środa, 7 maja 2014

"kto pierwszy powie "kocham" przegrywa "

I jest rozdzialik 5 ;)



Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa [5]


- Weasley? – spytałem głucho. – Ty chodzisz z Granger? – Nie wierzę. Hahaha. On i Granger? On i szlama? On i… O matko i córko!

- Aż tak to cię dziwi? – sarknął na mnie.

- Nie tym tonem – powiedziałem nieco głośniej niż planowałem, automatycznie się uspokajając. Nienawidzę tych rudzielców, bo zawsze wtykają nochale w nieswoje sprawy. Poza tym myślałem, że ona chodzi z Blaisem.

Otóż nie. Zerwałam z nim parę dni po balu, bo całował się z jakąś laską.

Ty znasz takie słowa? No, no, Granger, zadziwiasz mnie.

- Przepraszam, to już więcej się nie powtórzy – powiedziała Hermiona, jednak zaraz stanęła na palce i pocałowała Weasleya, który po chwili zastanowienia również zaczął oddawać pieszczotę.

Poczułem chęć mordu. Miałem ochotę go skopać i zakopać gdzieś w rowie!

Oderwali się od siebie, bo chrząknąłem. Inaczej by pewnie zapomnieli o bożym świecie.

Hej, ciekawe o czym ten rudzielec myśli? Zaraz zajrzę mu do głowy.

Już myślałem, że przegram. Hermiona bardzo dobrze całuje. Jeszcze ten zakład. Wygram go. Tylko musi mnie jeszcze pocałować w miejscu pub…

Nie dokończył.

Uderzyłem go z całej siły pięścią w twarz. W tym samym momencie jednak Granger dała mu z otwartej dłoni. Nasze ręce się połączyły. Moja pięść tak jakby weszła w jej rękę – czy coś w tym stylu… Poczułem mrowienie w palcach. To było takie ciepłe i przyjemne uczucie. Moje serce wykrzykiwało: „więcej, więcej!" Moja dusza śpiewała „jeszcze, jeszcze!" A moje ciało mówiło „nie przestawaj!".

Spojrzałem wprost w jej brązowe oczy. Zalała mnie fala gorącego uczucia. Nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego. Czułem jak jej wzrok przesiewa wszystkie moje zakątki głowy. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, ponieważ nawet się cieszyłem. Tylko z czego? Może po prostu byłem szczęśliwy. O, tak, to chyba to.

I tak staliśmy.

Poruszyłem palcami u nogi. Czemu nie czułem ziemi ani trawy? Spojrzałem na dół.

Czar prysł.

Lekko z gracją spadliśmy na ziemię. Czy my właśnie unosiliśmy się w powietrzu?

Weasley leżał na trawie i krew mu buchała z nosa. Prawdopodobnie stracił przytomność.

Co to było?, wyjąkała Hermiona.

Nie mam bladego pojęcia, odparłem. Patrzyła na mnie nadal. Ja w sumie też. Nie mogłem znieść tego napięcia.

- No, to trzymaj się. Cześć – powiedziałem i poszedłem stamtąd jak najdalej. Do zamku. Czemu ja ją zostawiam samą? Co ze mnie za kretyn! Kurde, nie chcę iść, ale, cholera, muszę. Muszę? Tak, coś czuję, że nie powinienem być tam właśnie z nią. Jeszcze coś by mnie opętało.

Miałem ochotę odnaleźć teraz Samanthę. Nie wiem dlaczego. Tak po prostu. Ale te dziwne uczucie, kiedy dotykałem Hermionę? Co to było? Coś jest chyba ze mną nie tak. Idę spać, może to mi pomoże.

- Czystokrwiści – powiedziałem, a portret uchylił się. Na szczęście nikogo nie było w Pokoju Wspólnym.

Za dziesięć dwunasta. No pięknie, Draco Malfoy przyjdzie jutro z wielkimi worami pod oczami. Barwo. Szybko wszedłem do łazienki. Umyłem twarz i zęby.

Za pięć północ byłem już w łóżeczku. Powieki zamknęły się.

- Draco. – Usłyszałem swoje imię. Ktoś mnie nawoływał, bo było tak odległe. – Draco.

Głos tej osoby był zachrypnięty, ale jego siła była tak mocna, że musiałem odpowiedzieć. Nie mam pojęcia czemu, może był jakimś cholernym przywódcą, ponieważ ja w tym momencie czułem się jak poddany. Każdy sługa słucha swojego pana. Tylko dlaczego to ja zawsze muszę słuchać?

- Czego chcesz? I kim jesteś? Pokaż się – zażądałem.

To był sen, na pewno.

W białej poświcie zaczął wyłaniać się osobnik. Coraz bliżej, coraz bardziej widziałem jego kontury.

Był to zwierzak. Bardzo podobny do kojota. Jego czarna sierść świeciła się w białym świetle. Jego szerokie źrenice wpatrywały się we mnie z kpina i wrogością.

Nie przejąłem się jednak.

- Pokłoń się przede mną, Draco Malfoyu – rozkazał, a ja, słysząc to, zaśmiałem się.

- Przed tobą? Przed… yyy… kojotem? – uśmiechnąłem się lubieżnie. Śmieszył mnie ten gość. Spojrzał na mnie. Myślał, że się przestraszę. O, jasne. Ratunku! A! Boję się, chcę do mamy! Ph, debil! Jestem Malfoyem, ja niczego się nie boję! Ha, ale fajnie mi się zrymowało! Okej, spokój! Tylko skupienie!

Przeliczył się.

Dziwne było to, iż nie słyszałem jego myśli. Całkowita pustka i cisza.

- Jam jest Szakal. Najgroźniejszy stwór na świecie! – krzyknął. - Przybywam z otchłani wieczystej. Pragnę ponownie przejąć władze nad światem.

Spojrzałem na niego jak na kretyna. Chociaż takie rządzenie światem było dla mnie kuszące.

- Jedyną przeszkodą dla mnie jest pewna Gryfonka. Przepowiednia mówi, że ona i jej rzekoma miłość pokonają mnie dokładnie dwudziestego drugiego lutego bieżącego roku. Jednak, kiedy ją zabiję, przepowiednia nie wypełni się.

- Co to ma wspólnego ze mną? – zapytałem.

- Mam propozycję nie do odrzucenia. Rozkochasz w sobie tę dziewczynę. Wtedy nie będzie miała szans, a my zostaniemy panami świata.

Ta propozycja dużo mi mówiła. Zawsze pragnąłem być lepszy, nie zależnie od tego, co ma się wydarzyć.

Pokiwałem głową na znak zgody.

- Objawię ci się jeszcze dwa razy. Omówimy wszystko. Jakbyś czegoś nie wiedział, rozmawiaj z Samanthą Werber i nie mów o tym nikomu. Rozumiesz?

- Niech będzie.

- Żebyś nie zapomniał, masz – powiedział i wręczył mi mały sygnet na palec. Ciekawe po co? – Żebyś pamiętał – powtórzył głucho.

Nie wiedziałem dlaczego się zgodziłem. Może władza do mnie przemawiała? Nie wiem.

Spojrzałem na niego. Szakala już zabierało światło.

- Zaczekaj! – krzyknąłem. – Jak ona się nazywa?

- Hermiona Granger - wyszeptał, a te słowa powtarzały się w kółko i w kółko. Huczało mi w głowie.

Nagle poczułem pod sobą coś zimnego. Otworzyłem powieki. Więc to tylko sen. Jakiś taki rzeczywisty był. O dziwo, wszystko dokładnie pamiętałem. Spojrzałem na zegar, dochodziła szósta. Czas się ubrać. Wszedłem do łazienki. Obmyłem twarz wodą. Poczułem, że coś mnie kuje na palcu.

To ten sygnet.

Stanąłem jak wryty.

Jedno wiem na pewno – to nie był sen, a ja będę panem świata.

1 komentarz: