wtorek, 20 stycznia 2015

"Ktoś,kto mówi,że miłość nie przynosi strachu,nigdy nie był zakochany"

Kolejne opowiadanie,które zawładneło moim sercem <3

http://w-chmurach-milosci.blogspot.com/

Tytuł: "Ktoś,kto mówi,że miłość nie przynosi strachu,nigdy nie był zakochany"
Autor: Kercia
Czasy: Dorosłość
Status: AKTUALNE

Miniaturka Kerci w całości :


Come on, skinny love, just last the year
Pour a little salt, we were never here
My, my, my, my, my, my, my, my
Staring at the sink of blood and crushed veneer



       Fluorescencyjne światła lamp odbijały się w jej okularach, założonych by móc poczytać najnowszego "Proroka niedzielnego". Po skończeniu ostatniego artykułu, zdjęła okulary i po raz setny zlustrowała wzrokiem korytarz, w którym się znajdowała. Kolorowe plastikowe krzesła wyglądały dość komicznie na tle trupiobladych ścian. Spojrzała w dół na swoje nogi, oparła się o nie łokciami i zerknęła na zegarek. Minęło już czterdzieści minut, wiec wedle zwyczaju niedługo powinna zostać zaproszona na salę.
       Trzy minuty i czterdzieści osiem sekund później drzwi naprzeciw niej rozwarły się i na korytarz wkroczył czarnoskóry mężczyzna o bulwiastym nosie, małych oczkach i pełnych ustach.
       Uśmiechnęła się na jego widok, zarzuciła torbę na ramię i wstała.
- Cześć, Eddie - powiedziała, a mężczyzna odpowiedział jej uśmiechem i gestem zaprosił do sali.
       Pomieszczenie od roku pozostawało w niezmiennym stanie. Kilka jasnych, podniszczonych krzeseł, małe kwadratowe stoliki i okna zabite kratami. Zdusiła dziwne uczucie w żołądku, również niezmienne mimo upływu czasu i zwróciła się ku postaci siedzącej przy stoliku pod oknem.
       Ciemne, niegdyś bystre, teraz rozbiegane na wszystkie strony oczy, jasna cera, wychudłe ciało... Jedynym zapewnieniem że jest to Ginny Weasley były długie, rude włosy, które mimo upływu czasu nie straciły swojego blasku.
       Podeszła do stolika i usiadła po przeciwnej stronie kobiety, ta jednak nadal nie zwracała na nią uwagi.
- Hej, Ginny - zaczęła. - Jest niedziela,wiec przyszłam tak jak co tydzień. Stęskniłam się za tobą.
       Kobieta siedziała chwilę wpatrzona w okno, a później powoli zwróciła swoje oczy w stronę swojej niegdyś najlepszej przyjaciółki.
       Mogła przyzwyczaić się do tego chudego ciała, zupełnie nie przypominającego dawnej Ginny, ale nigdy nie umiała przyzwyczaić się do tych pustych, martwych oczu wpatrzonych w nią bez żadnego zainteresowania. Jakby Hermiony tam nie było, a Ginny siedziała sama w pustej sali.
       - Dowiedziałam się, że robisz postępy, a ostatnio na zajęciach plastycznych narysowałaś motyla. Widziałam ten obrazek, był przepiękny. Zawsze miałaś dryg do malowania, Ginny, pamiętasz jak na szóstym roku ozdobiłaś ściany swojego dormitorium wielkimi kwiatami? Jakie one były piękne! Pomagałam ci je zaczarować, by się ruszały.
       Kobieta dalej siedziała wpatrzona w punkt za plecami Hermiony, nie reagując na żadne słowa.
- Jutro przyjedzie do ciebie Harry, Ginny. Weźmie ze sobą Jamesa. Wiesz jak ten mały szkrab rośnie? Nie mogę uwierzyć, że ma dopiero półtorej roku.
       Na wzmiankę o synu można było zauważyć delikatną zmianę w zachowaniu kobiety. Podniosła wzrok i skierowała na twarz Hermiony, choć nadal tym samym pustym wzrokiem.
- James - wyszeptała ochrypniętym głosem tak niepodobnym do jej niegdysiejszego radosnego chichotu.
- Tak, Ginny. James - twój syn. Ma oczy po tobie, są niesamowite. Reszta to wykapany Harry.
       Siedziały jeszcze chwile w milczeniu, a Hermiona spojrzała na zegarek i zagryzła wargę. Była już w sali od siedmiu minut i trzydziestu dwóch sekund. Jeszcze dwadzieścia sekund i pobije rekord.
- Neville szykuje się do ślubu. Pewnie odwiedzi cię z Katie w piątek...
       Reszta jej słów utonęła w krzyku wychudzonej kobiety, a Hermiona zaklęła w duchu. Rekordu nie będzie.
- Kłamstwa! Spiski! Wszyscy mnie okłamujecie!
       Hermiona zdusiła w sobie szloch i jak zawsze zaczęła przekonywać samą siebie, że jeszcze kiedyś pośmieje się razem ze swoją najlepsza przyjaciółką z za krótkiej spódniczki Lavender Brown. Jeszcze kiedyś będzie zajadać się z nią jej ulubionymi orzechami w czekoladzie i zobaczy ten błysk w jej oczach, za którym tęskni najbardziej...
       Gdy Eddie wyprowadził rozhisteryzowaną dziewczynę, Hermiona szepnęła tylko - jak zawsze - "Do zobaczenia w następną niedzielę, Ginny" i udała się do wyjścia.


