniec tego dobrego. Łeb mi się jeszcze przegrzeje. Pogadam jutro z Granger. Musi mi to wszystko wytłumaczyć!

1 komentarz: