piątek, 9 maja 2014

" Kto pierwszy powie "kocham" przegrywa"


Przepraszam,że wczoraj nie dodałam rozdziału ,ale nie maiałam czasu ;/

Więc dodaję teraz . Przed wami rozdział 6.


Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [6]

Muszę wymyślić jakiś plan podbicia serca Granger. Nie dość, że szlama, to jeszcze umie czytać w myślach. Świetnie. Po prostu świetnie. Najgorsze jest to, że nikomu o tym nie mogę powiedzieć. Tak to od razu poszedłbym do Zabiniego, w końcu od czego są kumple? Chociaż i tak by nie miał dla mnie czasu. Prawdopodobnie ma jakąś dziewczynę. Ehh… On nigdy się nie zmieni. Muszę się go popytać, kto to jest. Zaraz, zaraz. Coś wpadło mi do głowy. Dziwne, wiem, ale czasem się zdarza… Wybiegłem z dormitorium.

Samantha siedziała na jednej z kanap w pokoju wspólnym Ravenclawu. Czytała jakąś książkę.

- Cześć, mam do ciebie sprawę – powiedziałem i usiadłem koło niej.

- O co chodzi? – zapytała.

- O szaka… - Zakryła mi usta ręką i szepnęła, co brzmiało podobnie do „nie tutaj". Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia a zarazem wejścia. Szliśmy w ciszy przez korytarze. Według mnie znajdowaliśmy się na drugim piętrze. Cicho uchyliła drzwi od jednej z klas.

Weszliśmy tam.

- Co chcesz wiedzieć? – zapytała bez ogródek.

- Właściwie to nie wiem. Powiedział, że mam przyjść do ciebie… - nie dokończyłem, bo mi przerwała.

- Kiedy nie będziesz czegoś wiedział. Tak, wiem, więc czego nie wiesz? – Zaczynała mnie wkurzać.

- Nie mam pojęcia… - znów mi przerwała.

- Jak zdobyć Granger? – zapytała, nie, właściwie to stwierdziła. Nagle usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi.

Wiesz, co robić…

Usłyszałem w myślach Krukonki i wnet poczułem jej usta na swoich. Jakieś takie twarde i bezsmakowe. Ohyda.

Co ona wyprawia? Chciałem się od niej oderwać, ale ta tylko bardziej się do nie przykleiła. Nie wytrzymałem. Wyjąłem różdżkę i rzuciłem zaklęcie, na szczęście nie potrzebowałem do tego słów.

Werber walnęła w ścianę.

- Pogrzało cię! – krzyknąłem. – Co cię opętało! Wiem, że jestem przystojny i w ogóle, ale tylko ja mogę całować bez pozwolenia! – krzyczałem.

- Cicho – powiedziała. – Mi też się to nie podobało, ale mus to mus.

Że co proszę! Nie podobało jej się? Całowała się z największym przystojniakiem w szkole i jej się nie podobało?

Podszedłem do niej ponownie.

Coś znowu skrzypnęło, chyba? Jednak nie przejąłem się tym.

Tym razem to ja podszedłem do niej. Zacząłem ją całować i bezceremonialnie włożyłem jej do buzi język.

Obrzydziło mnie to, ale kiedy przypomniały mi się jej słowa, ponowiłem swój pocałunek, tyle że o wiele brutalniej.

Nikt nigdy nie powie, że Draco Lucjusz Malfoy nie umie całować! Jasne?

Drzwi skrzypnęły – znowu! Co jest z nimi, do jasnej cholery! - a do moich uszu doszedł jęk. Chyba obrzydzenia.

- Dobra, koniec tego – powiedziała osoba. Na pewno dziewczyna, bo jej głos był taki… kobiecy. A ja, słysząc to, odkleiłem się od Werber, a ta uśmiechnęła się ironicznie. Sapała dość głośno, chyba ja też?

- Jako prefekt… - zaczęła dziewczyna.

- Hola, hola, ja też jestem prefektem – powiedziałem i uśmiechnąłem się lubieżnie. – Więc nie możesz mi odjąć punktów.

Odwróciłem się do tej dziewczyny. No, nie! Granger! Świetnie jeszcze jej tu brakowało.

Nie pasuje ci coś?, warknęła.

Nie mogłem jej odpowiedzieć niczego groźnego, przecież miałem ją w sobie rozkochać. Toż to jest a wykonalne! Najlepsze jest to, że już wiem, jak się blokuje swoje myśli. Wystarczy zmarszczyć brwi. Znaczy nie tak ogólnie… No ,nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale mniej więcej o to biega.

Westchnąłem.

- Profesor Dumbledore nas wzywa. I nie patrz tak na mnie. Sama nie wiem, o co chodzi. – Wyszła, tak po prostu wyszła! Jednak ja ciągle stałem, jak wbity w ziemię!

Po co ja mu do szczęścia?

- Malfoy! – Z korytarza dobiegł mnie głos zarozumiałej Gryfonki.

- Do zobaczenia później – rzuciłem do Samanthy i poszedłem do gabinetu z Granger.

Szliśmy tak w milczeniu, jednak cały czas dołowała mnie pewna myśl. Skąd ona wiedziała gdzie byłem? Wiem, że mnie słyszała, ale nie odpowiedziała. Wiem dlaczego! Ona mnie śledzi. Podobam jej się! Ha! Wiedziałem!

Śnisz!, warknęła.

O tobie? Zawsze!, nie mogłem się oprzeć. W sumie to była prawda, bo od jakiegoś czasu cały czas tylko Granger i Granger. Kurwicy można dostać.

Prychnęła.

Stanęliśmy przed chimerą.

- Cytrynowe landrynki – powiedziała.

Pokazały się schody, więc weszliśmy.

Ciekawe dlaczego Dumbel nas wzywa? Pewnie coś mu się w głowie poprzekręcało.

Na fotelu przy biurku siedział dyrektor, a koło niego stała profesor McGonagall. Ciekawe co oni tu robią. Flirtują? Zaśmiałem się w duchu. Jakoś bardzo mi się to spodobało. Chciałbym to kiedyś zobaczyć.

- Witam panno Granger i panie Malfoy. Usiądźcie – powiedział dobrodusznie Albus. Aż rzygać się chcę tym jego dobrotliwym uśmieszkiem!

Kiedy wykonaliśmy jego rozkaz ponownie przemówił.

- Jesteście zapewne ciekawi, dlaczego was tu wezwałem? – kiwnęliśmy głową. –Stwierdziliśmy, że zrobimy nową funkcję: Prefektów Naczelnych. Wy jesteście wytypowani.

Chyba zakończył już swoją przemowę, ale ja nie byłbym sobą gdybym nie wtrącił swoich trzech groszy.

- A co mamy robić?

- Jesteście najważniejszymi, zaraz po nauczycielach, oczywiście, ludźmi w Hogwarcie. Możecie, jak każdy prefekt dodawać i odejmować punkty, nawet dla innych prefektów. Robicie to samo, co wcześniej tyle, że teraz będziecie musieli chodzić na zebrania i takie różne inne rzeczy Czy zgadzacie się?

Pokiwaliśmy głową. Czemu by nie?

Jakoś w ostatnim czasie mam bardzo dużo propozycji. Świetnie! Ciekawy jestem, co będzie później!

- Jest jakieś „ale"? – zapytała Hermiona.

Oni tylko spojrzeli po sobie. Coś się święci.

- Skoro się zgodziliście, nie możecie z tego zrezygnować – powiedziała szybko Minerwa.

- Tylko tyle? – zapytałem, ale w głębi duszy, nie chciałem wiedzieć.

- Niezupełnie – zaczął dyrek i rzucił mi ukradkowe spojrzenia. Czemu akurat mi?. – Dostaniecie własny salon i dormitorium.

Co? Ja mam spać ze szlamą w jednym pomieszczeniu? To jakiś absurd!

- Oczywiście będziecie mogli odwiedzać wszystkie inne Pokoje Wspólne, nie tylko Slytherinu czy Gryffindoru. To chyba na tyle, do widzenia – zakończył dyrektor. Nie ma co. Miły z niego facet. Prychnąłem w myślach – jaaasne!

Chcąc, nie chcąc, musieliśmy opuścić gabinet. Dosłyszałem jeszcze.

- Piętro szóste, miłość zrodzona z nienawiści.

Co to ma niby być? Jakieś logo, czy jak?

Idziemy na szóste piętro, pomyślała. Chcę zobaczyć jak tam jest.

- Super, nie ma to jak przebywanie ze szlamą sam na sam.

Super, nie ma to jak przebywanie z arystokratycznym dupkiem sam na sam, odpyskowała.

- Nie powiem masz charakterek.

Po chwili znaleźliśmy się na szóstym piętrze. Jakoś tak szybko zleciało, no, ale mniejsza. Stanęliśmy przed wielkim obrazem Albrechta Durera „Adam i Ewa", który był naprawdę piękny.

- Miłość zrodzona z nienawiści – powiedziała, a obraz uchylił się.

Weszliśmy do środka.

1 komentarz: