czwartek, 27 listopada 2014

"Oswoić" znaczy "zacieśnić więzy" II

Odcinek 6
"...drogę wytycza się idąc." -
Paulo Coelho
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam ochoty nikogo widzieć. Nawet Ginny,
uznałabym dziś za nieproszonego gościa. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam przed
sobą Malfoya:
-Cześć.- przywitał się.
Nie powiem bym nie spodziewała się jego wizy, ale na pewno tak szybko.
-To może powiemy sobie od razu dowidzenia?
Nie miałam ochoty z nim rozmawiać i już miałam zamknąć mu przed nosem, kiedy
prawie mnie staranował, pchając się to środka.
-Czy was arystokratów nie uczą dobrych manier?
-Mogę cię o to samo zapytać.-odparł lodowatym tonem-Nie było cię dziś w pracy.
Cóż, to była prawda. Z samego rana wysłałam sowę do ministerstwa, że biorę wolne.
Całą noc rozmyślałam jak to będzie. Kiedy zadzwonił budzik, zebrałam siły tylko na
to, by nakreślić kilka zdań i znów się położyć. Wstałam koło południa i zajęłam się
papierami, aby nie mieć zaległości.
-Malfoy wybacz, ale to ja jestem wyżej w hierarchii i to prędzej ja mogę pilnować czy
się nie obijasz, nie odwrotnie.- parsknęłam z ironią.
Moja uszczypliwość nie zrobiła na nim wrażenia. Rozsiadł się na w salonie. Swoją
drogą Malfoy też nie wyglądał najlepiej. O tym, że też nie spał dzisiejszej nocy,
świadczyły fioletowe sińce wokół oczu. Jego strój zazwyczaj idealnie czysty i
wyprasowany, wyglądał wyjątkowo niechlujnie. Koszula, którą miał na sobie była
wymięta i wyglądała na założoną w pośpiechu. Nie powinnam się czepiać, gdyż
sama przywitałam go w rozciągniętym do granic możliwości swetrze i wytartych
dżinsach.
-Chcesz coś do picia?- spytałam wyłącznie z grzeczności.
-Nie- odparł lakonicznie.
Zaczynało się we mnie gotować przez samą jego obecność.
-Przemyślałaś moją propozycję?
-Jaka propozycję?- zapytałam znudzonym głosem.
-Małżeństwa.
-Zwariowałeś?!-wrzasnęłam- Mam wyjść za ciebie?!
-Tak.- wzdrygnął ramionami.
-Ty masz jakieś chore poczucie humoru! Wynoś się!- wskazałam mu drzwi.
-Czekaj, Granger. Nie rozumiesz, to nam się obojgu opłaci.-mówił nie zdradzając
najmniejszej emocji, jakby mówił o czymś zwyczajnym jak choćby o sznurowaniu
butów.
-Opłaci?- powtórzyłam zaskoczona.
-Bądź tak miła i usiądź.
Wcale nie podobało mi się, że rozkazuję mi w moim własnym domu, ale posłusznie
spoczęłam na fotelu.
-Nigdy nie sądziłem…
-Daruj sobie Malfoy.
-Przejdę, więc do sedna. Ja pomogę tobie, a ty mnie.- uśmiechał się zachęcająco.
-Nie rozumiem.
-Nie przerywaj mi, a dowiesz się wszystkiego.- spojrzał na mnie wyniośle tymi
swoimi szaroniebieskimi oczami, aż przeszedł mnie dreszcz.- Moja rodzina utraciła
swoją dawną pozycję, nazwisko nie znaczy już tyle, co kiedyś…
-Zasłużyliście sobie za bratanie się Voldemortem- pomyślałam.
-Jesteś teraz ważna osobą w nie tylko w ministerstwie, ale całym świecie czarodziei.
Małżeństwo z tobą pomoże mi uzyskać dawny status, a ja obiecam, że dziecku
niczego nie zabraknie i będę dobrym ojcem.- skończył swój monolog
-Takim jakiego sam miałeś?- syknęłam.
-Przemyśl to.
Wyjął z kieszeni niewielkie, czarne pudełko i położył je na stole z głośnym
stuknięciem, po czym wyszedł, zostawiając mnie z głową pełną pytań.
***
Ostatnie kilka minut wydawało się być wręcz irracjonalne. Ja, panią Malfoy?
Dlaczego pomyślał, że przystanę na taki układ? Zadaje sobie sprawę, ze śluby bierze
się z różnych pobudek. Najlepiej, gdy są one ukoronowaniem miłości jaka połączyła
dwójkę ludzi. A jeśli jej nie ma, to z jakiego powodu mam być żoną? Dla pieniędzy,
koneksji, zapewnienia sobie bezpieczeństwa- to wszystko plasuje się w argumentacji
Malfoya- dla dziecka, które, chociaż tego nie chciałam sprawiło, że już zawsze
będzie nas coś łączyć? Czy warto? Jeżeli Draco będzie chciał być dobrym ojcem, nie
potrzebuje do tego złotej obręczy na palcu. Lecz jemu nie chodzi o dziecko… liczy
się tylko władza i potęga… bez tego ono nie będzie go obchodziło…
Zacisnęłam usta. Nie a dobrego rozwiązania dla tej sytuacji. Załóżmy, że się zgodzę.
Mężczyzna, którego kochałam straciłam bezpowrotnie. Już nikogo tak nie
pokocham… Więc czy jest sens czekać na kogoś, kto może nigdy nie nadejść? Na
nowego księcia?
A pudełeczko? Zajrzeć? Nie zajrzeć? Strasznie mnie korciło. Sięgnęłam po niego i
uchyliłam wieczko. Połyskiwał tam złoty pierścień z szeroką obręczą i lazurowym
diamentem o szlifie łezki, którego oplatała oprawa przypominała pędy pluszcza.
Zaparło mi dech w piersiach, był niesamowicie piękny. Nie powinnam go
przymierzać. Nie powinnam, ale… tylko na chwilkę… Pasował idealnie, choć kamień
może był zbyt wielki do moich dłoni. Przyglądałam się zafascynowana jak wspaniale
błyszczy na moim palcu.
-Wiedziałem, ze się zgodzisz- nie wiadomo skąd pojawił się za mną Malfoy.
***
Harry siedział już przy stoliku i czekał już na mnie w kawiarni, w której się
umówiliśmy.
-Przepraszam za spóźnienie, mój zegarek chyba nie idzie tak jak trzeba.- ledwo
wydyszałam i ucałowałam go w policzek na przywitanie.
-Nie, to nie ty się spóźniłaś, to ja przyszedłem wcześniej.
-Wiedziałam, że to niemożliwe.
Zaczęliśmy się śmiać.
-Czekałem na ciebie z zamówieniem. Czego sobie życzysz?- jak zawsze zachowywał
się ja dżentelmen.
Wzięliśmy sobie po kremowym piwie jak to za starych czasów w Trzech miotłach
podczas wyjścia do Hogsmeade
Nie wyglądało na to, żeby jeszcze się na mnie gniewał o tą scysję w jego domu.
Wolałam jednak spytać o to, choć nie był to jedyny powód naszego spotkania:
-Ginny znalazła pracę?
Po twarzy mojego przyjaciela przeleciał grymas niezadowolenia:
-Jutro idzie na rozmowę do „Proroka Codziennego”
-Wspaniale- uśmiecham się z triumfem.
-Boję się tylko, że będzie miała za dużo obowiązków.
-Poradzi sobie.
-Mam nadzieję. –westchnął.
-Harry jest coś, o czym, chciałam porozmawiać- zaczęłam niepewnie.
-To chyba nie ma wspólnego z naszą pracą? Ostatni raport napisałem na odwal.-
zażartował.
-W pewnym stopniu.
-Powinienem się zacząć bać o byt mojej rodziny?
-Właściwie chodzi o kogoś.
-Uff… A myślałem, że to teraz Ginny będzie mnie utrzymywać!- zaśmiał się,
przecierając teatralnie czoło.
-Kto wie, chyba muszę się baczniej przyjrzeć twoim raportom, Główny Aurorze.-
pokiwałam głową na boki.
-No, ale pytaj.-upił łyk kremowego piwa.
-Dlaczego poręczyłeś za Malfoya, wstawiłeś się za nim, kiedy mieli go przyjąć na
Uniwersytet Aurorski?
Harry zakrztusił się lekko piwem:
-Ymh, skąd wiesz?
-Mam dostęp do wszystkich akt.
-No, tak.- zdjął okulary i zaczął je przecierać chustką- Każdy powinien mieć równe
szanse. Nawet on. Jego wszystkie złe sprawki były raczej wynikiem jego wychowania,
nie charakteru. Chociaż nadal uważam, że był największą szują w szkole. Zresztąwziął
głęboki oddech- on zawsze był bardzo zdolny, ukończył uniwersytet z
wyróżnieniem.
-Ale teraz? Myślisz, ze się zmienił?
-Nie wiem.- zamyślił się- Nie miałem z nim wiele do czynienia. Z jakiś powodów nie
został po uniwerku aurorem tylko zatrudnił się biurze do papierkowej roboty.
-Ale razem studiowaliście?- drążyłam dalej.
- Nie mam pojęcia na Uniwersytecie nie mięliśmy tych samych znajomych. Skąd
mam wiedzieć, jaki jest teraz Malfoy? –fuknął-Widywałem go tylko na początku w
naszej kwaterze i ograniczałem się do „dzień dobry”, a potem chyba się gdzieś
przeniósł. Zapewne wiesz lepiej, bo przeglądałaś jego akta. Mogę jedynie
powiedzieć, ze chyba zmieniły mu się priorytety, nie jest już marionetką tatusia. A
ty, co się o niego tak dopytujesz?
Nie czułam się z tym dobrze, ale Harry miał być pierwszą osobą, której musiałam
opowiedzieć bajeczkę o moim uczuciu do tego kretyna.
-Harry…-spuściłam wzrok
-Znów masz z nim kłopoty?!- zdenerwował się.
-Nie tylko…- coś jakby stanęło mi w gardle, nie chciałam go okłamywać- Ja i Draco
mamy się ku sobie…
-Wy?!- wykrzyknął.
Pokiwałam tylko twierdząco głową nie mogąc wydusić słowa.
-Więc ty najlepiej wiesz, jaki on jest.- warknął, nie kryjąc złości.
-Lecz nie wiem czy to ma sens. Miłość przysłania oczy- a w moich w dodatku
zaszkliły się teraz łzy, ale nie z powodu niepewności jak przypuszczalnie pomyślał
Harry, a z powodu tego, iż bezczelnie łgałam.
-Skoro jest coś między wami iskrzy to najlepszy dowód, że zaszły w nim zmianytwarz
mojego przyjaciela złagodniała, spojrzał na zegarek- Niestety musimy się
pożegnać, obiecałem pomóc Ronowi w składaniu altany. Nie pogniewasz się?
-Nie, skąd. Do zobaczenia.- cmoknęłam go w policzek na pożegnanie.
Harry zabawnie wyglądał mając wąsa pod nosem z kremowego piwa? Powinnam
była mu o tym powiedzieć nim wyszedł?
***
Odcinek 7
Ślub
Dzień, jak co dzień dla wielu. Tym razem nie dla mnie. Wokół mnie latały
pędzle, starające się robić ostatnie poprawki w moim makijażu. Odgoniłam je
machnięciem ręki, jakby były natrętnymi muchami. Spojrzałam w lustro, przed
którym siedziałam. Tak, dziś staję się Panią Hermioną Malfoy. Nadal wydaje mi się,
że te słowa się nie łączą. Zdawało mi się niemożliwy, zorganizowanie ślubu w ciągu
miesiąca, a jednak magia… Właściwie przy takim sztabie organizacyjnym, w którego
skład wchodziły: Ginny, Lorelei, Stacey Spencer, pani, Jeffery- zawodowa
organizatorka ślubów oraz sekretarka Malfoya. Nawet w świecie mugoli wszystko w
byłoby dopięte na ostatni guzik. One zajęły się każdym najdrobniejszym
szczegółem, gdyż nie wykazywałam najmniejszego zainteresowania
przygotowaniami. Kiedy tylko pani Jeffery o coś pytała, potakiwałam twierdząco
głową. Ku przerażeniu Stacey, wybrałam czerwone kwiaty do ustrojenia kościoła.
Wtedy to ona postanowiła zapanować nad propozycjami pani Jeffery, zatrudnioną
za radą Lorelei, która sama korzystała z jej usług 4 lata temu. Ślub mojej koleżanki
był naprawdę bajkowy, więc nie miałam zamiaru robić więcej niż musiałam. Jednak
Stacey, poczuwająca się do roli mojej matki, wszystko wiedziała lepiej. Jedyną
rzeczą, jaką musiałam powziąć sama był wybór sukni, ale i tak czekałam do ostatniej
chwili. Mówi się, że to najprzyjemniejsza rzecz dla panny młodej i rzeczywiście, prze
moment mogłam sobie wyobrazić, że jestem księżniczką, strojąca się dla swojego
księcia.
Nadal przyglądałam się sobie. Wyglądałam pięknie. Idealnie pomalowane oczy,
policzki muśnięte różem, włosy upięte w idealnym koku z welonem. Jak
porcelanowa lalka. Brakowało mi jednak, jak laleczce na półce, uśmiechu. Nie
potrafiłam być aż tak sztuczna. Strąciłam szybkim ruchem ręki wszystkie kosmetyki
z toaletki. Nie miałam nawet siły płakać. Łgałam nie roniąc ani jednej łzy. Czułam
się taka bezradna.Za parę minut miałam stać się żoną człowieka, którego nie znam,
a mówiąc inaczej poznałam go na tyle, żeby go znienawidzić. Miałam ochotę
krzyczeć, wołać o pomoc, by ktoś mnie z stąd zabrał.
-Gotowa?- za drzwi wychylił się Alan.
Wzięłam głęboki oddech:
-Tak.
Szłam po długim purpurowym dywanie, kurczowo trzymając się ramienia Alana.
Modliłam się, by ta droga nigdy się nie skończyła. Z każdym krokiem coraz lepiej
widziałam Malfoya. Aż w symboliczny sposób zostałam mu oddana. Goście usiedli,
kapłan rozpoczął właściwą część ceremonii. Błądziłam wzrokiem wokoło. Obok
mnie stała Ginny, Lorelei jakaś kuzynka Malfoya, której nawet imienia nie znam (jej
obecność była jednocześnie jedynym wkładem w przygotowania jej kuzyna) w
lawendowych sukienkach, ściekające wiązanki fiołków. Z drugiej strony drużbowie:
Harry, kto inny mógł towarzyszyć mojej przyjaciółce; Alexander- mąż już za chwilę
także mojej kuzynki i Kesarios- przyjaciel Malfoya, główny drużba, przy, którym był
też Ted, bawiący się swoją muszką i trzymający jedwabną poduszeczkę z
obrączkami. Jakby na to nie patrzeć, dla Teddygo Malfoy był wujem, teraz też musi
się z nim stać.
Kapłan opowiadał jak ważne jest poznanie się, zaufanie, miłość…
Jakby wszystko działo się obok mnie, jakbym po prostu była jednym z gości.
Dostrzegłam Rona, siedział smutny. Nasze spojrzenia się spotkały. Obydwoje
wiedzieliśmy, że jesteśmy na złych miejscach. Odwrócił się do żony trzymającej
niemowlę.
-…za męża Dracona Lucjusza Malfoya?- pytanie duchownego wytrąciło mnie z tego
dziwnego stanu.
Popatrzałam na blondyna. Z jego bladej twarzy nie mogłam nic wyczytać. Tylko
oczy, szklące się od łez ujawniały żal i rezygnację. Mogę przysiąc, ze w życiu nie
widziałam tak pełnego rozpaczy spojrzenia. Parzyliśmy sobie w oczy, niemo prosząc,
aby któreś z nas zebrało w sobie odwagę i krzyknęło: Nie! Kończąc tym samym ten
cyrk.
-Tak…- szepnęłam ledwo dosłyszalnie, nie byłam pewna czy nie będę musiała
powtórzyć… jednak nie.
Draco spuścił wzrok. Tym jednym słowem zraniłam go bardziej niż
kiedykolwiek przedtem, przy czym najbardziej zraniłam siebie.
***
Krótkie, wymuszone zetknięcie warg…
Kilka ziaren ryżu…
Toast i gratulacje…
Pierwszy taniec…
Tylko my… delikatnie stąpamy po parkiecie, dla oczu, które na nas spoglądają.
Już po wszystkim, przypieczętowałam swój los. Wybrałam życie w kłamstwie, a
jedyną osobą, znającą prawdę jest mężczyzna, którego ręka spoczywa na mojej talii i
którego nienawidziła, a właściwie poznałam na tyle, aby znienawidzić. Jest on
jedyną osobą przy, przy której nie będę musiała udawać szczęścia. Nie czułam się
jeszcze tak samotna wśród tylu ludzi. Mam tylko jego…
Przytuliłam się mocno do Malfoya. Jedna nieposłuszna łza spłynęła po moim
policzku.
-Granger, co ty wyrabiasz?- szepnął Draco z wyraźnym podirytowaniem
Nie zdążyłam odpowiedzieć. Dłonią ujął mój podbródek na wiwaty gości
domagających się kolejnego pocałunku młodej pary.
Odcinek 8
„Cum tacent, clamant -
milcząc wołają.”
Wesele można było zaliczyć było wspaniałe, przynajmniej dla zaproszonych
gości. Pewnie nie wielu zapadnie w pamięć, jako najlepsze, na jakim byli. Słałam
setki promiennych uśmiechów, westchnięć na tym jak nie mogę uwierzyć we własne
szczęście.
Może tylko jeden szczegół był skazą w tym prawie nieskazitelnym obrazie szczęścia
i miłości. Zdawało mi się, że Kesarios za punkt honoru postawił sobie tego dnia
upicie Draco. Właśnie przyjaciel mojego nowo poślubionego męża pomagał mi
zaprowadzić go do domu.
-Chyba z nocy poślubnej nici- zażartował Kesarios, sam lekko wstawiony.
Nic na to nie odpowiedziałam, posłałam tylko kwaśny uśmiech.
-Ale macie poranek po ślubny- nadal próbował być zabawny.
Jednak mnie nie bawił mnie widok pijanego Malfoya, uwieszonego na ramieniu
kumpla. Kesarios aportował się z nim do sypialni. Wiedział, gdzie się ona znajduję,
gdyż to od niego Draco kupił ten dom. Nie miałam zamiaru zamieszkać w rodowej
rezydencji Malfoyów. Zbyt wiele przykrych rzeczy zdarzyło się tam przed laty i zbyt
wiele obrazów przedstawiających nadęta, arystokratyczne twarze, przypominałyby
mi moje pochodzenie. Ten olbrzymi dom był inny. Choć pełen marmurowych posad
i kolumn to mienił się wieloma ciepłymi barwami. Na przykład salon, który
wielkością nie ustępował nie jednej sali balowej utrzymany był w tonacji brzoskwini.
Każda inna komnata miała swój niepowtarzalny urok. Byłam tutaj tylko raz, kiedy
przenosiłam tu swoje rzeczy z Ginny, a pokochałam tą rezydencję z przepięknym
ogrodem pełnym przeróżnych kolorowych kwiatów i drzew. Latem sad musi
wyglądać przepięknie. Jednak żaden dom, w którym nie zamieszka miłość nie
będzie szczęśliwym miejscem, choćby nie wiem jak wspaniałym wystrojem się
odznaczał.
-Śpi jak mały chłopiec!- znów pojawił się Kesarios
-To wspaniale –mruknęłam.
-Dobrej nocy pani Malfoy!- ukłonił się nisko i zniknął.
Usiałam na ogromnym, mahoniowym łożu w jednej kilkunastu sypialni w tym
domu. Ściany pokryte były różowo-białą tapetą w drobne, czerwone różyczki. U
okna zawieszone były fiołkowe zasłony, połyskujące srebrnymi nićmi. Może
urządzona była w zanadto przesłodzonym stylu, ale to ją postanowiłam obrać za
swoje królestwo. Znajdowała się w zachodnim skrzydle domu, wystarczając daleko
od sypialni, w której spał dziś Malfoy.
Odpięłam diadem z przyczepionym welonem. Spojrzałam w lustro znajdujące się na
toaletce. Uśmiechnęłam się smutno do własnego odbicia:
-Dobranoc pani Malfoy.
***
Rankiem nie obudził mnie pocałunek, moje życie to nie romantyczna opowieść. Już,
od kwadransu słyszałam pukanie. Nieprzytomna zwlokłam się z łóżka. Otworzyłam
drzwi i na szczęście ujrzałam jedną z pokojówek, a nie Malfoya. Obecność służby był
jednym z kompromisów, na jaki z nim poszłam. Kategorycznie sprzeciwiłam się
wykorzystywaniu skrzatów domowych. W świecie magii nie trzeba się przemęczać,
jeśli chodzi o prace domowe. Jednak nie sądzę, aby ludzie pokroju mojego męża
znali zaklęcie „chłoczyść”. Toteż w naszym domu zatrudnione są: 3 pokojówki,
kucharz i kamerdyner.
-Dzień dobry!- powitała mnie uśmiechem, dziewczyna o brązowych oczach i
włosach, której imienia nie potrafiłam zapamiętać.- Pan Malfoy kazał panią obudzić.
-Dziękuję- mimowolnie ziewnęłam.
Musiało wydać się to jej strasznie protekcjonalne. Będę musiała popracować nad
swoim zachowaniem, ale na pewno nie zaraz po przebudzeniu. Zastanawiam się jak
to się stało, że Malfoy był na nogach wcześniej ode mnie? Czyżby już nad ranem
odezwał się, tzw. „kac” czy żołądek odmówił przespania spokojnie nocy?
Kiedy byłam już ubrana, jakimś cudem odnalazłam jadalnię. Blond włosy mężczyzna
siedział już u szczytu bardzo długiego stołu przy podanym śniadaniu.
-Cześć!- powiedziałam od niechcenia i zasiadłam po na drugim końcu stołu, przez
co dzieliła nas spora odległość. Uniemożliwiało nam to w pewien sposób rozmowę,
co było mi na rękę.
Malfoy śledził mnie wzrokiem, gdy wybierałam miejsce. Chyba nie wyobrażał sobie,
ze usiądę po jego prawicy?
-Witaj- przywitał mnie lodowatym tonem.- Mam nadzieję, że jesteś spakowana. Po
śniadaniu wyjeżdżamy.
Niestety, jednym z prezentów otrzymanych od państwa Spencer była podróż
poślubna.
-Owszem, jestem-odparłam, nie mogłam, jednak powstrzymać się od drobnej
złośliwości- Tobie pewnie po wczorajszym brakuje na to sił lub zbytnio boli głowa.
***
Dzięki świstoklikowi, dostaliśmy się do Saint-Tropez. Przez 10 dni miałam męczyć
się z Malfoyem wśród pól lawendy w Prowansji. Hotel, w którym mieliśmy się
zatrzymać był bajeczny. Był to właściwie kilku poziomowy kompleks pałacowy
wkomponowany w górzysty teren. Biała fasada budynku była udekorowana
misternie zdobionymi gzymsami zaś u czerwone dachy zdawały się być koroną całej
okolicy. Hotel otaczał park z dużą ilością lawendy, rozmarynu drzew akacji i
żywopłotów. Wszystko utrzymane było w stylu ogrodu francuskiego, idealnie
przystrzyżone. Powozik, który przypominał te z Hogwartu, przewiózł nas alejką do
głównego wejścia. Malfoy pomógł mi wysiąść, nadal jednak nie rozmawialiśmy. Na
dobra sprawę nie mieliśmy przecież, o czym.
Recepcja była tak ogromna, iż Wielka Sala zdawała się przy niej być schowkiem na
miotły. Całość opływała w białym marmurze i złotych wykończeniach. Zrobiliśmy
ledwo krok, a pojawił się przy nas ktoś z obsługi:
-Witam! Nasz hotel jest zaszczycony mogąc gościć takie znakomitości. Jestem
Jacques Durand i jestem do państwa dyspozycji.
Wyciągałam rękę, aby się przywitać z tym młodym mężczyzną, ale Malfoy pacnął
mnie dłonią:
-Nie interesuję mnie jak się nazywasz. – odezwał się wyniosłym tonem do Jacguesa-
Apartament dla nas już przygotowany, jak myślę.
-Tak jest, monsieur- skrzywił się mężczyzna.- Proszę za mną.
Mój „kochany mężulek” zachowywał się w typowy dla siebie sposób, zacierał nosa aż
ku niebo, będąc przekonany o swojej wyższości nad innymi. Nie zrezygnuję z żadnej
okazji by to udowodnić. Woda sodowa, spowodowana małżeństwem ze mną, które
odbuduję jego pozycję, zaczęła uderzać mu do głowy. Już ja go ściągnę na ziemię.
Jak można się łatwo domyślić otrzymaliśmy apartament dla nowożeńców. Z
pięknym salonikiem i na szczęście nie różową, lecz białą sypialnią. Czekał tam dla
nas upominek od hotelu, czekoladki w kształcie serc, butelka chardone i bukiet
czerwonych róż.
-Malfoy…- ups, nadal zapominam, że mam zwracać się do niego, Draco. Przy
ludziach jakoś się pilnuję, ale tak sam na sam to chyba on już zostanie pozostaniemy
po nazwisko.
-Tak?- nalewał szampana.
-Ty zawsze zachowujesz się jak palant czy tylko przy ludziach?
-Chcesz?- zamiast odpowiedzieć, podał mi kieliszek.
-Nie. Wiesz, że w moim stanie nie mogę pić alkoholu.
-Rzeczywiście.- mruknął bezuczuciowo, podnosząc do ust szampana.
Ten jego spokój i opanowani na moje uszczypliwości doprowadzał mnie do wrzenia.
-Malfoy!- wrzasnęłam
-Cały czas cię słucham Granger.- zbliżył się do mnie tak, że nasze twarze dzielił
tylko centymetr. Czułam woń alkoholu. Nie lubiłam, kiedy świdrował mnie swoimi
oczami. Nigdy nie mogę wiedzieć, co kryje się za tym lodowatym spojrzeniem.
Ostatnim razem zaproponował mi małżeństwo.
-Co chciałaś powiedzieć?- szepnął.
-Jestem ciekawa czy mam przygotować się na to, że wszystkich będziesz obdarzał
„dobrym słowem” i czy mamy jakieś konkretne pomysły na spędzenie tutaj czasu?
Położył dłoń na moim ramieniu:
-Co do pierwszego to nie wiem, co ci chodzi, a co do spędzania tu czasu-uśmiechnął
kącikiem ust- myślę, że możemy robić to, co wszystkie młode pary.
Nie mogłam się potrzymać, wybuchłam niepohamowanym śmiechem:
-Raz popełniłam błąd i wiesz jak się skończyło.
Chwyciłam torebkę z zamiarem wyjścia.
-Nie wiem jak ty, ale idę pooglądać okolice.- zachichotałam.
Cóż myślałam, że będę musiała bardziej studzić jego zapały, ale, o dziwo, poszedł za
mną.
W parku zauważyłam kilku panów w średnim wieku, grających w pétanque *. Jeden
mężczyzna z połyskującymi w słońcu zakolami, wydał mi się znajomy. Podeszłam
bliżej.
-Malfoy, to twój szef!- szepnęłam tak, by tylko on mógł usłyszeć.
-Jak widać.- nie wyglądał na zdziwionego, co zdało mi się podejrzane.
-Wiedziałeś o tym?
-Oczywiście!- uśmiechnął się kpiąco- A myślisz, dlaczego, kiedy Alan spytał, gdzie
chcemy jechać, powiedziałem, że do Saint-Tropez? Gdybym chciał podziwiać
Lazurowe Wybrzeże to pojechałbym do mojego domu w Nicei! I pewnie nie
nalegałbym na tak szybki ślub, wolałbym jeszcze z pół roku pocieszyć się stanem
kawalerskim.
Może jestem naiwna jak małe dziecko, ale nie myślałam, że aż taki z niego intrygant.
Nie mam pojęcia, co też chce tym osiągnąć. Chyba nie liczy, że podejdę do jego szefa
i każę go awansować?
***
Jak się okazuję, dzień można spędzić miło, (choć może to za duże słowo) nawet z
osoba, za którą się nie przepada. Cóż Saint- Tropez okazało się królestwem
przepychu i niepohamowanego rozmachu. W przystani nad pięknym morzem,
bujały na falach ogromne jachty bogaczy takich jak Malfoy, który oczywiście musiał
wszystkie skrytykować i chełbić się swoim „niesamowitą” jednostka będąca
zakotwiczoną w Nicei. Mimo wszystko okazał się on całkiem pomocny, bo choć
Francuzi to przesympatyczni i uczynni ludzie, to uważają, iż ich język jest
najpiękniejszy ze wszystkich i całe reszta świata powinna poznać to piękno.
Starałam się z nim (Malfoyem) nie prowadzić konwersacji, lecz jak najwięcej
zobaczyć, co kryją wąskie i pełne tajemniczego uroku uliczki. Nie od dziś wiem, że
zaglądając w najciemniejsze zakamarki można trafić na coś ciekawego. Powodowało
to jednak, że czasem nie bacząc na Draco szłam tam, gdzie mi się żywnie podobało.
Ja w jedną, on w drugą stronę. Tak oto przed obiadem byliśmy pokłóceni. Dlatego
posiłek w mega drogiej restauracji, (chociaż tutaj nie ma miejsc dla normalnych
portfeli) upłynął mam tylko wśród dźwięku melodii skrzypiec i rozmów innych.
Wieczorem Malfoy zaciągnął mnie do hotelowego baru, gdyż zobaczył tam swojego
zwierzchnika w towarzystwie żony. Zaczęłam się zastanawiać czy nie uderzył się
przypadkiem głowę, a ja tego nie zauważyłam. Był zachowywał się jak dżentelmen, a
właściwie kochający mąż. Komplementował mnie, spoglądał niby ukradkiem, czynił
gesty typowe dla zakochanych. Nawet jego szef to zauważył.
-Nie znałem cię od tej strony Draconie.- powiedział naczelnik Departamentu
Współpracy Czarodziejów.
-Widzisz, jaka to ciepła osoba?- dorzuciła jego żona.
Czyżby Malfoy odkrył, że okazując szacunek innym sami go zdobywamy? Albo
prościej, jeśli ktoś widzi jak potrafimy być mili, sami zaczynami, nie wiadomo
dlaczego, go lubić? Taka oto czysta kalkulacja pojawiła się w tej blond główce: „jeśli
zrobię dobre wrażenie na szefie, dostanę awans”.
Jestem maskotką lub pionkiem. Jednak całe życie to gra pozorów.
_________________________________________________________________________
Pétanque- (gra w bule/boule, gra w kule, petanka) - tradycyjna francuska gra
towarzyska z elementami zręcznościowymi.
Odcinek 9
"Człowiek kocha albo nie
kocha..."
-Wstajemy…- jakby z bardzo daleka dochodził do szept.
Przytuliłam się do poduszki, chcą nadal być w krainie morfeusza. Jednak szept, stał
się krzykiem:
-Granger! Wstawaj!- niezaprzeczalnie to Malfoy się wydzierał.- Próbuję cie obudzić
chyba od godziny.
Z trudem otworzyłam oczy, dobrze zaczarowane przez Piaskowego Dziadka. Z
początku nie wiedziałam, gdzie jestem. Rozejrzałam się niepewnie, ale szybko
dotarło do mnie, że ostatnie dni to nie koszmar a jawa i że jestem w Saint- Tropez z
Malfoyem. Co, by o nim nie powiedzieć, tona pewno nie to, że się rozpycha podczas
snu. Wczoraj, po powrocie z drinka z jego szefem, grzecznie położył się spać. Nie
musiałam się zmagać z jego impertynencjami. Zwinął się w kłębek i przytulił się do
poduszki. Wyglądał słodko, trochę jak dziecko, mając lekko rozchylone różowe
usta. Na szczęście też nie chrapał. Nic nie stało na przeszkodzie bym również
położyła się obok niego, a nie męczyła się na kanapie. Łóżko było tak ogromne, ze
nawet nie odczuwałam jego obecności. Teraz siedział na jego skraju, trzymając tacę
ze śniadaniem i różą… Co? Najwidoczniej jeszcze śnię.
-Nareszcie! Myślałem już, iż zostałem wdowcem.- powiedział z uśmiechem i to nie
ironicznym.
Więc na pewno śpię, muszę tylko wymyślić jak się obudzić. Uszczypnęłam się w
rękę. Nadal ten sam widok. Co jest?!
Podniosłam się na łokciach do pozycji siedzącej:
-Co- tylko tyle wybełkotałam nieprzytomnie.
-Nie ważne-mruknął i położył w okolicy moich kolan tacę.
Dżem, masło, rogalik… czerwona róża dla mnie? Nie myślałam, że jeden wieczór z
szefem zmieni jego zachowanie. Nawet nie wiemy czy to lizusostwo się opłaci.
Sięgnęłam po rogalika. Posmarowałam go sobie dżemem i obserwowałam blondyna,
który także zajął się śniadaniem.
-A kawy nie przyniosłeś?- spytałam jakby śniadanie do łóżka w wykonaniu Dracona
Malfoya było czymś zupełnie naturalnym.
Wstał na to i przyniósł jeszcze jedną tacę.
-Proszę- podał mi filiżankę-, ale nie myśl, że tak będzie zawsze.
-Nawet nie myślę, że to się dzieje na jawie.- odpowiedziałam ziewając.
Już miałam wziąć łyk, kiedy zorientowałam się, ze napój w filiżance to nie mała
czarna czy słynna Cafe Au Lait, którą jak słyszałam zwykli pić porankiem Francuzi.
Napój miał różową barwę i subtelny, różany zapach, unosiła się nad nim lekka para,
ale nie był to wrzątek.
-Malfoy, co to jest?- zmrużyłam podejrzliwie oczy.
-Skąd mam wiedzieć?- odpowiedział lekko sięgając po odrobinę dżemu- Wypij
lepiej, bo dostaniesz czkawki.
Troskliwy jak mamusia- pomyślałam.
Miałam się napić, ale jeszcze raz zaciągnęłam się wonią napoju. Skądś go znałam, a
może nie tyle znałam, co coś mi przypominał. Choć byłam niewyspana coś zaczęło
świtać mi w głowie. Malfoy też nie pił… Różowy kolor, przyjemny zapach skoszonej
trawy, zabawne spiralni nad nim unoszące…
-To eliksir miłosny!- krzyknęłam i wylałam zawartość filiżanki na pościel.
Malfoy nawet nie zaprzeczał, jego ironiczny uśmieszek mówił wszystko.
-Co ty kombinujesz, do cholery?!- syknęłam.- A może powinnam spytać co było w
rogaliku?!
-O to musisz spytać piekarza, który dostarcza do hotelu pieczywo.-zabrał tacę z
łóżka.
Wyskoczyłam z pieleszy. Zacznę nosić różdżkę uwiązana u szyi, aby w takich
sytuacjach mieć ja pod ręką i rzucić klątwę na tego cymbała!
-Co chciałeś tym osiągnąć?!- prawie toczyłam pianę z ust, tak byłam wściekła!
-Mamy być szczęśliwym małżeństwem, a bez tego nie raczej nikt nie da się nabrać.
Wczorajsze zachowanie Malfoya było pewnie spowodowane wypiciem tego
specyfiku. Nie jest tak Dobrym aktorem jak myślałam.
-Mogłoby być miło przez te kilka dni- położył dłoń na moim policzku.
Natychmiast ją odepchnęłam:
-Masz zamiar mnie tym podtruwać do końca życia?!
-To nasza podróż poślubna i jest tutaj wiele wpływowych osób.- odparł chłodno.-
Nie mam ochoty reszty czasu spędzić na szukaniu ciebie po Saint- Tropez. Wypij.-
podsunął mi pod nos jeszcze jedną porcję eliksiru.
Zdawałam sobie sprawę, że nie wytrzymam z nim w dobrych stosunkach tyle czasu,
a przecież przed nami całe życie udręki zwanej związkiem małżeńskim.
-Tylko ten jeden raz.-szepnął błagalnym tonem- Ja też to zrobię.
Upiłam drobny łyk.
***
Wyszliśmy do miasta. Chwili nie mogliśmy wytrzymać bez własnego dotyku.
Nieśmiały uśmiechy… Rumieńce, którymi się oblewałam, kiedy nasze oczy się
spotkały. Śmiech, radość- szczęście zawarte w esencji eliksiru. Nie ogrzewało mnie
południowe słońce, lecz ciepło skóry Dracona, za każdym razem, kiedy mnie
przytulał. Nie mogliśmy długo wytrzymać chodzenia po Saint- Tropez, wróciliśmy
do hotelu. Śmialiśmy się, kiedy serca niemo krzyczały: kocham Cię. Jedno
spojrzenia wystarczyły za tysiąc słów… Pocałunki, pieszczoty, uczucie
bezpieczeństwa, które odczuwałam zamknięta w jego ramionach, a którego
od tak dawna mi brakowało.
Tak minął tydzień. Leżę sobie na miękkiej pościeli. Dziś nie wzięliśmy eliksiru,
dopilnowałam tego. Chciałam coś sprawdzić. Dzień ten spędziliśmy w łóżku jak
poprzednie. Nawet bez zażycia magicznego specyfiku, musiałabym być ślepa, aby
nie dotrzeć jak przystojny jest Draco. Zadałam sobie sprawę, że pociąg fizyczny,
czasem ma niewiele wspólnego z prawdziwymi uczuciami. Na początku, poznając
kogoś, zwracamy na to uwagę. Jednak miłość, zaufanie rodzą się z zupełnie czegoś
innego.
Pożądanie, namiętność- coś, co daje fizyczność, zwykła chemia, Istnieje w miłości,
lecz potrafi żyć osobno. Jak mówił pewien bardzo mądry czarodziej: „Człowiek
kocha albo nie kocha, i żadna siła na świecie nie ma na to wpływu. Możemy
udawać, że nie kochamy. Możemy przywyknąć do drugiej osoby. Możemy
przeżyć całe życie w przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu, założyć rodzinę,
kochać się każdej nocy i każdej nocy mieć orgazm, a mimo to czuć wokół
żałosną pustkę, wiedzieć, że czegoś ważnego brakuje.”*
Mogę kochać się z Malfoyem, nie kochając go. Założymy rodzinę, przywyknę
do mego męża, jego setki wad, lecz nigdy nie będę czuła tego niesamowitego
uczucia. Już zawsze będę za czymś tęsknić.
_________________________________________________________________________
*Paulo Coelho- "Czarownica z Portobello"
Odcinek 10
"Iluż mężczyzn nie umie
inaczej poruszyć serca kobiety,
jak tylko je raniąc."
-Stendhal
Kilka słonecznych dni czy miłych chwil nie uchronią przed szarą
codziennością. Ledwo wróciliśmy z podróży poślubnej, a „nasz” dom przypomina
pole bitwy. Nie potrafię tak szybko przywyknąć do setki jego wad, postrzegania
otaczającego świata. Nie mogę znieść jak traktuje służbę, jak mądrzy się bez powodu
oraz jego wiecznie niezadowolonej miny. Powoli zaczynają do mnie docierać
konsekwencje mojej decyzji. Nie mogę przez całe życie pić eliksiru miłosnego, na
dłuższą metę jest to przecież niebezpieczne. Wiedziemy życie obok siebie. Malfoy
dostał zaraz po powrocie wymarzony awans i całymi dniami jest w pracy. To i lepiej.
Kiedy przebywamy w jednym pomieszczeniu ciągle się kłócimy. Nie wiem dlaczego.
Od słowa do słowa, drobna uszczypliwość, obojętnie, z której strony i awantura
gotowa. Może to trochę moja wina, te wahania nastrojów. Czasem byle drobnostka
doprowadza mnie do szału.
Jeszcze budowanie pozycji towarzyskiej. Nie mam ochoty na zabawę, jeśli zabawa
można nazwać bale, na które się chodzi tylko po to, by się pokazać. Po całym
wieczorze fałszywych uprzejmości jestem na skraju wytrzymałości. Dzisiejsze
przyjęcie u Taylorów nie zapowiadało się dobrze. Już na początku mieliśmy
Malfoyem dość ostrą wymianę zdań i to przy innych gościach. Toteż cały wieczór
spędziliśmy osobno. Około północy byłam zmęczona i nie czułam się najlepiej, złe
samopoczucie to cecha charakterystyczna mojej ciąży. Dobre dwa kwadranse
poszukiwań Draco nie dawały rezultatów. Pewnie znowu przylepił się do kieliszka
szampana i prowadzi płytkie rozmowy ze swoimi koleżkami bufonami. W końcu
jeden z nich łaskawie powiedział mi, że mój mężuś jest w ogrodzie, gdzieś przy
sadzawce. Malfoy przy sadzawce? To zachęcający dar od losu, mogłabym go do niej
wrzucić za to, że tyle czasu go szukałam. A, i jeszcze za to, że muszę iść po trawie w
obcasach. Bosko!
-Malfoy!- wrzasnęłam.
Wiele innych słów cisnęło mi się do ust, ale tylko to jedno zdołam wykrzyczeć na
głos. Mogłam się raczyć widokiem, tego jak Draco zabawia się na trawie z jakąś
kobietą! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Szukam go, a on całuje się z inną!
Zrobiło mi się gorąco ze wściekłości. Krew zawrzała mi w żyłach. Cała się trzęsłam.
W życiu nie czułam się tak upokorzona! Mój oddech przyśpieszył, złość narastała z
każdym spojrzeniem na ta parkę.
Reakcja Malfoya na moje przyjście? Odsunął się od dziewczyny i tylko uśmiechnął
się do mnie podle z satysfakcją. Ostatkiem zdrowego rozsądku powstrzymałam się
od rzucenia na nich zaklęcia niewybaczalnego, za to chlusnęłam w nich wodą z
jeziora. Aportowałam się do domu. Jeśli ktoś myślał, że rozryczałam się i zamknęłam
w sypialni to się grubo mylił. Nie, wzięłam głęboki wdech i czekałam na Malfoya. To
jeszcze nie koniec. Nie pozwolę by ktoś ze mnie robił kretynkę, a na pewno nie ten
cymbał. Siedem lat Hogwartu wystarczy.
Ledwo zdążyłam się odwrócić, a już był za mną, przemoczony do suchej nitki.
-Co ty sobie wyobrażasz?!- krzyknął.
-Co ja sobie wyobrażam?!- opanował mnie histeryczny śmiech- Ja?- powtórzyłam-
To ja powinnam spytać, co ty wyrabiasz po za całowaniem się w ogrodzie z jakimiś
szmatami!
-Głupia szlamo, oblałaś mnie wodą!- warknął.
Zupełnie jakby to było najważniejsze, a nie to, co zrobił! Chociaż jego przekonaniu
tak właśnie było. Jak śmiałam podnieść różdżkę na jego arystokratyczną główkę?
-Jeśli myślisz, że ci wszystko wolno ty arystokratyczny imbecylu…
-Nie pozwalaj sobie!- przerwał mi, dopiero teraz wyczułam mocna woń alkoholu.
-Co?!
Na sekundę mnie zatkało jak można być tak bezczelnym?
-Może mam sobie nie pozwalać na to, co ty?!- widziałam jak zaczynają drżeć wargi,
punkt dla mnie.- Może twoja mamusia była cos takiego tolerowała albo była tak
bezrozumna, że tego nie widziała?!- wybuchłam nerwowym chichotem
przesyconym ironią- A może, dlatego całe życie miała minę jakby ktoś jakby
podłożył jej pod nos skunksa?- to mnie autentycznie rozśmieszyło i dłuższą chwilę
się śmiałam-Ja nie będę…
Wydarzenia potoczyły się szybko. Malfoy w jednej chwili doskoczył do mnie i
chwycił mnie za przegub ręki, w której miałam różdżkę, tak mocno, że ja
wypuściłam. Swoją skierował wprost na mnie. Byłam przerażona i bezbronna. W
jego oczach płonął wściekłe ogniki, zdawał się być nieobliczalny. Pierwszy raz
widziałam kogoś z takim wyrazem twarzy. Oblał mnie zimny pot. Cała zdrętwiałam.
W jego spojrzeniu było coś tak niewyobrażalnie złego.
Nie straciłam jednak zimnej krwi, zagrałam vabank:
-No, dalej Malfoy- syknęłam pewnym głosem-rzuć jakąś klątwę!- Dalej!-
przesunęłam jego różdżkę na mój brzuch-skrzywdź swoje dziecko!
Malfoy był zaskoczony i tępo wpatrywał się we mnie. Byłam pewna, że tego się nie
spodziewał. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, abym mogła uwolnić rękę. Podniosłam
różdżkę i odepchnęłam go. Pobiegłam na górę do mojej różowej sypialni. Jak
oszalała rzucałam zaklęcia na drzwi, by nie mógł do mnie przyjść.
Padłam na łóżko i ryczałam jak małe dziecko ze złości, strachu, goryczy… Jak mógł
podnieść na mnie rękę?! Jak mógł skrzywdzić własne dziecko? Jak bardzo jest zły?
Jak…
Jestem taka głupia, a gdyby się nie zawahał? Zaryzykowałam życie mojego dziecka.
Mojego nie jego!
Był pijany, a ja go sprowokowałam. Nie! Nie wolno mi tak nawet myśleć! Nic nie
usprawiedliwia czegoś takiego. Jeśli raz to zrobił, to zrobi kolejny. Tyczy się to też
zdrady. Nie pozwolę na upokarzanie mnie i na to by coś się stało dziecku.
Jutro mnie tu nie będzie.

3 komentarze:

  1. Podoba mi się <3

    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam ;3
    http://zmienimy-to-draco-hermiona.blogspot.com/

    PS Harry Potter in 99 Seconds - ubóstwiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne! W sumie komentuję po przeczytaniu wszystkich opublikowanych czesci... Kiedy 5? mam nadzieję że szybko
    A.

    OdpowiedzUsuń