środa, 14 maja 2014

" Kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Ta da da dam ! Proszę Państwa Epilog ;) Zakończenie będzie zaskakujące ;]


U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**


Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa. [Epilog]

A wszystko miało być tak pięknie! Cholera! Przecież przez ostatni miesiąc moje życie usłane było różami. Ech… tak, to było naprawdę wspaniałe. A szczególnie jedno wydarzenie, w którym to moja ukochana powiedziała „Tak" na naszym jakże prostym, a zarazem niespotykanym ślubie.

- Jak się czujesz, kochanie? – zapytałem ponownie tego dnia, całując ją delikatnie w usta. Hermiona uśmiechnęła się ledwo widocznie, odwzajemniając gest. Merlinie, jak mi tego brakowało!

- Dobrze – odpowiedziała po chwili bardzo cicho, jednak wiedziałem, że jest całkowicie odwrotnie, a ta próbuje mnie tylko w jakiś sposób pocieszyć.

Moja narzeczona obudziła się zaledwie tydzień temu, ale jej stan nadal nie zamierzał się poprawić. A to wszystko przez moją córkę… Uzdrowiciele powiedzieli, że jeżeli Miona całkowicie nie dojdzie do siebie przed porodem, może umrzeć. Straszne… nadal kiedy przychodzą do mnie takie refleksje, zaczynam się trząść niczym osika… Dobra, koniec!

- Kocham cię – powiedziałem raptownie, sprawiając, że dziewczyna zdziwiona podniosła kąciki ust ku górze.

I nagle do głowy wpadł mi pomysł, który okazał się chyba jednym z najlepszych!

- Pobierzmy się dzisiaj – wyparowałem i z uśmiechem patrzyłem jak zmienia się mimika twarzy Hermiony. Otworzyła szeroko oczy, które zaczęły jej błyszczeć dziwnym blaskiem. Jednak to trwało tylko chwilę, ponieważ kiwając głową z niedowierzaniem, parsknęła cicho śmiechem.

- Draco, to nie jest śmieszne. Poza tym teraz jest jeszcze za wcześnie i w ogóle Hayley…

- Ale chciałabyś, tak? – przerwałem jej niegrzecznie, zanim zastanowiłem się dogłębnie, co powiedziałem. To pytanie samo wyleciało mi z ust.

- Oczywiście! – odpowiedziała natychmiast i po raz pierwszy uśmiechnęła się naprawdę szeroko.

Odwzajemniłem gest, po czym przybliżając się do niej powoli, położyłem swoją jedną dłoń na jej policzku, a drugą na dużym już brzuchu. I z błyskiem pożądania w tęczówkach, zniżyłem się tak blisko, że moje wargi prawie dotykały jej. Owionął mnie jej słodki oddech i nie mogąc się już bardziej powstrzymać, mruknąłem zadowolony.

- A czemu nie chcesz teraz? – zapytałem bardzo cicho, szepcząc w jej pełne usta.

- Bo chcę poczekać aż Hayley będzie na tym świecie. I będzie starsza – również szeptała, przełykając głośno ślinę.

- Dla małej będzie chyba lepiej mieć dwójkę ślubnych rodziców, a nie narzeczonych rodziców, prawda? – pytałem cały czas, a widząc niewyraźną minę Hermiony, wiedziałem, że już wygrałem. Nie ma to jak moje wspaniałe intrygi Ślizgona!

- Może, ale przecież się pobierzemy, tylko trochę później…

- Oczywiście, że tak, ale ja gdybym był na miejscu naszej córki, raczej wolałbym od razu urodzić się jako prawdziwe – tutaj specjalnie zaakcentowałem to słowo – dziecko, a nie jak jakaś, no nie wiem, wpadka? – nadal mówiłem i z uśmiechem zobaczyłem, jak ta przybliża do mnie swoje wargi. Spokojnie, Draco, tylko spokój! To ty ją wystawiasz na próbę, a nie ona ciebie! Draco, przestań myśleć tylko o jej wspaniałych, pełnych, smakowitych, poziomkowych ustach, które mógłbyś zacałować na śmierć… Malfoy!

- Wpadka? – zapytała, a w jej oczach pojawił się dziwny blask. – No, może…

- Czyli mam rację, tak?

- Tak.

Ha! Draco Lucjuszu Malfoy, jesteś najbardziej zajebistym facetem, chodzącym po tym zakichanym świecie! Ludzie powinni bić ci pokłony! Tak, tak! Już to nawet widzę! Gdybym mógł to zacząłbym skakać ze szczęścia! Boogie dance, boogie dance!

- Więc warto aż tyle czekać? – W tym momencie już dotykałem jej ust. Zadrżała, przez co mruknąłem cicho. Draco lubić!

- Nie.

I już nie zwracałem na nic uwagi, tylko z mocą wpiłem się w jej usta, które aż mnie wołały. W głowie słyszałem tylko słowa ślizgońskiej piosenki: „Tell me, tell me!" Już dawno jej tak nie całowałem: silnie, a przy okazji wyrażając swoje uczucia. Nie mogłem się powstrzymać, więc bez zbędnych ceregieli włożyłem do środka jej buzi język, bawiąc się z tym należącym do mojej przyszłej żony. Jęknęła cicho, co jeszcze bardziej mnie podnieciło.

- Ej, przestańcie już, no! Normalnie patrzeć się na was nie da! Aż mi coś do żołądka podchodzi! Chociaż nie… teraz poczułem coś innego. Merlinie! Ginny, kochanie! Pomocy!

Oderwaliśmy się od siebie, a kiedy spojrzałem na wizerunek „wspaniałego" Diabełka, zacząłem się śmiać. Boże, czy on się podniecił?

Gdy już miałem się zacząć z niego naigrywać, przyleciały do mnie myśli na temat planu! No tak! A więc, szykujcie się!

„Poczekajcie na mnie. Będę za godzinę", pomyślałem, a Hermiona wysłała mi zdziwione spojrzenie, jednak po chwili pokiwała lekko głową.

Zacząłem już kierować się do wyjścia, gdy do moich uszu dobiegł głośny chichot Czarnego. Uśmiechnąłem się do siebie wrednie.

- A Harry, byłbym zapomniał – powiedziałem, zatrzymując się we framudze drzwi. – Przygotuj się z Libby na bycie świadkami. Wrócę za godzinę, więc macie trochę czasu.

I już mnie nie było. Jednak zanim wyszedłem usłyszałem tylko głośny krzyk radości Ginny, która prawdopodobnie rzuciła się z gratulacjami na moją przyszłą żonę.

No, nie ważne, ponieważ teraz moim jedynym i najważniejszym zadaniem było znalezienie księdza na naszą małą ceremonie.

Wybaczcie, ale reszty nie opiszę. Po prostu nie dam rady, ponieważ zawsze, kiedy przypominam sobie wyraz twarzy mojej żony w trakcie ślubu, nie mogę wydobyć z siebie głosu... Zaczyna mi się zbierać na płacz. Tak, wiem, że jestem facetem i nie powinienem się tak mazać, ale ja już nie wytrzymuję! Jedyne, co trzyma mnie przy życiu, to moja córeczka: Hayley.

Kocham ją z całego serca, pomimo tego, że to właśnie ta mała istotka była bezpośrednią przyczyną śmierci Hermiony.

Minęły trzy dni od naszego szybkiego, ale wspaniałego ślubu, a ja wprost nie potrafiłem zmyć z siebie uśmiechu, który promieniował co najmniej na dwie mile. Ach... jakie to wspaniałe uczucie móc całować swoją ukochaną, wiedząc, że ta z radością odwzajemni gest. Tak było i tym razem, o szóstej dwadzieścia siedem po południu.

Z uwielbieniem wpiłem się w jej zaróżowione usta, które smakowały niczym dojrzałe truskawki z cukrem. Palce lizać! I nadal całując ją z lubością, delikatnie położyłem swoją dłoń na brzuchu Hermiony, żeby móc poczuć także tą małą osóbkę. Zawsze kiedy to robiłem, czułem jak moje dziecko przekręca się w brzuchu. Hayley... Ech, zauważyłem, że coraz częściej zaczynam wyobrażać siebie jako ojca. Już przyjąłem do wiadomości tę cudowną nowinę i szczerze powiem, nie mogę się już doczekać, aby założyć szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Nawet teraz wiem, iż kiedy tylko pierworodna córeczka przybędzie na świat, to stanie się moim – i pewnie nie tylko – oczkiem w głowie. Hayley będzie częścią mojej duszy, bo Hermiona już zajęła się sercem. W każdym razie nie mogę się już doczekać. Znaczy, wiem, iż będzie trzeba w to włożyć wiele wysiłku i pracy, ale sobie poradzimy! Wierzę w nas!

Jest jednak taka jedna rzecz, której koszmarnie się boję, a mianowicie tego, czy moja żona sobie poradzi. Znaczy, nie chodzi mi o wychowanie, bo będzie cudowną matką, ale o sam poród. W końcu jest jeszcze taka słaba… i mam to cholerne przeczucie.

Nagle, jakby na zawołanie, do moich uszu dobiegł jakiś dziwny dźwięk, który kojarzył mi się z jękiem bólu. Natychmiast spojrzałem na Hermionę, która trzymała się za brzuch i z przerażeniem skierowała oczy ku białemu sufitowi.

- Kochanie… - zacząłem i złapałem ją za dłoń, którą ta prędko i bardzo mocno, ścisnęła.

- Boli – powiedziała tylko, a spod jej przymkniętych powiek poleciały słone łzy. Kolejny skurcz był silniejszy, przez co krzyknęła cicho.

I raptownie wszystko zaczęło się walić; a działo się to zaledwie w ułamku paru minut. Maszyna monitorująca czynności życiowe Hemiony zaczęła pikać jak szalona, do pokoju wparowało dwoje uzdrowicieli i pielęgniarka, a ja przed oczami zobaczyłem tylko czerwień, która wypływała nie tylko spod jej rozkraczonych nóg, ale także z ust. Zostałem odepchnięty siłą. Zemdlałem.

Potem, czyli kiedy się obudziłem, było już za późno. Nawet nie zdążyłem się z nią do końca pożegnać… Umarła, kiedy na świecie pojawiła się nasza córeczka. Z tego wszystkiego pamiętam jeszcze tylko moje zachowanie, gdy dowiedziałem się o jej śmierci. Wpadłem w szał i rozwalałem wszystko, co mi wpadło w ręce. Oczywiście dopóki, dopóty nie zobaczyłem – teraz już – mojego dziecka. Zaniemówiłem i rozpłakałem się jak… jak… jak… Do pogrzebu chodziłem, w ogóle żyłem jak duch, jeżeli można tak powiedzieć. Prawie nie spałem, nie jadłem i nie wychodziłem ze swojego nowego domu, który miał być prezentem dla mojej żony. Tylko szkoda, że nie zdążyła go jeszcze rozpakować…

Hayley też nie widziałem, ponieważ moja matka i ojciec zabrali ją do Malfoy Manor, gdzie zajmowali się nią jak prawdziwi dziadkowie. Zresztą Narcyza całkowicie się w niej zakochała. Nie opuszczała i nie opuszcza jej na krok. Jednak ja nie mogłem się przełamać – spojrzeć na nią, dotknąć - aż do momentu, kiedy schowano białą trumnę w ziemię i wyryto na nagrobku te, tak dobrze znane słowa: „Kto pierwszy powie „kocham" – przegrywa." Chyba nigdy ich nie zapomnę.

Ech, nawet nikt nie potrafi sobie wyobrazić jak bardzo tęsknię za moją żoną. To ona była tą jedyną i wiem, że już nikogo tak nie pokocham. Taka miłość jest tylko jedna… Jednak szkoda, że Hayley już nigdy nie będzie mieć matki, bo nie potrafiłbym ożenić się powtórnie… Moja córeczka, która jest tak strasznie podobna do Hermiony! To jej kopia, tylko w pomniejszonym formacie! I chyba dlatego nigdy nie zapomnę mojej ukochanej, ponieważ kiedy tylko spojrzę na swoje dziecko, zobaczę ją. Przerażające, ale wspaniałe!

Postanowiłem… Cóż, chyba będę musiał już kończyć to wszystko i nie napiszę tutaj nigdy więcej. Ostatnim rozdziałem zamknę historię mojej młodości i z wysoko uniesioną głową, wkroczę w dorosłość, skąd już nie ma żadnej ucieczki.

Jednak za jakiś czas na pewno ktoś otworzy ten dziennik i przeczyta całą tą opowieść, śmiejąc się i płacząc na zmianę. Może to będzie Hayley, a może jej dzieci, tego nie wiem, jednak jestem pewien jednej rzeczy: pamięć o poświęceniu Hermiony na zawsze pozostanie! I to nie ważne czy na kartkach papieru, czy w głowie. Od dzisiaj będę kroczyć przez życie z uśmiechem, mając nadzieję, że niedługo spotkam się gdzieś tam z żoną i właśnie wtedy będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajkach. Tam, gdyż tutaj nie było nam to pisane.

A teraz mam dwadzieścia lat…

I na tym mój wpis się kończy. Hayley płacze. Do zobaczenia, kiedyś…

KONIEC!

4 komentarze:

  1. Normalnie na koniec zdębiałam. Jak ona mogła umrzeć?! Ja nie wierzę. cała historia budzi we mnie dość skrajne uczucia i sama nie wiem, co o niej myśleć, ale z pewnością ostatni rozdział i epilog są niezwykłe <3 http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam ,że Epilog was zszokuje ;)
      Sama siedziałam ze łzami w oczach i nie wierzyłam ,że tak to się zakończyło,kiedy to czytałam .

      Usuń
  2. Ej no weeeeeź... :'(
    Umarła?
    Tak po prostu?
    Płakam :'(

    OdpowiedzUsuń