Opowiadanie,które mnie oczarowała i skradło moje serce <3
http://dracohermionaundomyheart.blogspot.com/
Tytuł: "Miłość to jedna dusza w dwóch ciałach"
Autor: Realistka
Czasy: Dorosłość
Status: AKTUALNE
Miniaturka z tego bloga w całości :
- Uwaga, uwaga! Informujemy, że lot numer 20725 na linii Edynburg - Londyn został odwołany z powodu niekorzystnych warunków pogodowych. Przepraszamy za powstałe utrudnienia. - Na lotnisku dało się słyszeć głos pani z informacji, a po chwili głośne oburzenie pasażerów odwołanego lotu. Niemal natychmiast przy okienku informacyjnym utworzyła się długa kolejka, której koniec znajdował się prawie przy drzwiach wyjściowych na parking. Tylko dwie osoby nie zdecydowały się brać udziału w wyścigu po zwrot kosztu biletu i kierowały sie szybkim krokiem w kierunku wyjścia, taszcząc za sobą walizki. Tuż przy samych drzwiach doszło do niefortunnego zderzenia mężczyzny i kobiety i oboje wylądowali na podłodze.
- Bardzo pana przepraszam, ja... - Gdy kasztanowłosa kobieta podniosła wzrok jej orzechowe oczy spotkały na swojej drodze parę stalowo-szarych tęczówek. Niemalże od razu pożałowała wypowiedzianych przed chwilą słów, a krew w żyłach zaczęła wrzeć z wściekłości.
- No, no, no. Panna Granger we własnej osobie, czy mnie oczy nie mylą? Ile to już lat szlamciu? - Twarz Dracona Malfoya jak zwykle nie wyrażała niczego innego jak czystej pogardy i nienawiści. Hermiona z resztą nie wyglądała lepiej. Zmrużyła oczy niczym kobra, a usta miała ściśnięte w tak wąską linię, że nawet igła nie byłaby w stanie sie przez nią przedostać.
- Dokładnie trzy, a teraz zejdź mi z drogi zanim będziesz musiał wstawiać sobie nowe zęby.
- Ależ się boję Granger. Nie przypominam sobie, żebyś w szkole była taka wyszczekana. - Panna Granger puściła uwagę mimo uszu i zgrabnym ruchem wstała z podłogi, zabierając ze sobą swój bagaż. Miała powyżej uszu dzisiejszego dnia. Najpierw pokłóciła się z Ronem o to, że nie przyleciała wcześniej do Londynu. Potem okazało się, że musi zostać dłużej w pracy, przez co nie poleciała wcześniejszym samolotem. Gdy już dotarła na lotnisko brodząc w śniegu po pachy okazało się, że jej lot jest odwołany. A teraz co? Musiała jeszcze spotkać tego zasranego dupka na swojej drodze. Czy świat na prawdę jest taki mały, że musi spotykać największego palanta właśnie w tym miejscu i to jeszcze tego dnia? W Boże Narodzenie? Hermiona wyszła przed lotnisko i owionął ją lodowaty wiatr. Na dobrą sprawę mogła w tym momencie znajdować się na Syberii. Śniegu było tyle, że bez trudu mogła w nim utonąć. Do tego piździło złem dosłownie i w przenośni, gdyż na jej drodze ponownie stanął wkurzający jak kamyk w bucie Malfoy.
- Widzę, że bardzo chcesz mieć do wymiany górne jedynki Malfoy. - Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i zatarasował jej drogę, że nie mogła sie ruszyć ani w prawo, ani w lewo. Mogła co prawda przejść przez niego, ale kosztowało by to ją zbyt wiele nerwów, więc wróciła z powrotem do środka. Za nią niestety niczym cień sunął Malfoy, który wydawał się być rozbawiony zaistniałą sytuacją. Hermiona usiadła na jednym z krzesełek i wystukała na telefonie numer po taksówkę, która odwiozłaby ją do mieszkania. Niestety, po dwóch sygnałach w słuchawce usłyszała głos, który poinformował ją, że w tym momencie żadna z taksówek nie jest w stanie wyjechać na miasto.
- Kurwa. - Kasztanowłosa zaklnęła głośno, co jedynie dało blondynowi pretekst do krótkiego zaśmiania się. Hermiona spojrzała na niego spod byka i zmroziła go wzrokiem. Malfoy jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi i usiadł obok niej. - No i z czego rżysz pacanie?
- Na prawdę sądziłaś, że w taką pogodę jakiś samobójca wsiądzie w samochód tylko dlatego, że ty chcesz wrócić do domu? Jesteś taka głupia Granger.
- A ty co? Nie masz lepszych rzeczy do roboty tylko siedzisz przy mnie jak pies pod budą? - Hermiona nie starała się być miła. Z resztą bycie miłym dla kogoś takiego jak Malfoy przekraczało wszelkie granice absurdu. Chciała się go jakoś pozbyć, ale czuła, że czegokolwiek nie zrobi i tak będzie na przegranej pozycji. Mężczyzna wydawał się wziąć sobie za punkt honoru zrujnowanie jej doszczętnie świąt, które i tak w tym roku są po prostu do dupy.
- Może i mam, ale to nie twój zakichany interes. Poza tym, już dawno się nie widzieliśmy, a ja chętnie dowiem się, co tam słychać u największej kujonicy Hogwartu. - Na ustach blondyna pojawił się tak dobrze znany kobiecie szyderczy uśmiech. Miała ochotę zmyć mu go z twarzy. Najlepiej mocnym prawym sierpowym.
- Daruj sobie te szczeniackie zagrywki Malfoy. Ja w przeciwieństwie do ciebie dorosłam i nie zamierzam wyzywać się z tobą, jak to robiłam w szkole.
- Taka dorosła a nadal daje się wpuszczać w maliny jak małe dziecko. Na mózgi się z Weasleyem wymieniłaś? - Draco, mimo że był w stosunku do niej ,,przyjemny,, jak zawsze kątem oka obserwował kobietę i niechętnie musiał przyznać, że te trzy lata podziałały na jej korzyść. Nie wyglądała jak dziewczyna, którą zapamiętał ze szkoły. Gdzie się podziała szopa na jej głowie do jasnej cholery?! I co ona ze sobą zrobiła, że wygląda jak... jak... właściwie to Malfoy sam nie wiedział do czego, albo kogo ma porównać obecny wygląd Granger. Kobieta jak dla niego wyładniała, co było widać na pierwszy rzut oka, ale choćby miał skończyć z głową wbitą na pal nigdy w życiu jej tego nie powie. Nie byłby sobą, gdyby coś takiego przeszło mu przez gardło.
- Nie rozumiesz po angielsku Malfoy? Daruj sobie i najlepiej idź do diabła, a przynajmniej gdzieś, gdzie nie będę musiała oglądać twojej gęby. - Panna Granger starała się zachowywać cierpliwość, ale przy osobie, którą był mężczyzna zadanie to graniczyło z cudem. Mimo wszystko robiła dobrą minę do złej gry i chciała grzecznie pozbyć się Malfoya ze swojego pola widzenia. Problem w tym, że blondyn nie zamierzał się nigdzie ruszać i wydawał się dobrze bawić, działając jej na nerwy.
- Diabeł jest w Londynie, a my w Edynburgu, pragnę zauważyć. I nie ruszymy się stąd aż do polepszenia warunków pogodowych, więc musisz sobie w tym roku darować Boże Narodzenie z Weasleyem i pogodzić się z faktem, iż spędzisz je na lotnisku.
- Miałam na myśli innego diabła, ale jeśli nie zamierzasz stąd iść to przynajmniej się do mnie nie odzywaj. - Po tych słowach między Hermioną, a Draconem zapanowała cisza. Ludzie wokół nich biegali jak w jakimś amoku usilnie szukając zamiennego środka transportu, który pozwoliłby im dostać się do Londynu. Niestety pogoda na dworze robiła się coraz gorsza i nawet pracownicy lotniska nie mieli możliwości powrotu do domów. W kieszeni płaszcza Hermiony dało się słyszeć dźwięk przychodzącej wiadomości. Kobieta wyciągnęła więc telefon i odczytała wiadomość od Rona.
,,O której będziesz? Mama zaplanowała kolację na 20.00"
Hermiona spojrzała na zegarek, który wskazywał 19.30. ,,Będzie się więc musiała pogodzić z faktem, że mnie na niej nie będzie.'' Głos w głowie kasztanowłosej nie był optymistą. Dziewczyna dokładnie wiedziała, że nie dostanie się w taką pogodę nigdzie, a o Londynie nie było nawet co marzyć i mogła o nim dzisiejszego dnia zapomnieć. O teleportacji również nie było mowy. Może na małe odległości owszem, ale teleportacja między jednym krajem, a drugim nie wchodziła nawet w grę przy takiej śnieżycy i porwistym wietrze. Hermiona miała zabrać się już za odpisywanie na wiadomość, gdy nagle przyszła do niej kolejna, również od Rona.
,,Na którą przyjedziesz? Jak nie chcesz ze mną rozmawiać wystarczy powiedzieć.''
Jak ona nie znosiła tej pretensji w jego głosie. Mimo, że przysłał jej wiadomość uszami wyobraźni słyszała jak mówi do niej tonem pełnym wyrzutów. Czasami nie miała pojęcia skąd u Rona w głosie tyle pretensji. Ostatnimi czasy robił jej problemy o wszystko, a ona mogła tylko załamywać ręce z bezsilności, bo nie wiedziała jak ma temu zaradzić. Wiele razy zasypywał ją tego typu wiadomościami. Że jak nie chce z nim rozmawiać, to powinna mu to powiedzieć. Że się od niego odwróciła i został sam. Że jest wrakiem człowieka. To ostatnie w szczególności działało jej na nerwy. Nie miała pojęcia skąd on bierze takie teksty, a tym bardziej, skąd w jego głowie takie myślenie. Po dłuższej chwili kompletnego bezruchu Hermiona wystukała krótką, aczkolwiek treściwą wiadomość do Rona.
,,Loty są odwołane przez śnieżycę, nie przyjadę.''
Po wysłaniu esemesa poczuła jak jej żołądek skręca się w jeden wielki supeł. To uczucie zawsze jej towarzyszyło, gdy Ron wypisywał do niej wiadomości, a już w szczególności, gdy zrobiła coś wbrew jego myśli. Tak właśnie było teraz i wiedziała dokładnie jakiej treści wiadomość od niego dostanie. Z całej tej sytuacji pocieszające było to, że Malfoy darował sobie dogryzanie jej. Schowała telefon do kieszeni i skrzyżowała ręce na piersiach, czekając na długą niczym litania kościelna odpowiedź od Rona. Po niecałych pięciu minutach poczuła wibrację w kieszeni, a po chwili mogła zagłębić się w pełnej pretensji wiadomości od rudzielca.
,,Chciałem tylko spędzić wspólnie z Tobą święta, nie mogłaś wrócić wcześniej? Wszyscy się ode mnie odwrócili, nawet Ty. Nie oczekiwałem wiele. Święta powinno się spędzać z rodziną, czy na prawdę nic już dla Ciebie nie znaczę?"
Hermiona pomasowała swoją skroń i westchnęła głęboko. Kolejny raz Ron robił z siebie męczennika i cierpiętnika, zrzucając winę na wszystkich tylko nie na siebie. A prawda była taka, że wyjechała właśnie przez niego i przez jego zachowanie. Nie mogła już znieść jego użalania się nad sobą. Ciagle mówił tylko o tym, że na wszystkich się zawiódł, a na niej najbardziej. A co ona do licha ciężkiego mu zrobiła? Czy przez nią wyleciał z drużyny quidditcha? Czy przez nią siedzi od roku na dupie w domu i udaje, że szuka pracy? Nic z tych rzeczy nie było jej winą, dlaczego w takim razie Ron twierdził, że wszystko, co go spotkało działo się z jej przyczyny? Wybielił siebie jeszcze bardziej niż śnieg, robiąc z siebie największego męczennika świata, a w sobie żadnej winy nigdy nie widział.
Panna Granger kątem oka dostrzegła, że Malfoy również sięgnął po swój telefon. On jednak nic na nim nie pisał, jedynie sprawdzał, czy żadna wiadomość do niego nie przyszła. Z braku jakiejkolwiek reakcji wnioskowała, że jego skrzynka była pusta i nikt nie pofatygował się nawet, aby złożyć mężczyźnie życzenia świąteczne. Ale przecież to Malfoy, kto miałby do niego pisać i składać życzenia? Chyba tylko i wyłącznie Zabini, albo rodzice. Choć Hermiona nawet i w to szczerze wątpiła. Wolała nie interesować się życiem blondyna, a zająć się własnymi problemami, które teraz dotyczyły głównie Rona.
,,Nie mów tak, nikt się od Ciebie nie odwrócił, a ja w szczególności. Przepraszam, że mnie nie ma, nie chciałam, aby tak wyszło.''
Kolejny raz się przed nim tłumaczę, a nie mam z czego. Hermiona nieco posmutniała, ale starała się tego nie pokazywać po sobie. Niestety Malfoy był zbyt dobrym obserwatorem, czego kobieta na swoje nieszczęście nie wiedziała.
- Widzę Granger, że zainteresowanie twoją osobą jest szerokie. - Hermiona nawet nie podniosła głowy, aby spojrzeć na Malfoya. Wolała unikać z nim kontaktu wzrokowego, choć z drugiej strony nie miała ku temu żadnego powodu. Przecież Malfoy to nie bazyliszek, nie spetryfikuje jej jednym spojrzeniem, ale mimo wszystko wolała trzymać się z daleka od jego oczu i ich głębokiej szarości.
- Guzik ci do tego. Tobie widzę, że telefon aż na cały terminal dzwoni.
- Mnie przynajmniej nie zawracają dupy i nie użalają się nad swoim losem jak Weasley. - Kasztanowłosa nie wytrzymała i spojrzała na blondyna, na którego twarzy malował się uśmiech zwycięstwa. Mogła mówić o kulturze wychowania i o tym, że nie czyta się cudzych esemesów. Ale zamiast tego wolała schować komórkę do kieszeni, a potem z szerokim uśmiechem spoliczkować Malfoya z całej siły. Mężczyznę aż odrzuciło w prawą stronę i złapał się za pulsujący policzek. Nie spodziewał sie tego po kobiecie, ani tym bardziej tego, co do niej po chwili powiedział.
- Przepraszam. Nie chciałem wchodzić z butami w wasze życie. - Hermiona dostrzegła na twarzy Dracona coś na kształt skruchy. Nie wiedziała, czy jest to mina wyuczona, czy może jednak szczera i mężczyzna na prawdę żałował tego, co powiedział. Wolała nie porywać się na głęboką wodę i trzymać się nadal na dystans.
- Moja korespondencja Malfoy to rzecz prywatna. Nic nie dawało ci prawa, aby ją czytać, nawet przez moje ramię. A jeśli już to robiłeś to nie trzeba było się z tym ujawniać. Cholera jasna, czego znowu?! - W momencie, gdy Hermiona kończyła zdanie poczuła wibrację w kieszeni swojego płaszcza. Spodziewała się, że to Ron znowu do niej napisał, ale nie miała siły, aby się z nim użerać. Są święta, mógł chociaż tego jednego dnia dać sobie na wstrzymanie i przestać męczyć ją dziecinnymi wiadomościami. Kasztanowłosa miała zabrać się za odpisywanie nie esemesa, gdy nagle komórka zaczęła dzwonić, a na jej wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Rona i jego numer. Wstała więc z ławeczki, na której siedziała razem z Malfoyem i biegiem udała się do łazienki, aby móc w spokoju porozmawiać z mężczyzną. Blondyn tymczasem przyglądał jej się, jak odchodziła, wciąż trzymając się za piekący policzek. Nie ukrywał ukłucia zazdrości, gdy widział Granger odpisującą na wiadomości. Co z tego, że były to wiadomości od Weasleya, który ciągle biadolił jaki to jest biedny, ale nią przynajmniej ktoś się interesował. Do niego od rana nikt nie zadzwonił z rodziny i przyjaciół i nie złożył mu życzeń. Telefon co prawda urywał się od połączeń służbowych, ale nikt, nawet współpracownicy czy kontrahenci nie powiedzieli mu ani razu wesołych świąt. Kiedyś mu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie - cieszył się, że jest sam i może uciec od tego świątecznego zgiełku. W tym roku było inaczej, a przynajmniej do momentu, gdy nie zobaczył Granger. Zazdrościł jej, że ma ludzi, którym na niej zależy, którzy interesują się czy pojawi się na kolacji świątecznej. On nikogo takiego nie miał, a ostatnie trzy lata spędzał 25 grudnia samotnie. Nie wiedział w jakim celu wraca w tym roku w grudniu na ten jeden dzień do Londynu. W Edynburgu miał firmę, wszystko pod ręką i co najważniejsze, żadnych upierdliwych krewnych, których spotykał za każdym zakrętem w Anglii. Ale z tego wszystkiego najmniej spodziewał się zobaczyć na szkockim lotnisku pannę Wiem To Wszystko Granger. Zaskoczył go również nieco wygląd kobiety, a przede wszystkim brak przeraźliwej szopy na głowie. Swoje kasztanowe włosy miała spięte w wysokiego kucyka, którego ogon kończył się na linii lędźwi. Widać było, że pewne partie jej ciała zaokrągliły się, tworząc z niej na prawdę seksowną kobietę, choć do tego Malfoy był w stanie przyznać się tylko i wyłącznie w myślach.
Minęło dobre pół godziny, gdy zza drzwi łazienki na lotnisku wyłoniła się postać kasztanowłosej kobiety. Jej sukienka w kolorze pudrowego różu powiewała za nią niczym peleryna z powodu dłuższego tyłu. Hermiona przetarła delikatnie wierzchem dłoni swoje oczy, które były już nieco napuchnięte od płaczu. Usiadła z powrotem obok Malfoya szukając w torebce chusteczek higienicznych. Niestety nigdzie nie mogła ich znaleźć, przez co z jej oczu skapywały duże krople łez. Nagle przed oczami zamajaczył jej biały papierowy przedmiot i blada ręka mężczyzny. Hermiona modliła się, aby nie należała ona do Malfoya, ale gdy podniosła głowę i napotkała jego stalowo-szare oczy jej obawy niestety się spełniły. Przez chwilę wahała się czy przyjąć od blondyna przedmiot, ale zapchany nos strasznie ją męczył, a nie zamierzała pociągać nim co chwilę i przeszkadzać ludziom dookoła. Sięgnęła więc po chusteczkę, bąkając ciche ,,dziękuję'' i wydmuchała w nią najciszej jak umiała nos.
- Wiesz co Granger? Może nie powinienem tego mówić, ale...
- I tak byś powiedział. Nie masz w zwyczaju zatrzymywać kąśliwych uwag tylko dla siebie. Byłbyś chory, gdybyś się nimi nie podzielił z kimkolwiek. - Hermiona weszła Malfoy'owi w zdanie, ale mężczyzna nie przejął się tym za bardzo. Zamiast skrytykować ją i wygłosić wykład o tym, że nie powinno się komuś przerywać wolał mówić dalej, nie zwracając uwagi na wrogą postawę kasztanowłosej.
- Chodzi mi o to, że chcesz jak zwykle zbawić świat, a Weasley ma to głęboko w dupie i jeszcze się na tobie wyżywa za swoje nieszczęścia. Tylko tyle chciałem powiedzieć. - Blondyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odwrócił swoją głowę w przeciwnym kierunku niż osoba panny Granger. Za to Hermiona aż zaniemówiła, gdy usłyszała to, co Malfoy do niej powiedział. Spodziewała się jakiejś złośliwej uwagi, a on zamiast tego opisał w skrócie jej sytuację z Ronem. Nie była w stanie się z nim nie zgodzić, ale nie byłaby również sobą, gdyby otwarcie mu tę rację przyznała. Zamrugała parę razy oczami i westchnęła głęboko, co pozwoliło jej odzyskać zdolność do mówienia.
- Więc co twoim zdaniem powinnam zrobić? Gnębić go i na każdym kroku wypominać porażki? Chcę go wspierać, pomóc mu jakoś. Z czasem na pewno będzie inny, ale nie rozumiem po ci ja ci to mówię.
- O, jaśnie pani jednak zdecydowała się na rozmowę ze mną? - Malfoy odwrócił swoją głowę napotykając na swojej drodze orzechowe tęczówki Hermiony. Przez zaczerwienione i lekko podpuchnięte oczy ich barwa była znacznie intensywniejsza. Nie wiedział dlaczego, ale ich kolor nagle bardzo mu się spodobał.
- Możemy nie rozmawiać, jeśli jaśnie pan sobie tego życzy, tylko przypominam, że to nie ja zaczęłam ten temat. - Hermiona przybrała hardy wyraz twarzy, nie chcąc dać Draconowi żadnej satysfakcji. Jeśli będzie się zachowywał jak dawniej nie pozwoli mu na robienie z niej gorszego gatunku. Z resztą są już dorośli, więc miała nadzieję, że Malfoy załapał tę informację, a nie jest jeszcze na etapie jej przyswajania.
- Urzekła mnie twoja historia Granger, ale to nie zmienia faktu, że on robi z siebie męczennika i traktuje cię jak księdza w konfesjonale, który ma wysłuchać tego, co on ma do powiedzenia, a to, co ty do niego mówisz po prostu jednym uchem do niego wlatuje, a drugim zaraz wylatuje. Innymi słowy ma głęboko w poważaniu to, że chcesz mu pomóc.
- Psycholog od siedmiu boleści się znalazł. Myślisz, że to jest takie proste? Ciekawa jestem jak ty byś się zachował, gdyby twoja żona została wyrzucona z pracy.
- Po pierwsze, nie mam żony, z czego jestem niesamowicie zadowolony, a po drugie, nie wiedziałem, że jesteś mężatką Granger. - Dla potwierdzenia swoich słów wzrok Dracona spoczął na prawej ręce kasztanowłosej, na której nie było ani obrączki, ani zarówno najmniejszego śladu po niej.
- Bo nie jestem. Narzeczoną też nie jestem. - Hermiona założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na piersiach. Przyjęła postawę obronną zupełnie nieświadomie, choć Malfoya to chyba najmniej mogła się obawiać. Spojrzała jeszcze w międzyczasie na duży zegarek nad tablicą przylotów i odlotów, który wskazywał 21.45. Nie wiedziała, kiedy ten czas tak szybko upłynął.
- Więc moje gratulacje. Przynajmniej przez całe życie nie będziesz się z nim użerać.
- Będę, bo jego rodzina chce tego ślubu, ale na moje szczęście Ronald jeszcze się nie ogarnął i nie poprosił mnie nawet o rękę. - Malfoy zrobił zdziwioną minę i przysunął się nieco bliżej kasztanowłosej. Między nimi odległość zmalała do maksymalnie trzydziestu centymetrów, ale o dziwo, ani jednemu, ani drugiemu nie przeszkadzał ten fakt.
- Chcesz powiedzieć, że wyjdziesz za tego palanta za mąż, bo jego rodzinka tego od ciebie wymaga? Chyba nie jesteś aż tak głupia Granger?
- Jakbyś nie zauważył Malfoy, ja jestem kobietą, a kobieta bez męża na starość określana jest mianem starej panny w przeciwieństwie do mężczyzny, którego nazywają kawalerem. Więc tobie nie będą wypominać stanu wolnego, a mnie owszem i to w raczej niezbyt kurtuazyjny sposób.
- Ale wiesz, że na Weasley'u świat się nie kończy? - Hermiona nie odpowiedziała, a jedynie zwiesiła głowę. Kolejny raz dzisiejszego wieczoru musiała przyznać Malfoy'owi rację. Ron nie był jedynym mężczyzną na świecie, a już na pewno nie na całe życie. Jego rodzeństwo nie ukrywało radości z faktu, że Hermiona dołączy do ich rodziny, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że Ron nie jest partnerem dla niej. Ale ona, mimo iż sama dokładnie to wiedziała, nie potrafiła od niego odejść. Może z przyzwyczajenia, a może po prostu dlatego, że nie chciała robić przykrości pani Weasley, którą traktowała jak drugą matkę. Z resztą ona nie wybaczyłaby jej nigdy, gdyby w jakikolwiek sposób skrzywdziła jej ukochanego synusia. Dziwiła się, że jeszcze do tej pory jej nie przechrzciła za to, jak Ron wygląda i się zachowuje.
Pomału lotnisko zaczynało pustoszeć i obsługa zapaliła duże świąteczne choinki. Mieniły się głównie w kolorach czerwieni i zieleni, tworząc coś na kształt świątecznego klimatu. Ale nawet najpiękniejsza choinka chór gregoriański śpiewający kolędy nie był w stanie poprawić humoru Hermionie, której swoją drogą zaczynało robić się trochę zimno. Sukienka chyba nie była najlepszym pomysłem na taką pogodę, gdzie za oknem padał nieprzerwanie śnieg i było co najmniej dziesięć stopni poniżej zera. Na szczęście wiatr nieco zelżał, ale warunków wciąż jako takich nie było, aby samoloty mogły wylecieć. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że rozładował jej się telefon i Ron nie mógł już się do niej dobijać, a Malfoy zniknął gdzieś na lotnisku.
Draco tymczasem stał w kolejce w kawiarni po kawę. Mógł wrócić do domu za pomocą teleportacji, ale mimo wszystko wolał nie ryzykować. Przy takiej pogodzie mógł wylądować w zupełnie innym miejscu, albo nie wylądować nigdzie, dopóki warunki się nie polepszą. Z resztą w domu robiłby to samo co na lotnisku, tyle że tutaj była Granger, do której mógł się chociaż odezwać i wymienić parę komentarzy. W domu nie było ani żywego ducha, więc jedyną osobą, z którą mógł w nim porozmawiać był on sam, albo prowadzący teleturniej w telewizji. W końcu jednak przyszła jego kolej, aby złożyć zamówienie. Sprzedawczyni uśmiechnęła się cierpko i wybąkała ciche ,,dzień dobry'' pod nosem. Draco odwdzięczył jej się równie serdecznym uśmiechem i wyciągnął portfel z kieszeni spodni.
- Dwie duże kawy, jedna czarna, druga latte z karmelem, na wynos. - Kobieta wystukała zamówienie na dotykowym ekranie i przekazała je do realizacji.
- Coś jeszcze?
- To wszystko, dziękuję.
- Należy się 16,38. Zamówienie będzie gotowe za około piętnastu minut. - Malfoy zapłacił za obie kawy i stanął z boku kawiarni, czekając na zamówienie. W ostatnim momencie zdecydował się jednak kupić również kawę dla Granger, która w tym roku świąt raczej nie spędza tak jakby chciała. Był dla niej złośliwy, ale to nie znaczyło, że do końca ma się zachowywać jak skończony dupek. Co prawda zaczynały go drażnić głosy śpiewaków operowych, śpiewających świąteczne piosenki, więc jego cierpliwość była już mocno wyczerpana. Z wielkim trudem udało mu się wśród tego jazgotu rozpoznać takie utwory jak ,,White christmas'' czy też ,,Wonderful christmas time''. W końcu jednak doczekał się swojego zamówienia, ale zamiast skierować się prosto w stronę ławki, na której siedział razem z Granger udał się do pracownika obsługi lotniska. Mężczyzna wyglądał na mocno zmęczonego i ledwo siedział na krzesełku za kontuarem.
- Przepraszam, mam dosyć nietypowe pytanie.
- Jeśli chce się pan dowiedzieć, o której wylecą samoloty, to niestety nie potrafię udzielić panu satysfakcjonującej odpowiedzi. - Malfoy westchnął głęboko i postawił obie kawy na kontuarze i wychylił się za szklane okienko, aby pracownik mógł go lepiej usłyszeć.
- Chodzi mi o zmianę repertuaru świątecznego, którym męczą państwo ludzi przebywających jeszcze na lotnisku. Nie wszyscy są fanami sopranów i barytonów, więc czy mogliby państwo zamienić ten operowy jazgot na coś przyjemniejszego? Włam na przykład może być. - Mężczyzna spojrzał pytającym wzrokiem na Dracona, a blondyn nie wiedział, dlaczego facet tak dziwnie mu się przygląda.
- Eee... chodziło panu o Wham? Ten od ,,Last christmas''? - Malfoy przytaknął i zabrał postawione wcześniej kawy z kontuaru.
- Może być i Wham, jak kto woli. Po prostu proszę, aby państwo umilili nam święta i puścili jakieś przyjemne piosenki. Dziękuję z góry i to wszystko z mojej strony. - Blondyn odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku Granger, która trzęsła się na ławce. Już po chwili z głośników na lotnisku popłynęły dźwięki tradycyjnych świątecznych piosenek w wykonaniu między innymi Andrei Bocelli czy Paula McCartney'a. Draco usiadł obok Granger, która podskoczyła w miejscu i wystraszyła się jego widokiem.
- Merlinie, to znowu ty. - Malfoy podał Hermionie kubek z kawą, ale dziewczyna patrzyła na niego powątpiewającym wzrokiem.
- Bierz tę kawę Granger, bo po pierwsze, zapłaciłem za nią, po drugie, nie lubię karmelowej latte i nie wypiję tego za ciebie, a po trzecie, możesz być pewna, że nie dosypałem do niej żadnego arszeniku, ani do niej nie naplułem. - Kasztanowłosa rozszerzyła jeszcze bardziej swoje oczy, ale mimo wszystko wzięła od Dracona kubek i zamknęła go w swoich dłoniach. Blondyn nie patrzył na nią, a jedynie sączył swój napój w spokoju, spoglądając od czasu do czasu na zegarek. Było już przed jedenastą, a pogoda wciąż przypominała tę z filmów dokumentalnych o pingwinach na Antarktydzie. Nie było mowy, aby dzisiaj jakikolwiek samolot dostał zgodę na wylot. Malfoy musiał się więc pogodzić z faktem, iż kolejny rok spędzi święta w Szkocji i ponownie samotnie. Chociaż obecność Granger nieco bardziej pozwalała mu przesiedzieć te długie godziny na lotnisku. Kątem oka obserwował zachowanie kasztanowłosej, która wpatrywała się w wieczko papierowego kubka, jakby chciała odnaleźć w nim odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Do tego ciałem kobiety targały od czasu do czasu dreszcze, mimo że założyła na siebie płaszcz i szalik. Draco odstawił swoją kawę na brzeg ławeczki i ściągnął z siebie marynarkę, podając ją Hermionie. Dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem, ale blondyn w odpowiedzi wywrócił swoimi szarymi oczami.
- Ale ty jesteś uparta. Kawy nie, marynarki nie, mam cię kopnąć w dupę, żeby coś ci w końcu pasowało?
- Przestań się wydurniać Malfoy. Kawę jestem w stanie od ciebie przyjąć, ale i tak oddam ci za nią pieniądze. A jeśli oddasz mi marynarkę, to po pierwsze uwalę ci ją szlamem, a po drugie tobie też będzie zimno. - Hermiona sięgnęła po swoją torebkę i wygrzebała z niej portfel, w którym na szczęście miała dziesięć funtów. Wyciągnęła rękę z pieniędzmi w stronę Malfoy' a, ale on pokręcił przecząco głową i nałożył na ramiona kobiety swoją marynarkę. Pannę Granger od razu owionął zapach jego perfum, w których wyraźnie dominowała woń cydru.
- Są święta Granger, więc chociaż tego jednego dnia moglibyśmy nie robić sobie na złość. Poza tym nie widzę na tobie ani grama szlamu, więc przestań wydziwiać i ubieraj tę marynarkę. - Hermiona jednak ściągnęła fragment garderoby blondyna i wyciągnęła w jego kierunku obie ręce - w jednej trzymała pieniądze, a w drugiej marynarkę.
- Albo bierzesz pieniądze, albo obie rzeczy. Ja nie lubię mieć długów na święta.
- Czy ty zawsze musisz robić wszystko na przekór? - Draco mierzył się wzrokiem z Hermioną, która wciąż trzymała przed nim wyciągnięte obie ręce. Nie chciał, aby mu cokolwiek oddawała, chociaż nie ukrywał, że marynarkę wolałby, aby mu zwróciła, gdy będzie leciała do Londynu. W końcu jednak mężczyzna skapitulował i wziął od kasztanowłosej dziesięć funtów, chowając je w kieszeni spodni. Hermiona uśmiechnęła się zwycięsko i zarzuciła sobie z powrotem na ramiona marynarkę Malfoy'a. Niechętnie musiała przyznać, że mężczyzna miał bardzo dobry gust, jeśli chodzi o wybór perfum. Nie miała jednak bladego pojęcia skąd wiedział, że lubi karmelowe latte. Obstawiała, że wziął cokolwiek, aby po prostu oboje mieli coś ciepłego do picia. Nie dane jej jednak było zagłębić się na dłużej w rozważania na temat kupna kawy, gdyż Draco po raz kolejny nie dawał jej spokoju.
- Rudzielec już więcej nie dzwonił?
- Nie. Rozładował mi się telefon, więc nie ma jak się ze mną skontaktować. - W głosie kobiety nie było żalu. Bardziej dało się w nim słyszeć irytację na wspomnienie o rudym mężczyźnie.
- Nie sądzisz, że tak jest lepiej?
- Co masz na myśli Malfoy? Miałam do wyboru rozmawiać z nim, albo z tobą, więc nie wiem, co gorsze. - Draco nieco posmutniał. Drażniło go to, że Hermiona wciąż traktuje go jak małolata, który na każdym kroku wyzywa ją od szlam. Nie mógł jej za to winić, ale nie spodziewał się, że dziewczyna będzie aż tak pejoratywnie do niego nastawiona.
- Ja przynajmniej nie użalam się nad swoim życiem jak robi to Weasley i nie obarczam cię moimi problemami, a przede wszystkim nie płakałaś przeze mnie przed godziną w łazience.
- Masz rację, bo przez ciebie płakałam przez pięć lat i to od dwunastego roku życia, gdy po raz pierwszy nazwałeś mnie wredną szlamą. - Na samo wspomnienie tego dnia w oczach Hermiony zamajaczyły krople łez. Nie chciała kolejny raz płakać przez tego blond dupka, ale wystarczyło, że przypomniała sobie ten cholerny wrześniowy dzień z drugiego roku nauki w Hogwarcie i bolesne ukłucie w sercu przeobrażało się w ból, który był nie do zniesienia. Draco nie był w stanie uczynić niczego innego, jak zwiesić swoją głowę. Nie umiał w tym momencie patrzyć na Hermionę i pierwszy raz w życiu czuł się wobec kogoś podle.
- Zadowolony jesteś Malfoy z siebie? Za każdym razem, gdy sobie o tym dniu przypomnę nie jestem w stanie zapanować nad sobą. Potraktowałeś mnie wtedy jak gorszy gatunek i mało tego, czułam się jakbyś mi napluł w twarz. Nie oczekuj więc, że będziemy rozmawiać jak starzy dobrzy znajomi. - Po tych słowach Hermiona odwróciła głowę i pozwoliła płynąć łzom po swoich policzkach. To były najgorsze święta w całym jej życiu. Głównie dlatego, że musiała je spędzić w towarzystwie Malfoya, którego najchętniej utopiłaby w łyżce wody. Poczuła nagle na swoim podbródku zimne palce, które delikatnie obróciły jej twarz w przeciwnym kierunku, aż stykała się praktycznie nosem z Draconem.
- Przepraszam cię Granger. Nie mówię tego, bo są święta, ale dlatego, że czuję się podle, widząc jak płaczesz. Przepraszam cię za każdą łzę, którą przeze mnie wylałaś. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale liczę, że przyjmiesz przeprosiny. - Hermiona nie była w stanie stwierdzić, co widzi w oczach blondyna. Czy była to skrucha? Możliwe, ale była tak otumaniona jego słowami, że poza kiwnięciem głową nie była w stanie uczynić niczego innego. W tym samym momencie Malfoy odskoczył od niej jak oparzony i po chwili zerwał się ze swojego miejsca i pognał do łazienki, gdzie rozpiął guzik od kołnierza i ochlapał swoją twarz zimną wodą. Serce łomotało mu w piersi, a on nie mógł nad sobą zapanować. Nigdy w życiu nie pomyślał, że przeproszenie kogoś może być aż tak trudne. Do tego te jej duże i orzechowe oczy, które wypalały mu dziurę w sercu, zmuszając do bolesnej skruchy. Czuł się paskudnie i podle. Kolejny raz ochlapał twarz zimną wodą, ale nie przyniosło mu to ukojenia. Gdy podniósł swoją głowę zobaczył w lustrze drobną postać Granger, stojącą za nim ze skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- To męska toaleta Granger. Geometria wbrew pozorom nie jest trudna i chyba potrafisz rozróżnić kółeczko od trójkącika. - Draco próbował nie wzbudzać podejrzeń, co do swojego samopoczucia. Wolał zatrzymać na twarzy tak dobrze znaną maskę cynizmu, do której wszystkich przyzwyczaił. Jednak Hermiona była równie dobrym obserwatorem, co on sam.
- Zawsze taki jesteś Malfoy? Zawsze uciekasz, gdy trzeba się zmierzyć z czymś trudnym?
- Nie zawsze, ale tak jest lepiej. A teraz idź stąd zanim ktoś tutaj przyjdzie. Nawet nie masz pojęcia jak jednoznacznie wygląda kobieta w męskiej toalecie w dodatku, gdy jeszcze przebywa w niej z jakimś facetem. - Jednak Hermiona wzruszyła jedynie ramionami i nie ruszyła się ze swojego miejsca. Malfoy pokręcił ze zrezygnowaniem głową i odwrócił się w kierunku kasztanowłosej.
- Chcesz Granger, aby ktoś pomyślał, że mi...
- Mam w nosie, co sobie ktoś pomyśli, gdy tutaj wejdzie. Chcę wiedzieć, dlaczego uciekasz, dlaczego tchórzysz? - Blondyn uśmiechnął się kpiąco i wsadził ręce do kieszeni spodni. Granger jak zwykle była upierdliwa, ale nie widział żadnych przeszkód, aby z nią rozmawiać. Są dorośli, więc raczej powinni umieć się zachować. Czy może się myli?
- Przed czym niby tchórzę? Jest to dla mnie po prostu coś nowego i nie bardzo wiedziałem jak mam się zachować. - Tym razem to Hermiona uśmiechnęła się kpiąco i podeszła nieco bliżej w stronę Malfoy'a. Mężczyzna nie krył zdziwienia, ale próbował nie dać po sobie tego poznać.
- Skoro nie wiedziałeś, to po co to zrobiłeś? Ty nie masz w zwyczaju przepraszać. Sam powiedziałeś, że to dla ciebie coś nowego. Dlaczego w takim razie to zrobiłeś? - Draco czuł jak ogarnia go lekka panika. Przeszywające go na wylot orzechowe oczy Granger pogarszały jedynie sytuację. Nie mógł się na niczym skupić jak tylko na ich brązowej głębi, która działała jak hipnotyzer. Był w stanie dokładnie policzyć jaśniejsze plamki przy źrenicach, a nawet piegi na drobnym nosie.
- Bo czułem się winny. Zadowolona? Myślisz, że ja nie odczuwam czegoś takiego, jak poczucie winy? Nie zasługujesz na takie traktowanie jakim cię raczyłem w przeszłości.
- Dlaczego? - Hermiona uparcie wierciła Draconowi dziurę w brzuchu. Nie bardzo ją interesowało, co blondyn ma do powiedzenia, bo odległość między nimi zmniejszyła się do tego stopnia, że bez problemu mogła wyczuć bicie serca mężczyzny. Wpatrywała się w jego srebrne tęczówki, w których czuła jak z każdą sekundą zatraca się coraz bardziej. Nagle zza drzwi łazienki dało się słyszeć głos informatora lotniskowego, który oświadczył, że zostało piętnaście minut do północy. Malfoy pochylił się w kierunku Hermiony, tak że kobieta bez trudu mogła wyczuć jego perfumy, a on jej i uśmiechnął się do niej delikatnie. Kasztanowłosa odwzajemniła uśmiech i przysunęła się najbliżej mężczyzny jak to jeszcze było możliwe.
- Wesołych świąt Granger.
- Wesołych świąt Malfoy.
Przez chwilę stali na przeciwko siebie, czekając aż jedno z nich wykona jakiś ruch. Nie wiedzieli co ich do siebie pchało. Zupełnie jakby stała za nimi jakaś niewidzialna siła i popychała ich ku sobie. Czas jakby się zatrzymał, a oni zatracili się w swoich oczach. Ta chwila była dla nich magiczna, mimo że stali w łazience i to na lotnisku. Nie liczyło się nic poza nimi samymi. Nagle Draco zaczął pochylał się w kierunku ust Hermiony, ale kobieta szybko się wycofała i wybiegła z łazienki. Blondyn od razu ruszył za nią. Kasztanowłosa zatrzymała się dopiero pod tablicą przylotów i odlotów. Serce biło jej szybko i mocno chcąc wyrwać się z piersi. Malfoy odwrócił ją stanowczo w swoją stronę, ale sam nie wiedział czego dokładnie od niej chciał. Studiował kawałek po kawałku jej twarz szukając na niej jakiejś podpowiedzi, ale oprócz wyraźnego strachu pomieszanego z ekscytacją i jednocześnie zakłopotaniem nie był w stanie wyczytać nic innego.
- I to niby ja uciekam? - Draco rozluźnił ucisk na nadgarstku dziewczyny, ale ona nie cofnęła się ku jego zdziwieniu. Stała wciąż w tym samym miejscu wpatrując się w jego twarz. Było to zgoła trudniejsze, gdyż lotnisko wygasiło większość świateł, pozostawiając jedynie kolorowe lampki na choinkach, którymi przystrojony był terminal. Wiszący nad głowami mężczyzny i kobiety duży zegar zaczął wybijać godzinę dwunastą i oboje spojrzeli na jego tarczę. Jednak ich oczy od razu wychwyciły jeden drobny szczegół wiszący kilka metrów ponad ich głowami - jemiołę. Na twarzy Hermiony i Dracona zagościły delikatne uśmiechy, a dłonie mężczyzny przeniosły się na talię kasztanowłosej. Blondyn nie wiedział dlaczego robi to, co robi, ale sprawiało mu to niesamowitą przyjemność, a błysk w jego szarych oczach był tego najlepszym dowodem. Panna Granger również czuła się niesamowicie. Jeszcze nigdy nie była jednocześnie poddenerwowana i spokojna, a w jej brzuchu nigdy wcześniej nie latały przysłowiowe motyle. Czy tak właśnie działa magia świąt?
- Znasz tradycję, prawda Granger? - Hermiona zarumieniła się obficie na twarzy i ułożyła swoje dłonie na klatce piersiowej Dracona. Pod palcami mogła wyczuć przyspieszone bicie jego serca i nierówny oddech.
- Śmiesz twierdzić, że nie? - Uśmiech na twarzy Dracona rozszerzył się i pochylił się w kierunku ust Hermiony, tak że dzieliły ich jedynie milimetry.
- Więc teraz nie możesz ode mnie uciec. - Panna Granger jednak nie zamierzała uciekać. Wspięła się na palce i przylgnęła całym ciałem do blondyna, wpijając się w jego usta. Draco nie oponował, a wręcz przeciwnie, zagarnął kasztanowłosą w swoje ramiona i odwzajemnił pocałunek, który bynajmniej nie wyglądał już jak ten wynikający z tradycji. Hermiona wplotła swoje palce w platynowe włosy mężczyzny, który uniósł ją nad ziemię, trzymając pod pośladkami. Normalnie w takich okolicznościach panna Granger nigdy by do tego nie dopuściła, ale skoro pozwoliła Malfoy'owi się całować to mogła mu pozwolić na trzymanie ją w dosyć strategicznych miejscach jej ciała. Jej umysł chłonął każdą cząstkę mężczyzny od faktury ubrania po niesamowicie działający na jej zmysły zapach. Nigdy nie czuła się tak cudownie w ramionach żadnego mężczyzny. Miała wrażenie, jakby znała Dracona od zawsze. Dokładnie wiedziała jak ma się ustawić i w jakich miejscach go dotykać, aby sprawić przyjemność sobie, ale także i jemu. Malfoy dodatkowo nie był jak jej dotychczasowi mężczyźni. W tym pocałunku odkrył przed nią nową osobę kompletnie różną od tej, którą znała. Miał miękkie i delikatne usta, a całował ją w taki sposób, którego nie dało się opisać słowami. Draco również starał się czerpać z tej chwili jak najwięcej. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się przy żadnej kobiecie tak dobrze jak przy Hermionie. Była niesamowicie różna niż jego partnerki. Mógł ją trzymać w swoich objęciach przez resztę życia. Miała drobne, ale zaokrąglone w tych miejscach gdzie trzeba ciało, które badał skrzętnie przy pomocy swoich dłoni. Oczy o tak głębokim bursztynowym kolorze, że zatracił się w nich bez pamięci. Ale najbardziej niesamowite były jej usta. Pełne i słodkie, smakujące niczym zakazany owoc, który jemu dane było skosztować. Draco zapragnął mieć ją na zawsze przy sobie. Móc całować te wargi każdego dnia, poznawać ją i uczyć się jej na pamięć, co kocha, czego nienawidzi, co doprowadza ją do łez, a co czyni ją bezgranicznie szczęśliwą. Gdy zabrakło im obojgu tchu i oderwali się od siebie oboje mieli napuchnięte i czerwone wargi od pocałunków. Draco nie wypuścił Hermiony ze swoich objęć, a jedynie postawił ją z powrotem na podłodze i złapał za oba policzki, opierając się swoim czołem o jej. Kasztanowłosa dyszała ciężko próbując uspokoić nieco swój oddech, ale oprócz zamknięcia oczu nie była w stanie zmusić swojego ciała do niczego innego. Jak przez mgłę dochodził do niej cichy głos Malfoy'a.
- Nie wyjdziesz za Weasley'a, nie pozwolę ci na to. - Hermiona była jedynie w stanie pokiwać głową zanim Dracon ponownie sięgnął do jej ust. Całowali się zawzięcie nie zwracając nawet uwagi na to, że jeszcze przed paroma godzinami chcieli się nawzajem pozabijać. Kobieta splotła swoje palce z palcami mężczyzny i w tym momencie poczuła mocne szarpnięcie w okolicach pępka, a następnie jedyne co była w stanie zarejestrować to dłonie Malfoy'a pozbawiające ją kolejnych warstw odzieży i jej ręce próbujące się uporać z guzikami od jego koszuli.
25 grudnia rok później.
Hermiona biegła przez całe lotnisko co chwilę zerkając na zegarek na swojej dłoni. Jeśli się nie pospieszy nie zdąży na samolot i do Londynu na święta. Ale jak tu przemieszczać się z prędkością światła na wysokich obcasach i do tego szukając biletu w torebce? Kobieta zaklęła głośno, gdy zobaczyła, że zostało jej dziesięć minut do odlotu. Przecisnęła się między ludźmi w kolejkach, aby jak najszybciej dotrzeć do swojego stanowiska odlotów. Niemalże w ostatniej chwili dotarła do stewardessy i podała jej swój bilet. Kobieta sprawdziła szybko jej dokument tożsamości, a następnie wprowadziła na pokład samolotu. Hermiona poczuła jak zaczynają ją opuszczać wszelkie nerwy. Za oknem nie ma śnieżycy, zdążyła na samolot, a o godzinie 18.00 będzie lądować na lotnisku w Londynie. Brakowało jej tylko jednego. Stewardessa wskazała jej zarezerwowane na bilecie lotniczym miejsce przy oknie, a następnie odeszła uśmiechając się przy tym jeszcze w typowy obowiązkowy sposób. Hermiona ściągnęła swój płaszcz i usiadła w fotelu na przeciwko drugiego pasażera, którego nie było widać zza gazety.
- Spóźniła się pani, pani Malfoy. - Gazeta opadła a kasztanowłosa mogła w całej okazałości podziwiać szarmancki uśmiech na twarzy Dracona. Odwzajemniła mu się złośliwym uśmiechem i pochyliła nieco w jego stronę, opierając swoje ręce na jego kolanach.
- Malfoy'owie się nie spóźniają, ale inni przychodzą zbyt wcześnie. - Blondyn zaśmiał się krótko i jednym sprawnym ruchem posadził sobie kasztanowłosą na kolanach, a następnie wpił się w jej malinowe wargi. Hermiona zarzuciła mu ręce za szyję i przywarła do niego całym ciałem. Teraz wszystko było tak jak być powinno i wszystko znajdowało się na swoim miejscu, włącznie z obrączkami na ich prawych dłoniach.