poniedziałek, 23 lutego 2015

"Si tu ne m'aimes pas, je t'aime"


Opowiadanie ma dopiero Prolog i 2 rozdziały ,ale za to jakie ^^ Pierwszy raz spotkałąm sie z tak epickim opisem Dracona :D Opowiadanie jest humorystyczne :) Gorąco polecam ! :3

http://granger-i-malfoy.blogspot.com

Tytuł; " Si tu ne m'aimes pas, je t'aime"
Autor: Stokrotka
Czasy: Hogwart
Status: AKTUALNE

Fragment opowiadania : 

"... W Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart nie panowała pod żadnym względem dyskryminacja ze względu na urodę. O nie. Bez względu na to, czy ktoś był wyjątkowo nieprzyjemny dla oka, czy wręcz przeciwnie, traktowano go równorzędnie. No, chyba że różnica polegała też na czystości krwi. Tutaj sprawa jest cięższa. Albo na umiejętnościach magicznych. Chociaż to już nieco mniej. Jednakże wygląd nie miał na to wpływu. Do pewnego czasu.
Wiadomo, ładna buzia to nie wszystko. Każde dziecko to wie, każdy zna to powiedzenie. Ale osoba która je wymyśliła nigdy na swojej drodze nie spotkała pewnego szóstorocznego ucznia z domu Slytherin. Czy można jednocześnie posiadać urodę cherubinów i okrutny, bezlitosny charakter demonów z czeluści piekieł? Jak widać można.
Za Draco Malfoyem oglądał się każdy. Każdy znaczy każdy. Nawet najbardziej męski facet z awersją do wszelkich zachowań homoseksualnych. Nawet zwierzęta. Nawet duchy i obrazy. A nawet Filch.
Włosy koloru śniegu, w świetle świec nabierały srebrzystego blasku, formując wokół jego głowy błyszczącą anielską aureolę która rzucała cień na jego idealną niczym rzeźba twarz. Rozwichrzona grzywka opadała na czoło a pojedyncze kosmyki osłaniały jego oczy co nadawało mu łobuzerski wygląd. Choć i oczu pozazdrościć mógłby mu sam Archanioł Gabriel.  W jasnobłękitnych niczym dwa kawałki oszlifowanego kamienia księżycowego tęczówkach gościł nieziemski blask. Tak idealnie wykrojonych kości policzkowych i szczęki odtworzyć nie byłby w stanie najzdolniejszy rzeźbiarz czy malarz. Jedynie fotograf uprzywilejowany był by uwiecznić jego urodę. Chociaż żadne ZDJĘCIE nie oddawało aury która biła od Draco Malfoya. Jedyne czym różnił się od bogatych opisów najpiękniejszych mężczyzn ze sztuk antycznych były jego mięśnie. Nie chodzi tu o to, że był chuderlawy czy gruby, co to to nie. Ale nie wyglądał też jak muskularny Herkules, o bicepsie którego średnica mogła być porównywalna do średnicy koła przeciętnego samochodu. Ciało Dracona było męskie, choć chłopięce. W końcu był sportowcem.
I jak tu nie zakochać się w tak urodziwym młodym człowieku? Każdy lubi popatrzeć na dzieło sztuki, którym Draco ewidentnie jest. Ale ten boski Ślizgon był jak antyczna Puszka Pandory. Z zewnątrz zachwycająca, w środku pełna okropności i zsyłająca na ludzkość nieszczęście. Tak to już jest. Gdy cały cykl stworzenia poświęca się na szlifowanie swojej urody, to nie starcza już czasu na uciułanie odrobiny moralności, dobroci, szczerości czy innych cech charakteryzujących człowieka przyzwoitego. Choć nie można mu odmówić talentu magicznego czy inteligencji. Och, oczywiście. Jeszcze jednej rzeczy nie można mu odmówić. Talentu do uwodzenia każdej żyjącej istoty na ziemi. Hmm, z nieżyjącymi też daje sobie radę. I jak tu się uchronić?
Idąc korytarzem Draco zastanawiał się co ma ze sobą zrobić. Było już po zajęciach, więc w zasadzie mógłby wrócić do lochów. Z tymże w lochach jest nudno. A czymś czego Draco nie lubi najbardziej jest właśnie nuda. Nie miał też, o dziwo, ochoty na rozglądanie się za jakąś dziewczyną która mogłaby mu umilić humor. Wszystkie były takie same. Najpierw nie mogły wydusić z siebie żadnego słowa, gdy zorientowały się że to do nich mówi. Potem przez kilka godzin nie mogły spuścić z niego wzroku, żeby nacieszyć się możliwością tak bliskiego kontaktu z bożyszczem nastolatek. Bo co jak co, ale Draco miał opinię dość…niestałego w uczuciach młodego człowieka. I każdy o tym wiedział. Jednak każda, nawet potencjalnie najporządniejsza dziewczyna była w stanie zaoferować mu wszystko czego tylko zapragnął, byleby spędził z nimi trochę czasu. Mimo, że wiedziały iż trochę znaczy jeden, góra dwa dni.
Kontemplując możliwości na spędzenie reszty tego pięknego jesiennego popołudnia nie patrzył na to jak idzie. No bo i po co? Przecież każdy ustępował mu drogi. Draco, jak jego imię na to wskazuje, był drażliwy jak smok. Jego gniew i zemsta która spadłaby na nieszczęśnika psującego mu humor mogły były wyjątkowo okrutne. Ślizgońsko okrutne, a to nie byle jaki przymiotnik. A przecież dzisiaj jego włosy układały się wyjątkowo dobrze! To znaczy, zawsze wyglądały perfekcyjnie, ale tego dnia przeszły już same siebie. Nieprzyjemnym stałby się niepotrzebny kontakt z osobą która mogłaby mu tę fryzurę zniszczyć. Nie przewidział jednak, ze są ludzie którzy nie patrzą jak idą, tak jak on.
Nagle Książe Slytherinu poczuł gwałtowne uderzenie w klatkę piersiową. Zanim zdążył ZAREJESTROWAĆ co się dzieje sufit przechylał się i nagle znajdował się dokładnie naprzeciwko jego wzroku. Raptowny ból w czaszce i łopatkach uświadomił mu że to nie sufit zmienił położenie, ale on, w swojej arystokratycznej dumie dotknął boskim ciałem podłogi. Obrzydlistwo.
-Co do cholery jasnej! – syknął głośno unosząc się na łokciach
Gdy spostrzegł leżące naprzeciwko niego ciało przykryte stertą opasłych tomiszczy natychmiast zrozumiał co się wydarzyło, wyciągnął odpowiednie wnioski i zamierzał przystąpić do ataku gdy stłumiony damski jęk wydobył się spod woluminów.
- Normalny jesteś Malfoy?! Nie widzisz że ludzie idą? – warknęła poszkodowana
No jasne. Kto inny mógł nieść tyle książek że nie widział nawet drogi przed sobą? Tylko mała przyjaciółeczka Pottera, kujonkaGranger.
- Ludzi? Nie, widzę tylko szlamę z zaburzeniami koordynacji. Od tych książek ewidentnie oślepłaś – odciął się zimnym głosem
W tym czasie wstał, nie chcąc więcej przedłużać nieprzyjemnego i nieplanowanego kontaktu z powierzchnią płaską (która została wcześniej dotykana przez setki butów pospolitych uczniów. Dotykana przez buty Puchonów! BLEEE!) i poprawił szatę. Gryfonka nie odpowiedziała na jego złośliwy komentarz tylko burcząc pod nosem przeróżnego rodzaju klątwy (a znała ich przecież bardzo wiele) zabrała się do zbierania porozrzucanych po korytarzu książek. Na oko było ich z dwanaście. Draco widząc to uniósł brew góry i uśmiechnął się kpiąco w stronę dziewczyny.
- Zakładasz własną bibliotekę Granger? A może pozostałym członkom Drużyny Marzeń znudziło się słuchanie Twojego wymądrzania i teraz nie wiesz co ze sobą zrobić? – parsknął śmiechem zakładając ręce na piersi i opierając się bokiem o ścianę. Hermiona zerknęła na niego spode łba, cała czerwona z nerwów.
- Tleniony ślizgoński wypłosz – mruknęła pod nosem. Draco miał tak znakomity humor widząc klęczącą na ziemi, rozgorączkowaną Hermionę, że ta uwaga nawet go rozśmieszyła. Podniósł książkę leżącą u jego stóp, ostatnią której Gryfonka nie zdążyła zebrać i ukucnął naprzeciwko niej wystawiając w jej stronę cenną pięciokilogramową cegłę o tytule „Metody numerologiczne dla średniozaawansowanych”.
- To naturalny blond – odpowiedział cicho uśmiechając się uroczo a jego oczy zaświeciły się z rozbawienia.
Hermiona przymknęła powieki i wydęła usta w geście irytacji. Podnosząc się wyrwała z jego rąk książkę i ruszyła przed siebie.
- Następnym razem uważaj jak chodzisz, bo mogę nie być już taki milutki – krzyknął w jej stronę ale ona nawet się nie odwróciła
Bezczelna arystokratyczna tchórzofretka pomyślała pewna bujnowłosa Gryfonka.


Cholerna brundnokrwista kujonka pomyślał pewien zabójczo przystojny Ślizgon..."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz