wtorek, 13 maja 2014

" kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

Iii leci rozdział 13 ;)

U góry po prawej stronie jest ankieta bardzo bym prosiła żebyście wzięli w niej udział ;)
Będę bardzo wdzięczna ;**

Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [13]

Z westchnieniem złapałem kolejną porcję tostów z dżemem. Chcąc, nie chcąc, w głębi duszy wiedziałem, że nie wyrobię się z tym do jutra. Chyba, że z pomocą jakiegoś pieprzonego cudu! W zasadzie ojciec dużo mi pomógł, matka też, ale tą trzeba było przekonywać długie godziny, jednak na szczęście, udało mi się. Zresztą, kto nie uległby mojemu urokowi osobistemu? No właśnie, nikt. Tym bardziej Narcyza, która uważa mnie za najwspanialsze dziecko na świecie. No cóż, zawsze wiedziałem, że jedynak ma o wiele lepsze i wygodniejsze życie.

Najgorsze, jednak jest to, że nie wiem, co mam dać Hermionie, jeżeli się nie wyrobię, a przecież nie pójdę do niej na urodziny z pustymi rękoma… nawet, gdybym szykował dla niej niespodziankę wartą miliony galeonów. Nie i już! Tylko co mam jej teraz dać? Biżuterię? Nie, to jest już przereklamowane. Ciuchy? To raczej powinna dostać od Ginny, a nie od swojego narzeczonego. A może… tak Smoku, jesteś genialny! W tym momencie, gdybym mógł, chyba zacząłbym skakać po stole, nie zważając na to, że właśnie trwa śniadanie.

Moją euforię przerwał delikatny pocałunek w policzek. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzałem w tamtym kierunku, a kiedy tylko zauważyłem, że to Herm, uśmiechnąłem się szeroko, szybko blokując umysł. Zrobiłem jej miejsce obok siebie, wpychając resztę grzanki do buzi. Usiadła lekko, po czym sięgnęła po filiżankę, aby zrobić sobie kawę.

Już miałem zaczynać rozmowę, o tym, że chcę ją dzisiaj zaprosić do Hogsmeade, kiedy do sali, zaczęły wlatywać przeróżne sowy. Poczta. Z westchnieniem spojrzałem w górę, zastanawiając się przy okazji, czy ktoś mi coś wysłał. Jakie było moje zdziwienie, gdy przede mną zatrzymała się czarna płomykówka z listem w dziobie. Wyjąłem pergamin i z tchnieniem otwarłem kopertę. Moje oczy szybko zaczęły poruszać się po czarnych, pochyłych literach, a z każdym nowym słowem, na mojej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Ojciec, jesteś genialny! Otóż, Lucjusz właśnie mi napisał, że mój prezent jest gotowy! Klasnąłem w dłonie z uciechy, przyciągając do siebie zdziwiony wzrok Hermiony. Chrząknąłem nieznacznie i szybko schowałem list do kieszeni spodni.

- Najlepsze życzenia od rodziców – powiedziałem głośno i nie czekając na odpowiedź dziewczyny, pocałowałem ją mocno. Westchnąłem cicho, kiedy poczułem smak pistacjowej kawy. Nie zwracając już uwagi na resztę szkoły, która prawdopodobnie patrzyła na nas dziwnie: albo z odrazą, albo z uśmiechem, albo z zazdrością. Zresztą kto ich tam wie… Po prostu nie obchodziło mnie już nic poza tymi pysznymi ustami. Przejechałem językiem po jej górnej wardze, przez co ta dostała dreszczy. Nie powiem, podobało mi się. Czułem jak jej jedna dłoń bawi się moimi włosami, a druga dotyka mojego policzka. Sam złapałem ją w tali i mocno przycisnąłem do siebie.

Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło nam powietrza. Głośno oddychając .ponownie zajęliśmy się konsumpcją śniadania, tyle że teraz na naszych twarzach wykwitły rumieńce i delikatne uśmiechy.

- Panno Granger, panie Malfoy – usłyszałem nad sobą zachrypnięty i wręcz groźny głos. Równocześnie z Herm okręciliśmy się w tamtą stronę. Zacisnąłem wąsko usta, żeby nie roześmiać się z miny mojej narzeczonej, a także z wyrazu twarzy psorki. – Co to miało znaczyć? – zapytała i srogo się w nas wpatrywała. Uśmiechnąłem się przymilnie, jak to każdy Malfoy potrafi.

- Co, pani profesor? – zacząłem grać na zwłokę, po czym objąłem Hermionę, której zadrgały kąciki ust. Minerwa zaś tylko kipiała ze złości. Kurde, normalnie jak Wezuwiusz. Uwaga, wybuch! Grozi śmiercią natychmiastową!

- No… - zająknęła się, a przez jej twarz przeszedł grymas. – Dobrze pan wie! – krzyknęła zdenerwowana, przez co zaczęło jej dziwnie latać oko. O mamuniu, ale widok! Parsknąłem śmiechem, przez co pobudziła się jeszcze bardziej. – Szlaban! Zakaz wyjścia do wioski! – warknęła cicho, tak że tylko my ją słyszeliśmy i szybkim krokiem odeszła od nas, udając się w stronę stołu grona pedagogicznego. Przestałem się uśmiechać. O cholera, ona nie może mi tego zrobić! Przecież!...

- Ale pani profesor! – krzyknąłem, stając na siedzenie, a wnet wszystkie spojrzenia powędrowały w moją stronę.

- Malfoy, siadaj! – powiedziała cicho Herm i pociągnęła mnie za nogawkę spodni. Co to, to nie, moja droga!

- Za co? – dodałem głośno, nie zwracając uwagi na zabójczy wzrok obu kobiet. – Przecież my nic nie zrobiliśmy, tylko się całowaliśmy. To już wymieniać się śliną nie można? – rzekłem głośno, zadając przy okazji retoryczne pytanie. Wiedziałem, że przeginam, ale cóż… ja muszę iść do Hogsmeade! – Czytałem w pewnej książce, że wymiana śliną jest potrzeba do normalnego funkcjonowania człowieka! – dodałem głośno, śmiejąc się w duchu z zdezorientowanej miny nauczycielki. Do moich uszu dobiegły ciche chichoty innych uczniów, a nawet panny Granger.

- Malfoy! – wrzasnęła. Chyba zdarła sobie gardło przez ten wrzask, bo aż mnie bębenki rozbolały. – Przestań się wygłupiać, bo zaraz dostaniesz kolejny szlaban i utratę punktów!

- Zresztą pani profesor, powinna o tym wiedzieć lepiej – dalej głośno mówiłem, w ogóle nie zwracając uwagi na jej krzyki i nakazy. – Prawdopodobnie wymieniała już pani ślinę z kimś i to pewnie wiele razy, mam rację? – Zamilkła słysząc to i zaczęła się we mnie wpatrywać z szeroko otwartymi oczami. – Na przykład profesor Dumbledore… - nie dokończyłem, ponieważ zobaczyłem jak kobieta blednie, a z jej oczu aż cisnął się błyskawice. Już chciała coś krzyknąć, gdy usłyszała głośne parsknięcie dyrektora. Nie zwracając uwagi już na nikogo, szybkim krokiem udała się w stronę drzwi wyjściowych.

- Masz rację, masz racje, szlaban odwołany, ale minus dwadzieścia punktów za niesłuchanie poleceń nauczyciela – powiedziała cicho, jednak każdy usłyszał ją bardzo dobrze. Szeroko się uśmiechnąłem i skoczyłem na posadzkę. Złapałem Hermionę za rękę i wyszliśmy zadowoleni z sali, nie zwracając już uwagi na śmiech, który poniósł się po pomieszczeniu.

Głupku, pomyślała brązowowłosa i pacnęła mnie dłonią w głowę. Jednak po chwili pocałowała mnie przelotnie w usta. Już chciałem ponownie dobrać się do dziewczyny, ale ta zwinnie mnie ominęła, ruszając w kierunku wieży Gryffindoru. Przypominając sobie, że przyjaciele już się tam zajmują przygotowaniami do imprezy urodzinowej, podbiegłem do niej. Nie wiedząc, co dalej robić, machnąłem różdżką przywołując kurtkę swoją i Hermiony, po czym wziąłem dziewczynę na ręce. Zaśmiała się perliście, gdy poczuła, że ruszam z nią w kierunku wrót zamkowych. W międzyczasie założyliśmy cieplejsze ubrania i wyszliśmy z bram Hogwartu, nieśpiesznym krokiem zmierzając w kierunku wioski.

Nie wiedziałem, ile czasu mamy tam spędzić, ale prawdopodobnie dość dużo. Tym bardziej, że jest dopiero jedenasta, a chyba o szóstej mam przyprowadzić solenizantkę. No cóż, będzie trudno, ale poradzę sobie, w końcu jestem najlepszy!

Przyciągnąłem ją do siebie mocniej. Kurde, nie mogę w to uwierzyć, że zostało nam coraz mniej czasu. Przecież dwudziesty pierwszy lutego jest jutro! Cholera, no! Dobra, potem będę się tym martwił, bo kiedy Herm to usłyszy bądź cokolwiek zauważy, to także będzie strapiona, a nie chcę jej popsuć urodzin. Wdech i wydech.

Nie mogąc dłużej wytrzymać, wpiłem się w jej poziomkowe usta. Oczywiście, machinalnie odwzajemniła pieszczotę. Jednak nie trwała ona długo, ponieważ nie zapominając o naszym planie, przestałem. Jęknęła niezadowolona… a może, gdyby tak… poczekają!

Nie licząc na konsekwencje, w końcu Ruda, Czarny i Diabeł mogą mnie zabić, ponownie ją pocałowałem. Poczułem, jak jej wargi unoszą się ku górze, prawdopodobnie uśmiechnęła się. Powoli zacząłem przeczesywać jej pukle włosów, zachwycając się tym wspaniałym zapachem. Próbowałem trzeźwo myśleć, jednak hormony za bardzo się nabuzowały… złe, złe hormony, nie słuchają tatusia, wstyd! Dlatego, dość niecierpliwie wtargnąłem językiem tam gdzie nie trzeba, a po moim niespodziewanym wejściu aż przeszły nas dreszcze emocji. Przejechałem językiem po jej podniebieniu, aby po chwili przenieść się na dolne, przy okazji podrażniając jej gorący język. Wiedziałem, że tak uwielbia, ponieważ aż westchnęła z zadowolenia. Zresztą nie pozostała mi dłużna, a wręcz przeciwnie, odwdzięczyła się tym samym, a nawet lepiej, bo robiła to bardziej… zmysłowo. Poza tym jak każda kobieta.

Dobra, teraz jest to najmniej ważne, ponieważ muszę się skupić, że tak powiem, na zachwycaniu mojej przyszłej żony. Swoje pocałunki przeniosłem na szyję dziewczyny, dzięki czemu ta aż jęknęła cicho z zachwytu. No, a jakżeby inaczej, w końcu mój język zaczął wywijać cuda, sam bym się nie mógł oprzeć. Nie ma to jak skromność Malfoyów, prawda?

W tym momencie nie obchodziło mnie już to, że obściskujemy się przed wrotami do zamku, albo to, że zaraz ktoś może wyjść i nas zobaczyć; uczeń czy nauczyciel, ściślej mówiąc, wali mnie to! Teraz jesteśmy tylko my i na nas się ma skończyć.

Chwilę potem znów trwaliśmy w namiętnym pocałunku, aż świat zaczął wirować mi przed oczami, a nogi szybko się ugięły, ale prawdopodobnie nie tylko ja się tak czułem, ponieważ Hermiona także odpływała. Przycisnąłem ja mocno do swojej piersi, jedną rękę lokując w jej bujnych puklach, a drugą kładąc na jej brzuchu. To trochę dziwne, że w tak krótkim odcinku czasu, aż tak przytyła. Nie to, że mi się teraz nie podoba, nie! A wręcz przeciwnie, uwydatniła kształty: jej twarz stała się bardziej pulchna, a oczy świecą się naprawdę przecudnie.

Nagle poczułem jak coś mnie uderzyło w dłoń, którą właśnie trzymałem na jej wypukłym brzuchu. Znieruchomiała, dlatego jak także poprzestałem zachłannie wpijać jej się w malinowe wargi. Czy coś jest nie tak? Poza tym, że coś mnie kopnęło, to nic się nie stało… chyba, że ona też to poczuła? Zaraz, zaraz, czy to nie jest przypadkiem tak, że… chwilunia!

Kochanie?, usłyszałem głos Herm w swojej głowie, więc natychmiast spojrzałem w jej kierunku. Jednak oprócz tego głosu, dochodziły do mnie też inne, dziwne i bardziej chaotyczne dźwięki. Coś, jakby dane myśli się ze sobą zderzały; jak jakiś spór bądź waśń. Poczułeś to?, zapytała bardzo cicho, tak, że aby ją dobrze usłyszeć musiałem bardzo wytężyć swoje zmysły. Pokiwałem twierdząco głową, a ta tylko przełknęła ślinę zdenerwowana.

Co to było?, zapytałem trochę wstrząśnięty, ale serce zabiło mi mocniej, nawet nie wiedziałem dlaczego? Po prostu poczułem się spełniony i taki… ważny, że dzięki mnie, dzięki mojemu wkładowi coś się udało i to bardzo ważnego. Nie rozumiem tego, ale było to bardzo przyjemne uczucie, takie ukłucie miłości. Nie wiem, jak to nazwać, nie potrafię wyrazić tego słowami…

Przez chwile zastanawiałem się nad danym wydarzeniem, jednak twierdząc jednomyślnie, że nic z tego nie rozumiem, chciałem zajrzeć w głąb podświadomości Hermiony, aby wyczytać jej myśli.

Kiedy tylko spróbowałem przejść przez pierwszą barierę, natychmiast mnie odepchnęło, lecz na szczęści mojej jakże wspaniałej uwadze, nie uszedł jej nastrój – strach. Tylko przed czym?

Ty coś wiesz?, pomyślałem rozkazująco i jakbym tylko mógł, poruszyłbym palcem w geście gestykulacji, ta tylko opuściła zakłopotana wzrok. Co ukrywasz, słońce?, zapytałem po chwili milczenia i złapałem ją za ramiona, delikatnie nią potrząsając. W zasadzie mogło to wydać się trochę brutalne, a tak naprawdę robiłem to bardziej ze śmiechem. Właściwie, gdybym tylko mógł zaraz wybuchłbym histerycznym chichotem, nawet nie wiedząc, po co i dlaczego to robie. Tak, wiem, jestem dziwny, ale co poradzić, w końcu za to mnie kochają!

To nasz…, zaczęła cicho, jednakowoż nie dane było jej dokończyć, ponieważ tylko krzyknęła przestraszona i złapała się za serce. Muszę przyznać, że sam także nieźle się wystraszyłem, ale przecież to żadna nowość, dlatego że owym strachem był nie kto inny tylko Diabeł, który wyszedł nagle spod peleryny Harry'ego.

To nasz upierdliwy Diabełek!, dokończyłem w myślach i uśmiechnąłem się szeroko, patrząc wymownie na Hermionę, która kiedy tylko to usłyszała, zaczęła wrzeć ze złości. Zabini, uciekaj!

- Kretynie! – krzyknęła zdenerwowana dziewczyna, aż czerwieniąc się w przypływie gniewu i rozjuszenia. Normalnie niczym rasowa kotka! Raz potulna, grzeczniutka, kochana, tak że wprost nie można się od niej oderwać, a ta jak za cholerę łasi się tylko do ciebie. Zaś kiedy indziej może być zła na cały świat, a jak tylko ktoś zajdzie jej za pazurki, potrafi nimi nieźle mocno podrapać… i za co jej nie kochać, no! Jest wspaniała! – Mogłam dostać zawału, przez te twoje głupie przebieranki! Nie mogłeś normalnie podejść? Oczywiście, że nie, w końcu panicz Zabini musi zrobić „wejście diabła", bo inaczej czuje się niedowartościowany! Debilu, zupełnie ci się w głowie poprzestawiało! Czy ty kiedykolwiek myślisz? No tak, przecież ty nawet nie wiesz do czego służy mózg, którego tak naprawdę nie posiadasz! Czy ty masz coś w ogóle w głowie oprócz kamienia? Zabini, czy ty kiedyś używałeś swojej głowy, poza programowo, czy tylko udajesz? Niech cię tylko dorwę! – wykrzykiwała niczym opętana, powoli zbliżając się do chłopaka, który stał przerażony i wpatrywał się w Hermionę z szeroko otwartymi oczami. Muszę przyznać, że sam się trochę wystraszyłem, bo ten jej atak, to… brr… Nie chciałbym być teraz na miejscu Diabła. Trzymaj się, stary!

Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, dziwnym wybuchem Gryfonki. Pomimo tego, że w zasadzie miała rację, to trochę przesadziła. Moim zdaniem nie powinna się tak unosić, ale zresztą, kto tam wie, co siedzi w tej pokręconej głowie. Brązowowłosa, zawsze lubiła zaskakiwać i to było podniecające! Ach…

- Hermiś – zaczął cicho i podniósł ręce ku górze, w geście poddania się. Prawdopodobnie chodziło mu o złagodzenie sytuacji… Buraku i tak ci się nie uda! Pani (przyszła) Malfoy tak łatwo nie odpuszcza! – Chciałem wam tylko powiedzieć, że… - zastanowił się na chwilę, aby zaraz dodać – Snape was wzywa.

No pięknie, gorszego kitu nie mógł wcisnąć! Debil!

Jednak na jego szczęście, Hermiona zatrzymała się tuż przed nim. Czy w tym momencie nie powinienem być zazdrosny, czy coś? W końcu żaden facet nie może się zbliżać do mojej narzeczonej bliżej niż pół metra!

- Mówisz Snape – uśmiechnęła się przebiegle. Kurteczka, ona coś knuje… podstępna Gryfonka! – A to bardzo dziwne, ponieważ rano przed śniadaniem spotkałam go i życzył mi i Draco udanego wypadu, po czym dodał, żebyśmy nie rozrabiali, bo go cały dzień nie będzie, a chce załatwić jakąś ważną sprawę w Ministerstwie Magii i nie będzie nas potem usprawiedliwiał – zakończyła z iście Huncwockim błyskiem w oku i złożyła ręce na piersi, patrząc wyczekująco na Blaise'a. Nie, no! Ona jest fantastyczna! Gdybym mógł to zaraz wybuchłbym gromkim śmiechem, zataczając się na trawie.

- Nooo… - uśmiechnął się, szeroko szerząc ząbki i spojrzał na mnie wyczekująco, po czym nie czekając na dalszy ciąg wydarzeń, po prostu znów zniknął pod peleryną niewidką. Prawdopodobnie już w tym momencie biegł w stronę zamku, aby oznajmić, że solenizantka właśnie idzie w stronę naszej, jakże niespodziewanej niespodzianki. Ale masło maślane, nie? Albo zajebisty Draco.

Okej, więc to był ten wspaniały znak, który miał mi powiedzieć, że wszystko już gotowe. Tylko co ja mam teraz zrobić, żeby panna Granger poszła ze mną o niczym nie wiedząc. Ugh… czemu to ja zawsze dostaje najgorszą robotę?

- Na czym to skończyliśmy? – Usłyszałem zachrypnięty, pociągający głos, tuż przy swoim uchu. Mrrr… ale to zabrzmiało rozkosznie… a gdyby tak…

Nie dane było mi skończyć myśli, ponieważ już całkowicie rozproszył mnie smak jej pełnych, truskawkowych warg. Zadrżałem z podniecenia, czy ona zawsze będzie tak na mnie działać?

Nie wiem, ile trwał nasz jakże wyrafinowany pocałunek, ale w końcu musiałem z niechęcią się oderwać od tego aksamitu. Skrzywiłem się nieznacznie, bo przecież jaki człowiek zrezygnuje ze szczęścia? No właśnie, nikt! A ja zawsze muszę! W zasadzie ona, także nie była z tego zadowolona, ale co się dziwić, przecież moje usta są najlepsze pod każdym względem! Miękkie, puszyste i gładkie, miętowe i w ogóle: cud, miód i orzeszki!

Spojrzałem na nią w momencie, kiedy ta otworzyła szeroko oczy, oblizując usta. Ha, wiedziałem, że jestem smaczny!

- Kochanie, może lepiej pójdziemy i sprawdzimy, co? – zapytałem, łapiąc dziewczynę za rękę i prowadząc ją do bramy zamku, żeby mi już nie uciekła. – Im szybciej tym lepiej – dodałem, kiedy staliśmy już przy Wielkiej Sali.

Wolnym krokiem szliśmy korytarzami Hogwartu, znaczy próbowałem iść wolno, żeby nie wzbudzić u niej żadnych podejrzeń, jednak nie za bardzo mi to wychodziło. No, ale cóż, próbowałem, więc to nie moja wina, prawda?

Zaraz, zaraz, dlaczego w ogóle nie ma tutaj żadnych ludzi, oprócz nas, oczywiście? Jesteśmy już na piątym piętrze – na szczęście Hermiona o nic nie pytała – a tutaj, ani jednej żywej duszy. Moim zdaniem to trochę dziwne, ponieważ jest dopiero osiemnasta… o przyjacielu… zapomniałem! Przecież Czarny i Diabeł specjalnie zamknęli tą część zamku, żebyśmy jako tako mogli przejść. Właściwie genialny pomysł, bo przecież Hermiona myśli, że dzisiaj było naprawdę wyjście do Hogsmeade, a nie wie najważniejszego, przecież McGonagall je odwołała, bo coś tam, coś tam…

Podążaliśmy do naszego pokoju wspólnego, ponieważ z chłopakami doszliśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej, bo: po pierwsze: nie będą nam przeszkadzać niechciane osoby, typu Pansy Parkinson; po drugie: mamy spokój z nauczycielami, ponieważ pewnie żaden (wyłączając Snape'a, bo musieliśmy mu powiedzieć, żeby nas krył) profesor w życiu by nie podejrzewał, że prefekci naczelni są zdolni do niesłuchania ich poleceń, gdy jednym z nich jest panna Granger – niedługo Malfoy, więc spokojnie; no i oczywiście po trzecie: możemy zaszaleć!

Z wielkim bananem na ustach rozłożyłem się na kanapie koło Czarnego, który w najlepsze rozmawiał z Libby Patterson. Coś mi się wydaje, że coś tutaj się kroi, ponieważ oni tak przez parę godzin ciągle ze sobą gadają i śmieją się. Stary, trafiłeś doskonale! Ta laska jest niesamowita! Nie to, że mam na nią oko, czy coś… oczywiście, że nie, bo mam swoją Hermionę, ale cóż… facet zawsze będzie facetem…

Złapałem za Ognistą, która tak samotnie stała na stole, po czym wziąłem głębokiego łyka. Jakoś tak od razu radośniej mi się zrobiło, a świat przybrał bardziej kolorowych barw. A to jest to, co Smok lubi najbardziej! Tym bardziej, że pani mojego serca zmierzała właśnie w moim kierunku. Posłałem jej czarujący uśmiech, kiedy usiadła obok mnie.

- Masz zamiar upić się do nieprzytomności? - spytała, a jej brązowe oczy zabłysły radośnie. Usta rozciągnęły jej się w uśmiechu, kiedy odłożyłem na stół butelkę i przelotnie ją pocałowałem.

- Nie - złapałem ją za rękę i poprowadziłem na środek pokoju. - Mam zamiar zatańczyć z przyszłą panią Malfoy.

- Naprawdę? A gdzie ona jest? - Hermiona wymownie rozejrzała się dookoła, jednak ja wiedziałem, że robi sobie ze mnie jaja. Znów pocałowałem ją mocno i namiętnie. Spodziewałem się pociągającego uśmiechu z jej strony, jednak poczułem jedynie, że osuwa się na podłogę. Gdybym nie trzymał jej w ramionach, na pewno gruchnęłaby o posadzkę. Aż tak dobrze całowałem?

Uśmiechnąłem się do siebie z wyższością, jednak kiedy tylko zauważyłem minę dziewczyny, moje usta przekształciły się na grymas, który raptownie pojawił się na mojej twarzy. O cholera, ona zasłabła! Cholera po trzykroć!

Szybko wziąłem ją na ręce i nie patrząc, czy kogoś potrącę, czy zdewastuje, szybko pobiegłem do naszej sypialni. Wpadłem niczym burza do pokoju i już chciałem ją położyć, kiedy z kąta pokoju dobiegł mnie odgłos mlaskania. Ułożyłem Herm na łóżku i z prędkością światła odwróciłem się w tamtym kierunku. No, nie, jeszcze tego mi brakowało. Jakaś para lizała się w naszym dormitorium!

- Wypierdalać – warczenie przerodziło się w wrzask, kiedy tamci nawet nie zareagowali. Co za ludzie! Ty do nich grzecznie, a oni co? Jajeczko.

Na szczęście, jednak po dwóch minutach, gdy wziąłem sprawy w swoje ręce, wyszli i to nawet bardzo szybko. Nawet nie wiedziałem, że tak można… ale to teraz nie jest ważne.

Usiadłem koło dziewczyny i złapałem ją za dłoń, patrząc na nią w skupieniu ze strachem wymalowanym na twarzy.

- Skarbie – usłyszałem cichy szept, który jako-tako oderwał mnie od moich przerażających myśli, które biegały wokół Hermiony. Tych złych, oczywiście.

- Jestem, cii… - powiedziałem, żeby ją uciszyć i położyłem rękę na jej czole, patrząc, czy aby ta nie ma gorączki. Odetchnąłem głęboko, lekko uspokojony, ponieważ moje przypuszczenia diabli wzięły. I bardzo dobrze! Po chwili namysłu, powoli zacząłem ją głaskać po włosach, aby trochę uspokoić jej nerwy, bo widać było, że czymś się mocno stresuje. Pocałowałem ją w czoło, dzięki czemu ulżyłem sobie nieco, a mój strach natychmiast odszedł w niepamięć. Jego miejsce zajęła miłość i ulga.

Jeszcze parę lat temu w życiu nie spodziewałbym się, że zaznam tak wspaniałego uczucia. Mało tego, nauczy mnie tego szlama Granger, Wiewióra Weasley i Potter-Głupotter.

Nie miałem już najmniejszej ochoty, żeby wrócić na dół i dalej świętować osiemnastkę Hermiony, z racji tego, że pewnie poszedłbym tam sam, bo jej na sto procent bym nie wypuścił! Przecież omdlenie mogło się powtórzyć! W zasadzie co nam szkodzi odpocząć z pół godzinki. Położyłem się koło mojej narzeczonej, aby ta mogła się we mnie mocno wtulić.

Jejku! Właśnie sobie uświadomiłem, że to jutro! Te całe nasze przedsięwzięcie! Kurka w dupkę! Przecież ja nie mogę jej stracić! Nie mogę nikogo stracić! Za bardzo kocham moich przyjaciół, żeby teraz tak się z nimi po prostu pożegnać… to nie możliwe. Jak mogłem być tak głupi, żeby za władzę nad światem, do niczego nie potrzebną, wymienić moich najbliższych! Jakim trzeba być egoistą, aby myśleć tylko o swoich czynach?

- Draco, wiesz… znaczy musisz wiedzieć, że… - Jej wypowiedź zagłuszył głośny huk, który wydobył się z dołu. Niewiele myśląc, poderwałem się na równe nogi i posłałem Hermionie znaczące spojrzenie, po czym szybko wybiegliśmy, żeby zobaczyć, co się tam stało.

Stanąłem na środku schodów, trzymając Granger za rękę i po prostu zacząłem się okropnie śmiać, prawie położyłem się na podłodze. Ja nie mogę, co za koleś! Brązowowłosa Gryfonka, także zgięła się w pół, opierając jedną rękę na mnie, a drugą o ścianę, wprost tarzając się ze śmiechu.

Właściwie to nie co dzień widzi się Czarnego, który tańczy breakdance na mahoniowym stole, pełnym szklanych, pustych butelek po alkoholu. Zrobił właśnie dziwną figurę, coś podobnego jak stawanie na ręce, ale tak trochę inaczej… szkoda tylko, że nawet na dwóch rękach nie umie stawać… Cha, cha, cha!

Tylko coś mi tu śmierdzi? Od czego powstał ten wielki hałas? Rozejrzałem się po pokoju, poszukując przyczyny danego odgłosu. Kurde, mam nadzieję, że to nie moje lustro ze złotymi ramami, które pokazuje tylko odbicia zadbanych o siebie osób… MOJE LUSTRO!

- Czarny, zamorduje cię! – krzyknąłem, po czym zacząłem go, jak głupi, gonić po całym pomieszczeniu, co jakiś czas potykając się o niezidentyfikowane przedmioty.

Nagle poczułem jak ktoś mnie oblewa czymś mokrym. Normalnie, zabiję! Odwróciłem się w tamtym kierunku… zabiję!

- Diabeł, zamorduje cię! – krzyknąłem ponownie, ale trochę pijackim tonem, ponieważ ten debil oblał mnie jakimś mocniejszym trunkiem. Nie wiem jak to działa, ale chyba te opary zaczęły źle na mnie działać.

Co było potem? Nie wiem, jedyne co zapamiętałem to tubalny śmiech Diabła i Czarnego, kiedy wpadłem na szafę. A potem były tylko nikłe urywki: Harry całuje się z Libby, Zab zrywa z siebie koszule, Hermiona śmieje się na kanapie, Ginny i Luna śpią na podłodze, ja, Blaise i Harry obalamy kolejne butelki, zachwycając się urokiem jabłek, które właśnie pałaszowaliśmy. Zaraz… jabłek? Cholera, to była cebula!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz