niedziela, 24 listopada 2013
Beta i Grafik !
Szukam Bety i osoby , która zrobi dla mnie szablon !
Czy jest ktos chętny udzielić mi pomocy??
Byłabym bardzo wdzieczna ;]
poniedziałek, 18 listopada 2013
"Musisz odnależć nadzieje i nieważne,że nazwą Ciebie głupcem..."
Bardzo fajne opowiadanie .
Naprawde ciekawe.
W życiu Hermiony jest 3 ważnych mężczyzn ;]
http://draco-love-hermione-blaise.blog.onet.pl
Tytuł: "Musisz odnależć nadzieje i nieważne,że nazwą Ciebie głupcem..."
Autor: Lucky
Czasy: Hogwart/Voldek żyje/po szkole
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"...Hermiona była osobą spokojną, ale kiedy jej synek płakał miała ochotę jak najszybciej uciec gdzieś w siną dal lub pozbyć się go. Może i było to bezlitosne, ale nie znosiła, gdy Syriusz „rozkosznie” ryczał. Robił to niemal codziennie, co doprowadzało ją do okropnej frustracji. Nie znała się na dzieciach, taka była okrutna prawda. Zwykle chodziła z problemami do Zabiniego, który przenigdy nie trzymał noworodka w rękach, a mimo to, radził sobie doskonale. To wystarczało na jakiś czas. W późniejszych dniach było trochę gorzej.
Jak zawsze, gdy chłopczyk rozpłakał się na dobre, młoda matka biegiem udała się do bruneta i wcisnęła w jego silne dłonie bobasa. Ten skrzywił się nieznacznie. Kochał go, ale nie był w stanie powstrzymać jego głośnego łkania. Spojrzał pobłażliwie na najukochańszą kobietę swojego życia i pogładził ją po bladym policzku. Prawdą było, że odkąd pozbyła się balastu w postaci brzucha i urodził się ten nieznośny chłopiec, nie miała czasu jeść i spać. Koszmarnie zmarniała.
Powoli uspokajał dziecko, kołysząc je w ramionach. Ciemnowłosa z ulgą przyglądała się sytuacji. Była wdzięczna przyjacielowi, że znosił każdą jej zachciankę. Nie wiedziała, co by zrobiła gdyby go nie było.
- Przepraszam za kłopot, Blaise.- Przeprosiła, a w jej oczach widać było żal. Żal do samej siebie.
Jemu też jest ciężko.
Nie wiedziałam, że będzie tak trudno. Przez pierwsze dni w ogóle nie sprawiał problemów.
To jeszcze osesek! Czego się spodziewałaś?
Na pewno nie tego.
Nie narzekaj już tak. Mogło być gorzej.
- Nie ma sprawy, mała. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.- Uśmiechnął się szeroko i zmierzwił włosy, przyglądając się wcześniakowi.
- Jestem Ci za wszystko ogromnie wdzięczna.- Upewniała go.
- Wiem. Przestań już i chodź tu.- Dopilnował żeby zbliżyła się do niego i przytulił czule do siebie. Jedną ręką gładził jej plecy, a w drugiej trzymał maleństwo, które spokojnie spało. Złożył nieśmiały pocałunek na czole przyjaciółki i oddał dziecko.
Obok nich przeszedł blondyn, a widząc pierworodnego syna uśmiechnął się delikatnie. Chłopiec nie miał zamiaru spać dłużej, rozpłakał się czując zapach rodziciela. Widział jak nieporadnie działa Hermiona i Diabeł. Nie mógł się powstrzymać, więc podszedł do nich i bez słowa zabrał im niemowlaka, który na widok ojca przestał wylewać morze łez. Zapiszczał radośnie i pomachał małymi piąstkami.
- Synu, nie sprawiaj więcej kłopotów.- Szepnął, a bobas poruszył się niespokojnie, choć na jego twarzy widniał niewinny uśmiech. Mężczyzna zbliżył usta do czoła dziecka i niemalże z troską musnął jego wrażliwą skórę. Podał drobną istotę ciemnowłosemu, skinął głową i odszedł.
- To chyba powód tych ciągłych lamentów.
- Draco?- Zdziwiła się na słowa młodego aurora.
- Chce do taty.- Stwierdził Blaise.
Naprawde ciekawe.
W życiu Hermiony jest 3 ważnych mężczyzn ;]
http://draco-love-hermione-blaise.blog.onet.pl
Tytuł: "Musisz odnależć nadzieje i nieważne,że nazwą Ciebie głupcem..."
Autor: Lucky
Czasy: Hogwart/Voldek żyje/po szkole
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"...Hermiona była osobą spokojną, ale kiedy jej synek płakał miała ochotę jak najszybciej uciec gdzieś w siną dal lub pozbyć się go. Może i było to bezlitosne, ale nie znosiła, gdy Syriusz „rozkosznie” ryczał. Robił to niemal codziennie, co doprowadzało ją do okropnej frustracji. Nie znała się na dzieciach, taka była okrutna prawda. Zwykle chodziła z problemami do Zabiniego, który przenigdy nie trzymał noworodka w rękach, a mimo to, radził sobie doskonale. To wystarczało na jakiś czas. W późniejszych dniach było trochę gorzej.
Jak zawsze, gdy chłopczyk rozpłakał się na dobre, młoda matka biegiem udała się do bruneta i wcisnęła w jego silne dłonie bobasa. Ten skrzywił się nieznacznie. Kochał go, ale nie był w stanie powstrzymać jego głośnego łkania. Spojrzał pobłażliwie na najukochańszą kobietę swojego życia i pogładził ją po bladym policzku. Prawdą było, że odkąd pozbyła się balastu w postaci brzucha i urodził się ten nieznośny chłopiec, nie miała czasu jeść i spać. Koszmarnie zmarniała.
Powoli uspokajał dziecko, kołysząc je w ramionach. Ciemnowłosa z ulgą przyglądała się sytuacji. Była wdzięczna przyjacielowi, że znosił każdą jej zachciankę. Nie wiedziała, co by zrobiła gdyby go nie było.
- Przepraszam za kłopot, Blaise.- Przeprosiła, a w jej oczach widać było żal. Żal do samej siebie.
Jemu też jest ciężko.
Nie wiedziałam, że będzie tak trudno. Przez pierwsze dni w ogóle nie sprawiał problemów.
To jeszcze osesek! Czego się spodziewałaś?
Na pewno nie tego.
Nie narzekaj już tak. Mogło być gorzej.
- Nie ma sprawy, mała. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.- Uśmiechnął się szeroko i zmierzwił włosy, przyglądając się wcześniakowi.
- Jestem Ci za wszystko ogromnie wdzięczna.- Upewniała go.
- Wiem. Przestań już i chodź tu.- Dopilnował żeby zbliżyła się do niego i przytulił czule do siebie. Jedną ręką gładził jej plecy, a w drugiej trzymał maleństwo, które spokojnie spało. Złożył nieśmiały pocałunek na czole przyjaciółki i oddał dziecko.
Obok nich przeszedł blondyn, a widząc pierworodnego syna uśmiechnął się delikatnie. Chłopiec nie miał zamiaru spać dłużej, rozpłakał się czując zapach rodziciela. Widział jak nieporadnie działa Hermiona i Diabeł. Nie mógł się powstrzymać, więc podszedł do nich i bez słowa zabrał im niemowlaka, który na widok ojca przestał wylewać morze łez. Zapiszczał radośnie i pomachał małymi piąstkami.
- Synu, nie sprawiaj więcej kłopotów.- Szepnął, a bobas poruszył się niespokojnie, choć na jego twarzy widniał niewinny uśmiech. Mężczyzna zbliżył usta do czoła dziecka i niemalże z troską musnął jego wrażliwą skórę. Podał drobną istotę ciemnowłosemu, skinął głową i odszedł.
- To chyba powód tych ciągłych lamentów.
- Draco?- Zdziwiła się na słowa młodego aurora.
- Chce do taty.- Stwierdził Blaise.
niedziela, 17 listopada 2013
2 miesiące ;]
Jestem z wami już dwa miesiące i bardzo sie cieszę,że mnie odwiedzacie.
Wiem,że ostatnio nie miałam czasu na dodawanie nowych postów,ale jak mówiłam był mały wypadek u mnie w domu.
Postaram sie dodawać notki regularnie ;)
I biorę sie za czytanie kolejnych blogów ;p
"Odktyć na nowo sens miłości..."
Pomimo,że ma tylko 12 rozdziałów jest bardzo ciekwaym i pomysłowym opowiadankiem ;)
http://dramione-sztuka-malzenstwa.blogspot.com/
Tytuł: "Odktyć na nowo sens miłości..."
Autor: Madeline
Czasy: Dorosłe życie
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"...Prędko pożegnała się z mamą, co niestety okazało się trudne, biorąc pod uwagę fakt, że Rose zaczęła się martwić o stan Dracona. Hermiona prędko musiała wytłumaczyć, że wszystko z nim w porządku, że ma jedną sprawę do załatwienia. Matka brązowowłosej odpuściła, ale z wielką niechęcią. Hermiona szybko złapała taksówkę, po czym truchtem pognała na komisariat zobaczyć, co dzieje się z mężem.
Zobaczyła go, siedzącego na drewnianym krześle Była zła? Nie. Prędzej zdziwiona.
-Pani Hermiona Malfoy? – Ale to dziwnie brzmi! Mimo dwóch lat małżeństwa brązowowłosa nie potrafiła się przyzwyczaić do tej godności.
-Tak, o co chodzi?
-Ktoś zainterweniował, ponieważ pani mąż wszczął bójkę. –Nawet pisk Hermiony: „coo?” nie przerwał jego wyjaśnień. –Możemy go puścić, musimy tylko sprawdzić, czy jego wyjaśnienia okażą się prawdziwe. Czy zna pani tego człowieka? –wskazał ręką na siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia ciemnego blondyna, który utkwił wzrok w Hermionę.
-Ernie? – Podniosła brwi ze zdumienia. – Tak, znam. Niech pan nie mówi, że m ó j m ą ż pobił się właśnie z tym oto panem.
-Niestety, ale tak.
-Jak to się zakończy? –westchnęła Hermiona.
-Doszliśmy do porozumienia obu stron. Zakończy się mandatem, jak na razie, i surową naganą. Bójki na środku ulicy są niedozwolone.
-A wiadomo, o co chodzi? – Chciała dopytać się Hermiona, podejrzewając, że Draco powie jej niewiele.-Dlaczego się pobili?
-Pan… Ernie MacMillan podobno był dość niemiły w stosunku do pana Dracona. Panu Malfoyowi, jakby to ująć, puściły nerwy.
-A nie pomyśleliście, że działał w obronie własnej? Znam mojego męża, muchy by nie skrzywdził, więc nie wierzę, by to on pierwszy zaczął.
-My nie myślimy! –palnął – To znaczy, myślimy, ale zeznania pomogły nam ułożyć serię wydarzeń. –Policjant oblał się czerwonym rumieńcem.
-No, dobrze. To wszystko? -Powiedziała do policjanta, ale jej oczy intensywnie wpatrywały się w Erniego.
-Tak, ale proszę uważać. Druga wizyta tutaj może być o wiele nieprzyjemniejsza.
Bez słowa pożegnania skierowała się do męża.
-Czy ty jesteś niepełnosprawny umysłowo? – warknęła, po czym zamknęła na chwilę oczy i głęboko westchnęła. – W domu porozmawiamy. –Wyszła, czując się jak nie żona, ale matka, która wyprowadza nieletniego syna z komisariatu, który przesadził z alkoholem..."
http://dramione-sztuka-malzenstwa.blogspot.com/
Tytuł: "Odktyć na nowo sens miłości..."
Autor: Madeline
Czasy: Dorosłe życie
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"...Prędko pożegnała się z mamą, co niestety okazało się trudne, biorąc pod uwagę fakt, że Rose zaczęła się martwić o stan Dracona. Hermiona prędko musiała wytłumaczyć, że wszystko z nim w porządku, że ma jedną sprawę do załatwienia. Matka brązowowłosej odpuściła, ale z wielką niechęcią. Hermiona szybko złapała taksówkę, po czym truchtem pognała na komisariat zobaczyć, co dzieje się z mężem.
Zobaczyła go, siedzącego na drewnianym krześle Była zła? Nie. Prędzej zdziwiona.
-Pani Hermiona Malfoy? – Ale to dziwnie brzmi! Mimo dwóch lat małżeństwa brązowowłosa nie potrafiła się przyzwyczaić do tej godności.
-Tak, o co chodzi?
-Ktoś zainterweniował, ponieważ pani mąż wszczął bójkę. –Nawet pisk Hermiony: „coo?” nie przerwał jego wyjaśnień. –Możemy go puścić, musimy tylko sprawdzić, czy jego wyjaśnienia okażą się prawdziwe. Czy zna pani tego człowieka? –wskazał ręką na siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia ciemnego blondyna, który utkwił wzrok w Hermionę.
-Ernie? – Podniosła brwi ze zdumienia. – Tak, znam. Niech pan nie mówi, że m ó j m ą ż pobił się właśnie z tym oto panem.
-Niestety, ale tak.
-Jak to się zakończy? –westchnęła Hermiona.
-Doszliśmy do porozumienia obu stron. Zakończy się mandatem, jak na razie, i surową naganą. Bójki na środku ulicy są niedozwolone.
-A wiadomo, o co chodzi? – Chciała dopytać się Hermiona, podejrzewając, że Draco powie jej niewiele.-Dlaczego się pobili?
-Pan… Ernie MacMillan podobno był dość niemiły w stosunku do pana Dracona. Panu Malfoyowi, jakby to ująć, puściły nerwy.
-A nie pomyśleliście, że działał w obronie własnej? Znam mojego męża, muchy by nie skrzywdził, więc nie wierzę, by to on pierwszy zaczął.
-My nie myślimy! –palnął – To znaczy, myślimy, ale zeznania pomogły nam ułożyć serię wydarzeń. –Policjant oblał się czerwonym rumieńcem.
-No, dobrze. To wszystko? -Powiedziała do policjanta, ale jej oczy intensywnie wpatrywały się w Erniego.
-Tak, ale proszę uważać. Druga wizyta tutaj może być o wiele nieprzyjemniejsza.
Bez słowa pożegnania skierowała się do męża.
-Czy ty jesteś niepełnosprawny umysłowo? – warknęła, po czym zamknęła na chwilę oczy i głęboko westchnęła. – W domu porozmawiamy. –Wyszła, czując się jak nie żona, ale matka, która wyprowadza nieletniego syna z komisariatu, który przesadził z alkoholem..."
"Stłuczone lustro ideałów... jego kawałki ranią"
Bardzo fajny blog,który wczoraj przeczytałam .
Znajdują się na nim 3 opowiadania:
- "Ból Duszy"
- " Stłuczone lustro"
- " Zamknięta księga słów"
http://nadzieje-nie-umieraja.blog.onet.pl/
Tytuł: "Stłuczone lustro ideałów... jego kawałki ranią"
Autor: ~Debby
Czasy: Hogwart/po wojnie/dorosłe życie
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"...Słone łzy skapywały do malutkiej umywalki. Były ocierane raz za razem, ale czasem nie dość szybko.
Jak mogła pozwolić sobie na chwilę słabości? I to po raz drugi? Nie wiedziała. Jak zwykle. !
Hermiona chwyciła kostkę mydła u rzuciła nią w lustro.
Popełniła błąd.
Odłamki szkła rozprysły się na wszystkie strony, raniąc ją.
- Koniec z tym! ! – krzyknęła i zakrwawiona wyszła z toalety.
Wpadła na swojego szefa.
- Po co tu czekasz? Nie masz nic do roboty? – warknęła.
- Coś ty zrobiła? Widzisz jak wyglądasz? – dotknął jej twarzy. Poczuła jak po jego ciele przeszedł dreszcz….podniecenia?
- Wspomnienia wróciły? – szepnęła i zamknęła oczy rozkoszując się jego dotykiem.
Nie odpowiedział. Ale ona miała rację, nie musiała pytać. Nigdy nie zapomniał tych dwóch miesięcy…Pocałował ją pod wpływem chwili.
Nie opierała się.
Jakaś część jej duszy pragnęła tego spotkania się ust.
Ich języki złączyły się w jedność.
- Draco. – Głos, którego nie znali. A przynajmniej O N A nie znała. Malfoy oderwał się od brunetki i popatrzył się na swoją żonę, która miała łzy w oczach.
- Wiedziałam, że mnie zdradzasz, ale nie miałam pojęcia, że ze szlamą. – Nie płakała, nie krzyczała. Mówiła spokojnie. – Jednak jestem w stanie ci wybaczyć, ale pod warunkiem, że już nigdy tego nie zrobisz.
Pozostała dwójka patrzyła się na kobietę bez słowa z przerażeniem w oczach. Malfoy’owi drgały kąciki ust – starał się nie uśmiechnąć.
- Przepraszam, zostawię was samych. Odbiorę plan pracy u Clair.
Szef lekko skinął głową nie patrząc się na kobietę, którą dopiero co całował. Odeszła, a on na to pozwolił. Po raz kolejny.
Chrzanić małżeństwo. Chrzanić panią Malfoy.
- Czego tu chcesz Pansy? Nie wystarczyło, że wywaliłaś mnie na noc z MOJEGO domu i nie dałaś mi zjeść MOJEGO posiłku za MOJE pieniądze? – warknął. – A teraz przychodzisz do mojego biura i gadasz coś o drugiej szansy….
Pansy milczała i patrzyła się w oczy ukochanego. Mimo że jej marzenie o zostaniu panią w Dworku Malfoy’ów, ziściło się, wiedziała, że jej mąż jej nie kocha i nigdy nie pokocha….Oddał własne serce komuś innemu.
- Przestań Draco. – podniosła głos. – Rozumiem, że Hermiona Granger była kiedyś częścią twojego zasranego życia, ale to ja powinnam być centrum istnienia twojego serca. Gówno mnie obchodzi co O N A dla ciebie znaczy, więc albo przestaniesz mnie zdradzać i zaczniesz szanować, albo wystąpię o rozwód, a ty zostaniesz bez niczego – tylko z pieniędzmi. Zastanów się….."
Znajdują się na nim 3 opowiadania:
- "Ból Duszy"
- " Stłuczone lustro"
- " Zamknięta księga słów"
http://nadzieje-nie-umieraja.blog.onet.pl/
Tytuł: "Stłuczone lustro ideałów... jego kawałki ranią"
Autor: ~Debby
Czasy: Hogwart/po wojnie/dorosłe życie
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"...Słone łzy skapywały do malutkiej umywalki. Były ocierane raz za razem, ale czasem nie dość szybko.
Jak mogła pozwolić sobie na chwilę słabości? I to po raz drugi? Nie wiedziała. Jak zwykle. !
Hermiona chwyciła kostkę mydła u rzuciła nią w lustro.
Popełniła błąd.
Odłamki szkła rozprysły się na wszystkie strony, raniąc ją.
- Koniec z tym! ! – krzyknęła i zakrwawiona wyszła z toalety.
Wpadła na swojego szefa.
- Po co tu czekasz? Nie masz nic do roboty? – warknęła.
- Coś ty zrobiła? Widzisz jak wyglądasz? – dotknął jej twarzy. Poczuła jak po jego ciele przeszedł dreszcz….podniecenia?
- Wspomnienia wróciły? – szepnęła i zamknęła oczy rozkoszując się jego dotykiem.
Nie odpowiedział. Ale ona miała rację, nie musiała pytać. Nigdy nie zapomniał tych dwóch miesięcy…Pocałował ją pod wpływem chwili.
Nie opierała się.
Jakaś część jej duszy pragnęła tego spotkania się ust.
Ich języki złączyły się w jedność.
- Draco. – Głos, którego nie znali. A przynajmniej O N A nie znała. Malfoy oderwał się od brunetki i popatrzył się na swoją żonę, która miała łzy w oczach.
- Wiedziałam, że mnie zdradzasz, ale nie miałam pojęcia, że ze szlamą. – Nie płakała, nie krzyczała. Mówiła spokojnie. – Jednak jestem w stanie ci wybaczyć, ale pod warunkiem, że już nigdy tego nie zrobisz.
Pozostała dwójka patrzyła się na kobietę bez słowa z przerażeniem w oczach. Malfoy’owi drgały kąciki ust – starał się nie uśmiechnąć.
- Przepraszam, zostawię was samych. Odbiorę plan pracy u Clair.
Szef lekko skinął głową nie patrząc się na kobietę, którą dopiero co całował. Odeszła, a on na to pozwolił. Po raz kolejny.
Chrzanić małżeństwo. Chrzanić panią Malfoy.
- Czego tu chcesz Pansy? Nie wystarczyło, że wywaliłaś mnie na noc z MOJEGO domu i nie dałaś mi zjeść MOJEGO posiłku za MOJE pieniądze? – warknął. – A teraz przychodzisz do mojego biura i gadasz coś o drugiej szansy….
Pansy milczała i patrzyła się w oczy ukochanego. Mimo że jej marzenie o zostaniu panią w Dworku Malfoy’ów, ziściło się, wiedziała, że jej mąż jej nie kocha i nigdy nie pokocha….Oddał własne serce komuś innemu.
- Przestań Draco. – podniosła głos. – Rozumiem, że Hermiona Granger była kiedyś częścią twojego zasranego życia, ale to ja powinnam być centrum istnienia twojego serca. Gówno mnie obchodzi co O N A dla ciebie znaczy, więc albo przestaniesz mnie zdradzać i zaczniesz szanować, albo wystąpię o rozwód, a ty zostaniesz bez niczego – tylko z pieniędzmi. Zastanów się….."
piątek, 15 listopada 2013
"Szlama i Arystokrata"
Przepraszam ,że mnie długo nie było,ale to przez ten wypadek,który sie wydarzył u mnie w domu;/
Mega zajebiaszczy blog.
Dzisiaj skończyłam go czytać.
Wszystko pokazane jest z perspektywy Draconka ;p
SCENY +18
http://szlama-i-arystokrata.blog.onet.pl/
Tytuł: "Szlama i Arystokrata"
Autor: Dracon(ek)
Czasy: Hogwart/6 i 7 rok nauki/po szkole
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment Opowiadania:
"...Siedziałem otępiały na fotelu, wgapiając się w tyłeczek Granger, nie dopuszczając do siebie żadnej myśli, oprócz : „ Jestem. Naprawdę. Chory!” .
- Malfoy… MALFOY!- ryknęła mi do ucha Gryfonka, a ja jak oparzony, podskoczyłem na dwa metry.
Serce waliło mi jak młotem…
- Hę?! – odpowiedziałem, rozcierając sobie ucho, tępo próbując zatrzymać tysiące decybeli wciąż wdzierających mi się przez bębenek do mózgu… Rozbolała mnie głowa.
- Właśnie mówiłam… mówiliśmy o zaklęciu Tarczy… Ale TY jesteś już tak dobry, że nie musisz słuchać, nie?
Och Granger… oczywiście, że jestem dobry… ale akurat nie w zaklęciach obronnych…
Brązowooka kontynuowała przemowę, teraz na temat nagrody głównej tego całego GWP…
- Wycieczka do Grecji…- usłyszałem jęk rozkoszy z ust Dziewczynki z Innego Domu.
Grecja… cholera, a co ja wiem o Grecji?! Jakby nie mogli dać jakichś Włoch, czy czegoś tam…
Później Granger zarządziła ćwiczenia praktyczne… Parka natychmiast odnalazła się pośród półek z księgami, gotowa do wspólnej pracy… mnie nieuchronnie trafiła się Granger… Chyba musiałem być wciąż nieźle ogłuszony, bo jednym machnięciem różdżki mnie rozbroiła, łapiąc triumfalnie moją różdżkę w powietrzu i zerkając ukradkiem w stronę dwóch pozostałych osób… Na jej twarzy dostrzegłem niebezpieczny uśmieszek
- Malfoy, czy dyrektor wie, że używasz własnych zaklęć z domieszką Niewybaczalnych?
Nie odpowiedziałem.
Teraz to ona miała pewną przewagę (ale nie dużą), bo była uzbrojona, a pamięć o zdarzeniu sprzed kilku dni musiała dać się jej we znaki.
- Zapytałam cię o coś, Malfoy…
Perfidnie zderzyła moje plecy z twardością ściany… a raczej jedynego kawałka bez regału z książkami…
Ręce miałem lekko uniesione, nogi zaś złączone… Pomyślałem, że to nawet świetna zabawa, ale jeżeli chodzi o łóżko… Tak, w zasadzie… Nie wiem, ile tak wisiałem… Minutę… godzinę… Parka zdążyła się ulotnić… Zostałem sam, skazany na pastwę Granger… i jej rozbuchanej wyobraźni… Coś ciepłego musnęło mój policzek, a później boleśnie rozcięło mi skórę…
- GRANGER, IDIOTKO! JAK ZOSTANIE MI BLIZNA, TO POŻAŁUJESZ…!!!
Zaśmiała się w taki sposób, że włosy na karku stanęły mi dęba… Zaczynało mnie to nudzić i zarazem przerażać…
- Nie bój się, O-Wielki-Panie-Najwspanialszy… Gdybyś uważał… Nie, źle! GDYBYŚ NIE WPATRYWAŁ SIĘ TAK W MOJE POŚLADKI to byś wiedział, że to zaklęcie nie pozostawia żadnych śladów widzialnych…
- Możesz mnie puścić…? – zapytałem, ale z góry wiedziałem, że było to pytanie retoryczne…
Granger udała, że się zastanawia… Co za denerwująca szlama!
- Nie…
- No to chociaż… – zacząłem, ale nie potrafiłem skończyć… Wpatrywałem się w nią tylko stalowymi oczyma… Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego ona tak bardzo się zmieniła…
Cała, nie tylko fizycznie… chociaż to najbardziej mnie rajcowało. Lubię się obracać w towarzystwie pięknych dziewczyn, a Gryfonka otwierała listę DZIEWCZYN DO ZDOBYCIA… To nieprawdopodobne, ale tak było… Chciałem, by była moja… Chciałem budzić się każdego ranka i czuć jej zapach, wtulać się w jej włosy… Zwariowałem na całego…
- Malfoy… – wrzasnął ktoś z kąta.
Powiodłem wzrokiem za źródłem hałasu i zobaczyłem Lynn. Kelly stanęła obok Granger i wyciągnęła swoją różdżkę. Jej uśmiech nie warunkował szybkiego rozwiązania sprawy…
- No i kogo mu tu mamy? Wielki pan Zdechnijcie-Szlamy Malfoy… Witam w świecie Kelly Lynn…
Poczułem smagnięcie ciepła na drugim policzku, ale zaraz przeszył mnie impuls bólu, który choć był dość wyczuwalny, zignorowałem. Z prawego policzka poleciała mi ciurkiem krew… Podniosłem jedną brew w akcie zdziwienia…
One również nie przewidywały, że to na mnie nie podziała…
Granger opuściła różdżkę, co sprawiło, że zwaliłem się jak długi na posadzkę… Dotknąłem rozcięcia na twarzy dwoma palcami… Mocno krwawiłem, ale to nie liczyło się najbardziej.
- Cholera, Kelly, chyba przesadziłyśmy…- szepnęła Granger, lekko przerażona i zielona na twarzy…
- Ja się dopiero rozkręcam… – mruknęła jej na to blondyna… Postanowiłem zakończyć całą sprawę z honorem… czyli po malfoyowsku…
Przyjąłem swój uśmieszek numer 6, tak właśnie ten, pełen pogardy i ociekający drwiną… Stanąłem na nogi i uniosłem głowę…
Żadna Lynn nie będzie mną pomiatać…
- To miała być ta twoja zemsta??? Coś kiczowato wyszło…
- Nie martw się, panie Moja-I-Tylko-Moja-Reputacja… Ja jeszcze nie skończyłam… Drętwota!
Zrobiłem szybki unik (nie ma to jak refleks szukającego) a zaklęcie odbiło się rykoszetem od ściany, robiąc niespotykany rumor. Czerwony promień ugodził Granger…
Padła jak kłoda na podłogę, ale Lynn zdawała się nie przejmować tym, że uszkodziła przyjaciółkę… Chwilowy brak koncentracji blondynki ciężko jej zaszkodził… Wykonałem iście tygrysi skok i dorwałem się do mojej różdżki, porzuconej przez Granger. Szybko rzuciłem na siebie zaklęcie kameleona i zająłem pozycję między regałem a fotelem…
- Malfoy… gnido… nie chowaj się! Tchórz cię obleciał?- usłyszałem wysokie alty jej śmiechu…
Po cichu zakradłem się nieco bliżej… Zamajaczyła przede mną jej figura… Co z tego, że miała cięty język, skoro była przerażona jak zraniona łania… Gwałtownie się obracała, nasłuchując najmniejszego dźwięku… Wypatrując najmniejszego ruchu… Bała się… Była sama… zupełnie sama.
„ Przydała by się Granger, co? No niestety… oszołomiłaś ją…!” pomyślałem i wyciągnąłem różdżkę przed siebie… Podszedłem kilka kroków… Lynn stała teraz plecami do mnie…
Wbiłem koniuszek różdżki w jej łopatkę… Zachowywała się, jakby ktoś ja spetryfikował…
- Lynn… ze mną nie wygrasz, skarbie…- szepnąłem jej do ucha, tak, że zadrżała na całym ciele. Uwielbiam, po prostu uwielbiam być górą!
- Malfoy… proszę, nie rób mi krzywdy…
Chciałem ją zdzielić czymś naprawdę genialnym… tak, żeby zapamiętała to do końca swojego marnego życia…
- Nie zrobię… A teraz mykaj stąd… Lynn, póki jestem dobry…
Szybko podążyła do wyjścia, ale wzrok zatrzymał się na nieruchomej dziewczynie leżącej bezwładnie na podłodze… Kilka chwiejnych kroków w stronę przyjaciółki…
- DO CHOLERY! SPIEPRZAJ STĄD!!!- ryknąłem.
Lynn zaniosła się płaczem, wystrzeliła jak z procy i już jej nie było… Zrzuciłem kamuflaż… Podszedłem do obezwładnionej Gryfonki i zajrzałem jej w oczy… Były takie zimne, bez wyrazu… zawieszone gdzieś w przestrzeni… tak łaknące światła…"
Mega zajebiaszczy blog.
Dzisiaj skończyłam go czytać.
Wszystko pokazane jest z perspektywy Draconka ;p
SCENY +18
http://szlama-i-arystokrata.blog.onet.pl/
Tytuł: "Szlama i Arystokrata"
Autor: Dracon(ek)
Czasy: Hogwart/6 i 7 rok nauki/po szkole
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment Opowiadania:
"...Siedziałem otępiały na fotelu, wgapiając się w tyłeczek Granger, nie dopuszczając do siebie żadnej myśli, oprócz : „ Jestem. Naprawdę. Chory!” .
- Malfoy… MALFOY!- ryknęła mi do ucha Gryfonka, a ja jak oparzony, podskoczyłem na dwa metry.
Serce waliło mi jak młotem…
- Hę?! – odpowiedziałem, rozcierając sobie ucho, tępo próbując zatrzymać tysiące decybeli wciąż wdzierających mi się przez bębenek do mózgu… Rozbolała mnie głowa.
- Właśnie mówiłam… mówiliśmy o zaklęciu Tarczy… Ale TY jesteś już tak dobry, że nie musisz słuchać, nie?
Och Granger… oczywiście, że jestem dobry… ale akurat nie w zaklęciach obronnych…
Brązowooka kontynuowała przemowę, teraz na temat nagrody głównej tego całego GWP…
- Wycieczka do Grecji…- usłyszałem jęk rozkoszy z ust Dziewczynki z Innego Domu.
Grecja… cholera, a co ja wiem o Grecji?! Jakby nie mogli dać jakichś Włoch, czy czegoś tam…
Później Granger zarządziła ćwiczenia praktyczne… Parka natychmiast odnalazła się pośród półek z księgami, gotowa do wspólnej pracy… mnie nieuchronnie trafiła się Granger… Chyba musiałem być wciąż nieźle ogłuszony, bo jednym machnięciem różdżki mnie rozbroiła, łapiąc triumfalnie moją różdżkę w powietrzu i zerkając ukradkiem w stronę dwóch pozostałych osób… Na jej twarzy dostrzegłem niebezpieczny uśmieszek
- Malfoy, czy dyrektor wie, że używasz własnych zaklęć z domieszką Niewybaczalnych?
Nie odpowiedziałem.
Teraz to ona miała pewną przewagę (ale nie dużą), bo była uzbrojona, a pamięć o zdarzeniu sprzed kilku dni musiała dać się jej we znaki.
- Zapytałam cię o coś, Malfoy…
Perfidnie zderzyła moje plecy z twardością ściany… a raczej jedynego kawałka bez regału z książkami…
Ręce miałem lekko uniesione, nogi zaś złączone… Pomyślałem, że to nawet świetna zabawa, ale jeżeli chodzi o łóżko… Tak, w zasadzie… Nie wiem, ile tak wisiałem… Minutę… godzinę… Parka zdążyła się ulotnić… Zostałem sam, skazany na pastwę Granger… i jej rozbuchanej wyobraźni… Coś ciepłego musnęło mój policzek, a później boleśnie rozcięło mi skórę…
- GRANGER, IDIOTKO! JAK ZOSTANIE MI BLIZNA, TO POŻAŁUJESZ…!!!
Zaśmiała się w taki sposób, że włosy na karku stanęły mi dęba… Zaczynało mnie to nudzić i zarazem przerażać…
- Nie bój się, O-Wielki-Panie-Najwspanialszy… Gdybyś uważał… Nie, źle! GDYBYŚ NIE WPATRYWAŁ SIĘ TAK W MOJE POŚLADKI to byś wiedział, że to zaklęcie nie pozostawia żadnych śladów widzialnych…
- Możesz mnie puścić…? – zapytałem, ale z góry wiedziałem, że było to pytanie retoryczne…
Granger udała, że się zastanawia… Co za denerwująca szlama!
- Nie…
- No to chociaż… – zacząłem, ale nie potrafiłem skończyć… Wpatrywałem się w nią tylko stalowymi oczyma… Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego ona tak bardzo się zmieniła…
Cała, nie tylko fizycznie… chociaż to najbardziej mnie rajcowało. Lubię się obracać w towarzystwie pięknych dziewczyn, a Gryfonka otwierała listę DZIEWCZYN DO ZDOBYCIA… To nieprawdopodobne, ale tak było… Chciałem, by była moja… Chciałem budzić się każdego ranka i czuć jej zapach, wtulać się w jej włosy… Zwariowałem na całego…
- Malfoy… – wrzasnął ktoś z kąta.
Powiodłem wzrokiem za źródłem hałasu i zobaczyłem Lynn. Kelly stanęła obok Granger i wyciągnęła swoją różdżkę. Jej uśmiech nie warunkował szybkiego rozwiązania sprawy…
- No i kogo mu tu mamy? Wielki pan Zdechnijcie-Szlamy Malfoy… Witam w świecie Kelly Lynn…
Poczułem smagnięcie ciepła na drugim policzku, ale zaraz przeszył mnie impuls bólu, który choć był dość wyczuwalny, zignorowałem. Z prawego policzka poleciała mi ciurkiem krew… Podniosłem jedną brew w akcie zdziwienia…
One również nie przewidywały, że to na mnie nie podziała…
Granger opuściła różdżkę, co sprawiło, że zwaliłem się jak długi na posadzkę… Dotknąłem rozcięcia na twarzy dwoma palcami… Mocno krwawiłem, ale to nie liczyło się najbardziej.
- Cholera, Kelly, chyba przesadziłyśmy…- szepnęła Granger, lekko przerażona i zielona na twarzy…
- Ja się dopiero rozkręcam… – mruknęła jej na to blondyna… Postanowiłem zakończyć całą sprawę z honorem… czyli po malfoyowsku…
Przyjąłem swój uśmieszek numer 6, tak właśnie ten, pełen pogardy i ociekający drwiną… Stanąłem na nogi i uniosłem głowę…
Żadna Lynn nie będzie mną pomiatać…
- To miała być ta twoja zemsta??? Coś kiczowato wyszło…
- Nie martw się, panie Moja-I-Tylko-Moja-Reputacja… Ja jeszcze nie skończyłam… Drętwota!
Zrobiłem szybki unik (nie ma to jak refleks szukającego) a zaklęcie odbiło się rykoszetem od ściany, robiąc niespotykany rumor. Czerwony promień ugodził Granger…
Padła jak kłoda na podłogę, ale Lynn zdawała się nie przejmować tym, że uszkodziła przyjaciółkę… Chwilowy brak koncentracji blondynki ciężko jej zaszkodził… Wykonałem iście tygrysi skok i dorwałem się do mojej różdżki, porzuconej przez Granger. Szybko rzuciłem na siebie zaklęcie kameleona i zająłem pozycję między regałem a fotelem…
- Malfoy… gnido… nie chowaj się! Tchórz cię obleciał?- usłyszałem wysokie alty jej śmiechu…
Po cichu zakradłem się nieco bliżej… Zamajaczyła przede mną jej figura… Co z tego, że miała cięty język, skoro była przerażona jak zraniona łania… Gwałtownie się obracała, nasłuchując najmniejszego dźwięku… Wypatrując najmniejszego ruchu… Bała się… Była sama… zupełnie sama.
„ Przydała by się Granger, co? No niestety… oszołomiłaś ją…!” pomyślałem i wyciągnąłem różdżkę przed siebie… Podszedłem kilka kroków… Lynn stała teraz plecami do mnie…
Wbiłem koniuszek różdżki w jej łopatkę… Zachowywała się, jakby ktoś ja spetryfikował…
- Lynn… ze mną nie wygrasz, skarbie…- szepnąłem jej do ucha, tak, że zadrżała na całym ciele. Uwielbiam, po prostu uwielbiam być górą!
- Malfoy… proszę, nie rób mi krzywdy…
Chciałem ją zdzielić czymś naprawdę genialnym… tak, żeby zapamiętała to do końca swojego marnego życia…
- Nie zrobię… A teraz mykaj stąd… Lynn, póki jestem dobry…
Szybko podążyła do wyjścia, ale wzrok zatrzymał się na nieruchomej dziewczynie leżącej bezwładnie na podłodze… Kilka chwiejnych kroków w stronę przyjaciółki…
- DO CHOLERY! SPIEPRZAJ STĄD!!!- ryknąłem.
Lynn zaniosła się płaczem, wystrzeliła jak z procy i już jej nie było… Zrzuciłem kamuflaż… Podszedłem do obezwładnionej Gryfonki i zajrzałem jej w oczy… Były takie zimne, bez wyrazu… zawieszone gdzieś w przestrzeni… tak łaknące światła…"
piątek, 8 listopada 2013
piątek, 1 listopada 2013
"Miłość podobno jest wokół nas..."
Kolejny godny uwagi blog.Bardzo zaskoczylo mnie zakończenie ;p
Blog przeczytalam wczoraj ;) dosyć przyjemnie się go czyta .
http://dracon-and-hermione.blog.onet.pl/
Tytuł: "Miłość podobno jest wokół nas..."
Autor: Jeanne
Czasy: Hogwart/Voldemort żyje
Status ZAKONCZONE
"...- Co się dzieje?! – krzyknął Harry, kiedy weszłam wściekła do Pokoju Wspólnego. Ta wściekłość była chyba wymalowana na mojej twarzy, ponieważ Ron przestał się uśmiechać.
- Ten… parszywy szczur będzie miał dormitorium obok mnie! – krzyknęłam.
- Malfoy’a przenoszą do Gryfindoru?! – wrzasnął Ron, a wiele osób spojrzało w naszą stronę.
- Nie, Ron! Nie bądź głupi! Mamy mieć prywatne dormitoria dla Prefektów Naczelnych!
- Ale przecież…. To zostało zniesione, dawno temu…. – zauważyła Ginny.
- Snape stwierdził, że dla nas może zrobić… wyjątek. Cholera! – ci, którzy odwrócili się w naszą stronę, wrócili do przerwanych czynności.
- Nie martw się, będzie dobrze. – pocieszyła mnie Gin.
- Jakoś tego nie widzę. – mruknęłam i ruszyłam w stronę dormitorium. Potrzebowałam ciszy, spokoju… Po co? By cierpieć w samotności. Cierpiałam. Zastanawiałam się dzisiaj rano co jeszcze może się wydarzyć. Lista Wspólnych Rzeczy lub Zajęć z Idiotą powiększyła się :
wspólne patrole, bez Zabini’ego. (czytaj dodatkowe dwie godziny męki z glizdą)
zmiana planu siódmego roku Gryfonów tak, by mieć więcej lekcji ze Ślizgonami
Dormitoria obok siebie (czytaj, prawie wspólne dormitoria)
Pytam się, po raz kolejny dzisiejszego dnia, co jeszcze?! Co mnie jeszcze może spotkać?!
By pokazać całemu światu jak bardzo jestem wściekła, trzasnęłam drzwiami od pokoju i rzuciłam się na łóżko. Czułam się bezsilna, zakłopotana.
Jeszcze tylko tydzień wolności. Jeszcze tylko sześć dni w tym dormitorium. Potem będzie dormitorium gdzieś w zamku, a za ścianą Malfoy.
Co ja takiego zrobiłam, że za te grzechy musiałam odpłacać w ten sposób?!..."
Blog przeczytalam wczoraj ;) dosyć przyjemnie się go czyta .
http://dracon-and-hermione.blog.onet.pl/
Tytuł: "Miłość podobno jest wokół nas..."
Autor: Jeanne
Czasy: Hogwart/Voldemort żyje
Status ZAKONCZONE
"...- Co się dzieje?! – krzyknął Harry, kiedy weszłam wściekła do Pokoju Wspólnego. Ta wściekłość była chyba wymalowana na mojej twarzy, ponieważ Ron przestał się uśmiechać.
- Ten… parszywy szczur będzie miał dormitorium obok mnie! – krzyknęłam.
- Malfoy’a przenoszą do Gryfindoru?! – wrzasnął Ron, a wiele osób spojrzało w naszą stronę.
- Nie, Ron! Nie bądź głupi! Mamy mieć prywatne dormitoria dla Prefektów Naczelnych!
- Ale przecież…. To zostało zniesione, dawno temu…. – zauważyła Ginny.
- Snape stwierdził, że dla nas może zrobić… wyjątek. Cholera! – ci, którzy odwrócili się w naszą stronę, wrócili do przerwanych czynności.
- Nie martw się, będzie dobrze. – pocieszyła mnie Gin.
- Jakoś tego nie widzę. – mruknęłam i ruszyłam w stronę dormitorium. Potrzebowałam ciszy, spokoju… Po co? By cierpieć w samotności. Cierpiałam. Zastanawiałam się dzisiaj rano co jeszcze może się wydarzyć. Lista Wspólnych Rzeczy lub Zajęć z Idiotą powiększyła się :
wspólne patrole, bez Zabini’ego. (czytaj dodatkowe dwie godziny męki z glizdą)
zmiana planu siódmego roku Gryfonów tak, by mieć więcej lekcji ze Ślizgonami
Dormitoria obok siebie (czytaj, prawie wspólne dormitoria)
Pytam się, po raz kolejny dzisiejszego dnia, co jeszcze?! Co mnie jeszcze może spotkać?!
By pokazać całemu światu jak bardzo jestem wściekła, trzasnęłam drzwiami od pokoju i rzuciłam się na łóżko. Czułam się bezsilna, zakłopotana.
Jeszcze tylko tydzień wolności. Jeszcze tylko sześć dni w tym dormitorium. Potem będzie dormitorium gdzieś w zamku, a za ścianą Malfoy.
Co ja takiego zrobiłam, że za te grzechy musiałam odpłacać w ten sposób?!..."
"Zgaszę Twą pewność siebie... jednym spojrzeniem"
Na tym blogu znajdują sie naprawdę świetne 2 opowiadanka.Krotkie bo po 15 rozdzialów,ale opłaca się je przeczytac.
Dzisiaj akurat zakończyłam ta jakże milą i lekką lekture ;]
1. "Z rozsądku"
2. "Kobieciarz"
http://hermiona-dracon.blog.onet.pl/
Tytuł: "Zgaszę Twą pewność siebie... jednym spojrzeniem"
Autor: Czarna Lilia
Czasy: I-Hogwart/Voldek zyje II-Hogwart/po wojnie
Status: ZAKONCZONE
Fragment opowiadania:
"...- Draco!- Dobiegły go głosy radosnych kolegów, którzy w maratonowym tempie zrównali się z nim, jakby nie zauważając jego spojrzenia numer sześć, czyli rozjuszony Bruce Lee ze spłuczką w tyłku (Oczywiście nazwa ta pochodzi od Zabiniego, który miał wenę.- Przyp.aut.)
- Czego?- Warknął, nie siląc się nawet na miły ton. Chociaż nie, on nigdy nie był miły.
- Nic nie gadałeś, że twoja babka będzie nas uczyć! Ale jaja…- Rozradowany Nott klasnął w dłonie.
- Zaiste.- Przytaknął Blaise.- Będzie ubaw w tym roku….A już się bałem, że będziemy musieli wziąć sprawy w swoje ręce…
- Twoja babka wymiata, Malfoy!- Ryknął ktoś na końcu korytarza.- Szalała jak za przeproszeniem moja…
Krótki i zwinny oszałamiacz pomknął w stronę jegomościa, który się zatoczył i zniknął z ich pola widzenia.
- No… Pokojowej Nagrody Nobla to ty raczej nie dostaniesz…- Mruknął Zabini, podrzucając w ręku czerwone jabłko.- Ale trzeba przyznać, staruszka nieźle daje do pieca…
- Skończ już!- Syknął Draco, popychając jakiegoś pierwszaka.
- Ktoś tu sobie dzisiaj nie dogodził, co? Parszywy humorek, Dracusiu?- Za gaworzył Nott.- Ale spójrz! Oto i dama twojego serca! Piękna, zwinna jak puma… Jak zawsze.- Oznajmił sarkastycznie, widząc Pansy biegnącą w stronę Dracona. Prezentowała się nieźle w porównaniu z przedszkolakami. Ale to nie przedszkole, pomyślał Draco, choć widząc ją można pomyśleć, że blisko…
- Dracuuuuuuś!- Uwiesiła się mu na szyi, składając na policzku siarczystego całusa.- Stęskniłam się za tobą, wiesz? Co robisz wieczorkiem?
Dracuuuuuuś bezceremonialnie strząsnął swoją lubą z ramienia i ruszył dalej jak gdyby nigdy nic. Co jakiś czas dobiegały go szepty, a nawet śmiałe krzyki o treści:”Czy twoja b-b-babka zostaje do środy? Zaśpiewaj nam tą balladę o stłuczonym kociołku, prosimy, Dracusiu!”
- A trzeba było ją zamknąć w domu starców!- Wycedził, trzaskając drzwiami do swojego dormitorium.
Rzucił torbę w kąt i przemierzył pokój szybkim krokiem, aby w spokoju spocząć na wielkim łóżku z baldachimem. Wziął kilka wdechów i sięgnął po papeterię leżącą na skraju szafki nocnej oraz pióro. Odgarniając kosmyk włosów za ucho zamoczył pióro w atramencie i zaczął pisać.
Droga Matko!
Po pierwszej lekcji Obrony Przed Czarną Magią mam wątpliwości co do zdrowia psychicznego Twojego i szanownej babci.
Jakim prawem, pytam się, sprowadziłaś tu tą biedną i schorowaną osobę, podczas gdy powinna reperować resztki ciała
na jakiejś wyspie, koniecznie bezludnej? Mam nadzieję, że ta sytuacja to pomyłka i twój ukochany syn nie będzie musiał
cierpieć upokorzeń przez kolejne tygodnie, ba, miesiące! Pomyśl o i tak już zszarganej przez ojca reputacji rodziny Malfoy’ów!
I na koniec tego krótkiego (Ponieważ ból i upokorzenie mną targające nie pozwalają mi pisać) listu pytam się, kto był na tyle
niezrównoważony lub zepsuty do szpiku kości by sądzić, że się UCIESZĘ?!
Pozdrawiam i liczę, że jeszcze dziś zawiniecie babkę w dywan i wywieziecie najlepiej do Kenii!!!!!!!!!
Twój Draco..."
Dzisiaj akurat zakończyłam ta jakże milą i lekką lekture ;]
1. "Z rozsądku"
2. "Kobieciarz"
http://hermiona-dracon.blog.onet.pl/
Tytuł: "Zgaszę Twą pewność siebie... jednym spojrzeniem"
Autor: Czarna Lilia
Czasy: I-Hogwart/Voldek zyje II-Hogwart/po wojnie
Status: ZAKONCZONE
Fragment opowiadania:
"...- Draco!- Dobiegły go głosy radosnych kolegów, którzy w maratonowym tempie zrównali się z nim, jakby nie zauważając jego spojrzenia numer sześć, czyli rozjuszony Bruce Lee ze spłuczką w tyłku (Oczywiście nazwa ta pochodzi od Zabiniego, który miał wenę.- Przyp.aut.)
- Czego?- Warknął, nie siląc się nawet na miły ton. Chociaż nie, on nigdy nie był miły.
- Nic nie gadałeś, że twoja babka będzie nas uczyć! Ale jaja…- Rozradowany Nott klasnął w dłonie.
- Zaiste.- Przytaknął Blaise.- Będzie ubaw w tym roku….A już się bałem, że będziemy musieli wziąć sprawy w swoje ręce…
- Twoja babka wymiata, Malfoy!- Ryknął ktoś na końcu korytarza.- Szalała jak za przeproszeniem moja…
Krótki i zwinny oszałamiacz pomknął w stronę jegomościa, który się zatoczył i zniknął z ich pola widzenia.
- No… Pokojowej Nagrody Nobla to ty raczej nie dostaniesz…- Mruknął Zabini, podrzucając w ręku czerwone jabłko.- Ale trzeba przyznać, staruszka nieźle daje do pieca…
- Skończ już!- Syknął Draco, popychając jakiegoś pierwszaka.
- Ktoś tu sobie dzisiaj nie dogodził, co? Parszywy humorek, Dracusiu?- Za gaworzył Nott.- Ale spójrz! Oto i dama twojego serca! Piękna, zwinna jak puma… Jak zawsze.- Oznajmił sarkastycznie, widząc Pansy biegnącą w stronę Dracona. Prezentowała się nieźle w porównaniu z przedszkolakami. Ale to nie przedszkole, pomyślał Draco, choć widząc ją można pomyśleć, że blisko…
- Dracuuuuuuś!- Uwiesiła się mu na szyi, składając na policzku siarczystego całusa.- Stęskniłam się za tobą, wiesz? Co robisz wieczorkiem?
Dracuuuuuuś bezceremonialnie strząsnął swoją lubą z ramienia i ruszył dalej jak gdyby nigdy nic. Co jakiś czas dobiegały go szepty, a nawet śmiałe krzyki o treści:”Czy twoja b-b-babka zostaje do środy? Zaśpiewaj nam tą balladę o stłuczonym kociołku, prosimy, Dracusiu!”
- A trzeba było ją zamknąć w domu starców!- Wycedził, trzaskając drzwiami do swojego dormitorium.
Rzucił torbę w kąt i przemierzył pokój szybkim krokiem, aby w spokoju spocząć na wielkim łóżku z baldachimem. Wziął kilka wdechów i sięgnął po papeterię leżącą na skraju szafki nocnej oraz pióro. Odgarniając kosmyk włosów za ucho zamoczył pióro w atramencie i zaczął pisać.
Droga Matko!
Po pierwszej lekcji Obrony Przed Czarną Magią mam wątpliwości co do zdrowia psychicznego Twojego i szanownej babci.
Jakim prawem, pytam się, sprowadziłaś tu tą biedną i schorowaną osobę, podczas gdy powinna reperować resztki ciała
na jakiejś wyspie, koniecznie bezludnej? Mam nadzieję, że ta sytuacja to pomyłka i twój ukochany syn nie będzie musiał
cierpieć upokorzeń przez kolejne tygodnie, ba, miesiące! Pomyśl o i tak już zszarganej przez ojca reputacji rodziny Malfoy’ów!
I na koniec tego krótkiego (Ponieważ ból i upokorzenie mną targające nie pozwalają mi pisać) listu pytam się, kto był na tyle
niezrównoważony lub zepsuty do szpiku kości by sądzić, że się UCIESZĘ?!
Pozdrawiam i liczę, że jeszcze dziś zawiniecie babkę w dywan i wywieziecie najlepiej do Kenii!!!!!!!!!
Twój Draco..."
"Milość-jedno słowo,niby nic ,nieznaczne jak ostrze noża,sprawia,że czlowiek jest na krawedzi"
Długo nie dodawałam postów ,ale nie miałam czasu.Wybaczcie ;]
Kolejny superowy blog.
Mroczny i niekiedy brutalny,ale bardzo fajnie i szybko sie go czyta.
http://amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com/
Tytuł: "Milość-jedno słowo,niby nic ,nieznaczne jak ostrze noża,sprawia,że czlowiek jest na krawedzi"
Autor: La Tua Cantante
Czasy: Dorosle życie
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"- Witaj Granger. Na śniadanie wolisz jajecznicę czy tosty? Nie, że masz jakiś wybór, ale jeśli chcesz by ta piękna patelnia przetrwała więcej niż 10 minut to wybierz tosty. – Uśmiech błąkał się na jego ustach, gdy wypowiadał te słowa. Wiedziałam, że nie chce mnie dodatkowo stresować, starał się, żeby mój dobry humor utrzymywał się jak najdłużej.
- No cóż. Lubię tą patelnię, więc tosty mogą być. Ale pod warunkiem, że będą z dżemem brzoskwiniowym.. To ja może zrobię kawę?
- Uprzedziłem cię. Twoje latte jest gotowe i czeka na to, byś je wypiła. – Nagle Dracona opuścił dobry humor. Wiedziałam, że mimo wszystko musimy pamiętać o tym, co się dzisiaj rozegra. W jego oczach można było zobaczyć walkę, jaką sam ze sobą prowadził. Z jednej strony chciałbym była odprężona, zrelaksowana, z drugiej zaś bał się, że moje dzisiejsze zachowanie może być punktem zwrotnym, że pod koniec dnia znów będę tą apatyczną Hermioną z wyłączonymi emocjami. Bał się ponownie zobaczyć w moich oczach pustkę.
- Draco. Draco. Hej, Malfoy. Wróć na Ziemię. Co jest? Tylko mi nie mów, że nic, bo widzę.
- Chyba za dobrze mnie znasz, Granger. Po prostu nie do końca rozumiem twój dzisiejszy entuzjazm. W końcu bądź, co bądź za niecałe półtorej godziny staniesz na sali sądowej pod ostrzałem pytań o najbardziej intymne momenty twojego związku. Zobaczysz tam swojego oprawcę.. A ty.. Jesteś roześmiana, zadowolona. Nie wiem jak mam to odbierać. W dodatku wyglądasz tak.. Pięknie, promiennie. Jesteś inną Granger. Wyglądasz inaczej niż przez ostatnie kilka miesięcy.
- Troszczysz się o mnie. Dziękuję. Tak w zasadzie to w ogóle ci nie podzi… - naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Draco spojrzał na mnie z uwagą.
- Dokończymy później. Pójdę otworzyć. – Po chwili do naszego salonu weszła czterdziestopięcioletni mężczyzna o szarych oczach i dłuższych miedzianych włosach lekko przyprószonych siwizną. Ubrany był w elegancki szyty na miarę garnitur, a w ręku trzymał skórzaną teczkę. Był to Greyson Miller, mój adwokat.
- Dzień dobry pani Weasley, panie Malfoy. – Na to przywitanie odpowiedział tylko Draco, ja ograniczyłam się do skinięcia głową. Podświadomie czułam, że coś się stało i jak się później okazało moje przeczucia okazały się słuszne..."
Kolejny superowy blog.
Mroczny i niekiedy brutalny,ale bardzo fajnie i szybko sie go czyta.
http://amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com/
Tytuł: "Milość-jedno słowo,niby nic ,nieznaczne jak ostrze noża,sprawia,że czlowiek jest na krawedzi"
Autor: La Tua Cantante
Czasy: Dorosle życie
Status: ZAKOŃCZONE
Fragment opowiadania:
"- Witaj Granger. Na śniadanie wolisz jajecznicę czy tosty? Nie, że masz jakiś wybór, ale jeśli chcesz by ta piękna patelnia przetrwała więcej niż 10 minut to wybierz tosty. – Uśmiech błąkał się na jego ustach, gdy wypowiadał te słowa. Wiedziałam, że nie chce mnie dodatkowo stresować, starał się, żeby mój dobry humor utrzymywał się jak najdłużej.
- No cóż. Lubię tą patelnię, więc tosty mogą być. Ale pod warunkiem, że będą z dżemem brzoskwiniowym.. To ja może zrobię kawę?
- Uprzedziłem cię. Twoje latte jest gotowe i czeka na to, byś je wypiła. – Nagle Dracona opuścił dobry humor. Wiedziałam, że mimo wszystko musimy pamiętać o tym, co się dzisiaj rozegra. W jego oczach można było zobaczyć walkę, jaką sam ze sobą prowadził. Z jednej strony chciałbym była odprężona, zrelaksowana, z drugiej zaś bał się, że moje dzisiejsze zachowanie może być punktem zwrotnym, że pod koniec dnia znów będę tą apatyczną Hermioną z wyłączonymi emocjami. Bał się ponownie zobaczyć w moich oczach pustkę.
- Draco. Draco. Hej, Malfoy. Wróć na Ziemię. Co jest? Tylko mi nie mów, że nic, bo widzę.
- Chyba za dobrze mnie znasz, Granger. Po prostu nie do końca rozumiem twój dzisiejszy entuzjazm. W końcu bądź, co bądź za niecałe półtorej godziny staniesz na sali sądowej pod ostrzałem pytań o najbardziej intymne momenty twojego związku. Zobaczysz tam swojego oprawcę.. A ty.. Jesteś roześmiana, zadowolona. Nie wiem jak mam to odbierać. W dodatku wyglądasz tak.. Pięknie, promiennie. Jesteś inną Granger. Wyglądasz inaczej niż przez ostatnie kilka miesięcy.
- Troszczysz się o mnie. Dziękuję. Tak w zasadzie to w ogóle ci nie podzi… - naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Draco spojrzał na mnie z uwagą.
- Dokończymy później. Pójdę otworzyć. – Po chwili do naszego salonu weszła czterdziestopięcioletni mężczyzna o szarych oczach i dłuższych miedzianych włosach lekko przyprószonych siwizną. Ubrany był w elegancki szyty na miarę garnitur, a w ręku trzymał skórzaną teczkę. Był to Greyson Miller, mój adwokat.
- Dzień dobry pani Weasley, panie Malfoy. – Na to przywitanie odpowiedział tylko Draco, ja ograniczyłam się do skinięcia głową. Podświadomie czułam, że coś się stało i jak się później okazało moje przeczucia okazały się słuszne..."
Subskrybuj:
Posty (Atom)