I told my love to wreck it all
Cut out all the ropes and let me fall
My, my, my, my, my, my, my, my
Right at the moment this order's tall



       Wychodząc na świeże powietrze nie umiała powstrzymać łez i tym samym dopełniła się kolejna tradycja - stojąc na deszczu pozwalała by potok łez spływał po jej twarzy. Nie musiała ich nawet ocierać, pozwoliła by płynęły w dół razem z kroplami deszczu.
       Zdjęła buty na wysokim obcasie, które teraz wydały jej się bardzo niewygodne i zapłakana ruszyła w stronę ciemnej uliczki, z której mogła się teleportować. Mijała zdumionych przechodniów, jednak nie zwracała na nich uwagi. Dotarła do zaułku i już miała się teleportować do swojego mieszkania, z zamiarem zaszycia się w nim do końca dnia, jednak usłyszała za sobą cichy głos.
-Wyglądasz okropnie, Granger.
       Dwudziestotrzylatka odwróciła się na pięcie, by zobaczyć przystojnego, jasnowłosego młodzieńca opartego nonszalancko o ścianę.
Długi, czarny płaszcz, gustowny kapelusz i parasol w lewej ręce umocniły kobietę w przekonaniu z kim ma do czynienia.
       - Wal się, Malfoy - warknęła, wiedząc jednak, że były Ślizgon ma rację. Stała w ciemnej uliczce, w jednej ręce trzymając swoje buty, drugą nieskutecznie próbując osłonić włosy przed deszczem. Żakiet przykleił się do jej jasnej sukienki, teraz w paru miejscach poplamionych błotem, a wcześniej misternie ułożone włosy, wyskakiwały z koka w różnych kierunkach.
       Rzuciła jeszcze jedno mordercze spojrzenie za siebie i teleportowała się z cichym trzaskiem.


And I told you to be patient
And I told you to be fine
And I told you to be balanced
And I told you to be kind


       Śmierć Ginny nie była  żadnym zaskoczeniem dla świata czarodziejów, niestety nie można było tego powiedzieć o Hermionie. Harry starał się trzymać - i musiał to robić dla swojego syna, ale ona? Dla kogo miała teraz żyć? Straciła najdroższą sobie osobę, a wraz z nią odeszła nadzieja na lepsze jutro.
       Kolejne dni wyglądały tak samo. Całkowicie oddała się pracy, zapominając o otaczającym ją świecie.
Wieczory przy szklance Ognistej Whisky stały się już rutyną, a ona rozpoczęła wędrówkę po równi pochyłej. Kim była, jeżeli nie pionkiem losu, kim była jeżeli nie kolejną kpiną ze strony sił wszechświata? Po co była walka, skoro już przed startem podcięto jej skrzydła?
       Kolejna łza stoczyła się po jej policzku, a ona pozwoliła jej płynąć, by otrzeć ją dopiero przy linii podbródka. Kolejna szklanka wypełniona alkoholem nie koiła bólu, a otwierał stare rany. Kolejny dzień nie przynosił ulgi, a tak bardzo chciała wyjść na prostą, tak bardzo chciała...



And in the morning, I'll be with you
But it will be a different kind
'Cause I'll be holding all the tickets
And you'll be owning all the fines



       - Wyglądasz okropnie, Granger.
Nawet się uśmiechnęła.
- Powtarzasz się, Malfoy.
       Usiadł przy niej i poprosił barmana o Ognistą. Siedzieli w ciszy, a ona nie miała nawet siły by go przepędzić. Nie potrzebowała go tutaj, nie potrzebowała taniego współczucia... Ale on tam siedział, zamawiał kolejną whisky i jakoś nie sprawiał wrażenie rozmownego. Więc po co ma go przepędzać?


Come on, skinny love what happened here
Suckle on the hope in lite brassiere
My, my, my, my, my, my, my, my
Sullen load is full, so slow on the split


- Myślisz, że jest dobrze, a życie daje ci w mordę. To niesamowicie niesprawiedliwe, nie uważasz?
- Nadal wierzysz, że życie jest sprawiedliwe? Nawet po wojnie? Obudź się do życia, do realnego świata, porcelanowa laleczko. 


And I told you to be patient

And I told you to be fine
And I told you to be balanced
And I told you to be kind



- Ona odeszła, wiesz? Zawsze powtarzała mi, że trzeba walczyć do końca, a teraz... zostawiła mnie samą. Całkiem samą.
- Jesteś samolubna, Granger. Ona nie wróci, ale ty żyjesz. Po co marnować swoje życie na kogoś, kogo tu nie ma i już nigdy go nie będzie? Podnieś się i walcz dalej. Pokaż wszystkim, że się mylą i zrób to dla młodej Weasley. 


And now all your love is wasted
Then who the hell was I?
Cause now I'm breaking at the bridges
And at the end of all your lies



- Piąta szklanka to niezbyt dobry pomysł. Idę do domu.
- Dobrej nocy, Granger. 



Who will love you?
Who will fight?
And who will fall far behind?



***

       Czasem zastanawiam się co stało by się ze mną, gdyby nie tamta noc w tym cholernym barze. Wiem już, że mam dla kogo żyć, wiem, że nie mogę się poddać. Dawna Ginny by tego nie chciała, nie chcieli by tego moi bliscy żyjący czy też nie; kochają mnie, a ja daję z siebie wszystko co potrafię. 
Momentami czuję się jakby cały świat przygniatał mnie, płuca odmawiają posłuszeństwa, a ja trwam w takim stanie i nie umiem wstać. Wtedy jednak chwytam się ręki mężczyzny, którego kocham, który codziennie daje mi nową nadzieję, nowe powody do życia. Do dobrego życia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz