środa, 26 listopada 2014

"Oswoić" znaczy "zacieśnić więzy"

Bardzo fajne opowiadanie :) Czytałam po raz pierwszy :)
Opowiadanie bd dodawała w częściach ponieważ blog tej autorki jest już usunięty ;(
Bd wrzucała po 5 rozdziałów ;)

Tytuł: "Oswoić" znaczy "zacieśnić więzy"
Autor: Astre
Czasy: dorosłe życie
Status: ZAKOŃCZONE

CZĘŚĆ I

Odcinek 1
Obudziły mnie delikatne promienie słońca, wpadające przez okno mojej sypialni.
Wczoraj wróciłam zbyt skonana, aby nawet zaciągnąć zasłony. Mrużąc powieki,
spojrzałam na wskazówki budzika. Miałam jeszcze pół godziny, zanim ten krzykacz
zacznie wrzeszczeć. Pomimo to, wstałam. Przynajmniej będę mieć czas zjeść
spokojne śniadanie przed kolejnym pracowitym dnie w Ministerstwie Magii i
Czarodziejstwa. Jestem szefową Biura Administracji i Zarządzania Ministerstwem.
Czym się zajmuje?? W skrócie wszystkim. Nadzoruję pracę innych departamentów.
Dostałam ta posadę jak tylko zrezygnowałam z bycia asystentka Ministra Magii i
Czarodziejstwa Alana Spencera, choć jak mówili niektórzy złośliwym „Ministrem
Cieniem”. Osobiście wolałam określenie „Prawa Ręka”. Zrezygnowałam, a właściwie
poprosiłam o przeniesienie rok temu, kiedy moje życie osobiste legło w gruzach.
Minął już ponad rok, tyle nocy oddzielnie…
-Au!!- mój kotek, właściwie kuguchar Selim, postanowił bezpardonowo przerwać
moje rozmyślenie, poprzez potraktowanie mojej nogi jak drapaczki. Chyba nie tylko
ja nie mam ochoty już spać.
Selima dostałam od Rony na moje 20 urodziny. Jako, że jest kugucharem to bardzo
inteligentne stworzenie. Ma śliczne rude futerko prawie jak włosy Rona i duże
złocisto- brązowe oczy. Cóż, tylko on pozostał mi po 5 letnim związku z Ronaldem.
-Na czary Merlina!!
Selim raczej, nie pozwoli mi spóźnić się do pracy. Choć jesteś nadzwyczaj mądry to
chyba nie zna się na zegarze…
***
-Witaj Hermina!- wesoło przywitał mnie przy windzie Charles, kolega z
departamentu transportu, pracujemy na tym samym piętrze. Co wcale nie oznacza,
że często możemy tak na siebie wpadać.
-O, cześć!- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Znów zamyślona?- spytał raczej retorycznie- Na szóste?
-Oczywiście.
Zawsze mnie korci, żeby wcisnąć guzik na drugie piętro, bo tam znajduję się
Kwatera główna aurorów, i sprawdzić, co tam u Harrego i Rona. Nie wspomniałam
jeszcze jak potoczyły się losy naszej trójki po ukończeniu Hogwartu i pokonaniu
Voldemorta. Chłopcy ukończyli Uniwersytet Aurorski i zajęli się właśnie tym. Sama
zaraz po szkole, dzięki wspaniałym wynikom, miałam zagwarantowany staż w
Urzędzie Prawa Czarodziejów. Byłam pewna, że to właśnie miejsce dla mnie. Moim
opiekunem na stażu był Alan Spencer, późniejszy Minister Magii. Ale o tym, że
stałam się jego „prawą ręką” pisałam na początku.
-Gdziekolwiek zawędrowałaś myślami, to wróć i wysiądź z windy, bo to nasze piętro.
– zwrócił się do mnie z pobłażliwym uśmiechem Charles.
Zarumieniłam się na to. Niezła ze mnie gapa.
Idąc korytarzem do swoich gabinetów gawędziła sobie z Charlesem, kiedy niczym
tornado wpadł na nas mężczyzna. Prawie upadliśmy.
-Jak leziesz?! – krzyknął mój kolega, ale nie spotkało się to z żadną reakcją.
Spojrzałam do tyłu i nie mogłam uwierzyć, kogo zobaczyłam. Doskonale znałam to
„tornado”.


Odcinek 2
Draco Malfoy !- huczało mi w głowie- Malfoy, najgorszy ze Ślizgonów!
Te wredne i pełne lekceważenia spojrzenie lodowatych oczu i platynową fryzurkę
poznałabym wszędzie. To on wpadł na mnie i Charlesa na korytarzu. Co on tu robił?
Prędzej spodziewałabym się go ujrzeć w Azkabanie niż tutaj. Co gorsza, na jego
piersi nie wisiała przepustka a identyfikator! Więc musi tutaj pracować! Tylko, w
którym z departamentów i jako kto?! I dlaczego do tej pory go nie spotkałam?!
Zrobiłam kilka kilometrów chodząc po moim gabinecie, zastanawiając się, czego ten
były śmierciożerca tutaj szuka. W gruncie rzeczy to nie miałam pojęcia, co się z nim
działo przez ostatnie lata. Po tym jak Harry uratował mu życie, podobno zmienił się.
Jakoś nie dawałam temu wiary, później nie myślałam o nim. Nawet wspominając
czasy szkolne. Z jego strony nie spotkało mnie nic dobrego, toteż nie mam zamiaru
rozpamiętywać tych przykrych sytuacji.
By dowiedzieć się czegoś więcej, wezwałam Lorelei z Działu Kadr, jedyną osobę w
ministerstwie, a wręcz w całym świecie czarodziei, która orientuje się, kto tutaj
pracuje.
-Dzień dobry Hermiona!- przywitała mnie wchodząc.- Jeżeli nie masz zamiaru
omawiać mojej podwyżki lub jakieś premii, to nie mam zbyt wiele czasu.
Rozsiadła się w fotelu naprzeciw mojego biurka. Tylko Lorelei potrafiłaby,
powiedzieć taki żarcik, bądź, co bądź do swojego zwierzchnika. Znam ją bardzo
dobrze, gdyż razem odbywałyśmy staż.
-Płacą ci tak niewiele?- posłałam jej serdeczny uśmiech.
-Nie, tylko widziałam na Pokątnej śliczną suknię.
Zaczęłyśmy się śmiać.
- Właściwie, to, po co mnie tutaj zaprosiłaś?
-Draco Malfoy, mówi ci to coś?
-A, ten.- na twarzy pojawił się widoczny grymas.- Wredny i antypatyczny
zarozumialec.
Widać, że Malfoy robi na każdej napotkanej osobie miłe wrażenie- pomyślałam.
-Tak, ten. Jesteś szefowa kadr, więc powiedz mi, co on tu robi.
-Pracuje w Departamencie Współpracy Czarodziejów.
-A, z kim on może tam współpracować?! Rozprawiliśmy się ze wszystkimi
niedobitkami Voldemorta!
Lorelei zdziwiło moje wzburzenie:
-Znasz go?
-Poniekąd.
Nie chciałam wdawać się w szczegóły mojej znajomości z tym kretynem.
Wrodzony takt i profesjonalizm mojej koleżanki, spowodował, że nie pytała o nic
więcej.
-Przyślę ci jego akta.
-Dziękuje.
Lorelei wychodząc wpuściła dwa papierowy samolocik, wiadomości wewnętrzne.
Pierwsza dotyczyła kolegium Biura Aurorów, które zostało odwołane. Liczyłam, że
zobaczę się z Harrym. Drugi samolocik był właśnie od niego. On i Ginny zapraszali
mnie jutro do siebie na kolację. Niestety nie będę mogła odwiedzić państwa Potter,
mam za dużo pracy.
Kiedy odpisywałam odpowiedź do Harrego (swoja droga, to nie powinniśmy używać
samolotów do wiadomości prywatnych), na moim biurku pojawiły się akta Malfoya.
Była to dość obszerna lektura. Postanowiłam ją tylko przekartkować. Hogwart
ukończył z wynikiem niewiele gorszym od mojego (same wybitne prócz Obrony
Przed Czarną Magią, Astronomii i Wróżbiarstwa, otrzymał powyżej oczekiwań).
Umiejętności: oklumencja, legilimencja, perfekcyjna znajomość języka francuskiego
i rosyjskiego… Ciekawi mnie jednak, co działo się z nim po szkole. Przewróciłam
szybko kilka kartek. Nie! Nie wierze! Został oczyszczony przez Wizengamot z
wszelkich zarzutów dotyczących współpracy z Voldemortem ze względu na młody
wiek i późniejszą współpracę z aurorami! Ale to nie wszystko! Malfoy ukończył
Uniwersytet Aurorski! Jakim cudem?! Pomimo decyzji Wezengamotu był przecież
śmierciożercą!
Chwileczkę, tu jest jakaś adnotacja tylko dla upoważnionych do wglądu do
najtajniejszych informacji. Stuknęłam w akta różdżką, w końcu, jako Szefowa Biura
Administracji i Zarządzania Ministerstwem Magii mogę mieć dostęp nawet do
rzeczy z Departamentu Tajemnic. Spojrzałam na pojawiające się zdanie i
pomyślałam, że śnię i mój budzik mnie zaraz obudzi...
„Przyjęty za specjalnym stawiennictwem Harrego Jamesa Pottera.”
Mogę zrozumieć, że koniec końców cała rodzinka Malfoyów nie okazała się zła do
szpiku kości, Narcyza skłamała dla Harrego, ryzykując tym własne życie, ale coś
takiego? Draco Malfoy aurorem? Nerwowo przekładałam następne strony.
Niemożliwe, by teraz pracował z Ronem i Harrym… Malfoy nie został nim. Uff…
Ukończył Uniwersytet z bardzo dobrym wynikiem, ale nie rozpoczął pracy aurora
Zatrudnił się w ministerstwie pierw w Kwaterze Głównej Aurorów, jednak na krótko
tylko na 3 miesiące, potem przeniósł się Międzynarodowej Komisji Handlu
Magicznego zabawił tam tylko 5 tygodni, skąd trafił na placówkę dyplomatycznohandlową
we Francji, podlegającą Departamentowi Transportu, a po roku wrócił
tutaj do Departamentu Współpracy Czarodziejów, jako Młodszy Konsultant…
Nie potrafiłam opanować salwy śmiechu! Młodszy Konsultant! Znaczy to tyle, że
wielki, wspaniały, czysto- krwisty pan Dracon Malfoy zajmuje się parzeniem kawy i
przekładaniem papierków! Prawie się popłakałam! Malfoy zwykłą sekretarką!
Pewnie, gdy na mnie wpadł szukał jakiś akt dla kogoś. Hahaha!!!
***
Siedzę sama przy stole, moim jedynym towarzyszem jest kieliszek Martini.
Najchętniej wyszłaby z tego durnego bankietu, przecież to tylko kolejny z wielu, na
jakie jestem zapraszana z powodu swojej pozycji w ministerstwie. Denerwują mnie
wszystkie te koleżanki czy lizusy, które co chwilę tu podchodzą, by jakoś mnie
rozweselić. Co mnie tak zasmuciło? Ron właśnie przed sekundą wyszedł, bo stęsknił
się za żoną i nie chciał jej zbyt długo zostawiać z niemowlęciem. Jaki
odpowiedzialny i opiekuńczy ojciec… Chyba przyszedł czas, aby wyjaśnić, co zaszło
miedzy nami. Nim zacznę muszę jednak wziąć porządny łyk…
Zakochałam się w Ronaldzie w trzeciej klasie. Do dziś wściekam się jak
przypomnę sobie jak chodził z Lavender. Po ukończeniu Hogwartu układało nam się
świetnie. Realizowałam się zawodowo, on uczył się na Uniwersytecie Aurorskim.
Kiedy był na drugim roku zaręczyliśmy i zamieszkaliśmy razem. Początki to typowe
pierwsze lata cukrowe. Nie przeszkadzały mi wady Rona, znałam go przecież bardzo
dobrze. Zaczęło między nami zgrzytać, gdy został aurorem. Jako asystentka ministra
bardzo dużo podróżowałam i miałam mnóstwo pracy. Ronowi niespodziewanie
zaczęło to przeszkadzać, co było powodem naszych ciągłych kłótni. Naciskał na
ślub, skoro od zaręczył minęły już 2 lata. Rozmijaliśmy się. Uważałam, że mamy
jeszcze czas na wszystko na wesele i dziecko… Po jednej z awantur Ron wyprowadził
się. Nie przejęłam się tym, stwierdziłam, ze może potrzebujemy chwilę od siebie
odetchnąć. Oddałam mu nawet pierścionek jak podczas każdego zatargu. Nie
brałam tej sytuacji na poważnie. Byłam przekonana, że jeszcze do siebie wrócimy…
Złożyło się, że zaraz po wyprowadzce miał wraz z Harrym misje do wykonania w
Europie wschodniej. Minął ledwo miesiąc, od naszego zerwania, a on pocieszył się,
przepraszam, zakochał się w Litwince imieniem Lena. Po kolejnym była już jego
żoną. Nawet tańcząc na ich wesele do końca nie docierało do mnie, że on mnie już
nie kocha. Prawdziwy szok przeżyłam, kiedy urodziło mu się dziecko… Wtedy
zdałam sobie sprawę, co straciłam. Ale, gdybym mogła cofnąć czas nie wiem, co bym
zrobiła…
Zabijcie mnie za to, że mam 23 lata i nie jestem gotowa na małżeństwo!
Ukamienujcie, że uważałam, ze dziecko to wspólna decyzja i Ron nie powinien
uzależniać od tego naszego związku… A jednak boli. Tylko kieliszek kolejnego
drinka uśmierzy na chwilę mój ból. Tym razem wezmę coś różowego, w końcu to
fajny kolor.
Ledwo chwaciłam napój z lewitującej tacy, a jak wszyscy musiałam podejść i
wysłuchać przemówienia ministra. Wiedziałam, jakie będzie, gdyż jak zwykle
zostałam posadzona przy stole z ministrem i jego żoną. Alan nadal traktuje mnie
momentami jak swojego zastępcę, więc musiałam go wysłuchać jeszcze „przed
premierą”. Nie można było zaprzeczyć, że Alan Spencer to jeden z najlepszych
mówców i głowa ministerstwa w historii.
***
Rozległy się oklaski po doskonałym przemówieniu i podziękowaniach.
-Wyładniałaś- usłyszałam szept za sobą.
Poznałam ten głos.
-Dziękuje, ty się natomiast w ogóle nie zmieniłeś.- nie miałam zamiaru nawet się
odwracać.
-Skąd wiesz? Nawet na mnie spojrzałaś.- westchnął
Odwróciłam się i od razu posłałam mu piorunujące spojrzenie:
-Cóż, Malfoy nadal jesteś chamem i całkiem niedawno wpadłeś na mnie na
korytarzu i nie raczyłeś nawet przeprosić.
-Przeprosić? Ciebie?
Nie wiem, co mnie bardziej drażniło, jego ironiczny uśmieszek czy woda kolońska.
-Szkoda mi czasu na pogawędkę z Tobą, młodszym konsultantem.- fuknęłam
wyniośle.
Miałam zamiar obrócić się na pięcie i odejść, ciesząc się z wygranej potyczki
słownej, gdyby nie…
-Hermiona!- usłyszałam głos Alana.
-Wspaniałe przemówienie ministrze- wymusiłam na sobie uśmiech.
-Błagam, powiedz mu, że nie było słychać jego zająknięcia, bo mnie zamęczy.-
odezwała się Stacey, żona Alana.- I dziecko, od kiedy ty się do niego zwracasz
personaliami?- zaśmiała się.
Cóż, właściwie to tylko na oficjalnych spotkaniach, ale wkońcu jesteśmy na
bankiecie- odpowiedziałam tylko w myślach.
-Miło nareszcie widzieć ciebie u boku jakiegoś młodzieńca- uśmiechnął się Alan.-
Już od dawna powtarzam, że powinnaś znaleźć sobie narzeczonego Zechcesz nas
sobie przedstawić?
Państwo Spencer nie mieli własnych dzieci, dlatego czasem zachowywali się jakbym
to ja była ich ukochaną córeczką. Jednak na tą uwagę o narzeczonym aż zrobiło mi
się gorąco ze złości. Malfoy posłał w moją stronę swój firmowy wredny uśmieszek.
-To tylko-mocno zaakcentowałam to słowo- mój kolega z szkolnych lat, Dracon
Malfoy.
Minister zmarszczył brwi słysząc jego nazwisko, które nie cieszyło się najlepsza
sławą.
-Czy się zajmujesz Draconie?- zapytał.
-Pracuję w ministerstwie, w Departamencie Współpracy Czarodziejów.-
odpowiedział bardzo zadowolony z tej pogawędki z tak ważną osobą.
-Bo muszę wiedzieć, czy jesteś odpowiedni dla Hermiony, bo ona jest taka zdolna…
-Alan!- szturchnęła męża Stacey, widząc moja minę wykrzywioną w grymasie.- Nie
męcz ich! Wybaczcie on bywa nadopiekuńczy.
-To tylko mój kolega!- syknęłam- Zresztą pracuje, jako młodszy konsultant- wypiłam
całą zawartość mojego kieliszka.
Wziąć mnie i Malfoya za parę! Dobre sobie! Te tortury trwałyby jeszcze długo, gdyby
któryś z gości nie zawołał ministerską parę do toastu.
-Nie masz już nic do picia.- odezwał się do mnie ten blond-idiota.
-Spostrzegawczy jesteś. Powinieneś się cieszyć, ze dzięki mnie poznałeś tak ważną
osobę, jednak gdybym miała postać tu z tobą dłużej musiałabym wypić całą butelkę
wina.
-Cieszę się, dlatego przyniosę ci coś do picia z wdzięczności.
-Tylko się do mnie nie przyczepiaj, już cię nikomu nie przedstawię- mówiąc to
czułam, że zaczyna mi szumieć w głowie.
-Do ciebie? W życiu!- prychnął blondyn, ale stuknęliśmy się kieliszkami...



Odcinek 3
Śmiech, który zdawał się nieść po całym domu.
Nasze drobne kroki, przerywane pocałunkami…
Wszystko wydaję mi się irracjonalne. Otworzyłam drzwi mojej sypialni, lekko
musnęłam jego usta… Powoli, prawie na oślep posuwaliśmy się w stronę łóżka, opętani
pocałunkami. Moje ciało było rozpalone, kiedy ułożył mnie na chłodnej pościeli.
Zrzucił z siebie niepotrzebne okrycie. Przyciągnęłam go do siebie, w tym dziwnym
amoku. Czułam jego ciepły oddech na mojej skórze. Delikatny dotyk jego dłoni,
przesuwających się po mnie, który wprawiał we drżenie. Spojrzałam w jego zimne
oczy, ledwo widoczne w blasku księżyca, który zaglądał przez okno…
***
Obudził mnie niewiarygodny ból głowy, nie wiele gorszy od Cruciatusa. No,
może przesadziłam. Ale pragnienie też było nie do zniesienia. Otworzyłam oczy i
zobaczyłam leżącego obok mnie Malfoya! Dokładnie jego nagie plecy i profil. Sama
też byłam kompletnie naga! Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka, właściwie, to z niego
spadłam zaplątując się w prześcieradło. Jednak to nie zmąciło snu Malfoya.
Wszelkie wyżej opisane odczucia przeszły mi w jednej sekundzie. Rozejrzałam się
wkoło, byłam we własnej sypialni. Uff… Czułam się niezręcznie, gorzej chyba byłoby,
gdybym leżała w u niego w domu. Jeszcze raz spojrzałam na tego osobnika w moim
łóżku. Niezaprzeczalnie to był Malfoy. Lekko potrząsnęłam jego ramieniem, ale
wydał z siebie tylko jakiś pomruk. Na paluszkach udałam się do łazienki. Usiadłam
na szafce z ręcznikami. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że doskonale wiem, co
się stało i wszystko pamiętam. Dlaczego po takiej ilości alkoholu nie mogłam dostać
jakiejś amnezji?!Próbowałam znaleźć jakieś sensowne wyjście z tej kłopotliwej
sytuacji, ale przecież nie obudzę tego kretyna i nie przyniosę mu śniadania do łóżka!
Wątpię, żeby Malfoy po przebudzeniu chciał chociażby ze mną pogadać. Będzie
bardziej zdziwiony tym zajściem niż ja. Pewnie wyjdzie bez słowa.
Wzięłam prysznic, by jakoś zmyć z siebie Malfoya… znaczy jego zapach! Znaczy
zapach jego perfum… Musiałam się ubrać, ale trochę potrwało nim zdecydowałam
się wejść do własnej sypialni.
-Hermiona weź się w garść! Jego już tam nie ma!- powiedziałam do siebie.
Ku mojemu zdziwieniu Malfoy tam był, nawet się obudził. Wcale nie wyglądał, żeby
szykował się do szybkiego wyjścia. Miał już na obie wczorajszy smoking, siedział na
łóżku rozglądając się na boki.
-Cześć- przywitał mnie chłodnym tonem.
Raczej nie był skrępowany, a ja nadal byłam w szoku. Starałam się nie okazywać
mojego zażenowania:
-Co tu jeszcze robisz?- spytałam jak najpewniej potrafiłam, choć głos mi zadrżał.
-Szukam mojej różdżki- jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
Zaczęłam się rozglądać. Chciałam, żeby już sobie poszedł. On wciąż siedział jakby
nigdy nic na łóżku. Pewnie nie pierwszy raz zdarzyła mu się taka przygoda na jedną
noc.
-Mam- mruknęłam, kiedy podnosiłam jego różdżkę z podłogi.
Na domiar złego była obok mojej bielizny, myślałam, że gorzej już być nie może a
jednak. Podałam mu ten patyk. Jakby nie mógł użyć zaklęcia niewerbalnego na
przywołanie tego badyla. Na pewno zrobił to specjalnie, by mnie jeszcze bardziej
upokorzyć.
-Masz!- fuknęłam, podając mu jego własność.
-Ładnie ci w tym różowym ręczniczku Granger.- zbliżył się do mnie bardzo blisko za
blisko...- Pewnie taka szlama jak ty powinna być niewyobrażalnie szczęśliwa mogąc
spędzić noc z kimś taki jak ja…
Chciałam walnąć go w twarz, ale był szybszy:
-Nie ładnie- szepnął, trzymając mnie za przegub.
-Wynoś się!- warknęłam przez zęby.
Po chwili się teleportował. Miał szczęście, że nie miałam różdżki, inaczej
potraktowałabym go którymś zaklęciem niewybaczalnym.
***
Całą sobotę spędziłam praktycznie pod prysznicem albo w wannie. Jakby to
mogło zmyć ze mnie wspomnienia poprzedniej nocy. Niedziele spędziłam nad
papierkami, starając się „o tym” nie myśleć. Choć nie wiem jak to nazwać wypadek,
głupota?? W życiu nie odczuwałam takiej niechęci przed pójściem do pracy. Dopiero
poniedziałkowy poranek przyniósł mi swego rodzaju olśnienie. Nie był to mój
pierwszy raz. Przed „tym” spałam jedynie z Ronem. Jednak niestety stało się, zdarza
się. Nie ja pierwsza popełniłam taki błąd (może to dobre określenie) wypijając zbyt
dużo wina. Moralny kac powoli ustępował. Przecież ministerstwo jest ogromne,
pracował tam już trochę czasu i spotkałam go tylko raz, więc jest nieduże
prawdopodobieństwo, że wpadnę na niego w najbliższym czasie. Liczę na to, ze
niedługo będę się z tego śmiać. Z takim oto nastawieniem pojawiłam się w pracy.
Niestety, jak to bywa z moim szczęściem, czy jak to woli głupim poczuciu
humoru przeznaczenia, w recepcji natknęłam się na Malfoya. Flirtował w najlepsze z
recepcjonistką. Próbowałam się opanować, ale na jego widok zrobiłam się czerwona
jak cegła. Jakby tego było mało, zauważył to, w typowy dla niego ironiczny sposób
uśmiechnął się do mnie. Z trzaśnięciem zamknęłam drzwi swojego gabinetu. Nie
miałam zamiaru z niego ruszać przynajmniej przez najbliższą dekadę, a
przynajmniej do wieczora, kiedy wszyscy już wyjdą.
Ledwo usłyszałam pukanie, a Lorelei już wparowała do mnie i rozsiadła się w fotelu.
-Witaj kochaniutka, nie oddałaś jeszcze akt Malfoya- od razu ujawniła powód swej
wizyty.
-Proszę- podałam je z wstrętem.
-Tak szybko? Myślałam, ze może gdzieś je zapodziałaś i będziesz musiała ich
poszukać, a ja w tym czasie wypije kawę i się trochę poobijam- uśmiechła się
niewinnie.
-To, na jaką masz ochotę? Z mlekiem i 2 łyżeczkami cukru jak zawsze?-
zaproponowałam, siląc się na uśmiech.
-Doskonale pamiętasz.
Samolocik wyślizgnął się pod drzwiami, a moja sekretarka już po minucie przysłała
nam 2 kawy.
-Wyglądasz jakby coś cię gryzło.- Lorelei powoli mieszała łyżeczką w filiżance.
-Nie mam dziś najlepszego nastroju.
-Przez Draco?
-Co?!- zakrztusiłam się kawą.
Czyżby wszyscy wiedzieli o mojej nocy z nim?! Właściwie to możliwe, żeby ten pajac
wszystkim to rozgadał tylko po to, by mnie upokorzyć! Znów czułam, że moja twarz
zmienia kolor na szkarłatnie czerwony.
-Hermiona, to notoryczny podrywacz, nie zakochuj się w nim.- moja koleżanka
patrzała na mnie wzrokiem jakby tłumaczyła małemu dziecko, że nie wolno jeść
niedojrzałych owoców.
-Żartujesz?! Ja i Malfoy?! My się nienawidzimy, od zawsze!!!- krzyknęłam.
Właściwie to od Hogwartu, ale nie ważne.
-Widziałam was na bankiecie. Jakoś nie było miedzy wami niechęci, gdy
przytulaliście czy całowaliście się. Słyszałam jeszcze, co mówił minister…
-Co mówił?!- spoglądałam błagalnym wzrokiem.
-Właściwie to słyszałam tylko jego rozmowę z szefem Drocona, wiesz tym
przystojnym…
-Tak, wiem, którym Lorelei…- wolę nie myśleć, co Alan nagadał.
-Ależ ty niecierpliwa- upiła łyczek- Pan Minister pytał się, jaki jest jego przyszły zięć
i te akta chyba są dla niego…
Rozumiem, ze Alan traktuję mnie jak córkę, a jego właściwie też jak ojca. On i
Stacey pomogli mi się pozbierać po śmierci moich rodziców 2 lata temu, ale to już
przegięcie! Nie pozostało mi nic jak tylko schować się w mysiej dziurze…
-Hermiona, co ci jest? – spytała z troską Lorelei, gdy moja głowa spoczęła na blacie
biurka.
-Możesz mnie zabić? – zapytałam, głosem, który zdradzał, że jestem kompletnie
załamana.
-Hermi, zakochałaś się w tym palancie?
-Nie! – nadal nos miałam wbity w blat biurka.
-Między wami coś zaszło?
-No…- sama nie wiem, dlaczego się przyznałam.
-Nie przejmuj się to się czasem zdarza między ludźmi. To nic takiego- powiedziała
niefrasobliwie.
-Bardzo odkrywcze, próbuje to sobie wmówić od soboty.
Jej słowa miały jednak jakąś magiczną moc, bo podniosłam głowę.
-Wiesz, on jest bardzo przystojny, na jedna noc, gdybym nie była mężatką…-
zażartowała niewinnie.
Po czym zaczęłyśmy się śmiać. Lorelei miała rację, zdarza się.
Wiem, mogłam sobie darować pierwszy akapit, ale mam taki nastrój przez
śpiewanie z A. piosenki „Je T'aime... Moi Non Plus”. Zrobiło się romantycznie…


Odcinek 4
Wizyta Państwa Potter
Odkładałam wizytę u Państwa Potter dobry miesiąc. Ostatnio byłam naprawdę
zapracowana. Jednak po wysłaniu 3 zaproszeń, w których Harry zapewniał mnie, że
nie spotkam się z Ronem, musiałam znaleźć wolny wieczór. Nie mam problemu,
jeśli chodzi o spotkania z Ronem czy nawet z jego żoną i córeczką. Jak dla mnie to
możemy sie spotykać wszyscy razem. Tylko Harry i Ginny coś sobie ubzdurali. To
wcale nie jest dal mnie trudne czy krępujące!
Siedziałam w salonie śmiejąc się w najlepsze z tego jak Ginny próbowała zaciągnąć
dzieciaki do łazienki, by przed kolacją umyły ręce. Takie gonitwy wokół foteli i
przechodzenie pod stołem nie były niczym nadzwyczajnym w tym domu. Zarówno
James i Ted, nazywany przez wszystkich pieszczotliwie Teddym, to żywe srebra.
Harry ożenił się z Ginnevrą zaraz, kiedy ta skończyła szkołę. Wspaniałe małżeństwo
zawarte z wielkiej miłości. No, może gdyby nie to, że jak Harry chciał najszybciej
zająć się synem Tonks i Remusa odczekaliby kilka lat. Ale nikt z nas nie mógł
patrzeć jak syn naszych przyjaciół traktowany jest jak paczka wśród dalszej rodziny
Nimfadory, którzy te małe dzieciątko mieli za nic, skoro jego babka została wyklęta
z rodziny. Potterowie kochają go jak własne dziecko, ich rodzony syn James, nie
może narzekać na brak kompana do zabawy. Ted coraz bardziej przypomina
Lupina, choć odziedziczył po matce to, że jest metamorfomagiem. Młody pan Potter
także bardziej przypomina swego ojca niż matkę, po Ginny odziedziczył tylko kilka
piegów.
-Harry! Zrób cos z tą dwójką!- krzyknęła bezsilnie Ginny.
-Ale, co?- zaśmiał się jej mąż- Mam się z nimi aportować do łazienki?
-To, dobry pomysł, byle tylko umyli ręce, a my z Hermioną usiądziemy już do stołu.
Przeszłyśmy do jadalni.
-Hermiona-zaczęła niepewnie moja przyjaciółka- czy myślisz, że źle zrobiłam
zajmując się domem?
-Co?- zdziwiło mnie takie pytanie, ni stąd ni zowąd.
-Po prostu, czasem wydaję mi się, że moje życie jest puste.- westchnęła Ginny.
Moja mina chyba zdradzała, że nadal nie rozumiem.
-Widzisz, wszyscy zaczęli coś robić po Hogwarcie. Harry i Ron zostali aurorami, ty
prawie sięgnęłaś ministerialnego stołka…
-Bez przesady- pani Potter nie zwróciła jednak uwagi na moje wtrącenie.
-A ja? Zajęłam się domem i opieka nad Teddym, ledwo skończyła 18 lat, a urodził się
James. Piorę, sprzątam, gotuję i tak cały dzień, od kilku lat. Harrego nigdy nie ma. –
zrobiła znaczącą pauzę-To nie tak, ze jestem nieszczęśliwa kocham tych moich
trzech mężczyzn, ale nie chcę całe życie być tylko matką. –głos zaczął jej drżeć.
-Ginny…- chciałam ją jakoś pocieszyć.
-Hermiona, nawet ty patrzysz na mnie z góry!- krzyknęła- Bo mnie przerosłaś!
Odkąd zaczęłaś pracę z Spencerem mogę, policzyć na palcach jednej ręki ile razy
odwiedziłaś mnie bez okazji, tak tylko by pogadać jak z przyjaciółką.!Wydaję mi się,
że unikasz mnie, bo nie jestem wystarczająco dobra dla osoby z takim statusem jak
ty! W dodatku uosabiam to, przed czym ty uciekałaś za wszelką cenę! Nawet
odrzucając miłość swojego życia!
Był to jeden z tych wybuchów długo tłumionych emocji, którego nic nie mogło
powstrzymać ani przewidzieć skutków czy potencjalnych ofiar. Krzyk o pomoc,
będący plamką na obrazku, wydającym się bez skazy.
Zawładnęły mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony byłam wściekła, że Ginny ma
mnie za osobę, która dla kariery rzuca nawet miłość jakbym była jakąś
karierowiczką, a z drugiej było mi jej żal.
-Ginny, - współczucie okazało się silniejsze- nie uważam, ze jesteś dla mnie za
dobra, to raczej ja nie dorastam ci do pięt!- próbowałam ja jakoś podbudować.- Nie
poradziłabym sobie ze wszystkim jak ty. W bardzo młodym wieku spadły na ciebie
obowiązki, których ja się wciąż boję- mówiłam bardzo spokojnie, tym bardziej, ze
rudowłosa rozpłakała się- Wiesz, jaka jestem zapracowana.- próbowałam się
usprawiedliwić.
-Tak! I nie odwiedzasz mnie, bo jeszcze wpadniesz na Rona i Lenę!- zakwiliła z
wyrzutem.
-Może kilka miesięcy temu tak było, ale już się pogodziłam z naszym rozstaniem i
cieszę się, że on jest szczęśliwy. To nie tak, że wolałam karierę od twojego brata.
Pamiętasz jak piłyśmy kawę i zastanawiałyśmy się, co Ron przywiezie mi jak wróci z
misji? Byłam pewna, że jeszcze się pogodzimy.
-Wiem i przepraszam- chlipnęła.
-Rozmawiałaś o swoich uczuciach z Harrym?
-Kiedy? Nie chce się z nim kłócić, skoro już i tak ledwo się widujemy, ciągle jest w
rozjazdach. Podjęcie tego tematu zawsze się źle kończy. Nie mam siły na „ciche dni”.
-Może spróbuj na spokojnie? A co tej pustki, zastanawiałaś się nad pracą?
-A, o czym ja mówiłam?!
-Rzeczywiście, chłopcy są już duzi.
-Harry twierdzi, ze zarabia tyle, że ja się już nie muszę męczyć. Chcę nawet kupić
dom nad morzem, tak byle mnie przekupić i wybić mi to z głowy. Twierdzi, że
wtedy oboje nie będziemy mieli czasu dla dzieci, a on wie jak to jest wychowywać
się bez rodziców.
-Co za egoista! Ale on to może być tatą na weekend?!
Naprawdę w życiu nie spodziewałabym się takiej postawy po moim przyjacielu.
-Nie, tylko…- żona próbowała go jakoś usprawiedliwić.
-Jakie tylko? Od teraz, co 2 razy w tygodniu umawiamy się na kawę.-powiedziałam
pewnym głosem- A co do Harrego…
-Co do mnie?- w jadalni pojawił się przemoczony Harry z Teddym i Jamesem.
-Ginny postanowiła rozwijać się zawodowo. Mogę jej znaleźć pracę.- oświadczyłam.
-Ginny ma już chyba dość obowiązków.
Harry poprawił okulary.
-Nie, nie rozumiesz. Ginny nie będzie zajmować się tylko domem. Ona potrzebuje
czegoś więcej! Jest za inteligenta, by siedzieć w domu.
-Hermiona, nie wtrącaj się w nasze sprawy!- mój przyjaciel był bardzo wzburzony.
-Ginny chyba jest zdesperowana, jeśli zmusza mnie do wtykania nosa w wasze
małżeństwo- wrzasnęłam- Ktoś ci powinien przemówić do rozumu! Ona nie jest
skrzatem domowym! Zatrudnijcie gosposię, a chłopcy niech idą do szkółki dla dzieci
czarodziejów.
Twarz Harrego była purpurowa.
-A, jeszcze jedno. - przyjęłam protekcjonalny ton-Pamiętaj, że nadzoruję prace
wszystkich departamentów, Biura Aurorów też. Jeżeli masz za dużo pracy, to może
znajdę ci zajęcie na stałe w ministerstwie? Konflikty z centaurami na Bałkanach i w
Europie Wschodnie ustały. Dzieci poza matką potrzebują również taty, a nie
upominków z dalekich krajów!
Zdaję sobie sprawę, ze to nie było czyste zagranie.
-Kto to mówi?! Bezdzietna panna!- wrzasnął
-Masz szczęście, że nie powiedziałeś stara. Mam oczy i to wystarczy. A ty zacznij
słuchać własnej żony, bo ona za bardzo cię kocha byś jej nie zauważał.
-Kochanie tak bardzo ci na tym zależy?- Harry zwrócił się spokojnie do żony.
-Tak, wałkujemy ten temat ponad rok!- wyrzuciła z siebie moja przyjaciółka.
Wychodzi na to, że od rozpadu mojego związku, wiele rzeczy nie zauważałam.
Przede wszystkim problemów najlepszej przyjaciółki.
-Ciociu, ale przygadałaś tacie!- wykrzyknął James.
-Ciocia Ginny mogłaby otworzyć cukiernię!- dodał Ted.
-Widzisz Harry chłopcy, nie mają nic przeciwko.- spojrzałam jak nerwowo przetarł
włosy.
Może to przez wstyd albo wojna państwa Potter była zbyt wyczerpująca.
-Dobrze-westchnął pan domu. Szkoda, że musieliśmy to przedyskutować przy
dzieciach, ale nie wtrącam się. Kochanie jak dla mnie możesz zostać ministrem, o ile
będziesz zadowolona. Rzeczywiście postaram się być więcej w domu. Dziś chyba
jakiś sąd nade mną, bo chłopcy też mi to wyrzucili.
-Ale Harry, nigdy bym nie starała się wciągnąć w to dzieci.
Pani Potter otarła łzy, synowie przytuli się do niej.
-Nie płacz mamo, - powiedział Teddy, który zazwyczaj się tak do niej zwracał, kiedy
coś nabroił, - damy ci nasze fasolki wszystkich smaków.
Ginny była nazywana przez niego mamą lub ciocią, zależnie od jego humorku.
-Ginny, kocham cię i będzie jak zechcesz, ale szczegóły umówimy po obiedzie. Teraz
siadajcie chłopcy, bo ciocia Hermiona tez wam przygada.
***
Kolacja upłynęła w dość miłej, choć nie do końca prawdziwej, atmosferze. Wróciła
do domu i zaparzyłam sobie zieloną herbatę. Zaczęłam analizować, całe to
zdarzenie.
Czy naprawdę czasem potrzeba interwencji kogoś z zewnątrz by się dogadać? Mam
nadzieję, że Harry nie będzie się długo na mnie gniewał, bo wyjdzie im na dobre.
Wiem, ze zachowałam się jak jakaś stara ciotka, która zawsze wtyka nos w cudze
sprawy. Wiem też, że nie powinnam wyrzucać wszystkiego przy chłopcach. Oni
nigdy nie powinny być światkiem kłótni dorosłych, jednak one mają oczy. Nie da się
ukryć, iż Ted i James widzą więcej niż się zdawało im rodzicom.
Przecież kochając nie możemy być egoistami. Zamykając w dłoniach delikatny
kwiat zniszczymy go.
Lecz czy ja mam prawo pouczać kogokolwiek? Harry chyba słusznie mi to
zarzucił… Rozpad związku z Ronem był spowodowany tym, że nie widziałam nawet
czubka własnego nosa, bo liczyła się kariera. Wtedy tak na to nie patrzałam,
starałam się mu wszystko tłumaczyć. Może za mało skutecznie? Może tylko siebie
usprawiedliwiam? Ale dlaczego on postawił mnie pod ścianą? Dlaczego oboje nie
chcieliśmy zrozumieć siebie nawzajem?


Odcinek 5
"Niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za to jest
ich bez liku, żeby kłamać..."
Carlos Ruiz Zafón
Spoglądałam na tą niewielką kartkę i wypisane na niej słowa. Chciałbym powiedzieć,
że się tego nie spodziewałam. Właściwie wiedziałam o tym już tamtego poranka. Nie
dopuszczałam jednak tej myśli, zagłuszałam w sobie taką możliwość od miesiąca.
***
Wiał lekki wiatr, szłam powoli nie śmiesząc się. Czułam dziwny spokój, może tylko
nie miałam ochoty na ta rozmowę, jednak się nią nie denerwowałam. Tysiące myśli
głębiło się w mojej głowie. Czy dobrze robię? Może powinnam to przemilczeć?
Wprawdzie mogłam tylko przypuszczać, jaka będzie jego reakcja, ale nie
spodziewałam się niczego dobrego, byłam na to gotowa.
Wchodząc do kafejki, uderzył mnie zapach cynamonu.
-Życzy sobie pani stolik?- zwrócił się do mnie kelner.
Rozejrzałam się wokoło i dostrzegłam Malfoya, popijającego coś z filiżanki.
-Nie dziękuję, ktoś już na mnie czeka- odpowiedziałam chłodno i podeszłam do
Malfoya:
-Witaj- powiedziałam smutnym głosem.
-Dzień dobry Granger!- uśmiechnął się do w ironiczny sposób, był w dość dobry
nastroju.- Usiądź.- wskazał mi miejsce naprzeciwko siebie.
Podszedł kelner, pytając czy czegoś nie podać, odmówiłam nie planowałam zbyt
długiej pogawędki.
-Nie napijesz się nawet kawy?- jak fałszywa jest słodycz jego słów, zdradzała
ironiczna mina. Nic się nie zmienił.
-Nie przyszłam tu po to, być pić z tobą kawę.
-Twoja strata, cappuccino mają tutaj wyśmienite.- upił łyczek.
Jego sztuczna uprzejmość doprowadzała mnie powoli do furii, ale starał się być
opanowana i nie zdradzać emocji.
-Przyszłam o czymś ci powiedzieć.- przeciągałam ten moment, gdyż nie potrafiłam
powiedzieć wprost.
Może lepiej byłoby tak zrobić, po czym obrócić się na pięcie i wyjść?
-To ma związek z moją pracą?
Czyżby Malfoy bał się o swoją posadę?
-Nie- dłonie zaczęły mi się trząść z nerwów, musiałam je schować pod stołem- To
ma związek z tobą, ale nie twoją pracą…Właściwie chodzi o nas oboje…
- Nudzisz mnie Granger, jeszcze gadasz zagadkami.-kącik jego ust wykrzywił się w
coraz to bardziej wredny sposób-Mów z mostu, czego chcesz albo po prostu
przyznaj się, że zawróciłem ci w głowie.
-Co?!- zaczęłam nerwowo mrugać ze zdziwienia.
Co ten pajac sobie wyobraża?!
-Nie udawaj, że nie myślisz o mnie. Dla takiej szlamy jak ty noc ze mną musiała być
spełnieniem marzeń.
-Chyba kpisz!- byłam czerwona ze złości- Zapomniałabym o tym, gdyby nie mały
szkopuł! Jestem z Tobą w ciąży Malfoy!- wykrzyknęłam tak głośno, że wszyscy
ludzie w lokaju spojrzeli na nas.
Nigdy nie myślałam, że jego twarz może stać się jeszcze bledsza niż na co dzień, a
jednak w tym momencie nie różniła się kolorem od kartki papieru.
Nerwowo wypił całą zawartość filiżanki:
-Żartujesz sobie?! Po jednym razie?!- patrzał błagalnym wzrokiem.
-Nie, to wystarczyło!- fuknęłam.
-Będę mieć dziecko?! Z tobą?! Ja?! Z moim urodzenie?!- mówił bardziej do siebie niż
do mnie. Po chwili zamilkł i tępo wpatrywał się w stół.
-Stwierdziłam, że powinieneś wiedzieć.- warknęłam przez zęby, nie mogąc już
słychać obelg pod adresem mojego pochodzenia.-A, jeszcze jedno Malfoy, nic od
ciebie nie chcę.- wstałam z zamiarem wyjścia.
-Granger! -usłyszałam za sobą i mimowolnie odwróciłam się.
-Nie mam ochoty dłużej z tobą rozmawiać. Żegnam panie Malfoy.
Na jego twarzy nieoczekiwanie znów zagościł wredny uśmieszek, jakby już otrząsnął
się z szoku.
-Wyjdź za mnie?- powiedział wyniosłym tonem.
-Co?
-Chociaż jesteś szlamą…
Wybiegłam, nie miałam już siły kontynuować ta rozmowę. Co on sobie wyobraża?!
Żałuję tylko, iż nie zamówiłam chociażby wody, przynajmniej bym chlusnęła go nią
w twarz.
***
Musiałam mu powiedzieć- szepnęłam do siebie, jakby chciała przekonać własne ja o
słuszności mojej decyzji.
Siedziałam sobie na kanapie, z podkulonymi kolanami pod brodą, dzierżąc w dłoni
kubek ciepłej czekolady.
Musiałam poinformować Malfoya o „dziecku”? Jak te słowo dziwnie brzmi. Pod
moim sercem jest mała istotka? Istotka to lepsze słowo, czterotygodniowa istotka.
Nie należę do kobiet, które maja problemy z liczeniem. Kiedy następnego dnia po
bankiecie spojrzałam w kalendarz, wiedziałam, że wypadek, błąd, czy jak to tam
nazwać, z udziałem Malfoya, wydarzył się w najgorszym terminie. Ale nie myślałam
o tym. Nie sądziłam, że spotka mnie taka ironia losu.
Rozstałam się z mężczyzna, którego kochałam nad życie, bo byłam zbyt niedojrzała
na założenie rodziny, a teraz będę miała dziecko z mężczyzna, którego jeszcze kilka
lat temu darzyłam szczerą i odwzajemnioną nienawiścią.
I on musiał się o tym dowiedzieć. Nie dlatego, że miał do tego prawo. To tej
małej istotce, którą nieświadomie sprowadziłam na świat, byłam to winna.
Bym nigdy nie wyrzucała sobie, że czegoś nie próbowałam jej dać, że coś jej
odebrałam unosząc się dumą. Choć w pewnym sensie już to zrobiłam.
Nieświadomie obrałam jej za ojca człowieka: aroganckiego, zuchwałego i
myślącego tylko o sobie, który w swoim ciasnym świecie nie znajdzie dla niej
miejsca.
Zanurzyłam usta w słodkim napoju.
Dlaczego spytał czy za niego wyjdę? To miał być durny, a wręcz niesmaczny, biorąc
pod uwagę całą sytuację, żart? Najpewniej chciał mnie upokorzyć. Czy liczył na to,
że rzucę mu się na szyję jak w romansie i wykrzyknę jakiś ckliwy tekst, o tym, że
zawsze go kochałam? Aby mógł potem powiedzieć, że chyba oszalałam? Nazwał
mnie szlamą… Pomimo upływu czasu nadal nienawidzę tego określenia. Ono mnie
już nie rani, tylko złości. Lecz teraz nawet nie czuję gniewu, nie obchodzi mnie
nawet ten blond włosy kretyn. Nie pamiętam bym kiedykolwiek tak się bałam,
nawet walcząc z Voldemortem. Wiedziałam wtedy, co mogło mnie czekać, a
tymczasem czuję się taka bezsilna. Nie mam pojęcia, co mam zrobić dalej i jak
będzie wyglądać moje życie za, właściwie w ciągu, kilku najbliższych miesięcy.
Nigdy nie byłam tak bezradna...

1 komentarz:

  1. Cudne! Dopiero teraz to zobaczyłam lecę czytać dalej :D
    A.

    OdpowiedzUsuń