poniedziałek, 1 grudnia 2014

"Oswoić" znaczy "zacieśnić więzy" IV


Dla Mechi Lambre z racji tego,że tak bardzo jej sie podoba ta historia ;*



Odcinek 16
No Goodbyes
„Kochanie to nie jest pożegnanie
Ja zawsze będę przy tobie
Może będę daleko
Wiesz, że moje serce zawsze zostanie z tobą..”
(“Baby there`s no goodbyes
I`ll always be right by your side
And I may be far away
You know that my heart will stay
With you, always..”)
Blue "No Goodbyes"
Wróciłam z miłych zakupów z Ginny, która odkąd pracuje w „Proroku…” jest
bardziej zapracowana niż ja w ministerstwie, oraz Leną. To całkiem miła osóbka, nie
dziwię się, że Ron ją wybrał. Nie trudno jest ją pokochać. Jednak coraz częściej
zastanawiam się czy rozsądek nie miał w tym decydującego głosu. Miła, ładna,
słodka, tradycyjna i spokojna. Czego potrzebuje więcej facet po rozstaniu? Nie, nie
uważam, że mi ukradła Ronalda. Już nie…
Lokaj poinformował mnie, że Draco oczekuje mnie w swoim gabinecie, tym
przyległym do biblioteki. Dobrze się składało, bo chciałam mu pokazać te wszystkie
rzeczy, które kupiłam dla naszego maleństwa.
Grube mahoniowe drzwi jak zwykle otworzyły z głośnym skrzypnięciem.
Przytłaczała mnie wielkość tego pomieszczenia, jego wysokość i przepych w jakim
został urządzony. Meble opływały złoceniami i marmurowymi akcentami. Ściany
były obite panelami z dębu, można by pomyśleć, iż to jakaś dziupla. A Malfoy
bardzo lubił się w niej chować. To była jego kryjówka, przez pierwsze tygodnie
naszego małżeństwa, krążył właściwie tylko z niej do swoje sypialni.
-Jesteś wreszcie- przywitał mnie za swoje biurka.
Wychylił się lekko za niego, aby dać mu buziaka w policzek. Wokół latało mnóstwo
samopiszących piór, a za oknem czekały dwie sowy z kopertami w dziobach.
-Ktoś tu jest zapracowany- zażartowałam.
-Jak widać- uśmiechnął się słabo.- Usiądź- wskazał fotel na przeciw siebie.
Rozsiadłam się wygodnie, byłam bardzo ciekawa, co też ma mi do powiedzenia.
-Dostałem awans…- zaczął niepewnym tonem
-Wiem, przecież musiałam podpisać twoją nominację- ziewnęłam ze zmęczenia.-
Gratuluje!
-Tylko, że z tym awansem łączy się pewna propozycja.
Draco wstał i usiadł na blacie biurka blisko mnie. Dostrzegłam zmartwienie
malujące się na jego twarzy , która znów była niesamowicie blada, może dlatego jego
oczy wydawały się bardziej błękitne.
-Słyszałaś już pewnie, że Centaury burzą się na wschodzie, podobno zawiązały pakt
z Goblinami…
Za dobrze wiedziałam, co mówi… groziła nam rebelia. Ale to centaury ani gobliny
pociągały za sznurki. Niestety ani ja ani Alan czy Harry nie widzieliśmy, kto…
-Wiesz jeszcze coś, czego ja nie wiem- zmarszczyłam brwi.
-Nie chcę cię martwić…
-Malfoy!- wrzasnęłam
-Ślady prowadzą do także Paryża…
Wszystko wyśpiewał tak szybko? Coś mi tutaj nie pasowało.
-Na razie miałbym pilnować spraw w Rosji na placówce dyplomatycznej. Później
może także we Francji…
Draco nadawał się, więc idealnie do tej misji, zna francuski i rosyjski, umie tyle, co
każdy Auror nie będąc nim i nie wzbudza przez to podejrzeń…
-Mam jechać?- spojrzał mi głęboko w oczy, wyczekując odpowiedzi.
Zaskoczył mnie, nie spodziewałam się pytania, a postawienia przed aktem
dokonanym, a być może pyta tylko retorycznie. Ujął moją dłoń.
-Tylko na kilka tygodni…
Przeszył mnie dreszcz. Czekał, co powiem. Nie uśmiechał się, był bardzo spokojny.
„…to nam się obojgu opłaci.”
Pamiętam te słowa. Proste działanie: coś dla mnie, coś dla ciebie. Koniec końców
wychodzimy w tym związku na zero…
-Jedź- powiedziałam cicho, ale pewnie.- Przecież o to od początku chodziło.
Chciałeś kariery, masz ją. Nasze małżeństwo to układ, więc po co pytasz?!
Wstałam, wyrywając swoją dłoń. Chciałam wyjść, zbierało mi się na płacz. Byłam zła
i rozgoryczona na samą siebie. W co ja zaczęłam sobie wyobrażać? W tym
małżeństwie liczą się tylko korzyści. Nie wolno mi o tym nigdy zapomnieć.
-Wrócę przed urodzeniem dziecka- poinformował mnie lodowato, już na mnie nie
patrzał.-Nie pytałam o to- ucięłam tą rozmowę i wyszłam.
„Ile jestem Ci winien
Ile policzyłaś Mi za twą przyjaźń
Ale kiedy wszytko już oddam czy
Będziesz szczęśliwa i wolna czy..?
Będziesz szczęśliwa i wolna czy...?
Ale zanim pójdę
Ale zanim pójdę
Ale zanim pójdę chciałbym powiedzieć Ci że…”
„Zanim pójdę” Happysad

Odcinek 17
Nie ma lepszego ministra miłości
niż przypadek.
-Miguel de Cervantes
Tylko inna kobieta przy nadziei może zrozumieć jak mocny opanował mnie
głód, kiedy wyszłam z pracy. Był to jeden z tych wilczych ataków, podczas, których
mogłam zjeść ogromną ilość czegokolwiek. Szłam chodnikiem rozglądając się na
boki w poszukiwaniu restauracji. Dostrzegłam na uboczu niewielką knajpkę. Ledwo
ją zauważyłam, ale wydawała się przytulna. Usiadłam na świeżym powietrzu. Już po
chwile zjawiała się obok mnie kelnerka. Z pobłażliwym uśmiechem wysłuchała
mojego dużego zamówienia i spoglądając na mój dość mocno zaokrąglony brzuch.
Na szczęście nie musiałam długo czekać na jedzenie. Wierzcie mi na słowo, głodna
ciężarna kobieta jest bardziej niebezpieczna niż rozjuszone stado centaurów.
Moje myśli zajęło planowanie jutrzejszych obowiązków w ministerstwie. Muszę
skończyć raport z kwartalny z prac mojego biura, przejrzeć dokumenty dotyczące
postępu w pracach w nad nowymi umowami handlowymi z Chinami, sprawdzić
bilanse poszczególnych departamentów i jeszcze kilka innych rzeczy. Wszyscy
wkoło, szczególnie Lorelei i Ginny, powtarzają mi, że ze względu na dziecko
powinnam zwolnić tempo. Jednak nie potrafię! Nawał pracy to jedyna rzecz, która
nie zmieniła się w moim życiu odkąd zaszłam w ciążę. Sterta papierów nie pozwala
mi rozmyślać… To już miesiąc od wyjazdu Dracona. Pisze codziennie nie
narzekam. Ale go nie ma… nie ma…
Można być samotnym wśród setki ludzi. Nie narzekam na brak przyjaciół, mam
Ginny i Harrego, z Lorelei stałyśmy się bliskie przez ostatnie kilka miesięcy, nawet z
Leną, żoną Rona zaprzyjaźniłam się, bo to naprawdę przesympatyczna i pomocna
osoba. Nie dziwię się Ronowi, że tak łatwo ją pokochał, ona jest przepełniona
naturalną dobrocią i słodyczą. Ale przychodzi czas, kiedy wracam do pustego domu.
Wprawdzie jest lokaj, ogrodnik i skrzaty domowe i gdybym tylko chciała, co dzień
witali by mnie od progu. Mogę wysłać sowę do któregoś z przyjaciół i umówić się na
kolekcję albo odwiedzić ich. Niemniej jednak to tylko na chwilę, kolejny ranek znów
przyniesie ciszę i pustkę… Mówi się, że nikt nie jest samotny bez powodu. Co ja
uczyniłam, że samotność stała się moim towarzyszem? Wyszłam za mąż z rozsądku,
bez miłości. Malfoy wyjechał robić zasłużoną karierę w ministerstwie, akurat wtedy,
gdy zaczynaliśmy się dogadywać. Wciąż podróżuje między Moskwą a Paryżem, nie
znajdując czasu na przystanek w Londynie. Zresztą na tym polegał ten układ zwany
związkiem małżeńskim. Dzięki mnie Draco osiągnie sukces zawodowy, w zamian
moje dziecko będzie mieć ojca i niczego mu nie zabraknie. Tyle, zyski i koszty.
Wiedziałam jak będzie wyglądać moje życie decydując się na to małżeństwo. Mam,
czego chciałam…
-Przepraszam panią…- męski głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Stał przede mną wysoki mężczyzna, ale nie był to kelner. Wpierw pomyślałam, że to
być może jakiś znajomy, jednak w pamięci nie potrafiłam odnaleźć, kim jest.
-Zapewne uzna mnie pani za jakiegoś szaleńca, ale bardzo chciałbym zjeść tutaj
obiad, bo to moja ulubiona restauracja, a jedyne wolne miejsce znajduję się przy
pani stoliku…
Uniosłam brwi ze zdziwienia i patrzyłam z szeroko otwartymi oczami na tego
obcego człowieka, który najwidoczniej chciał się do mnie przysiąść. Rozejrzałam się
wokoło i rzeczywiście, wszystkie stoliki były zajęte. Byłam tak pochłonięta
rozważeniami na własnym życiem, że nawet nie zauważyła tego gwaru. Osoba
stojąca przede mną nie wyglądała na szaleńca czy seryjnego mordce szukającego
przyszłych ofiar w restauracjach, w dodatku ten mężczyzna miał minę jakby było
mu bardzo głupio z powodu swojej prośby.
-Proszę – zaprosiłam go gestem ręki i przyjaźnie się uśmiechnęłam.
-Naprawdę, rozumiem, że moje zachowanie może wydać się dziwne…- wydawał się
być dość zmieszany.
-Rozumiem, każdy może być głodny- odpowiedziałam.
-Ale nie każdy zaczepia prze to kobiety w restauracjach.
Zaśmiałam się i kontynuowałam swój posiłek, a do mojego niespodzianego
towarzysza podeszła kelnerka. Zamówił Antrykot po bordosku, salade russe i puree
z ziemniaków. Wyglądało, że oboje mamy umiłowanie do kuchni francuskiej.
Zaczęłam mu się przyglądać. Niezaprzeczalnie był przystojny, jego włosy miały
brązowo-złocisty odcień, lekko się kręciły, układając się w fale i sięgały mu prawie
ramion, wąski nos i ślicznie wykrojone usta wśród bladej twarzy o delikatnych
rysach zdawały się być muśnięte pędzlem anioła. Zafascynowały mnie najbardziej
jego oczy o wspaniałej niebieskiej barwie, nie tak zimne i szare jak u Malfoya,
przypominały niebo, lecz ich kolor był o wiele bardziej intensywniejszy. Było w nich
coś tajemniczego.
-Sprawiam miłe wrażenie?- jak się również okazało miał też uroczy uśmiech, który
sprawiał, że robiły mu się dziurki w
policzkach.
Spłynęłam rumieńcem, gdy zauważył, że mu się przyglądam.
-Masz ładny uśmiech- nie wiem czy była to najlepsza odpowiedź.
-To Pauchousse z Val de Saone?- spytał spoglądając na zawartość mojego talerza.
Zaczęliśmy rozmawiać o kulinariach francuskich. Sztukę kulinarną Francuzów
poznałam przez Malfoya, który ją uwielbiał, a także podczas naszego krótkiego
pobytu w Prowansji, dlatego miałam o niej spore pojęcie. Nieznajomy wydał się być
bardzo zabawną osobą.
-Wydajesz mi się znajoma- powiedział, gdy kończyliśmy już posiłek.
-To twój tekst na dziewczyny?- musiałam wbić tą szpileczkę, ale on skwitował to
śmiechem.
-Nie, po prostu skądś cię znam. Powinienem się przedstawić! Wyszło moje złe
wychowanie, przepraszam.-znów posłał mi swój nieziemski uśmiech- Armand de
Bonnaire- wstał i podniósł moja dłoń, złożył na niej pocałunek jak prawdziwy
dżentelmen.
-Uważasz się za źle wychowanego?- zachichotałam ze skrępowania jego
zachowaniem- Hermiona Malfoy, dawniej Granger.
-Wiedziałem, że musiałem Cię gdzieś wcześniej widzieć, pewnie w gazecie. Jesteś
dość znaną osóbką, bohaterka walki z Voldemortem, przyjaciółka Harrego Pottera,
do niedawna prawa ręka Ministra Magii.
-Dużo o mnie wiesz. A ty nie powiedziałeś, czym się zajmujesz.
-Czytam gazety. A poza tym jesteś miłośnikiem francuskich potraw i pracuję w
branży hotelarskiej. Masz może ochotę na deser?
Czy mogłam odmówić propozycji okraszonej takim uśmiechem i spojrzeniem?
Zjedliśmy jeszcze Creme caramel, a moje dziecko miało jeszcze ochotę na szarlotkę,
więc musiałam ja jeszcze wciąć.
-Apetyt Ci dziś dopisywał- zażartował, kiedy wstaliśmy się, aby się pożegnać.
- W moim stanie to raczej zrozumiałe- pogłaskałam swój brzuszek.
Armand wyglądał na zaskoczonego.
-Nie zauważyłeś?
Zastanawiałam się jak to możliwe skoro to już 5 miesiąc.
-Nie, tak jakoś..- bełkotał zdziwiony- Myślałem, ze po prostu jesteś taka no…
-Pulchna?- zaśmialiśmy się oboje.
-Nie ujmuje Ci to urody. Dziękuję ci, za wspaniały obiad.
-Przyjemność po mojej stronie - uścisnęłam jego dłoń na pożegnanie.

Odcinek 18
„[...] każdy ma własne życie i
własny rozum. I jeszcze do
tego własny los, którego nie
można przewidzieć. Tak
naprawdę, to nikt nie wie co
jest dla niego dobre, a co złe...”
Tomek Tryzna — Panna Nikt
Gratulacje dla tych, co wybierali dzisiejszą pogodę za oknem! W moim gabinecie jej
tak słonecznie, że za chwile mnie szlag trafi! Zaciągając rolety jest za ciemno! No,
może to jeden z tych moich ciążowych humorków. Teoria Lorelei, która przed
sekundą wyszła. Właściwie to ją delikatnie wyprosiłam, bo nadal nie mogę znieść
zapachu kawy. Ku niezadowoleniu Stacey, która nawiasem mówiąc, chciałaby abym
cały swój czas poświęciła na odpoczynek i kupowanie ubranek dla dziecka (których
już ma prawie 3 szafy), nadal wypełniam swoje obowiązki w ministerstwie. Nie
zwolniłam tempa. Dzidziuś nie ukazuje żadnych obiekcji.
Przez szparę pod drzwiami wleciał samolocik:
„Gość spoza listy”
Nie przypominam sobie, bym kogoś wzywała na dywanik. Z „entuzjazmem”, którego
wyrazu było znudzone ziewnięcie, nakreśliłam krótkie „Zapraszam”. Mam nadzieje,
że to nie żona Alana, bo ostatnio często się zdarza, że gdy o niej pomyślę, to zaraz ją
także widzę. Jak łatwo się domyślić z niepoliczalną ilością rzeczy dla przyszywanego
wnuczka. Niestety nie potrafią ją przekonać, ze ja tu pracuję.
„Oh, wiem, że siedzisz tutaj tylko po to by być między ludźmi. Ciężko jest
przebywać samej w pustym domu”- powtarza to zawsze, gdy się widzimy. Kocham
Stacey i Alana, ale kategorycznie odrzuciłam propozycję przeprowadzki do nich. Nie
mogłabym już udawać, że się trzymam, a tęsknotę zwalczam miłością i zaufaniem
do Dracona.
-Dzień dobry…
Moim oczom ukazała się znajoma sylwetka. Niebieskie oczy, których się nie
zapomina, tak jak jego uśmiechu.
-To ty…- powitałam go z promiennym uśmiechem.
Każdego spodziewałam się zobaczyć, ale nie jego.
-Usiądź- wskazałam mu miejsce.- Podobno trudno umówić się ze mną na spotkanie,
ale jak widać to nieprawda, Armandzie.
-A może to mam wielu przydatnych przyjaciół nawet tutaj?- uśmiechnął się
łobuziarsko.
-To jeszcze gorzej!- zrobiłam zdegustowaną minę.- To oznacza, że w ministerstwie
panuje korupcja!- podniosłam znacząco głos.
-Chyba jednak nie cieszysz się na mój widok- zaśmiał się nerwowo.
Wyglądał na zbitego z tropu. Czyżby nie zauważył, że nadal się z nim droczyłam?
Czy kobiety w ciąży nie mogę długo się droczyć? Hm, kobiety zamężne i w ciąży nie
powinny chyba flirtować, od tego powinnam zacząć. Armand spuścił wzrok i
nerwowo zaczął poprawiać złote spinki u mankietów. Roześmiałam się na to.
- Miło Cię widzieć, choć nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek to nastąpi.
-A ja starem się tego dowiedzieć poprzez wróżbiarstwo, ale nigdy nie byłem z tego
dobry.
-Oh, ja też nie. Nie cierpiałam tego w szkole-wtrąciłam
- To postanowiłem zdać się na siebie, a nie na los. Wprawdzie przeznaczenia już raz
na ze sobą zetknęło, to chyba wyczerpało mój limit szczęścia-mówiąc to na jego
blada twarz lekko się zaróżowiła.
-A cóż Cię do mnie sprowadza?- jakoś wolałam nie brnąc w to dalej.
-Może jakieś sprawy służbowe?- zagaił.
-Trzeba było wysłać sowę, to byłoby łatwiejsze niż dostanie się tutaj. –zatrzepotałam
rzęsami.
-Chciałbym zaprosić cię na kolację- powiedział bez ogródek.
-To bardzo miło z twojej strony…
-Nie odmawiaj- przerwał mi.- Rozumiem, że widzimy się drugi raz w życiu, ale
lubisz francuską kuchnię i myślę, że moglibyśmy miło spędzić czas.
Zamrugałam nerwowo:
-Ale ja jestem mężatką!- krzyknęłam.
-Przecież zaproponowałem ci tylko kolację. O śniadaniu nic nie wspomniałem. Nie
mam takich zamiarów-uśmiechnął się i puścił mi oczko.
Rozbroiło mnie to.
-Rozumiem, że pewnie musisz sprawdzić swój kalendarz, a to trochę potrwa, więc
wyślę ci wieczorem sowę.
Wstał i ucałował mnie w policzek na pożegnanie, co bardzo mnie zdziwiło nie
jesteśmy w takiej zażyłości.
-Francuski zwyczaj- powiedział widząc moją zdziwioną minę.
Czy na pewno?
Jak szybko przyszedł tak szybko sobie poszedł. Zaczynam się zastanawiać czy
autentycznie jakiś psychopatyczny morderca. Jakiś mężczyzna kilka miesięcy temu
był tak oczarowany mną i chciałby umówić się ze mną na kolację, wcale by mnie to
nie zdziwiło. Jednak obecnie w moim błogosławionym stanie wydaje mi się to
dziwne. Może zrobiłam się podejrzliwa? Czyżby nasiąkłam od Malfoya tym, że nikt
nie jest w moim mniemaniu bezinteresowny?
„Rozumiem, że pewnie musisz sprawdzić swój kalendarz, a to trochę potrwa, więc
wyślę ci wieczorem sowę.”- co miało chyba znaczyć:
„Wiem, że jestem tym zaskoczona i musisz to przemyśleć.”
-Twoje papierzyska- weszła Lorelei.
-Zaprosił mnie na kolację.
-Kto?- zdziwiona blondynka usiadła na fotelu i zaczęła się na nim kręcić jak
znudzone dziecko.
-Armand?
-Co za Armand?- jej kręcenie denerwowało mnie.
-Mówiłam ci, ten, który przysiadł się do mnie w restauracji.
Lorelei chyba była w szoku, bo przestała się kręcić.
-Pójdziesz?
-Nie wiem- odpowiedziałam jak było zgodne z prawdą.
-Masz męża.
-Który jest daleko- fuknęłam.
-Wprawdzie jesteś słomiana wdówką, ale mówisz to tak jakbyś chciała zdradzić
Dracona.
-Od kiedy ty go bronisz?!
Co jak co, ale po niej nie spodziewałam się takich wysokich standardów moralnych i
powagi. Liczyłam, ze sobie pożartujemy.
-Hermiona pamiętasz, że masz dziecko?- zrobiła minę jakby była nauczycielka i
napominała mnie za ściąganie.
-Mam dość tego, że wszyscy mi przypominają o moich obowiązkach! Może by tak
ktoś przypomniał o tym Malfoyowi!- wrzasnęłam.
-Nie wiem, co dziś ugryzło, idź na tą kolację i będziesz miała lepszy nastrój! Sama
też już lepiej pójdę, bo jeszcze zarobię jakąś klątwą!
Wieczorem czekała na mnie sówka rubinówka z zaproszeniem w dzióbku. Wzięłam
ją od niej i uśmiechałam się do siebie:
-Idę…

Odcinek 19
„Możesz mnie ranić słowem,
jeśli wierzysz, że to mi
pomoże. Przyjaźń daje Ci to
prawo. Tylko pamiętaj, że
możesz to uczyć tylko
prawdą.”
Astre do kochanego P.
Dom Potterów zawsze owijała jakaś niezwykła aura. Nie mam tu na myśli żadnych
zaklęć, nawet tych przeciw mugolom. Zawsze kiedy znajdowałam się w jego pobliżu
uśmiechałam się na myśl o przyjaciołach oraz ukłucie zazdrości. Wszystko układało
się im jak najlepiej. Oczywiście cieszyłam się ich szczęściem, ale muszę przyznać, ze
samotność i później małżeństwo z Malfoyem sprawiło, że zrobiło się odrobinę
zgorzkniała i sarkastyczna, to ostatnie to spuścizna po Draconie.
Przyjaźń z Armandem, która rozwija się jak kłębek włóczki dany kociakowi.
Zabawne porównanie. Ale odkąd przyszedł do mnie do biura… Hm, spędzamy ze
sobą bardzo dużo czasu. Nie wiem, co lubię w nim najbardziej, chyba to, że nie
zadaje zbyt wielu pytań. Jest taki roztargniony i zabawny. Wniósł świeży powiew do
mojego życia. Jest zupełnym przeciwieństwie Draco, a jednocześnie są bardzo
podobni. Nigdy nie wiedziałam, co jednemu jak i drugiemu chodzi po głowie.
Dracon jest porywczy i zawzięty, zaś Armand niezwykle tajemniczy wydaje się być
ostają spokoju. Jakoś nadajemy na tych samych falach. Poznałam go ze swoimi
przyjaciółmi. Ostatnio zaliczyliśmy kilka wspólnych wyjść my, państwo Potter i
Weasley. Jakoś zrobiło się z nas wesołe towarzystwo.
Na podczas dzisiejszej herbaty u Ginny Armand nie mógł mi towarzyszyć,
podarował mi za to dla przyjaciółki bukiet dalii, świeżo ściętych z jego ogrodu.
-Piękniejsze są tylko w Nottinghamshire- hipnotyzował mnie swoimi oczami.
Mój przyjaciel większość wolnego czasu spędza w ogrodzie albo jak o tej porze roku
we szklarni. Wiele naszych rozmów toczy się właśnie tam, w szklanym tajemniczym
ogrodzie. Otwierając małe szkliste drzwiczki wchodzę do niesamowitej krainy, gdzie
jest zawsze ciepło śpiewają ptaki, a jabłka czerwienieją przez cały rok. Czuję się w
tedy jakbym uciekała do zupełnie nowego świata. Problemy życia codziennego
zostają tam na zewnątrz…
No, ale skoro już jestem pod drzwiami…
-Ciocia!- jak łatwo się domyślić był to wrzask Jamesa i Teddygo, muszę przyznać,
idealna synchronizacja.-Myśleliśmy, że nie przyjdziesz, późno- zaświergotał z
wyrzutem Teddy.
Mieli rację, spóźniłam się… Oj! Całą godzinę! Zagadałam się z Armandem.
-Moje kochane urwisy! -jak stara matrona ucałowałam ich.
Mam nadzieje, że Ginn nie zdenerwowała się, aż tak by chcieć mnie rozszarpać.
Dzieciaki zaprowadziły mnie do salonu. Na stoliczku do kawy stał imbryczek i
filiżanki, jestem stracona.
-Hej, jestem w ciąży!- krzyknęłam wchodząc.
Ginny parsknęła śmiechem:
-Przecież widzę i wiem od kilku miesięcy!
-Więc nie możesz mnie zabić za tak ogromne spóźnienie, bo jestem ciężarna, a to
brew wszystkim konwencją.
Po minie rudej widziałam, że ją tym rozbroiłam. Uśmiechła się w pobłażliwy sposób,
przykładając dłoń do policzka z zatroskaniem.
-A gdzie Harry?- spytałam, rozsiadając się na sofie.
-Od godziny robi z Ronem to co my też miałyśmy robić, czyli plotkują, choć oni
wolą to nazywać poważnymi dyskusjami.
-Phi! Mężczyźni to więksi plotkarze niż kobiety, my się z tym przynajmniej nie
kryjemy. A!- przypomniało mi się o kwiatach w ręku.- To przecież dla ciebie, od
Armanda.
-A więc jak się domyślałam, powód twojego spóźnienia ma imię- nie brzmiało to
żartobliwa raczej kąśliwie. –Poczekaj wsadzę je do wazonu, albo nie. Chłopcy
poszukajcie jakiegoś wazonu, a potem idźcie do taty, chciał wam coś pokazać.
Chłopcy wyszli, a ona spoczęła obok mnie. Machnęła różdżką, a z imbryka znów
unosił się dym. Napełniła filiżanki.
-Byłaś więc z Armandem -zaczęła.
-Tak, wiesz…
-Jak wczoraj, przedwczoraj…- wtrąciła.
Nie spodobało mi się to, najwyraźniej miała o coś pretensje. Wielka afera o
spóźnienie, od kiedy to ona jest taka zasadnicza?
-Ginny, przepraszam. Zwyczajnie straciłam poczucie czasu.
-Nie o to mi chodzi Hermiono- postawiła z wyraźnym stuknięciem filiżankę.- Nie
uważasz, że twoje stosunki z Armandem są zbyt zażyłe?
-Co?- prawie zakrztusiłam się herbatnikiem.
Pani Potter niczym stara dewotka? Byle nie zaczęłam się teraz uśmiechać przez to,
jakoś mnie to połączenie słów rozbawiło. Wyjdę na niezrównoważoną.
-To mój przyjaciel tak jak ty, Harry czy Ron- ledwo tłumiłam chichot.
-Tak, tylko na przykład z moim bratem przyjaźniłaś się całe dzieciństwo i prawie za
niego wyszłaś.
Obrót tej rozmowy powoli zaczynał mnie irytować:
-Do czego zmierzasz?
-Martwię się, przecież masz męża!- Ginny dała nacisk na ostatnie słowo.
-Nie podoba mi się, że coś insynuujesz- zacisnęłam usta.- Poznałaś go, mnie znasz
od lat! Jesteś moją przyjaciółką jak mogłaś coś takiego pomyśleć, że coś między
nami! I mówić mi takie rzeczy- prychnęłam.
-Dlatego, że jestem twoja przyjaciółką mam prawo mówić ci nawet to, co ci się nie
spodoba. Jesteś mężatką, a całe dnie spędzasz z obcym facetem.
-A pamiętasz gdzie jest Draco?!
-Właśnie dlatego chce ci powiedzieć, że uważam, iż nie zachowujesz się wobec
niego w porządku.
-A on jak się zachował?- zrobiłam się zapewne czerwona ze złości jak piwonia.-
Wyjechał sobie. Kim jesteś, żeby mnie oceniać?!- odkładając porcelaną filiżankę
prawie ją stłukłam.
-Przyjaciółką i mam prawo oceniać twoje postępowanie, które godzi osobiście w
moje zasady moralne!
-Moralistka się znalazła!- zakpiłam.
-Nie podoba mi się to, co robisz masz męża, który…
-Który co?! Wyjechał i zostawił mnie samą!
-Ależ Malfoy…
-Nie broń go! Od kiedy to pajasz do niego taką sympatią?! Już nie pamiętasz jak
będąc w ciąży, jaką opoką dla ciebie był Harry?- ze złości prawie się rozryczałam.-
Mam dość tego, że wszyscy mówią mi, co mam robić: a to leżeć, jeść warzywa… Nie
robię nic złego. Pierwszy raz od miesięcy zaczęłam się uśmiechać. Do widzenia
Ginny- aportowałam sie do domu.
***
Nie powinnam była tak się zachować. Na serio jestem tego świadoma. Czy jednak
mamy prawo, my ludzie oceniać kogokolwiek? Ale przecież to właśnie przez ocenę
wyrabiamy sobie zdanie o kimś, właściwie to jedno i to samo. Co nam do tego, nikt
nie lubi jak ktoś się nam wtrąca do naszego małego świata, jeśli nie chcemy tego,
powinnyśmy wymagać tego samego od siebie.
Tak rozmyśla sobie osoba (zażerającą się tej chwili lidami karmelowymi, gdyż jej
dziecko tego bardzo mocno pragnęło), która potrafiła „zrobić wejście smoka” w
życie przyjaciół, gdyż uznała to za słuszne i w imię wyższych racji.
Nie mam na myśli tylko tego jak nawrzeszczałam na Harrego, ze Ginny jest kurą
domową a on jest niczym komiwojażer. Wtrącam się notorycznie odczuwając przy
tym niesamowitą satysfakcją.
Przyjaciele są przy mnie zawsze, bywa że się ze mną zgadzamy, ale ludzie
dobierają się w „stada” na podstawie podobieństw. Ale gdyby byliśmy
całkowicie tacy sami życie byłoby niedozniesienia.
-„…mam prawo oceniać twoje postępowanie, które godzi osobiście w moje zasady
moralne!..”
Pohukiwało mi to w głowie cały czas.
-Masz prawo mnie ranić dla mojego dobra?- zapytałam w wyobraźni Ginny.
Pomoc czasem bywa kopniakiem- westchnęła.- Tylko, co ma na celu? Czy chce mnie
ochronić przed gadaniem ludzi? Oni zawsze będą gadać, nigdy o nikim dobrze to na
pewno. Martwi się o moje małżeństwo? Może gdyby, choć w połowie było tak udane
jak jej. Zaskoczyła mnie, wie z jakich pobudek zostało one zawarte.
Chwyciłam pergamin choć była już śpiąca.
„Przepraszam”
Tylko tyle nakreśliłam, chyba więcej nie trzeba. Jednak musimy wrócić do tej
rozmowy, chociaż nie będzie to dla mnie miłe.
Na biurku leżało jeszcze moja zaległa korespondencja. Była wiadomość od Armanda.
Napisał, że musi wyjechać na 2 dni. Dziwne, ze postanowił mnie o tym
poinformować, skoro nie byliśmy w umówieni w owym czasie. Chyba, że o czymś
zapomniałam. Drugi oczywiście od Draco. Coraz trudniej było mi czytać te
kilkukartkowe listy. Otwierałam koperty z bólem serca. Jak zwykle rozpisał się o
pracy nie szczędząc ironii o pisząc współpracownikach. Westchnęłam głęboko
kończąc czytać tylko jeszcze post scriptum…
DRACO PRZYJEŻDŻA! POJUTRZE!
Odcinek 20
„Tęsknię za innym
nieszczęściem, innego
potrzebuję; powinno być takie,
które pozwoli mi cierpieć i
umierać z rozkoszą. Oto jest
nieszczęście czy może
szczęście, na które czekam.”
Hermann Hesse — Wilk
stepowy
Liście w parku nowego Malfoy Minor opadają powoli. Tańczą jak im wiatr zagra.
Czasem czuję się jak te listki. Jak ja sama panuję nad moim życiem? Tańczę w rytm
melodii granej przez kapryśne przeznaczanie? Na co mam wpływ? Los zadrwił ze
mnie dając mi mojego dzidziusia, którego bardzo kocham, ale czasami… Czasami
myślę, że lepiej by było, gdyby moje życie potoczyło się inaczej.
-Dbaj o siebie- rzucił oschle na pożegnanie.
Odwrócił się i miał już chwycić ten mały, pozłacany pucharek, który był
świstoklikiem do Moskwy. Zdobiła go panorama Kremla. Nie różnił się od
pucharów, z których zwykliśmy pić coś do kolacji, a był kamieniem milowym w
naszym życiu.
-Draco-szepnęłam, serce waliło mi jak oszalałe. -Draco- powtórzyłam i
wtuliłam się niego.
Ściskał mnie mocno. Nic już nie mówił, pogłaskał moje plecy. Uśmiechnął się w
lekko szyderczy sposób i po chwili już go nie było.
Widzę ta scenę za każdym razem, gdy zamykam oczy. Nadal czuję jego wodę
kolońską, łaskotki na plecach, spowodowane jego dotykiem.
Każdego dnia o poranku wita mnie sówka z kopertą w dzióbku. Już pierwszego w
Moskwie dnia Draco pisał o wszystkim, nowym biurze, współpracownikach,
wynajętym przez ministerstwo mieszkaniu itd. Płakałam ze śmiechu czytając jego
cyniczne i muszę przyznać niewyszukane uwagi na temat jego sekretarki –Julii,
która nie grzeszy urodą. Jak opisał ją Malfoy: „Powierzchowność Julii wprowadza
mnie w osłupienie! Nie powianiem pisać tego, gdyż nie wolno Ci się denerwować,
lecz chyba to Twoi przyjaciele z Ministerstwa zadbali o tym byś nie musiała się o
mnie martwić. Julia Władimirowa to skrzyżowanie Gargulca ze Snapem, włosy ma
podobnie ścięte jak nasz drogi Nietoperz za życia. Okulary zapewne dostała jako
wyprawkę od Pottera, zaś piegami podzielił się z nią Weasley. Droga Żono, mogę
wykreślić ze słownika wyrażenie „romans z sekretarką…”
Nigdy nie byłam w jego biurze w Moskwie czy tym w Paryżu, ale wiem dokładnie jak
wyglądają. Wszystko opisuje tak plastycznie. Wiem, co trzyma na biurku, jakie
zasłony kazał zawiesić w swojej sypialni, co robił każdego dnia… Lecz to
sprawozdania nie listy! Na tych kilkunastu stronach nigdy nie pojawiło się żadne:
Kocham Cię, Tęsknie...
Drżącą dłonią każdego poranka otwieram białe koperty z myślą, iż może tym razem
napisze, że wraca albo że chociaż raz coś nakreśliło jego serce.
Cisza w pustym domu. Tylko ja i mała istotka we mnie.
-Tatuś pisze, że kupił kilka rzeczy do twojego pokoju i prześle je w następnym
tygodniu.
Pogłaskałam brzuch. Czuję niesamowitą więź z tym maleństwem. Już nie długo tu
zamieszka. Specjalnie wybrałam ten pokój z widokiem na park. Jest dobrze
nasłoneczniony, pamiętam też, że Draco opowiadał, iż jego pokój w rodzinnym
domu był bardzo podobny. W każdej wolnej chwili oddaje się urządzaniu go. Chcę,
aby mojemu dziecku niczego nie zabrakło. Tak naprawdę tylko ono jest ze mną.
Oddałam mu całą swoją miłość i uwagę.
-Zostaliśmy sami kochanie…- znów szepnęłam do dziecka, często mi się to
zdarza, gdy jestem sama.
Boję się, że Draco nie będzie go kochał, nie źle to ujęłam. W życiu Draco nie ma
miejsca dla nas, nie na pierwszym miejscu. Jesteśmy tylko dekoracją, ładnym
dopełnieniem. Lecz wiem, że nawet on potrafi kochać. Ale chyba już nie chce…
Spojrzałam jeszcze raz na park. Tyle razy szliśmy ta alejka obok siebie. Dwie zły
stuknęły o parapet.
-Draco gdzie jesteś…
Nie przyjechał. Nie mógł… Może nie chciał.
Czuję się dziwnie. Dopadł mnie jakiś amok. Jakbym szła przez mgłę, a może to tylko
nie widzę nic przez łzy. Bo jednak pomimo, iż jestem wściekła na Draco to tęsknię
za nim. Chciałabym mu o wszystkim powiedzieć, nawet pokrzyczeć na niego.
Wrzasnąć, że ma wrócić i więcej nie wyjeżdżać…

2 komentarze:

  1. Omg, dawaj szybciutko następne! *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo coraz piękniejsze <3333 Dziękuje za dedyk i do jutra :D

    OdpowiedzUsuń