poniedziałek, 1 grudnia 2014

"Oswoić" znaczy "zacieśnić więzy" III

Odcinek 11
Theatrum mundi
Nie wyjechałam, nie rzuciłam wszystkiego, nie zrobiłam tego, co powinnam. Jak
głupie może się to wydać osobie patrzącej z boku. Gdyby któraś z koleżanek
opowiedziała mi o tym, co mnie spotkało, pierwsza wykrzyknęłabym, iż ma brać
nogi za pas i skończyć z tą farsą. Jednak będąc w „oku cyklonu” nie wszystko jest tak
przejrzyste. Podjęłam pewne zobowiązania z dniem ślubu, więc przedstawienie
musi trwać. Mam w nim główną rolę.
Nie puściłam w niepamięć tamtego wieczoru. Na każdym kroku wytykam Malfoyowi
tamte zdarzenia. Ten fałszywy wąż nawet przez kilka dni spotulniał, lecz tylko na
chwilę. Już od miesiąca toczymy ze sobą zażartą walkę bez litości. Nie
podejrzewałam, że potrafię być tak złośliwa i podła. Cóż, uczę się od mistrza. Tylko
dla ludzi jesteśmy idealnym małżeństwem takim, jakim wszyscy pragną mieć. Na
wszystkich przyjęciach mam ochotę się roześmiać wszystkim prosto w twarz za to,
jacy są głupi i naiwni.
Dzisiaj wróciłam dość późno od Ginny. Harry od mojego ślubu traktuje mnie z
dystansem. Nie dał się tak łatwo zwieść, że od dawna byłam z Malfoyem. Powiedział,
wprost, że „wpadka” to nie powód, aby się z kimś wiązać, a na pewno taką osobą nie
jest Draco. Paradoksalnie jego swego rodzaju wrogość do Malfoya jest oznaką jego
szczerej przyjaźni i troski o mnie. Harry nigdy nie był głupi ani łatwowierny.
Pan Malfoy siedział w salonie przy kominku z szklaneczką whisky, co dość często
mu się zdarza. Siedzi sam do późnej nocy. Nie obchodzi mnie to, żal mi tylko
naszego kamerdynera, który nigdy nie kładzie się dopóki jego pracodawca tego nie
zrobi. Kiedy przechodziłam Draco nieoczekiwanie odezwał się do mnie:
-Hermiona.
-Słucham- podeszłam bliżej.
Malfoy nawet się do mnie nie odwrócił tylko wpatrywał się nadal w tańczące ogniki
w kominku.
-Malfoyowie się nie rozwodzą. Pamiętaj o tym.- wypił całą whisky ze szklanki.
Zrobiłam dwa kroki i właściwie nie miałam zamiaru zwracać na niego uwagi, ale coś
mnie podkusiło:
-Tak mi ciebie żal- zadrwiłam- jesteś taki- zamyśliłam się by nadać większego
dramatyzmu wypowiedzi- taki sam.
Draco rzucił szklankę w ogień i podszedł do mnie:
-Hermiona-powiedział spokojnie, chwytając moją moje przedramię. Już to
przerabiałam, więc tym razem nie pozwolę się zaskoczyć. Przeszył mnie zimny
dreszcz strachu. Woń alkoholu zdradzała, do czego jest zdolny.
-Hermiona- powtórzył i zbliżył się jeszcze bardziej.
Szybkim ruchem wyjęłam różdżkę i odepchnęłam go zaklęciem.
-Nigdy już mnie nie dotkniesz!
Pobiegłam do siebie, zostawiając go w salonie.
***
-Malfoyowie się nie rozwodzą?- Lorelei uniosła brew z zdziwienia-Tak powiedział?
-Dokładnie.
Siedział z moja przyjaciółką na obiedzie. Od awantury z Malfoyem rzadko jadam w
domu, jego domu. Lorelei stała się moją powierniczką. Nie wszystko mogłam
powiedzieć Ginny, choć znam ją od lat. Wstydzę się sytuacji, w która się
wpakowałam. Może także przyznania racji Harremu.
-Rozwód nie będzie łatwy.-spojrzała niepewnie na mnie.-To zamierzasz zrobić,
prawda?
Zmieszałam się, nie byłam tego pewna:
-To nie jest takie proste.
Lorelei pokiwała głowa na boki z dezaprobatą:
-Masz rację, to od początku nie było łatwe i wiedziałaś, ze nie będzie. Zastanów się,
czego naprawdę chcesz i czy to jest najlepsze i bezpieczne dla dziecka.
Bezpieczne. Specjalnie użyła tego słowa. Obietnica Draco, że będzie dobrym ojcem
raczej od początku była bez pokrycia.
-Nie wiem, co mam robić. Ostatnio nic nie wiem!- byłam bliska płaczu.
Przyjaciółka dotknęła mojej dłoni.
-To zdarzenie, on był pijany i specjalnie zaczęłaś oczerniać jego matkę, trochę go
sprowokowałaś.
-Co?!-natychmiast cofnęłam od niej swoją rękę- Że niby to moja wina?!
-Nie to chciałam powiedzieć. Nie pochwalam jego agresji, ale był pijany, alkohol robi
swoje, ty mogłaś spodziewać się jaką świętością jest dla niego matka.
Spuściłam głowę, miała rację. Draco zawsze bardzo kochał matkę i pewnie po jej
śmierci czują taką pustkę jak ja.
-Ostatnio nie był agresywny.
-Nie dawaj mu z góry aż takiego wielkiego kredytu zaufania.- przestrzegła mnie.- To
dopiero początek, lepiej przerwać ta gehennę zawczasu.
-Dopiero początek- powtórzyłam zamyślona.
-Hermiona, czy ty wiesz czego chcesz?- zapytała z mostu.
-Tylko szczęśliwą- westchnęłam.
-To bardzo sprecyzowane plany.- wykrzywiła się.
-Nawet nie wesz jak ci zazdroszczę, Lorelei. Masz kochającego męża, wspaniałe
dzieci, pracę, którą lubisz…
-Moje życie nie jest tak kolorowe jak sądzisz.- uśmiechała się pobłażliwie- Lubię
moją pracę chociaż czasem mam ochotę rzucić tymi wszystkimi aktami o ścianę.
Moje kochane brzdące są rzeczywiście wspaniałe- uśmiechnęła się na myśl o nich-
Jednak jeśli myślisz, że ja i moje małżeństwo to pasmo szczęścia to chyba jesteś
troszeczkę naiwna.-roześmiała się- Kiedy Amadeusz godzina kreśli projekty nowych
mioteł to mam ochotę go udusić!
-A jednak jesteś szczęśliwa. Kochasz go i kochałaś go wychodząc za niego. A ja? Nie
znam go! Nie znam osoby, z którą mam dzielić resztę życia. Nie wiem kim jest ten
mężczyzna- urwałam w tym miejscu, coś do mnie dotarło-Znam tylko
rozpieszczonego maminsynka ze szkoły…
Lorelei otarła usta serwetką, kończąc posiłek:
-Sama sobie odpowiedziałaś.

Odcinek 12
Ile z oczu twych wypatrzeć
zdołam…
Tak się boję o siebie
Że zostanę sam
O swój psychiczny stan
Tak się boję o siebie
Skąd to wiedzieć mam
Co to może się stać
Bo tyle siebie znam
Ile z ust twych usłyszę
Ile obliczę sam z czarnych plam życiorysu
Bo tyle siebie znam
Ile z oczu twych wypatrzeć zdołam
Ile zrozumiem szeptu pod stołem
Tak się boję
Happysad "Tak się boję"
Było późny wieczór, ale czytałam jeszcze w bibliotece. Usłyszałam jakieś hałasy
dochodzące z salonu. Domyśliłam się, że to Draco wraca z jakiejś eskapady. Zajęłam
się dalej lekturą, pan Malfoy nie zbyt wiele mnie obchodzi. Pewnie jest w wesolutki
dzięki ognistej. Niech nasz lokaj się z nim męczy, skoro mimo moich próśb nie udał
się do domu. Malfoy oczywiście wydzierał się na niego. Te krzyki zaczęły mnie
denerwować. Nagle usłyszałam głośny huk. Zerwałam się z fotela i pobiegłam do
salonu.
-Co ty wyrabiasz?!- wrzasnęłam, widząc jak mój mąż demoluje salon.
U moich stóp były skorupy jakiegoś wazonu.
-Mój dom, moja sprawa, szlamo!- otarł rękawem nos.
-Jeszcze chwila i nic z niego nie zostanie.
Jego ataki furii nie robiły na mnie wrażenia, spowszedniały mi.
- Rób, co chcesz.- spojrzałam na niego z wyższością jak na jakiegoś smarkacza.
Jak dla mnie mógłby rozwalić całą rezydencją, która stała się dla mnie złotą klatką.
Wróciłam do biblioteki, aby zgasić świece i schować lekturę d następnego razu.
W salonie cisza. Zajrzałam tam. Malfoy siedział z naburmuszona miną z kieliszkiem
koniaku w dłoni. Jeszcze chyba nie miał dość. Chciałam przejść obok niego bez
słowa, ale on szarpnął moją dłoń. Spoglądał na mnie pół przytomnym spojrzeniem.
-Puść- rzekłam spokojnie.
Jego uścisk nie był zbyt mocny, bez trudu mogłam uwolnić dłoń. Skierowałam się ku
schodom, a on poderwał sie z sofy:
-Wszystko to twoja wina! To przez ciebie!
Nie miałam zamiaru wysłuchiwać jego pijackich wywodów, pozbawionych sensu.
-Zamknij się już!- machnęłam na niego ręką.
-Zabraniam ci się tak do mnie zwracać! To wszystko twoja wina!- gadał wciąż bez
sensu.- był to początek jego ataku szału.
Chwycił mnie za nadgarstki i próbował przygwoździć do ściany. Jak zabawnie
musiały wyglądać moje uniki. Sapał nerwowo, lecz nic nie rozumiałam nic z jego
bełkotu. Przylgnął swoim rozpalonym i mokrym od poty policzkiem do mojej
twarzy. Ogarnął mnie niewiarygodny wstręt na zapach alkoholu pomieszanego z
potem. Jego bliskość wywołała u mnie mdłości, a jego dłonie sunęły się na moje
biodra… Nie wiem skąd znalazłam tyle siły, chciałam go tylko odsunąć od siebie…
Draco zachwiał się i spadł….
Wydawało się, że to trwa godziny, gdy jego bezwładne ciało uderzało o każdy ze
schodków niczym jakąś pacynka. Odgłosy tego pohukiwały mi w głowie po stokroć
głośniej, mocniej i więcej razy niż musiało to być naprawdę…
Oblał mnie zimny pot i dreszcz przestrachu, a jednocześnie nieznośne uderzenie
gorąca. Krzyk pozostał w gardle, blokowany przez łzy. Wpatrywałam się w tępo w ta
scenę jakbym była w teatrze.
Aż nastała cisza. Ciało blondyna ledwo dosłyszalnie dotarło na dół. Cisza…
Serce waliło mi w piersiach, jego odgłosy były podobne do uderzeń o schody.
Przywarłam do zimniej ściany. Nie mogłam się ruszyć. Drżałam na całym ciele.
Wstrzymywałam oddech jakby zapomniała oddychać.
Zawsze potrafiłam zachować zimna krew w najdramatyczniejszych i wymagających
niesamowitej odwagi sytuacjach. A teraz… Wpatrywałam się w niego, nie mrugając
ani razu. Moja wina… Czyżby on…
-Aaa!- dotarł do mnie stłumiony jęk- Hermiona!
Żył, lecz ja nadal nie potrafiłam się ruszyć. Powinnam była zbiec do niego i mu
pomóc, ale nie potrafiłam. Osunęłam się bezwładnie i usidłam na schodku.
-Hermiona!- To twoja wina!- krzyczał, jednak nie było w tym złości, był to raczej
przeraźliwe wycie.-Dlaczego do tego dopuściłaś?- walnął pięścią o podłogę…
Draco płakał… Nie rozumiałam. Z bólu?
-Ja się duszę!- łkał-, Dlaczego nie byłaś odważna Granger?! Jak zawsze? Ja już nie
mogę.- uderzał, jak małe dziecko będące w histerii, rękoma o podłogę-, Dlaczego nie
zgodziłaś się tą farsę? Czemu nie krzyknęłaś wtedy „nie”?- zachrypniętym od płaczu
głosem wyrzucał oskarżenia, których nie rozumiałam.-Już dłużej tak nie mogę! Nie
mogę!...-chlipał-Nie potrafię dłużej tak żyć, cały czas walcząc… mam dosyć! Duszę
się…to za dużo.-pisnął.
Powoli w amoku pokonywałam każdy stopień. Stanęłam wreszcie nad nim i
zobaczyłam zapłakanego i słabego człowieka. W niczym nie przypominał
władczego i zimnego Draco. Przestraszyłam się. Leżał przede mną nieszczęśliwa i
słaba istota z oczami zapłakanego dziecka.
-Dłużej tak nie umiem- szepnął…

Odcinek 13
" Oswoić" znaczy "stworzyć
więzy"
Bardzo długo przeciągałam się zanim postanowiłam wstać. Zachodziłam w
głowę jak bardzo musi być późno, ale nie powiem, żeby mnie to martwiło. Wstałam,
odciągnęłam ciężkie, muślinowe zasłony, zakołysały się jak maki na łące latem. Dziś,
nawet klamka okno nie odmówiła współpracy.
-Dziwna ta pogoda-pomyślałam, kiedy zimny wietrzyk postanowił dotknąć mych
włosów i wprawić w drżenie moje ciało.
Park rezydencji Malfoya prezentował się tak zwyczajnie. Przystrzyżony żywopłot,
łabędzie nad małym jeziorkiem, alejka czysta i idealna tak bardzo, że aż wprawia w
złość swoją perfekcyjnością. Wszystko właściwie tak jak wczoraj czy dwa dni temu.
A jednak dziś to jednak pierwszy dzień mojego nowego życia.
Zjadłam w spokoju śniadanie, później poszukałam Draco. Siedział zaczytany w
bibliotece. Nie zauważył nawet mego przybycia.
-Draco, wstawaj!- zaczęłam słodkim, aczkolwiek stanowczym głosem- Idziemy na
spacer…
Trochę to trwało nim rzeczywiście zaczęliśmy spacerować. Malfoy w pierwszej
chwili pomyślał, że zwariowałam. Skąd niby ta przemiana?
Rozmowa z Lorelei uświadomiła mi, że tak naprawdę nie znam Dracona Malfoya.
Pamiętam tego snobistycznego chłopca ze szkoły, teraz to dorosły mężczyzna.
Wszyscy cały czas dorastamy, zmieniamy się. Kim jest obecnie Pan Malfoy? Muszę
się do niego zbliżyć, postanowiłam spróbować się z nim zaprzyjaźnić. Choćby w
myśl zasady: „Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej”. Postanowiłam
każdego dnia spędzić z nim 2 godziny.
Tak niewiele może zdziałać tak wiele…
Ktoś mógłby spytać w imię, czego? Czy to ma jakiś sens? Mówiąc szczerze nie mam
pojęcia. Na co liczę? Może na to, że najbliższe miesiące uda mi się przeżyć w
spokoju. Mojemu maleństwu nie są potrzebne żadne stresy.
Z czasem nauczę się żyć z moim małżonkiem. Bo wydaje moi się, że to tak jak w tej
książce, którą czytałam w dzieciństwie. Z każdym dniem będę szła obok niego coraz
bliżej. Oswoję Malfoya, bo „oswoić" znaczy "stworzyć więzy"”[i].Choć tego nie
chciałam, już zawsze naszą „więzią” będzie nasze dziecko. A na razie jesteśmy dla
siebie obcymi ludźmi.
”Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy
małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla
ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie
oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na
świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.”[ii]
Draco z grymasem ubrał płaszcz i udaliśmy się alejką. Ręce wsunął do kieszeni.
Szedł na naburmuszony jak mały chłopiec. Może, dlatego, ze wiatr szarpał jego jasną
czuprynę.
, „Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę
rozpoznawał twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków
chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki.
Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest
nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste
włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste,
będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu...”[iii]
Wiem, że nie będzie łatwo „oswoić” takiego smoka jak Malfoy, ale od czegoś trzeba
zacząć. Choćby od milczenia… Po prostu szliśmy…
„Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości
ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie
powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł
siadać trochę bliżej...”[iv]
Usiedliśmy na marmurowej ławeczce pod wierzbą. Malfoy spojrzał mi prosto w
oczy, lecz ni cnie powiedział. Przyglądał mi się dłuższą chwilę, jakby próbował coś
wyczytać, znaleźć wyjaśnienie mojego postępowania. Spuścił głowę i może tylko mi
się wydawało, ale kącik jego ust uniósł się w uśmiech przez sekundę. Znów na mnie
spojrzał…
„Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.”
Milczeliśmy…
[i] „Mały Książę”- Antoine de Saint-Exupéry
[ii] Mały Książę”- Antoine de Saint-Exupéry
[iii] Lis do Małego Księcia- Mały Książę”- Antoine de Saint-Exupéry
[iv] Lis do Małego Księcia- Mały Książę”- Antoine de Saint-Exupéry

Odcinek 14
„Bal”
Gdy miłość zanika, zanika
nawet pamięć o niej.
— Pedro Calderon de La Barca
Jak ja uwielbiam te przyjęcia pełne snobów, polityków oraz wszelakich lizusów,
liczących na szybki awans w ministerstwie! i wszyscy dusimy się we własnym sosie
przyprawianym obłudnymi komplementami. Przynajmniej dzisiejszy wieczór, był
jednym z tych niewielu, kiedy się sama sobie podobałam. A akceptacja samej siebie
w czasie ciąży jest naprawdę niemożliwa a przynajmniej zaburzona. Bo jak mam
czuć się, kiedy, cały czas tyję! I wszyscy to widzą! Wiem mój zaokrąglony brzuszek
to powód do dumy, ale jakoś żal tych wszystkich sukienek, których długo nie założę.
Dziś byłam, piękna dla samej siebie. Moja brzoskwiniowa sukienka, wiązana u szyi,
wspaniale eksponowała moje piersi, które już zrobiły się większe, bez stosowania
magii, a ponieważ jest ona upięta właśnie pod biustem i te delikatne falbanki
ukrywają mój błogosławiony stan. Włosy spięłam w koczek, a w uszy wpięłam
diamentowe kolczyki, prezent ślubny od Stacey. Warto było się tak wystroić, choćby
po to, żeby zobaczyć zdziwienie Draco, który po prostu oniemiał.
-Wyglądasz zjawiskowo- szepnął ledwo poruszając ustami, kiedy przyszedł do mojej
sypialni po mnie.
Oswajanie idzie całkiem nie najgorzej. Do naszych obrządków wprowadziliśmy
wspólne lunche w ministerialnej restauracji, bardzo staramy się też jeść razem inne
posiłki. Dużo rozmawiamy, Malfoy to całkiem interesujący człowiek, a może czyta
tylko ciekawe książki i dlatego jest taki mądry. Nie długo nie będzie mogli
spacerować, bo to dla mnie niewskazane. Właśnie buty! Już teraz zrezygnowałam z
obcasów, których zresztą nigdy nie lubiłam.
Czkawką zaczęły mi się odbijać rozmowy z wszystkimi szychami czy ich żonami,
które komplementowały, że jeszcze nie widać, że nosze moją istotkę i cały czas
pouczały mnie i udzielały dobrych rad. Co z tego, że dzieci większości z nich
wychowują niańki. Powinszujmy wszystkim dojrzałym matronom! Za to Malfoy był
w swoim żywiole, idealnie wpasowywał się w towarzystwo. Zazdroszczę Ginny, że
Harry stanowczo odmawia pojawiania się na takich imprezach.
Pod pretekstem ciążowego osłabienia, udałam się na taras, upić się świerzym
powietrzem, bo szampanem nie mogłam, a słuchając niektórych szanownych dam,
nie ma się ochoty na nic innego. Oparłam się o balustradę i spoglądałam na
wspaniale oświetlone przez gwiazdy niebo. Migotały wesoło. Odetchnęła z ulgą.
-Hermiona…- usłyszałam za sobą znajomy głos, zadrżałam. Obróciłam się powoli.
-Nie powinnaś stać tu sama.-mimo słabego światła, które dawały lampiony,
widziałam jak jego oczy migotały równie wesoło jak gwiazdy.- Słyszałem, że źle się
poczułaś. -stanął obok mnie.
Tak, jego niebieskie oczy były wspaniałe. Jak ruda czupryna, która stała się właściwie
kasztanowa, ale dla mnie zawsze będzie ruda.
-Może…- odpowiedziałam zaczarowana jego widokiem.
Nie był już to piegowaty chłopiec. Stał przede mną mężczyzna dobrze zbudowany,
w doskonale skrojonej szacie i uroczym uśmiechu. Choć minęło tyle czasu, moje
serce nadal chciało zabić na jego widok mocniej.
-Albo jak zazwyczaj nie potrafiłaś wytrzymać z tymi bufonami.- zaśmialiśmy się jak
nie raz podczas wakacji w norze.
-Masz rację Ron.
-Gdzie Malfoy?- uśmiechnął się szyderczo i odchrząknął teatralnie- Przepraszam,
twój mąż?
Nie powinnam chichotać, ale to było silniejsze ode mnie:
-Wiesz, on świetnie tu pasuje, to zawsze był jego świat.
-To na pewno.- zrobił krótka pauzę, jakby szukał jakiegoś punktu do rozpoczęcia
rozmowy- Jak się wam układa?- spyta jak z uprzejmości, lecz wiem, że Ron nie jest
człowiekiem, który prowadzi płytkie rozmówki.
-Jak to w małżeństwie- westchnęłam, odwróciłam się od niego i spojrzałam w
gwiazdy.
Ciebie nie chcę okłamywać- pomyślałam.
- A gdzie ty zgubiłeś Lenę?
-Została w domu naszą małą księżniczką. Sam musiałem tu być, by nieoficjalnie
obgadać zakup nowych mioteł od Nimbusa. Ty nie długo tez już nie będziesz
musiała się tutaj męczyć.- dotknął mojego brzucha, uśmiechnął się lekko.
Nagle jakbym wpadła w jakąś otchłań. Moje dziecko nie będzie miało
jego rudej grzywki,
jego niebieskich oczu,
piegatych policzków,
nie będzie obrażać się bez powodu i wybuchać momentami…
Nie będzie dzieckiem moim i Rona…
-Hermiona coś się stało?- spytał z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
-Nic- z trudem złapałam oddech.
-Może jednak koś zawołam? Bardzo zbladłaś. Poszukać Malfoya?
-Nie, może moje kłamstewko staje się rzeczywistością.- zebrałam wszystkie siły na
uśmiech.
Staliśmy obok siebie, opierając się o poręcz i wpatrywaliśmy się w nocne niebo.
-Zastanawiałeś się jakby to było gdyby…- zaczęłam nieśmiało
-Gdybym?- odgarnął kosmyk z mojego policzka.
Dotyk, które nie chciałam zapomnieć, nigdy…
-No, wiesz…
-Nie ożenił się z Leną.-dokończył.
Zamilkliśmy oboje.
- Tak, czasem myślę jakby to było, gdybym czesał brązowe loki mojej księżniczki.
Tak by było, gdyś się tak szybko nie pocieszył- mruknęłam do siebie, nie wiem czy
to słyszał.
-Ale niczego nie żałuję- powiedział i spojrzał w niebo.- Najwidoczniej tak
miało być, mieliśmy szansę, ale oboje nie byliśmy tak dorośli jak myśleliśmy.
Wpatrywałam się w jego spokojną twarz, łzy napłynęły mi do oczu. Nie żałuje…
-Oboje ułożyliśmy sobie życie, tak jest lepiej.- kontynuował.
Nic nie odpowiedziałam, ból ścisnął mi gardło.
-Yyyyhy- usłyszeliśmy chrząknięcie za nami.
-Chyba nie przeszkadzam.
To był Malfoy. Spoglądał na nas podejrzliwie, nie tracąc przy tym swojego
szyderczego uśmieszku.
-Do zobaczenia Hermiono- Ron ucałował mój policzek- Malfoy- skłonił się do niego.
-Weasley- Malfoy także się ukłonił.
Ronald odszedł nie tylko z tarasu. Chyba także z mojego życia… już na zawsze.
-Co wy tu robiliście?- syknął blondyn
Podeszłam do Draco i wtuliłam się w niego.
-Porąbało Cię?- Malfoy nie był nigdy wrażliwy i zawsze palnie takim tekstem, ale
teraz był przede wszystkim zdziwiony.
-Zamknij się i po prostu bądź… -szepnęłam

Odcinek 15
By zapragnąć przyjaźni nie
potrzebujesz wiele czasu, lecz
sama przyjaźń jest owocem,
który dojrzewa powoli.-
Arystoteles
Leży w białej pościeli. Wciąż ma rumieńce na twarzy…
Otworzyłam okno, choć wiem, że to nie w pokoju jest gorąco, lecz moje ciało
emanuje ciepłem. Spoczywam na mięciutkich poduszkach, Draco siedzi po drugiej
stronie łóżka, oparł się jego o ramę. Ubrany jest w śliwkowo-fioletowy szlafrok, nie
do twarzy mu w tym kolorze. Zwraca uwagę na jego wypiekami na policzkach, które
same w sobie kontrastują z bladą twarzą. Zabawne, że mężczyzna wstaje i ubiera się
w szlafrok, choć jeszcze przed chwilą nie wstydził się swej nagości, wdechów, jęków
min, które czasem bywają zabawne wśród uniesień. A teraz wstał, aby zakryć… tylko
co? Raczej nie wstyd, jeszcze przed sekundą byłeś nago tak blisko mnie, a teraz
ubrałeś się w szlafrok i ukryłeś się kołdrą, a swoją stopą i tak muskasz moją łydkę…
-Nie przeglądaj mi się tak, bo będę musiał użyć legilimencjii.- Draco przestał głaskać
moją nogę.
-I tak by ci się nie udało- westchnęłam.
Choć zaciągnąć do łóżka to owszem-powiedziałam do siebie w myślach i lekko się
uśmiechnęłam.
Już podczas pobytu we Francji zdałam sobie sprawę, że mogę sypiać z Malfoyem,
bez miłości. Także bez eliksiru miłosnego. Jednak można rozdzielić seks od miłości,
udaje się to nawet kobiecie, a przynajmniej mnie. To nie narodziło się spontanicznie
jak za pierwszym razem. Czaiło się to we tej blond-główce pewnie od początku albo
przynajmniej dłuższy czas. Małymi kroczkami zbliżał się do mnie jak ja do niego.
Przypadkowe dotknięcie dłoni, pocałunek w policzek na przywitanie czy
pożegnanie, oczywiście tylko dlatego, żeby ludzie mieli nas za idealną
parę, mówienie sobie dobranoc, chodzenie pod ramie, choć nikt nas w naszym
parku nie mógł zobaczyć, trwanie w uścisku przy kominku…
Mogę zwalić to na hormony, które sprawiają, ze w drugim trymestrze ciąży ma się
większą ochotę na fizyczny wymiar miłości. Lub na to, ze przecież nie jestem z
kamienia, Draco to czarujący mężczyzna, który jeszcze się stara. A mi od tak dawno
brakowało czułości. To tak jakbym sypiała z dobrym kolegą, traktujemy to jak
rozrywkę…
-Oj chyba będę musiał zajrzeć w twoje myśli kochanie- zbliżył się i zaczął mnie
łaskotać.
-Prze..prze…przestań!- piszczałam.
No i przestał, nasze usta złączyły się w głębokim pocałunku…
-Robię to tylko, aby nie słuchać twoich pisków- powiedział z ogromnym
uśmiechem i wrócił na wcześniej zajmowane miejsce.
-Hm, miła ta niedziela- zamyślił się- Jutro mam dostać awans. Jestem w łóżku ze
swoją szefową, więc na pewno go dostanę- roześmiał się.
-Już od dawna Ci się należał.
Malfoy uśmiechnął się ironicznie na moje spojrzenie.
- Masz doskonałe klasyfikacje, nawet aby zostać szefem, któregoś z
departamentów.-komplementowałam go i nie było w tym cienia złośliwości.
-Przecież wiem- odparł z pewnym siebie głosie.
-Draco…- rozpoczęłam niepewnie- Mogę cię o coś spytać?
-Jeśli jesteś pewna, że chcesz zadać to pytanie.
-Wizengamot oczyścił Cię z zarzutów…
-Nie pozwoliłbym ci pytać, gdybym wiedział, że chodzi o przeszłość-wbił swój wzrok
w okno.
-Ale pozwoliłeś…
-Domyślam się, że zachodzisz w głowę za sprawą jakich czarów?- jego twarz zrobiła
się zimna i ironiczna jak za dawnych lat.
Nieświadomie przywołam tego starego, sarkastyczne Malfoya, który jest pewien, że
pieniądze załatwią wszystko.
-Otóż słodziutka- nie brzmiało to tak pieszczotliwe jak wcześniejsze „kochane”- ta
banda starych i spleśniałych pierników wzięła pod uwagę, że choć byłem już
pełnoletni to jednak młody i podatny na wpływy innych, głównie mojego ojca. Ale to
sobie panna Granger pewnie sama dośpiewała. Sypnąłem jeszcze kilku starych
znajomych śmierciożerców ojca, rodzinka dorzuciła trochę pieniędzy, a ci znajomi
rodziny, którzy również jakoś się wykaraskali się przed konsekwencjami, szepnęli
komu trzeba dobre słówko o mnie. Ot, cała historia!- parsknął teatralnie
śmiechem.- Zresztą wiesz, że nie wszystkie czyny, które mi zarzucano były
prawdziwe, znane są ci wszystkie moje grzeszki…
Miał rację. Tuż po aresztowaniu, miał być jednym z tych kozłów ofiarnych
skazanych na pocałunek dementora dla przykładu, bo byli znani, a nie dlatego, że
popełnili straszliwe zbrodnie.
-Jeszcze coś?- zapytał zniecierpliwiony.
- Ukończyłeś Uniwersytet Aurorski…
-Ach, to też napawa cię zdziwieniem!- jego sarkazm mnie irytował i jednocześnie
smucił.
-Odkryję ci także rąbek tej tajemnicy, czemu to przyjęli takiego wstrętnego
śmierciożercę jak ja!..
-Nie trzeba- wtrąciłam- Wiem, że Harry się za dobą wstawił. Mam twoje akta i
rozmawiałam z Harrym.
-Więc, po co ja ci to wszystko mówię panno-zawsze-wszystko-wiem-lepiej?
Witamy, stary Draco!- przeszło mi przez myśli- Dawno pana nie było, a niech sobie
Pan pójdzie precz!
-Dlaczego nie zostałeś Aurorem?- spytałam z wyraźnym naciskiem- Byłeś prawie
najlepszy na roku.
Roześmiał się tak, że aż mnie to przeraziło. Był to dziwny śmiech pełen, ironii i
rozpaczy.
-Taka silna, odważna kobieta, ministra… a czasem jakby nie wiedziała na jakim
świecie żyje-nadal się śmiał.- Mogli mnie nie wsadzić do końca życia do Azkabanu,
pozwolić mi, zastawieniem super gwiazdy stulecia, co ja bredzę! Bohatera
tysiąclecia, Harrego Pottera, zdać na uniwerek, ale nie myśl, że ci wszystkie,
sprawiedliwe sprzedawczyki, którzy pierwsi napiętnowaliby się znakiem Czarnego
Pana, gdyby ten wygrał, mogli pozwolić, bym był potem jednym z tych dobrych,
cudownych i wstawianym za wzór smarkaczom- aurorem…
-To by było zbyt ryzykowne…- cicho odpowiedziałam właściwie sobie.
-Dokładnie, jakie jest prawdopodobieństwo, że się zmieniłem?- spytał z lekko i
zaczepnie.- Przez te wszystkie obsesje i cholerstwa mojego ojca nic nie mogłem
osiągnąć! Nic w tym durnym ministerstwie!- wrzasnął, uderzając pięścią w materac.
To dlatego, tak często zmieniał stanowiska. Śmierciożercą zostaje się do końca
życia, sama jestem (byłam?)takiego zdania… To takie proste.
-Ale teraz jestem z tobą, zapewnisz mi to, czego pragnę, a ja dziecku, czego będzie
trzeba- przypomniał warunki naszej umowy.
Bo całe to nasze życie to jedna wielka umowa. Nie mogę o tym zapomnieć, choćby
nie wiem jak upojnie spędzilibyśmy czas. Malfoy podszedł do okna i je zamknął,
zazwyczaj do takich prowizorycznych rzeczy używa różdżki.
-Tylko ty sprawiasz, że jestem szczery.-mówił wpatrując się w widok za szybą-
Nienawidzę Cię za to… Chyba stałaś się moją najlepszą przyjaciółką…- obrócił
się do mnie z delikatnym, serdecznym uśmiechem…

1 komentarz: